3. Wystąpienie przedstawiciela LDP"N" Jacka Kwiecińskiego

WYSTĄPIENIE PRZEDSTAWICIELA LDP"N" JACKA KWIECINSKIEGO

na Kongresie Prawicy Polskiej w Warszawie w dn. 1 maja 1990 r

Ja tu sobie porobiłem takie punkty, więc pewno będę nieco dukał, ale trema mnie ogarnia nie tylko z powodu tego miejsca, ale i jakże uroczystego dnia - święta całej, ale to całej lumpeninteligencji postępowej naszego szerokiego świata.

Proszę Państwa. Myślę, że najważniejsze jest zdefiniowanie naszej obecnej rzeczywistości, zrozumienie w pełni czemu musimy stawić czoła.

Myślę, że dobrze to zilustrują dwa cytaty:

1. "Front istnieje po to, by powstrzymać prawicę od udziału w życiu politycznym. Front jest jedyną siłą zdolną powstrzymać prawicę"

2. "Nie wstępuje do PPS bo uważam, że "S" jest najlepszym narzędziem dla powstrzymania prawicy, że ruch społeczny jest jedyną siłą, która może zabezpieczyć Polskę przed prawicą"

Prawda, że cele są tu jednakie. I technika ich osiągnięcia - tzn. użycie fałszywych flag. I kamuflowana, rzekoma neutralność ideowa.

Ale jaka różnica w odbiorze - Iona Iliescu, jego oblicze i taktykę zdemaskował już niemal cały świat, patrzy mu na ręce, a i Rumuni reagują odpowiednio.

Adama Michnika - któremu przytoczone słowa wymknęły się na długo przed uściskiem z Kiszczakiem - cytuję za radiem francuskim - honoruje się jako bojownika demokracji, opiewa i nagradza jako herolda wolności. A i w Polsce jest dla wielu "naszym reprezentantem", no i ponadto szefem tzw. "naszej" jedynej gazety.

Mało kto zauważa, że tylko w tych dwóch krajach siły dominujące starają się zamrozić sytuację na etapie Frontów Ludowych. Najbardziej pomocne w tym celu jest bezustanne wmawianie ludziom potrzeby i konieczności zachowania jedności. Jak wygląda to w praktyce?

My tu jesteśmy prawicą, ale gdzie jest lewica? Lewica to Kwaśniewski. Innej nie ma. Jest natomiast coś, co określa się jako wszystko, jako synteza obywatelskości, jako po prostu nasi. Działanie, walka polityczna w takiej sytuacji są znacznie trudniejsze i znacznie mniej czytelne dla propagandowo obrabianych ludzi niż normalna rywalizacja prawica/lewica prowadzona według uczciwych reguł.

Proszę Państwa, tylko w Polsce udaje się jak na razie podstawić zamiast PZPR - Polski Zjednoczony Ruch Obywatelski opierający się nie na marksizmie-leninizmie, a na głęboko humanistycznym etosie - przypadkowo zbliżonym do ideałów Międzynarodówki Socjalistycznej. Tylko w Polsce może przejść taki numer, a jego propagatorzy, wykorzystujący sentymentalne symbole dla umacniania nowej polityczno-ideowej jedności Polaków mogą uchodzić za największych w Europie demokratów. Tylko w Polsce zastępca Michnika w organie humanizmu i cenzury oświadczyć może, że w przyszłych wyborach parlamentarnych liczy na rozwiązanie optymalne - brak opozycji w sejmie po tych wyborach. Dlaczego optymalne? Bo istnienie tam opozycji - cytuję - "rozwalałoby jednolitą koncepcję",

Jeśli spojrzy się dialektycznie, to rzeczywiście gorsząca jest sytuacja, w której ludzie mają różne koncepcje: 1, 2, 3, 4 i koncepcje te mają równe szanse. Od tego musimy odejść - jest to myślenie anachroniczne oraz burżuazyjne. Nie tak socjalizm czyli ład demokratyczny się buduje. Wchodziłby tu w grę element ryzyka czyli polskie piekło albo, jak to się kiedyś nazywało, wolność.

