4. LEWICA KATOLICKA

LEWICA KATOLICKA

Jednym z najbardziej niefortunnych terminów będących dziś w użyciu jest pojęcie "lewica laicka". Jego używanie stanowi poważną przeszkodę w zrozumieniu obecnej sytuacji politycznej w Polsce oraz w walce o zaistnienie w Polsce demokracji.

Pojęcie to jest: a) mylące, b) szkodliwe. Ustawia sprawę w kategoriach religijnych zamiast politycznych. Implikuje też, że żadnej innej lewicy, czyli w naszych obecnych warunkach przeciwników demokracji, w Polsce nie ma. Jest to nieprawdą.

Sądzimy, iż mimo olbrzymiej pomocy od przyjaciół na Zachodzie i opanowania większości mediów w kraju, tzw. lewica laicka zostanie prędzej czy później rozszyfrowana przez większość społeczeństwa i to nawet, gdy przysięgać będzie, że składa się wyłącznie z humanistycznych rojalistów bądź, iż cechuje ją wyłącznie etos obywatelski.

Gorzej z wpływami lewicy katolickiej. Bardzo wielu Polaków sądzi, iź sama katolickość wyklucza lewicowość, a poza tym stanowi absolutny dowód na 100% ponad ideologiczną demokratyczność.

Nic bardziej błędnego. Najbardziej zaciekłym wrogiem powrotu Polski do normalnego systemu demokracji wielopartyjnej są przedstawiciele lewicy katolickiej, wieloletni członkowie K KIK-ów (Koncesjonowanych Klubów Inteligencji Katolickiej).

Paradoksalnie, wydaje się, że to oni właśnie najbardziej nasiąkli komunistyczną, kolektywistyczną wrogością do demokracji. Oni najgłośniej głoszą potrzebę totalnej jedności i straszą destabilizacją. Sprzymierzyli się z lewicą laicką nie tylko dla obrony zdobytych stanowisk. Głoszą coś, co nazwać można "teologią zniewolenia" - tj. entuzjazm, zgodę i reklamę pół-wolności i pół-demokracji. Czemu tak czynią? To proste - obecna sytuacja odpowiada im ideowo.

Naczelny redaktor "Tygodnika Powszechnego" jest zachwycony, bo do takiej sytuacji dążył zaraz po wojnie. Uznawał wówczas, za Mounierem, nienormalność tudzież zmierzch "kapitalizmu", poszukiwał systemu "sprawiedliwego społecznie", opartego na uczciwym dialogu z postępowymi ateuszami. Wówczas w realizacji tych marzeń przeszkodziło UB wraz z NKWD. Dziś - realizują się one na naszych oczach.

Przez całe dekady, po 1956 roku, przedstawiciele kół, o których tu mowa (łącznie z premierem) głosili tezy i hasła, od których włosy do dziś stają dęba na głowie. "Nie kłamali" - wyznawali, w niesprzyjających warunkach, swe credo ideowe. Dziś warunki mają nadzwyczaj sprzyjające. Tak się składa, że są one również spełnieniem marzeń ex- i nie-całkiem ex-rewizjonistów, powiedzielibyśmy dziś postmarksistowskich. Stąd sojusz oraz wspólne nawoływanie do "nie wywoływania podziałów", czyli mówiąc wprost: do nie wprowadzania rzeczywistej demokracji, konserwowania obecnej sytuacji i utrzymywania steru w rękach obu sprzymierzonych grup.

Dogmatyzm komunistów, działalność cenzury, 13 grudnia wreszcie, przysłoniły nam rzeczywiste credo lewicy katolickiej. Jej sprzeciw wobec brutalności i tępoty kolejnych "ekip" rządzących, braliśmy powszechnie za wyraz umiłowania demokracji. Błąd ten długo jeszcze będzie się mścił i spowodować może, że rzeczywisty pluralizm zapanuje prędzej w Ułan Bator niż w Warszawie.

Bo naprawdę trudno będzie przekonać Polaków, że szlachetni, kapiący moralnością, niezwykle zasłużeni praktykujący katolicy, tacy jak p. p. Stelmachowski, Wielowieyski, Kozłowski, Turowicz a nawet, jak podejrzewamy, obecny premier, są przeciwnikami demokracji. Przeciwnikami ideowymi, szczerymi. Tylko część z nich wszakże grzeszy obłudą twierdząc, że oni walczą o demokrację, jak najbardziej. Większość twierdzi otwarcie, że demokracja, taka "specyficznie polska" to może owszem, ale w dalszym terminie (czyli nigdy).

Tak jest - ciężka będzie batalia o przekonanie większości Polaków o destrukcyjnej roli lewicy katolickiej. Tym bardziej ciężka, że z drugiej strony w sztandary "prawdziwego katolicyzmu" ubierają się różne odcienie totalnie anachronicznej (między innymi) endecji. A tej przecież mało który z "rozsądnych ludzi" udzieli poparcia z oczywistych i absolutnie słusznych powodów.

(J.K.)

Autor publikacji