WŁADZA BEZ RZĄDZĄCYCH

Nasze zgromadzenie jest zwycięstwem. Mao Zedong nie żyje. Święcimy triumf dialektyki. Jego śmierć jest dobra. Od czasów starożytnych aż do dziś nikt nie zawiódł, wszyscy umierali. To jest prawo fizycznego rozwoju.

Mao Zedong w projekcie mowy pogrzebowej na swoją cześć

Pójść za daleko jest równie źle, jak nie dojść nigdzie.

Konfucjusz

Pogląd, jakoby życie społeczne musiało być budowane w oparciu o relacje oraz instytucje władzy – jest oczywistym fałszem. Owszem, stosunki władzy, jeśli im pozwolić, będą się pojawiały spontanicznie. Najlepszego modelu dostarczają tu chyba mafie, narzucające słabym społecznościom swoisty system koncesji i podatków. Można przypuszczać, że gdyby zdemontować wszelkie władze i pozostawić społeczeństwo poza wszelką kontrolą, to prędzej czy później ukształtowałyby się w nim stosunki typu sycylijskiego. Oczywiście, możliwe jest, że ludność zorganizowałaby się dla samoobrony, ustanowiła jakichś szeryfów, dobrowolnie się na ich rzecz opodatkowała, ale różnica między obiema sytuacjami ma raczej filozoficzny charakter, bo skutek jest jakby ten sam, skoro i w jednym, i w drugim przypadku ludzie musieliby się podporządkowywać silniejszym oraz utrzymywać ich.

W wielu, a może w większości obszarów staje się możliwa organizacja społeczeństwa nie oparta na stosunkach dominacji czy wyzysku. Dobrego przykładu dostarcza ruch drogowy: właściwie wszyscy jego uczestnicy są wolni i względnie równoprawni. Oczywiście, podlegają rozmaitym regułom i ograniczeniom, nikt jednak nie dowodzi ruchem pojazdów, nikt go nie planuje, nie inicjuje, a sterujące nim reguły i automaty to środowisko martwe. Owszem, pojawiają się czasem policjanci, by ruchem sterować w sytuacjach, kiedy zawodzą automatyzmy, ale to już jest w ruchu drogowym taki mały stan wyjątkowy; normalnie nikt nie musi rządzić. Poza sytuacjami nadzwyczajnymi ruch drogowy jest procesem spontanicznym, w którym policja ogranicza się do funkcji kontrolnych, czyli weryfikacji, czy ktoś zbytnio nie łamie ustalonych reguł.

Skoro pojawiają się coraz większe możliwości automatyzacji, informatyzacji, skoro coraz więcej procesów zaczyna wykazywać samosterowność, a konsumpcja zbiorowa zaczyna być policzalna i coraz łatwiejsza do indywidualizacji, to właściwie władze będą potrzebne już tylko tam, gdzie model samoorganizacji okazuje się niewystarczający. Chodzi o niektóre zadania z obszarów dobra wspólnego: infrastruktury, oświaty, zabezpieczenia społecznego i zdrowotnego, sprawiedliwości i bezpieczeństwa. Reszta lepiej poradzi sobie bez jakichkolwiek władz.

Jakieś minimum władzy to kontrola, a minimum kontroli to kary. Władza minimalna będzie zatem przykra, ale też jak najmniej wypaczająca naturę ludzi. Władza, która przymusza do jakichś zachowań (należałoby ją paradoksalnie nazwać władzą pozytywną) albo która jakieś zachowania nagradza (milsza od karzącej, ale też wymagająca znacznie szerszego zakresu kompetencji) – to już władze modelu etatystycznego czy zgoła totalitarnego, które odrzucam.

Czego pojedynczy człowiek może oczekiwać od władzy? Przede wszystkim tego, by mu nie szkodziła: nie zadawała gwałtu, nie rabowała, nie przymuszała do czegoś, nie gnębiła. Czyli jakby, żeby nie istniała, prawda? A kiedy władza jest mu potrzebna? No, gdy może z niej korzystać. Dotyczy to chyba ogólnie trojakiego rodzaju sytuacji: kiedy ktoś sam władzę sprawuje, gdy władza go czymś obdarza (zwykle kosztem zubożenia kogoś innego) lub kiedy przed kimś innym chroni. Te dwie pierwsze funkcje trzeba odrzucić jako deprawujące, pozostaje trzecia: ochrona przed czyjąś dominacją.

Co się tyczy tego, by jedni drugich nie krzywdzili, nie ograbiali, nie zniewalali, to dla ochrony przed tym władcy mogą w ogóle nie być potrzebni. Kiedyś pewnie będzie można powierzyć w tym zakresie funkcje kontrolne martwemu środowisku, coraz więcej zdaje się tu obiecywać nanotechnologia: samoreplikujący się kurz może wypełnić powietrze – jak bakterie teraz, pozostaje tylko kwestią zaprogramowanie go. Nie może być przy tym zbyt inteligentny, bo jeśli uzyska osobowość, to stworzymy sobie bożka, i to rządzącego bezpośrednio, a to raczej ponura perspektywa.

Wizja władzy maszyn nie jest aż tak przerażająca, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Już dziś w ruchu miejskim wszyscy podlegamy władzy maszyn – automatów sterujących ruchem – i jakoś nie wywołuje to większego dyskomfortu czy tym bardziej krzywdy. Zresztą, wszyscy podlegamy również kontroli środowiska, którą sprawują nad nami wypełniające ekosferę mikroorganizmy. Ich sprawiedliwość jest wprawdzie raczej nierychliwa, ale dość skutecznie eliminuje ze środowiska i genotypu ludzkości różne postawy urągające higienie czy gwałcące biologię.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010