POCZĄTEK ROZGRYWKI

W dniach 6 – 8 lipca odbędzie się w Moskwie spotkanie na szczycie z udziałem prezydenta USA Baracka Huseina Obamy oraz prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa i premiera Rosji Władimira Putina. Omawiane mają być cztery kwestie: polityka wobec Iranu, sytuacja w Afganistanie, rozpoczęcie negocjacji w sprawie nowego układu START oraz instalacja elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i związany z tym problem akceptowanego przez Stany Zjednoczone zasięgu rosyjskiej strefy wpływów.

Rosja testuje Obamę

Gleb Pawłowski, prezes Fundacji Polityki Skutecznej, a konkretniej doradca Putina ds. technologii politycznych, na 4 dni przed szczytem jasno sformułował dalekosiężne plany Kremla. Rosja zapowiada, że będzie walczyć o „kontrolę nad ingerencją USA i Chin w strefach swego zainteresowania”, czyli o uznanie wyłączności w sferze wpływów, którą uważa za swoją. W tym celu Pawłowski straszy kolejną inwazją, stawiając pytanie: „Czy mamy udowodnić jeszcze raz”, jak na Kaukazie, że „nie pozwolimy na powstanie mechanizmu bezpieczeństwa, z którego będziemy wykluczeni” i zapowiada, że „Rosja przejdzie do długoterminowego urządzania regionów Kaukazu i Azji Środkowej”. 
Rosja odrzuca status mocarstwa regionalnego i żąda nie tylko wyłączności w obszarze postsowieckim ale wpływu globalnego. Kremlowi miałby go zapewnić udział w nowopowołanych instytucjach globalnych, rozstrzygających konflikty światowe, co przyniosłoby stabilizację. „Rosji potrzebne są nowe kolektywne instytucje władzy światowej” i dlatego „powinna przejść do strategii podziału władzy globalnej z innymi państwami”. Pawłowski wyobraża sobie, że USA będą radziły się Rosji w kwestiach strategicznych i zaproszą ją do aktywności w swojej strefie interesów globalnych.

Te brednie nie ujrzałyby światła dziennego, gdyby nie manifestacyjne okazywanie słabości i ustępliwości przez Obamę. Dlatego Rosja testuje jak daleko może się posunąć; nic nie traci a zawsze może coś ugrać. Ma przy tym nadzieję, że utrzymujący się od trzech miesięcy wzrost ceny ropy z 50 do 70 dolarów za baryłkę będzie nadal postępował, a USA nie odważy się doprowadzić wzorem Reagana do obniżki ceny nośników energii. Jeśli Kreml chce kontynuować politykę imperialną, kontrola nad złożami ropy i gazu Azji Środkowej jest konieczna z powodu wyczerpywania się własnych zasobów, a z drugiej strony bez tej polityki nie można utrzymać uzależnić tych krajów. Dlatego Rosja chciałaby zmusić USA do wsparcia własnej pozycji wobec Chin, które zagrażają jej wpływom w Azji od kiedy kilka lat temu przeszły do polityki ofensywnej na tym terenie.

Testowanie Ameryki trwać będzie już w czasie szczytu. 30 czerwca rozpoczął się bowiem drugi proces Chodorowskiego. Tym razem ma być skazany na 20 lat łagru.

Iran i Afganistan

USA zdają sobie sprawę, że Rosja może przekazać broń jądrową Teheranowi. Na razie Rosjanie odmówili poddania kontroli programu nuklearnego w Iranie, gdyż jest to ich argument przetargowy. Pawłowski strasząc, że Kreml może dopuścić kogo chce do broni jądrowej, dał do zrozumienia, że mogą też „poświęcić” Iran, który stanie się problemem dopiero dla globalnie działającej Rosji. Innymi słowy, nie przekażemy broni, jeśli uznacie nasze globalne interesy, a apetyt cały czas rośnie i obejmuje nie tylko Azję Środkową, ale też Pakistan, Afganistan, powrót do Afryki (Kongo i Somalię). Skoro zaś od Phenianu do Kijowa przez Teheran rozciąga się „strefa nieobliczalna”, to jej stabilizacja ma oznaczać wpuszczenie tam Rosji.

Na szczycie miano by podpisać umowę o tranzycie naziemnym i powietrznym zaopatrzenia dla wojsk amerykańskich w Afganistanie. Ceną rosyjską jest uznanie przez Stany Zjednoczone Azji Środkowej za rosyjską strefę wpływów i korzystanie z rosyjskiego pośrednictwa w kontaktach z państwami regionu. Kreml chce w ten sposób zmusić Obamę do wzmocnienia pozycji rosyjskiej wobec Chin, z którymi rywalizuje o ten region. Obama oczywiście nie może sobie na to pozwolić, a gdyby nawet chciał ustąpić, nie dopuszczą do tego kręgi wojskowe i przemysłowe.

