ROLA POLSKI W NATO

W Polskiej Agencji Informacyjnej rozpoczął się w grudniu cykl dyskusji z udziałem parlamentarzystów i polityków poświęcony strategicznym celom naszej polityki zagranicznej. Pierwszy temat dotyczył roli jaką Polska powinna odgrywać w naszym regionie Europy jako członek NATO.

W panelu uczestniczyli minister Jerzy Marek Nowakowski, doradca premiera do spraw polityki zagranicznej i Czesław Bielecki, przewodniczący sejmowej komisji spraw zagranicznych. W dyskusji udział wzięli również ambasadorzy Węgier, Słowcji, Litwy i Ukrainy.

Nie ulega wątpliwości, iż w interesie Polski leży polityka otwartych drzwi i dalsze rozszerzenie NATO byśmy nie być krajem frontowym. Dyskutanci stanowczo podkreślali, że chodzi właśnie o rozbudowę NATO, a nie o jego dublowanie poprzez tworzenie sił zbrojnych OBWE czy samej tylko Unii, co musiałoby doprowadzić do wyeliminowania USA, a w konsekwencji do obezwładnienia takiego nowego tworu. NATO musi zachować charakter atlantycki. Czy jednak priorytety nowych członków Sojuszu dotyczące jego rozszerzania są takie same?.

Tylko objęcie nim Słowacji leży w równym interesie krajów wyszehradzkiej trójki. Poza tym priorytety Polski i Węgier nieco się różnią, nie mówiąc już o Czechach, dla których ze względów geopolitycznych przyjęcie innych państw nie jest kwestią bezpieczeństwa narodowego.

Dla Węgier ważniejsze niż rozszerzenie NATO w kierunku płn-wschód, jest rozszerzenie na południe, na kraje postjugosłowiańskie i zabezpieczenie granicy z Serbią oraz objęcie przez Sojusz Rumunii i Bułgarii.

Dlatego, zdaniem Węgrów, jednym z zadań polityki polskiej i węgierskiej powinno być wzmocnienie przez nie pozycji prozachodnich i proatlantyckich elit politycznych na Ukrainie oraz w Rumunii i Bułgarii. O ile te dwa ostatnie kraje mają dla nas mniejsze znaczenie, gdyż nie granicząc z Serbią nie potrzebujemy w takim stopniu jak Węgrzy sojuszników w tym rejonie, o tyle Ukraina ma dla nas nawet większe znaczenie niż dla Budapesztu.

Jasne jest, że dopiero wciągnięcie Ukrainy do Sojuszu zabezpieczyłoby naszą i węgierską granicę. Z tych samych powodów Rumunia jest tak ważna dla Budapesztu zaś Bułgaria umożliwiłaby połączenie z Turcją.

Wszyscy rozumieją, że sukces integracji z NATO nowych członków otworzy jego bramy przed następnymi ubiegającymi się. Jeśli nie zdamy tego testu, nie będzie rozszerzenia a proatlantyckie elity u naszych sąsiadów zostaną zepchnięte na margines.

Podstawową kwestią jest jednak odpowiedź na pytanie jak aktywnie wzmacniać siły proatlantyckie (prozachodnie) u naszych sąsiadów?

Czesław Bielecki przedstawił koncepcję tworzenia na Wschód od nowych członków NATO strefy pośredniej, którą można by nazwać "cordon democratique". Nie izolowałaby ona całkowicie Rosji, która przez najbliższe 8-10 lat będzie jeszcze przeżywała smutę, ale jednocześnie nie pozwalałaby jej na akty agresji wobec zachodnich sąsiadów. Kraje wyszehradzkie przekazywałyby krajom sterfy pośredniej elementy demokracji i gospodarki rynkowej, a te być może grałyby rolę takiego samego pośrednika wobec Rosji. W tej koncepcji Ukraina stopniowo zbliżałaby się do Zachodu, co jej przystąpienie do NATO i Unii czyniłoby w miarę upływu czasu coraz realniejszym.

Pozostaje jednak kwestią otwartą jak przekazywać rozwiązania demokratyczne i wolnorynkowe? Czy samo działanie teorii odbicia, czyli dążenia do naśladownictwa u naszych sąsiadów instytucji i rozwiązać, które zdadzą egzamin u nas, wystarczy?

Pomysł wysłania ekipy ekonomistów, np. na Ukrainę, która wzamian za konkretne reformy otwierałaby kranik z pomocą, jest raczej nierealny. Nikogo nie uda się zreformować na siłę, jeśli on sam nie będzie tego chciał.

J. M. Nowakowski widzi możliwość tworzenia przez polskie spółki trójstronnych porozumień z firmami zachodnimi i wschodnimi by ułatwić napływ kapitału i w ten sposób wymusić zmianę stosunków. Pośrednictwo nie będzie jednak skuteczne, jeśli miejscowe warunki nie zostaną zmienione.

