III RZECZPOSPOLITA CZY PRL-BIS?

W skądinąd niezbyt odkrywczym artykule zamieszczonym w „Rzeczpospolitej” po wybuchu tzw. afery Rywina Paweł Śpiewak rzucił chwytliwe hasło budowy IV Rzeczpospolitej, uważając, że III Rzeczpospolita po prostu się wyczerpała. Teza ta byłaby słuszna, gdyby istniał desygnat pojęcia III Rzeczpospolita. Tymczasem kolejne przesłuchania przed specjalną komisją sejmową i to, co się wokół nich dzieje, coraz wyraźniej potwierdzają całkiem inną tezę, taką mianowicie, że nie ma czegoś takiego, co można by, nie rumieniąc się ze wstydu, nazwać III Rzeczpospolitą,, a system, w którym żyjemy, to nic innego i lepszego niż hybryda o nazwie PRL-bis. Hybryda - bo mamy wprawdzie często wadliwie funkcjonujący, ale jednak całkiem nowy ustrój gospodarczy, natomiast ustrój polityczny to zaledwie fasadowa demokracja z najróżniejszymi naleciałościami rodem z PRL-u.

Pierwsza próba publicznego rozwikłania samej afery jest oczywiście bardzo ważna, nawet jeśli nie zakończy się powodzeniem. Daleko ważniejsze jest jednak uświadomienie sobie przy tej okazji przez szeroką opinię publiczną mizerii naszego państwa. Wiele jego wad i nieprawidłowości można było już wcześniej dostrzec gołym okiem, ale dopiero teraz istnieje możliwość zajrzenia tam, dokąd to oko nie było przedtem w stanie sięgnąć. Co zatem - między innymi - widzi szary obywatel siedzący przed ekranem telewizora?

Oto widzi, w jaki sposób tworzone jest prawo. Widzi, że nie opracowuje się nowej ustawy, tak była zgodna z obowiązującą Konstytucją, lecz w nieskończoność cząstkowo nowelizuje się starą. Że w toku procesu legislacyjnego dochodzi do licznych manipulacji: biorą w nim czynny udział osoby postronne, dochodzi do podejmowania bezprawnych prób oddziaływania na władzę ustawodawczą, a dobro publiczne jest de facto sprawą drugorzędną - decyzje organu państwa zmieniane są na bieżąco w zależności od tego, która grupa interesów dysponuje w danym momencie większą siłą „perswazji”. Czyli nadal chodzi nie o to co, lecz o to kto.

Oto widzi, jaki stosunek do przestrzegania podstawowych norm prawnych mają przedstawiciele najwyższych władz państwowych. Premier i minister sprawiedliwości nie uważają za stosowne powiadomić prokuratury o popełnionym przestępstwie, bo jego ujawnienie mogłoby zaszkodzić wizerunkowi ich partii. Czyli nadal interes partii rządzącej przeważa nad interesem państwa. (Świadczą o tym również zachowania przedstawicieli tej partii w komisji śledczej).

Oto widzi, że ministrowie najważniejszych resortów, w tym szef polskiego FBI, antyszambrują u osoby o wysoce niechlubnej przeszłości, a potem urządzają kuriozalną konferencję prasową, by zaprzeczyć upublicznionym przez nią informacjom i oświadczyć, iż nie wiedzieli nic o sprawach, o których powinni byli wiedzieć. Czyli nadal wysocy urzędnicy państwowi nie robią tego, co do nich należy, a za kulisami oficjalnej rzeczywistości funkcjonują niegdysiejsi guru.

Oto widzi, że istnieje umocowana w Konstytucji instytucja państwowa, którą rządzi nie jej kierownik, lecz szara eminencja, na dodatek skutecznie uzurpująca sobie prawo do pełnienia funkcji pozaustawowej. Czyli nadal jest w państwie miejsce dla różnych sekretarzy.

Oto widzi, że prokuratura wbrew oczywistości stosuje wobec podejrzanego możliwie najłagodniejszą kwalifikację zarzucanego mu czynu i zaczyna właściwie wykonywać swe zadania dopiero wskutek nieugiętej postawy niektórych członków komisji sejmowej. Czyli nadal nie jest częścią prawdziwej trzeciej władzy.

Oto widzi, że wpływowa część czwartej władzy jest skumplowana z częścią pierwszej i - zwłaszcza - z drugą władzą, przez co nie wypełnia swych funkcji kontrolnych. Największa gazeta ogłasza informację o próbie korupcji dopiero wtedy, gdy „coś’ idzie nie po jej myśli, redaktor naczelny tej gazety myli rolę dziennikarza i biznesmena, szefowie agencji prasowej zadają publicznie wygodne dla władzy pytania, relacje telewizji publicznej z posiedzeń specjalnej komisji sejmowej są nierzetelne, a skompromitowana wykonywaniem dyspozycji szefa konkurencyjnej gazety „dziennikarka roku” jest traktowana jako niezależny ekspert. Czyli wolne media istnieją nadal w stanie zalążkowym. I tak dalej, i tym podobne.

Jak z tych kilku przykładów wynika, zamiast III Rzeczpospolitą odstawiać do lamusa, należałoby ją wreszcie zacząć budować. Nie będzie to łatwe w sytuacji, gdy legenda walki o wolne słowo nadal biesiaduje z legendą dezinformacji i obie te „legendy” nadal rozdają karty... Ale to już (trochę) inna historia.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010