Jednolitą koncepcję realizować będą najwybitniejsi. Amerykanin W. Buckley powiedział, że wolałby być rządzony przez pierwszych 50 ludzi z książki telefonicznej Bostonu niż 50 najwybitniejszych profesorów Harvardu. Jest on konserwatystą więc wszystko się zgadza, a my tylko pozornie odbiegliśmy od problemu dominacji lewicy. Postępowi aktywiści całego świata, u siebie ostro walczący z innymi prądami - u nas wspomagają swych neopeerlowskich kolegów podkreślając, że we współczesnym świecie wszelkie podziały ideowe są fikcyjne, pozorne i nieprawdziwe. Twierdzi się też, że to my sztucznie szukamy wrogów, że to my jesteśmy nietolerancyjni. Jakże słusznie się twierdzi. Wspominany tu szef jedynej tzw. naszej gazety nazywa wszak współczesny konserwatyzm - a w istocie wszystkie kierunki poza własnym - cytuję: "retrospektywną utopią powrotu do średniowiecznych wzorów ładu i porządku, tolerującą nienawiść, kłamstwo i gwałt". Jesteśmy też wg słynnego demokraty "zdeprawowani", Czy nie jest więc prawdą, że szukamy dziury w całym i oczerniamy przyjaciół wolności, różnorodności, demokracji i tolerancji?

Tenże sam obywatel nazywa wszak również poglądy swoje i kolegów - cytuję: "uosobieniem prawdy, miłości, miłosierdzia, przesiąknięte duchem pluralistycznej demokracji, humanizmu i tolerancji".

I rzeczywiście - poseł Michnik i Co, są niezwykle tolerancyjni i otwarci, dżentelmeńscy i pluralistyczni - wobec komunistów - i tylko wobec nich. Dziś tylko w Polsce "nasz reprezentant" może odegrać taką scenę, jak p. Michnik w sejmie parę dni temu - walnąć pięścią w pulpit by oświadczyć, że on nie ma i nie będzie mieć nic wspólnego z mieszaniem PZPR z błotem. Ten szacunek objawia p. Michnik właśnie w okresie, gdy odkrywane są masowe groby Polaków pomordowanych, i to przed 1948 rokiem, czyli w czasie, gdy jego zdaniem nie było tu jeszcze stalinizmu.

Inny humanista, min. Hall twierdzi, iż prawo można realizować jedynie według litery wprowadzonego tu przez 40 lat bezprawia. Projekt resortu, by bezpiece nadać ludzką twarz, a uprawnienia zachować, też się humanistycznie zatwierdza. RSW nie rozwiązuje się a reorganizuje itd.

P. Michnik twierdzi, że dobre traktowanie komunistów jest potrzebne. Zgadzam się całkowicie. Z wielu przyczyn jest potrzebne: raz by kultywować koalicyjne partnerstwo, kiedy indziej by przywoływać zagrożenie i kruchość naszej sytuacji, a także by ustawać p. Michnika jako centrystę i umożliwiać mu okazywanie jego słynnej tolerancji. Poza tym oni (tzn. komuniści) są odnowieni, mają tych samych przyjaciół na Zachodzie, są też antystalinowscy i chcą realizować to, co pan Michnik zawsze zalecał dla Polski: socjal-euro-komunizm, inaczej nazwany.

Tylko w Polsce możliwa jest sytuacja, że poparcie dla Michnika nie jest marginalne, a wielkie fundusze przyznawane dla jego gazety są na Zachodzie nazywane są - cytuję: "wpompowywaniem krwi w arterie polskiej demokracji". Przy tym wszystkim, p. Michnik nie jest żadną lewicą, ale przywódcą narodu, syntetyzującym jego obywatelskość. Ostatnio nazwał się wręcz antykomunistą, co już przypomina Mrożka.