Polska może oczywiście przekazywać na wschód i południe doświadczenie wynikające z członkostwa w NATO, wiedzę o skutecznym organizowaniu lobbingu w tej sprawie na Zachodzie, przypominać, że ważne jest nie tylko bezpieczeństwo wojskowe ale również polityczne, energetyczne, ekologiczne i społeczne tj. bezpieczny poziom poparcia społecznego dla działań politycznych podjętych przez demokratycznie wybrane władze. Ale wydaje się, że najważniejsze jest jednak poszerzanie takich elit miejscowych, które są zainteresowane reformami i utrzymaniem niepodległości, gdyż tylko one mogą im zapewnić wyższy status społeczny i życie w dobrobycie.

Zdaniem ambasadora Ukrainy, Dmytro Pawłyczki, Polska powinna popierać wszystko, co czyni Ukraina w swoim dążeniu ku Zachodowi i wspierać ukraińskie siły demokratyczne, w tym np. młody Ruch, który otwarcie domaga się wejścia do NATO.

Co do meritum wszyscy się zgadzamy, pozostaje jednak otwarte pytanie jak konkretnie wspierać owe siły demokratyczne?

Najtrafniej odpowiedział na nie minister Nowakowski. Sądzi on, że Polska powinna oddziaływać na młode pokolenie Ukraińców i Białorusinów, które zadecyduje w przyszłości o charakterze ich państw, a to znaczy wspierać ukrainizację i białorutenizację w tych krajach np. pomagając rozwijać konkurencyjną dla rosyjskiej narodową telewizję.

Wydaje się jednak, że na naszą nieruchawą administrację nie można liczyć i jak zwykle w naszej historii, to instytucje społeczeństwa obywatelskiego powinny wziąć na siebie to zadanie.

Obok tradycyjnych mediów, tj. stacji radiowych i telewizyjnych, które Polska powinna przynajmniej pomóc rozwijać w języku białoruskim i ukraińskim, należy postawić na rozwój internetu. Jeśli udostępnilibyśmy nasze serwery periodykom wydawanym w języku białoruskim i ukraińskim, wzmacnialibyśmy białorutenizację i ukrainizację. Również w tych językach moglibyśmy zamieszczać materiały właśnie zbliżające do Europy. Nie chodzi o to, że potencjalni czytalnicy nie znają polskiego, ale o udokumentowanie wartości komunikacyjnej języka białoruskiego i ukraińskiego. Naszymi adresatami z oczywistych powodów byłyby grupy społeczne najbardzie prozachodnie i nowoczesne. Jednocześnie byśmy im dostarczyli narzędzia propagowania okcydentalnych idei politycznych. Już sam instrument tej działalności przyciągałby ludzi najbardziej rzutkich, energicznych, inteligentnych i sprawnych.

Należy również zastanowić się nad sposobem zbierania i rozpowszechniania przez internet informacji o naszej części Europy i wiedzy o jej problemach w środowisku zachodnim. Dotąd każdy z krajów robił to osobno, starając się przekonać, że sąsiedzi nie są warci zainteresowania. Teraz należałoby raczej zbierać informacje przekrojowo, tworzyć strony problemowe, dające dostęp do tego samego typu informacji ze wszystkich krajów naszego regionu. W ten sposób sprzyjalibyśmy ich integracji i rozwojowi współpracy.

W dziedzinie oświaty nie wystarczy program stypendialny, gdyż z konieczności nauka będzie musiała odbywać się po polsku. Można jednak pomyślec o założeniu polsko-ukraińskiej lub polsko-ukraińsko-białoruskiej uczelni w jednam z miast granicznych, na której nauka odbywałaby się w trzech językach. Przygotowywano by zaś kadry nie o specjalizacjach literackich lecz głównie ekonomicznych, na potrzeby gospodarki rynkowej i programu reform gospodarczych. Tworzono by w ten sposób kadry, które by przeżyć, musiałyby same walczyć o reformowanie swych krajów. Z punktu widzenia Polski, działalność taka pomogłaby ożywić naszą zapóźnioną ścianę wschodnią. Pierwszym krokiem byłoby utworzenie polskiej grupy inicjatywnej na rzecz powołania uniwersytetu i stymulowanie powołania jej odpowiednika po stronie ukraińskiej. Następnie zależałoby opracować zasady funkcjonowania nowej uczelni, jej program i wówczas można by zwrócić się o wsparcie finansowe do administracji państwowej obu krajów i instytucji europejskich.

Autor publikacji
Recenzje i art. recenzyjne
Źródło
Gazeta Polska stycznia 2000