POWTÓRKA Z HISTORII

Czy rola Polski będzie żadna, jak sądzi autor, w trój-partnerstwie: USA – UE – Rosja, zależy od tego czy polska elita polityczna, jeśliby kiedyś taka powstała, będzie prowadziła politykę samodzielną, starając się wokół siebie zgrupować podobne elity polityczne narodów naszego regionu, które nie są zainteresowane rozkwitem miłości franko-nimiecko-rosyjskiej. Nie byłbym też tak pewny sojuszu amerykańsko-rosyjskiego, wprost przeciwnie, właśnie obserwujemy jego zakończenie, a w polityce najgorsze jest uleganie schematom. Skoro przegraliśmy powstania narodowe, to w 1982 roku wszyscy byli przekonani, że kończący się komunizm będzie wieczny. Polityk – więzień własnych strachów i schematów – jest złym politykiem. Historia lubi się powtarzać ale za kolejnym razem to już farsa, natomiast mechaniczne przenoszenie rezultatów dawnych procesów politycznych na nowe wiedzie tylko do samooszukiwania się i ułatwiania polityki przeciwnikowi. J. Darski

Niektórzy felietoniści od pewnego czasu sprawiają wrażenie jakby się przebudzili dopiero po pierwszym maja 2004 roku. Jakby dopiero dzień wstąpienia polski do Unii Europejskiej pozwolił im zrozumieć, że to na co głosowali ma już niedługo przestać istnieć. Zarówno oni jak też niektórzy politycy i tacy jak ja mają jeszcze nikłą nadzieję, że super państwo zaproponowane przez konstytucję europejska przepadnie wraz z jej odrzuceniem w referendum. Myślę, że te nadzieje są już coraz słabsze a siła używanych argumentów by tak się stało po wizycie prezydenta Busha w Europie będzie systematycznie słabnąć. Wizyta prezydenta Busha jest wizytą ze wszech miar historyczną i to nie bynajmniej w zakresie poprawy wzajemnych stosunków z poszczególnymi państwami starej Europy ale z nowym podziałem świata, w którym procesy globalne będą kontrolowane przez Stany Zjednoczone, Rosję i Unię Europejską.

Mam nieodparte wrażenie, że historia się powtarza. Jakby dzień wizyty prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej był dwudziestym pierwszym czerwca 1941 roku. Rozpoczęła się operacja "Barbarossa". Moim zdaniem był to ważniejszy dzień dla Polski niż pierwszy czy siedemnasty września 1939 roku. Tamte dni były dla Polaków dniami walki i honoru i jak po każdej poprzedniej wojnie dawały nadzieję na wyzwolenie i odbudowę. Lecz 21 czerwiec 1941 roku jest dniem oddania nas w jarzmo komunizmu na długie pięćdziesiąt lat, po których jak wskazuje ostatnie piętnaście lat nie ma już czego odbudowywać. Staliśmy się narodem niewolników wychowanych i ukształtowanych nie przez wiedzę o historii własnego narodu lecz na zbitkach radzieckich i niemieckich propagandzistów. Tak wytrwale i z wielką determinacją utrwalanych zarówno przez tak zwanych polskich "intelektualistów" mających romans ze Stalinem jak i dzisiejszych chełpiących się poprawnością polityczną cykad. Czego przejawem ostatnich dni może być zachowanie Pana Wałęsy. Człowieka symbolu, który nie umiał zostać wielkim.

Znamy w Polsce pojęcie, że historia lubi się powtarzać. Ale czy umiemy z niej wyciągać wnioski? Czy widzimy zbieżność zdarzeń i sytuacji? D. W. Bush przyjeżdżając do Brukseli uznał fakt powstania nowego podmiotu, nowego super państwa w postaci Unii Europejskiej a w jej łonie dwa narody Francję i Niemcy, które poprzez hegemonię w nowym państwie, będą w stanie realizować własne ambicje mocarstwowe, których tak naprawdę nigdy się nie wyrzekły, a które w przeszłości doprowadzały do licznych konfliktów pomiędzy nimi. W 1941 roku gdy zaczęła kształtować się wielka trójka, gdy Stalin z tyrana stawał się powali wujaszkiem Joe, dotychczasowa rola Polski jako największego sojusznika Anglii straciła na znaczeniu. Jej przywiązanie do tradycyjnych wartości a przede wszystkim honoru w imię, którego walczono w tej wojnie stało się niewygodnym balastem w realizacji wizji nowego podziału świata. Należy chyba zadać sobie pytanie czy dziś gdy przywódca największego państwa świata uznał już de facto trój-partnerstwo Stanów Zjednoczonych Unii Europejskiej i Rosji za fakt nowego oblicza świata. To jaka pozostała w nim rola Polski? W czasie gdy Niemcy i Francuzi osiągnąwszy swój cel w postaci UE są w stanie zrezygnować z własnej podmiotowości. Uważam, że rola Polski będzie żadna. Podobnie jak w wielkiej koalicji gdy we właściwym czasie nie umieliśmy wygrać swojego pięć minut. I w konsekwencji ciągłych ustępstw zabrakło dla nas miejsca w londyńskiej defiladzie zwycięstwa. Przedstawiciele czwartej armii koalicji zostali tułaczami, milczącym wyrzutem sumienia wolnego świata, który poprzez własną krótkowzroczność zbudował mur berliński. Moim zdaniem początek nawiązania stosunków USA i UE jest końcem spostrzegania Polski przez Amerykę jako partnera o dotychczasowym znaczeniu. Od początku było jasne dla wszystkich, że USA i ich sojusznicy w Iraku nie osiągną swoich celów bez poparcia Francji i Niemiec. G. W. Bush uznając UE jako partnera w rozwiązywaniu problemów współczesnego świata nie tylko dał poczucie satysfakcji Francuzom i Niemcom ale wszystkim malutkim, którzy od tego dnia mogą się czuć jakby to od nich zależały losy świata. I to właśnie ten fakt moim zdaniem będzie miał największe znaczenie przy podejmowaniu decyzji na "Tak" podczas poszczególnych referendum w starych państwach Unii.

W przypadku Polski, gdy kierują nią ludzie wychowani i ukształtowani poprzez ideę internacjonalizmu, a więc idei obcej koncepcji państwa jest rzeczą naturalną, że ich ciążenie w kierunku socjalliberalnego tworu i przyjmowanie jego struktur za własne jest kwestią czasu. Mierzonego osiągnięciem jak największych korzyści materialnych i politycznych.

Obawiam się, że w sytuacji słabnącej roli państwa na rzecz regionów będziemy spostrzegani jako jedna z "prowincji" imperium i to prowincji dość krnąbrnej, której światli Europejczycy będą musieli stale przypominać, że nie wolno już prowadzić samodzielnej polityki np. zagranicznej a jej przywiązanie do kościoła i tradycji uznawane będą za przejawy zacofania na równi z plemionami Afryki, Ameryk czy wysp Pacyfiku. Mam tylko nadzieję, że Polacy w prawdzie pozbawieni elit wymordowanych w niewyobrażalnie barbarzyński sposób przez Rosjan, Niemców i ojców dzisiejszych postkomunistów. Lecz umiejący trwać przez wieki w swoim uporze przy umiłowaniu do ojczyzny pomny złożonych da niej ofiar potrafi odróżnić dobrowolny związek suwerennych państw od administracyjnego super państwa. Mam nadzieję, że będziemy głosować przeciw na przekór arogancji polityków, którzy już odtrąbili zwycięstwo. Czy starczy nam determinacji i sił by nie ulec szantażom i groźbą? Czy starczy nam pamięci by dostrzec przyszłość.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010