Nowy START za BMD

Układ o Redukcji Broni Stragicznych (Strategic Arms Reduction Treaty - START) podpisany w 1991 roku wygasa 5 grudnia br. i Obamie zależy na podpisaniu nowego porozumienia. 20 czerwca Miedwiediew zaproponował znaczną redukcję zbrojeń strategicznych w zamian za trwałą rezygnację z rozszerzenia NATO. 22-24 czerwca w Genewie odbyły się sondażowe rozmowy w sprawie nowych redukcji arsenałów nuklearnych. Rosja nie chce dopuścić do rozszerzenia NATO na Ukrainę i Gruzję nie dlatego, że Pakt ma jeszcze znaczenie militarne, ale ponieważ oznaczałoby to pogłębienie współpracy tych państw z USA, co zanegowałoby rosyjską wyłącznej w jej strefie wpływu. Putin zaproponował nawet „zaprzestanie myślenia w kategoriach bloków" czyli zastąpienie NATO przez dwustronne stosunki rosyjsko-amerykańskie. Obama już odrzucił, na razie tymczasowo, program rozszerzeni NATO i chciałby ponowni uruchomić Radę Rosja-NATO.

Rosja i USA posiadają równą liczbę głowic jądrowych, więc ich redukcja nie zmieni stosunku sił. Stany dysponują jednak o wiele większą ilością środków przenoszenia głowic czyli strategicznymi rakietami międzykontynentalnymi. Głowice klasyczne zawsze można szybko zastąpić jądrowymi. Ponadto, Rosja w ogóle nie posiada odpowiednika amerykańskich rakiet skrzydlatych o dużej celności. Jeśli redukcja miałaby objąć środki przenoszenia, Ameryka straciłby swoją przewagę.

Prawdziwą ceną za nowy START miałaby być rezygnacja przez USA z budowy w Czechach i Polsce BMD (ballistic missile defense) czyli systemu obrona antybalistycznej popularnie zwanej Tarczą. USA jednak zamiast zrezygnować z Tarczy w Polsce i Czechach proponują Kremlowi dołączyć do projektu. Z punktu widzenia propagandowego to świetny pomysł, jak w sam raz dla ćwierćinteligentów straszonych przez agenturę Rosją i opowieściami, jak to trzeba ją przekonać, że Tarcza nie jest dla niej niebezpieczna. Wykorzystanie Armawiru w Rosji i bazy wynajmowanej przez nią w Gabala w Azerbejdżanie, nie zmieni sytuacji. W projekcie bowiem prawdziwym punktem spornym jest zacieśnienie więzi wojskowych (w tym sprzedaż roni do Polski) między Warszawą i Pragą a Waszyngtonem. Do tego nie chce dopuścić Moskwa, ale nie mogąc powiedzieć wprost prawdy, serwuje dyrdymały o zagrożeniu Rosji budową Tarczy i jest to motyw przewodni rosyjskiej agentury wpływu. W istocie kwestia Tarczy sprowadza się do pytania: CZY POLSKA BĘDZIE STREFĄ BUFOROWĄ ROSJI, CZY LINIĄ FRONTU AMERYKAŃSKIEJ OBECNOŚCI W EUROPIE, a tu kompromis nie jest możliwy.

23 czerwca Ian Kelly, rzecznik Departamentu Stanu potwierdził, że prezydent nie zgadza się na powiązanie redukcji zbrojeń z Tarczą, dodając jednak, iż nie będzie ona koniecznością, gdy zniknie zagrożenie, co można uznać za pewną furtkę w kwestii irańskiej. Rosja boi się też, że bez szerszego porozumienia, nawet jeśli Obama zrezygnuje z Tarczy w zamian za redukcję zbrojeń strategicznych, USA po podpisaniu porozumienia, 2 lub 3 lata będą mogły do projektu wrócić.

Kompleks Kennedy’ego

W czerwcu 1961 roku doszło w Wiedniu do spotkania Nikity Chruszczowa i Johna Kennedy’ego. Prezydent Stanów Zjednoczonych wydał się gensekowi tym kim był w rzeczywistości, czyli pełnym wahań mięczakiem marzącym o dogadaniu się z Sowietami za wszelką cenę. Kennedy kajał się za inwazję w Zatoce Świń zorganizowaną przez Allena Dullesa, ówczesnego dyrektora CIA, więc Chruszczow wyciągnął właściwe wnioski i zainstalował na Kubie rakiety średniego zasięgu, co dopiero zmusiło USA do twardszej odpowiedzi.

Obecnie strona rosyjska uważa, że Obama jest drugim Kennedy’m i dlatego stawia maksymalne warunki, sprowadzające się do żądania współdecydowania z USA o sprawach polityki światowej. Rzecz w tym jednak, że media przypomniały pozbawionemu pamięci społeczeństwu blamaż z 1961 roku. Obama zrobi wszystko by w oczach opinii publicznej nie zostać zostać Kennedym z Wiednia. Tak więc ze strachu przed kompromitacją będzie musiał udawać twardego, nawet nim nie będąc. Również jego otoczenie nie może sobie pozwolić na podobną kompromitację.

Na razie Obama ma zamiar grać na ”dobrego” Miedwiediwa i odrzucać „złego” Putina, licząc na pogłębienie konfliktu między „liberałami” i „kgbistami”, co musi wywoływać salwy śmiechu w Moskwie. Z kolei Rosjanie zamierzają grać na „postępowego” Obamę, tak korzystnie różniącego się od „złego” Busha. Wydaje się więc, że obaj partnerzy będą prężyli muskuły i do żadnych istotnych decyzji nie dojdzie.

Autor publikacji
Polityka zagraniczna
GEOPOLITYKA
Źródło
Gazeta Polska Nr lipca 2009