Władimir Bukowski o Rosji i postkomunizmie

Nakładem „Frondy” ukazał się dwutomowy wybór artykułów i wywiadów Władimira Bukowskiego z lat 1980-2007. Nie mamy tu nowych tłumaczeń lecz wydawcy zebrali materiały pierwotnie drukowane w polskim drugim obiegu, czasopismach emigracyjnych, a po 1989 roku w prasie legalnej. W wypadku tego typu publikacji nasuwa się od razu pytanie czy wypowiedzi autora mają dla nas już tylko walor historyczny czy też wnoszą nowe elementy do aktualnie toczonych dyskusji. Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Analizy komunizmu są oczywiście trafne ale mają już charakter historyczny. Inaczej jest w wypadku Rosji, polityki Polski wobec kremlowskiej władzy oraz genezy postkomunizmu.

Rosja KGB

Według Bukowskiego Rosją rządzi syndykat zbrodni rozszerzony na  Białoruś, Nadbałtykę i Ukrainę. Putin jest jedynie przedstawicielem korporacji KGB, a z jej punktu widzenia jest rzeczą obojętne kto ją reprezentuje. Bukowski porównuje psychologię obecnych władców Kremla do postawy oficerów niemieckich po I. wojnie światowej oskarżających polityków o zdradę i przegranie wygranej już wojny. Na Kremlu rządzą ludzie przekonani, że Związek Sowiecki upadł na skutek wadliwej polityki, gdy był już o krok od podporządkowania sobie Europy. Jego obecni władcy starają się więc odtworzyć stare stosunki z dawnymi klientami. Dlatego „nie ma możliwości poprawy stosunków polsko-rosyjskich”. Zdaniem Bukowskiego „Polska nie powinna o to zabiegać” ponieważ „Rosja prowadzi politykę imperialną”, wszelkie ustępstwa będą zatem powodowały jedynie eskalację żądań. Co więcej, Polska powinna opierać się na USA, ponieważ Unia poświęci nas na ołtarzu swoich stosunków z Rosją. Z drugiej strony Stany Zjednoczone powinny ciężar sojuszu w ramach NATO przenieść z krajów starej Europy na byłych członków Układu Warszawskiego.

Bukowski uważa, iż w Rosji nic się nie zmieni do czasu spadku cen ropy naftowej, natomiast w dłuższej perspektywie Rosja rozleci się ale raczej na jednostki geograficzno-polityczne niż narodowe, ponieważ taki wieki obszar nie może być rządzony w sposób scentralizowany.

Pieriestrojka

Korzenie obecnej sytuacji w Polsce Bukowski widzi w udanej operacji „pierestrojki”. Zważywszy, że jego świadectwo oparte jest na tysiącach dokumentów sowieckich, które mógł zeskanować w latach 1992-1993 i które nadal oczekują na publikacje u niego w domu, opinie Bukowskiego warto wziąć pod uwagę.

Bukowski wielokrotnie podkreślał, iż dokumenty zaświadczają nie tylko o zgodzie Andropowa na „Solidarność”, jeśli alternatywą byłaby interwencja, ale o trzykrotnych prośbach Jaruzelskiego o interwencję, choćby niektórych oddziałów. Stan wojenny został wprowadzony na polecenie Sowietów, podobnie jak później okrągły stół. Jaruzelski wykonując polecenie Kremla w 1981 roku jedynie opóźnił rozpad komunizmu i odroczył rozwiązanie kwestii polskiej o 10 lat.

Polski kryzys sprawił jednak, że Sowieci zrozumieli, iż system umiera. KGB i Wydział Zagraniczny KPZS przygotowywali już od połowy lat 1970-tych plany wciągnięcia do celów moskiewskich zachodnich socjalistów. Po „Solidarności” Sowieci włączyli do swych planów studyjnych rozwiązanie spraw polskich. Zaczęto wówczas zastanawiać się nad powołaniem rządu koalicyjnego w Polsce, co miało być ceną za spokój. Gorbaczow nie brał w tym udziału, co tłumaczyłoby jego zachowanie i niezrozumienie sytuacji.

