WYBIERAM CELĘ Z AMERYKANAMI

Wojna z Irakiem wzmogła falę antyamerykanizmu na świecie i w Europie. Z nowa siłą do głosu doszły „postępowe”, często komunizujące siły lewicy jeszcze niedawno znajdujące ujście w demonstracjach antyglobalistów, a przed rokiem 1990 walczące z „amerykańskim imperializmem”. Dziś antyamerykanizm jest w wielu środowiskach w modzie. Zyskał ponadto wsparcie w jawnie antyamerykańskich postawach polityków wielu państw zachodnioeuropejskich, które w USA zaczęto określać mianem „Starej Europy”. Europy, która pozostaje bierna wobec zagrożeń do momentu aż nie dotknął jej one bezpośrednio burząc umiłowany pokój „za wszelka cenę”.

Do czasu rozpadu Związku Sowieckiego sytuację na świecie określała rywalizacja dwóch imperiów. Związek Sowiecki i Stany Zjednoczone rywalizowały na całym świecie o wpływy i poparcie, a Europa zajmowała w tej rywalizacji miejsce szczególne. Militarna obecność Ameryki w Europie Zachodniej gwarantowała powstrzymanie globalnej ekspansji komunizmu. Dlatego też, Rosji zależało na wyparciu USA z Europy. Używała w tym celu sloganów o „Wspólnym europejskim domu”, o konieczności wycofania się USA z Europy, których obecność militarna miała powodować zdaniem ZSRS napięcia w sytuacji międzynarodowej oraz była przejawem „polityki konfrontacji” i amerykańskiego „imperializmu”. ZSRS wspierało też ruchy lewackie oraz kontestujące cywilizację Zachodu (wartości chrześcijańskie, wolny rynek, kapitalizm itp.), której Ameryka stała się sercem. Dziś, wielu tego typu „antykapitalistów” znajduje ujście dla swoich idei w głoszeniu antyamerykanizmu.

Logika imperium

Po upadku Związku Sowieckiego jedynym, prawdziwym mocarstwem światowym pozostały Stany Zjednoczone. Stały się nim już wcześniej ze względu na potęgę gospodarczą oraz zwycięstwo właśnie amerykańskiej wizji świata i pielęgnowanych przez nich wartości życia społecznego, politycznego i ekonomicznego, które w niegdysiejszych państwach komunistycznych stały się miarą sukcesu. Chcąc nie chcąc Stany Zjednoczone wraz ze wzrostem swej pozycji w toku konfrontacji z ZSRS jako jedyne imperium, zaczęły ingerować w coraz więcej obszarów na całym świecie. Na tym też polega logika imperium, a przyroda nie znosi próżni. USA są zbyt wielkim mocarstwem aby zamknąć się w splendid isolation i niejako „automatycznie” muszą angażować się w globalne problemy. Równocześnie świat stał się w ostatnich dziesięcioleciach zbyt mały i zbyt niebezpieczny aby takie państwo jak USA nie chciało weń ingerować i kontrolować rozprzestrzeniania się broni masowego rażenia czy po 11 września 2001 r. - terroryzmu. Oczywiście wielu może się nie podobać, że USA uzurpują sobie rolę światowego żandarma i określają standardy dobra i zła. W kategoriach absolutnych można oczywiście przyznać częściowo rację takiej argumentacji. Jednak z punktu widzenia real politik, a także dobrze rozumianego interesu Polski działanie USA jest wysoce uzasadnione.

Jeśli zdamy sobie sprawę z oczywistego faktu, iż świat w wielkiej mierze nie składa się z miłujących pokój gołąbków i samo ograniczających się mocarstw, a dążących do dominacji nad innymi państw, wówczas dostrzeżemy pozytywną rolę USA. Co do określania przez Amerykanów kto jest dobry, a kto zły to można tu znaleźć jednak pewną logikę. USA ingerują dyplomatycznie bądź militarnie w miejsca, która z ich punktu widzenia, a także punktu widzenia Zachodu mogą być źródłem destabilizacji i zagrożeń. Amerykanie, inaczej niż część Europejczyków postrzegają wartości na jakich zbudowano Amerykę (i w dużej części też współczesną Europę) w kategoriach absolutnych i znacznie łatwiej przychodzi im rozróżnienie dobra od zła, co wielu Europejczyków postrzega jako przejaw fanatyzmu.

Europejska moralność?