Oto czemu musimy stawić czoła. Proszę Państwa, Tak mi żal naszych pobratymców i sąsiadów. Proszę sobie wyobrazić, że oni też chcą wrócić do Europy, a mimo to zamiast zewrzeć szeregi w proletariackim etosie poszli dziwaczną drogą banalnych wielopartyjnych wyborów z równymi szansami dla wszystkich, drogą stosowaną - przepraszam za wyrażenie - w Europie Zachodniej, Nic dziwnego, że rezultaty są opłakane - socjaliści wszędzie przegrali z kretesem. "Czystym nieporozumieniem" nazwał to polsko-francuski przyjaciel p. Michnika p. Vodnik. To nieporozumienie i szkodliwy wynik, to rezultat złego przygotowania sytuacyjnego. Ale nie martwmy się - Polska i Rumunia jeszcze pozostały na placu boju. Już się zaczęło tutaj naukowo wyjaśniać, że nowoczesna, polityczna droga do Europy wiedzie przez Zimbabwe, gdzie właśnie ogólnonarodowy prezydent Mugabe zrealizował swe marzenie - jednopartyjną demokrację. Przez Meksyk i Indie do Europy - to nowe humanistyczne zawołanie.

Warto więc, dodatkowo do wielotysięcznych dotacji, przywłaszczenia symboli, indoktrynacji w jedynym dzienniku, pomocy zewsząd oraz oczywiście nikłości i nicości nas tutaj, jeszcze bardziej postarać się o realizację tego modelu. Ma on same plusy: model jedoruchowego Frontu Ludowego zachwyci Międzynarodówkę Socjalistyczną, która dyskretnie wspomoże; propagując hasła typu "ład demokratyczny" wskrzesza się pamięć wielkiego Orwella; rzecz cała postawi nas na czele Europy, jako poletko doświadczalne przewidzianego dla niej postępowego "wspólnego domu", tak gorąco propagowanego w świecie przez przewodniczącego OKP i last but not least zapewni się dalszy bujny rozwój sp. z.o.o. Agora. Jednym słowem pluralizm całą gębą.

I logika w działaniu. Gospodarczo jesteśmy jak w Trzecim Świecie - czas najwyższy byśmy tam na dobre usadowili się również politycznie.

Słyszałem, że w Wiedniu odbyła się konferencja p.n. Quo vadis Polen. Po co - nie wiem. Przecież to jasne dokąd zmierzamy.

Zmierzamy ku peronizmowi. Przypominam, że Argentyna była krajem całkiem bogatym dopóki ten opiekun klasy robotniczej i przywódca ruchu ogólnospołecznego dzięki realizowanemu etosowi nie uplasował jej definitywnie i na stałe w Trzecim Świecie.

Proszę Państwa - do niedawna, ci co chcieli wyzwolenia Polski spod komunizmu deklarowali jasno i czytelnie - chodzi o wprowadzenie wielopartyjnego systemu parlamentarnego. Jest to nadal jasne i czytelne - nie tylko dla naszych sąsiadów. Ludzie demonstrują i giną z tym hasłem wolności w Neapolu, w Birmie, czy dwa lata temu w Algierii. Ale nie u nas. My we wszystkim przodujemy. U nas raptem od pewnego czasu zaczęły się ukazywać rozprawy - typu: "No i jaka ma być ta nasza polska demokracja". Zaiste, problem to, jak ongi ładnie mówiono złożony, a i wybór duży: od demokracji proponowanej kiedyś przez Lwa Trockiego aż do tej wprowadzonej przez charyzmatycznego prezydenta Tanzanii Nyerere.

W związku z sytuacją, jaka zaistniała w naszym kraju, ja mam pozytywny pomysł - nie można przecież ograniczać się do samej negacji. Proszę państwa, nas nie stać na wybory parlamentarne.