Uzdrowienie gospodarki było komunistom potrzebne dla zachowania potęgi militarnej i klienteli politycznej. To ono wymogło likwidację gospodarki planowej i państwowej oraz przeprowadzenie planowanej akcji wycofania się partii z władzy absolutnej na pozycję silnego partnera. W tej interpretacji głasnost i pieriestrojka stanowiły wyreżyserowaną przez specjalistów z KGB odpowiedź na rosnące koszty utrzymania imperium. Kiedy w 1985 roku w związku z katastrofalnym spadkiem cen ropy Sowieci stracili 2/3 dochodów, Moskwa opracowała plan zakładający „miękkie lądowanie”. Okrągły stół stanowił więc polski etap moskiewskiego planu realizacji pieriestrojki. Należało wówczas przyspieszać przemiany a nie uśmierzać bunt. Ugoda okrągłego stołu wzmocniła tylko pozycję komunistów.  Z okrągłego stołu korzyści odnieśli tylko ludzie kierujący później Unią Wolności. Dobrze sobie skalkulowali co im się opłaca i wybrali pragmatyzm dla własnych korzyści grupowych wbrew widocznym interesom Polski. Później nie mieli już innego wyjścia jak tylko bronić komuny przed dawnymi kolegami z podziemia.

Bukowski za największy błąd uważa fakt, iż kiedy Sowiety rozpadały się opozycjoniści ich nie wykończyli. Komunizm zniknął ale pozostała nie tylko jego struktura organizacyjna, również zimną wojnę w kategoriach ideologicznych wygrali komuniści choć przegrali ze ściśle militarnego punktu widzenia, o czym świadczy, zdaniem Bukowskiego, polityka Unii Europejskiej.

Unia

Przeciwników Unii Europejskiej z pewnością ucieszą tyrady Bukowskiego przeciwko Brukseli, choć z perspektywy dzisiejszej trącą myszką jeśli brać je dosłownie. Krytyka lewicowej ideologii zbiega się u autora z fobią antyunijną z Sowietami w bagażu doświadczeń. Bukowski traktuje Unię jako spadek po niezrealizowanym projekcie gorbaczowskiego „wspólnego domu europejskiego” i efekt udanego planu konwergencji komunizmu i kapitalizmu. Integracja europejska jawi się więc nie jako naturalny proces i skutek dążeń elit europejskich lecz zamierzenie opracowane w Moskwie. Autor zapomina przy tym, że Unia jest efektem nie tylko pracy socjalistów ale również środowisk prawicowych. Bukowski widzi w Unii współczesną formę systemu sowieckiego, mając na uwadze aspekty ideologiczne. Autor mechanicznie porównuje np. niewybieralnych komisarzy do również niewybieralnych członków Politbiura KPZS, jednak z faktu, że kot ma ogon nie wynika jeszcze, że każdy właściciel ogona jest kotem.

Bukowskiemu natomiast trzeba przyznać rację, gdy wskazuje na konsekwencje rezygnacji w 1991 roku z sądu nad komunizmem. Gdyby przeprowadzono proces Norymberski komunistów i zerwano z komunistyczną przeszłością, dziś u władzy w Unii nie pozostawaliby polityczni kolaboranci i apologeci Sowietów ale wyśmiano by ich i potępiono a ich kariery polityczne zakończyłyby się w niesławie. Teraz krajami Unii rządzą dawni prosowieccy aktywiści, zwolennicy jednostronnego rozbrojenia Zachodu, bojownicy o détente i nikomu nie przeszkadza np. fakt, iż szef brytyjskiego MSZ w latach 2001-2006 Jack Straw, utrzymywał kiedyś kontakty z KGB.

Bukowski przyjmuje za pewnik, że Unia rozleci się i już martwi się podziałem wspólnego majątku, co wydaje się śmieszne. Nie stawia też zasadniczego pytania, dlaczego struktury polityczne miałyby rozpaść się, skoro ich podstawą jest coraz bardziej zintegrowana, wspólna gospodarka, na której korzystają wszyscy, choć słabsi w mniejszym stopniu. Alternatywą nie jest rozpad tylko przebudowa.

Bukowski podziela obawy Oriany Fallaci wobec zagrożenia muzułmańskiego. Polityczna poprawność, jego zdaniem, oznacza w praktyce klęczenie na kolanach przed muzułmanami, podczas gdy jeszcze nigdy żadne ustępstwa nie zapobiegły wojnie. Konflikt z emigrantami z III świata jest realny choć nie ma nic wspólnego z polityką Unii, która nie chce przecież przyjęcia Turcji ze względów wyznaniowych. To poszczególne państwa uważały, że zrobią z Arabów i Turków Francuzów i Niemców i popierały w latach 1960-tych i 1970-tych masową emigrację muzułmanów. We Francji polityka ta w założeniu miała przysporzyć głosów nowych Francuzów socjalistom.

Bukowski wskazuje na Unię jako na główny stymulator, w miejsce Sowietów, propagandy antyamerykańskiej. To jednak nie Unia jako całość, a nawet nie poszczególne państwa ale raczej środowiska starają się wyeliminować Stany Zjednoczone z Europy.

Autor publikacji
Recenzje i art. recenzyjne
Źródło
Gazeta Polska Nr maj 2008