Europejscy przeciwnicy Stanów Zjednoczonych, tacy jak Niemcy czy Francja, atakują USA z pozycji moralnych. Wydaje się, iż uznają oni jakiekolwiek działania militarne jako absolutne zło, choć wiadomo, że bardzo często tak nie jest, a wiele wydarzeń z historii dobitnie to ukazuje. Poruszającym jest też fakt, iż dotychczas chlubiący się ze swego pragmatyzmu, zwalczającego koncepcję moralności w polityce (w przeciwieństwie do nacechowanego ideologią podejścia amerykańskiego do polityki) europejscy przywódcy zaczęli niemal używać języka Ojca Świętego, którego nie są bynajmniej adoratorami. Zarzuca się więc Stanom Zjednoczonym, że wojna z Irakiem jest wojną o ropę i partykularne interesy USA. Z pewnością jest w tym wiele prawdy, ale nie można zapominać, że Irakiem, który jest drugim na świecie eksporterem ropy naftowej rządzi człowiek, który czerpane z tego zyski przeznaczał na rozpętanie dwóch wojen ze swymi sąsiadami. Saddam Husajn wytworzył broń chemiczną i biologiczną, którą truł własnych obywateli oraz wspierał terroryzmu zagrażający Ameryce i naszej cywilizacji. Lecz najbardziej dziwi dość powszechne przekonanie, że takim krajom jak Rosji „demokratycznie rządzącej Czeczenią” czy Chinom równie „humanitarnie” władającym Tybetem, zależy głównie na pokoju i dlatego są przeciwne interwencji militarnej USA. Za postawą przeciwników USA nie kryje się umiłowanie dla pokoju, a gospodarcze i polityczne interesy oraz obawa przed wzmocnieniem się pozycji Stanów Zjednoczonych. Pikanterii temu sojuszowi dodają wymienione już Niemcy – znani pacyfiści i Francuzi, których antyamerykanizm jest już tradycyjny, tak jak marzenia o imperium, którym Francja przestała być wraz ze śmiercią Napoleona. Wydaje się, iż Francuzi byliby przeciwni nawet wojnie w obronie własnego kraju – w imię pacyfizmu oczywiście. Dobrym przykładem takiej bierności, nawet w przypadku poważnej destabilizacji w samej Europie jest wojna w byłej Jugosławii i Kosowie. Między innymi i francuskie wojska w Bośni zupełnie nie zapobiegły rzeziom tamtejszych muzułmanów i gdyby nie stanowcza interwencja USA zarówno bilans starć w Bośni jak i Kosowie był by znacznie tragiczniejszy.

Rola Polski

Wielu zarzuca Polsce, że swym jednoznacznym poparciem dla polityki USA rozbija spójność polityki europejskiej oraz stawia nas w konflikcie z członkami Unii Europejskiej, do której aspirujemy. Jest to twierdzenie, które nie do końca można zaakceptować. Po pierwsze, politykę USA popiera wielu członków UE, również tych największych. Po wtóre, nie można występować przeciwko czemuś czego nie ma. Unia Europejska nie miała i ciągle nie ma wspólnej polityki zagranicznej, a stanowisko Niemiec i Francji nie może być utożsamiane ze stanowiskiem całej UE. Postawa m. in. Polski tylko obnażyła tę słabość. Myśmy po prostu powiedzieli „król jest nagi”, ot wszystko. Wydaje się, że taka sytuacja może tylko pomóc UE w wypracowaniu jakiegoś wspólnego modelu postępowania na przyszłość. Można też sytuację odwrócić i z całą odpowiedzialnością stwierdzić, iż to właśnie Francja i Niemcy niszczą jedność europejską budując sojusz z Rosją czy Chinami poza strukturami Unii.

Wizja przyszłości

Musimy zrozumieć, że zawsze ktoś będzie rządził światem i jeśli nie będzie to Ameryka to jej miejsce z przyjemnością zajmą Chiny czy Rosja, bo na pewno nie Niemcy czy Francuzi. Na razie jednak żadne z tych państw nie jest w stanie samodzielnie zdominować globu. Mogłyby to zrobić jedynie w porozumieniu, prowadząc politykę podziału stref wpływu, której ofiarami padałyby słabsze państwa – w tym Polska. W świecie musi ktoś dominować i czy nam się to podoba, czy też nie, będziemy w większym czy mniejszym stopniu zdominowani i zależni w świecie, który się skurczył i stał się globalnym więzieniem. W więzieniu, w którym są cele z Rosjanami czy Chińczykami ja wybieram dla Polski celę z Amerykanami. Choć może nie podobać się nam amerykańskie demokratyzowanie świata i przekonanie, że wiedzą co jest dla niego najlepsze, nie widzę na razie innej bezpieczniejszej alternatywy dla Polski. Amerykanie nie zawiedli nas tak mocno jak nasi europejscy sąsiedzi i jak się okazuje w obliczu porozumienia Niemiec z Rosją amerykańskie bazy wojskowe w Polsce są jedyną rękojmią naszego bezpieczeństwa. Z dwojga złego wolę głupią amerykańska pop-kulturę i niesmacznego McDonald’a od rosyjskiego knuta czy chińskich wyroków śmierci wykonywanych na stadionach pełnych ludzi.

Na pewno lepiej byłoby budować bezpieczeństwo i rozwój Polski w oparciu o współpracę europejską. Jednak w obliczu takich partnerów nie mogło być wątpliwości, po której stronie stanąć. Ponadto, o czy świadczy postawa wielu członków UE, bliskie stosunki z USA nie muszą i nie powinny być alternatywą dla rozwoju współpracy w ramach Unii, do której Polska wkrótce mam nadzieję wstąpi. Unii, która wyciągnie wnioski z tej lekcji i będzie w stanie wspólnie sprostać wyzwaniom przyszłości.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010