(Proszę zauważyć, jak mocno stoję na ziemi - używam wyłącznie jedynie słusznej formuły - nas, my, nasi - prywatyzacja myślenia politycznego być może nastąpi w VI etapie). Po co taka kosztowna impreza, wprowadzająca zamieszanie, ujawnienie się partykularyzmów, partyjnictwa. Czy nie byłoby rozważniej, gdyby zebrał się Centralny Komitet Obywatelski i tych naszych parlamentarzystów, którzy wykazali odpowiednią konstruktywność uzupełnił nowymi, na zasadzie demokratycznej proporcjonalności. Członkowie Komitetu mogliby proporcjonalnie do otrzymanych doktoratów honorowych, nagród za rozszerzenie demokracji, przemówień na forach międzynarodowych na temat wolności i artykułów w Liberation - zarekomendować właściwych aktywistów, w tym działaczy odpowiedzialnie lokalnych. Potem dr Najder zarekomenduje (przedstawi listę preferencyjną - tak to się zdaje teraz nazywa) paru fundamendalistycznych krzykaczy - bo sejm musi być telewizjogeniczny i pluralistyczny, jak najbardziej musi, a p. Geremek wygłosi odczyt o etosie - po czym obwieści się publicznie - że to są nasi kandydaci.

Jak wiadomo polska demokracja polega na tym, że ludzi dzieli się na naszych i nie naszych, obywatelskich i nieobywatelskich. Od dołu się ją tak buduje - od kandydatów wymaga się by byli indyferentni politycznie (bo nie każdy umie się kamuflować, a otwarte głoszenie poglądów jedynie słusznych ma zbyt małą nośność społeczną). Są tacy - stanowią piękny przykład budującej się od dołu demokracji; mają nieodpowiednie poglądy - wtedy są nieobywatelscy i nieetosowi i fora ze dwora. Kto to też słyszał, by np. w miejscowości, gdzie nie ma partii politycznych grup obywateli założyło 6 komitetów i ludzie mogli wybierać. To takie nieporządne.

Nie każdy może być obywatelem. Namaszcza się więc tylko jedną grupę. Licencję na prawdziwą obywatelskość się wydaje. A jest to namaszczenie, ho, ho.

Radni są już mianowani i wybrani i odbywają staże zagraniczne. Fundację Komitetu Obywatelskiego się utworzyło i setki tysięcy dolarów się dostało. Na użytek krajowy nazwę zmieniono na Fundację Obywatelską - brzmi to jeszcze pluralistyczniej - i wyjaśniono, że dotacje nie są przeznaczone bezpośrednio na kampanię wyborczą tylko pośrednio na kampanię wyborczą.

Ale wróćmy do demokracji centralnej. Otóż, skoro głosi się, że to są "nasi", a wiadomo, że "nasi" wygrywają, to po co ciągnąć zabawę. Rekomendowany marszałek ich zaprzysięże - i zrobiliśmy dalszy krok ku Europie. Nie będzie destabilizacji, chaosu, anarchii, Pekinu, Rumunii i Iranu, a niewątpliwie przezwycięży się jeszcze bardziej społeczną bierność i apatię. Może zresztą ta nowa jakość demokracji przyjmie się w Europie?

Proszę Państwa. Wszyscy wiemy o co chodzi. Popatrzmy wokół siebie. Chodzi o to, by nasi przewodni przywódcy, Europejczycy roku, uniknęli losu swych kolegów z DDR-owskiego Nowego Forum i socjalistów z Węgier. Temu służy opiewanie całego tego konformizmu kolektywistycznej obywatelskości, cała ta sofistyka.

Pomyślmy - gdyby w DDR zastosowano rozwiązanie polskie, to wybitni postępowi intelektualiści z Neue Forum odgrywaliby dziś rolę OKP i cały świat by się zachwycał ich reprezentatywnością. A tak uzyskali 3% głosów czy coś takiego.

Pluralizmu nie można narzucić odgórnie i automatycznie - to prawda. Ale można go odgórnie odrzucić, zwalczać, niszczyć i hamować. Wiemy jak to się odbywa. Węgrom i Czechom też obrzydło słowo partia, ale tam nikt z góry nie zagospodarował całego pola i nie wykorzystywał w ordynarny sposób koncesji uzyskanej od komunistów po to, by wszelkimi sposobami zablokować różnorodność i normalność. Po to, by dokończyć wieloletniego dzieła komunistów i utrzymać społeczeństwo w stanie przedpolitycznym.

By działać bardzo intensywnie w tym kierunku i twierdzić jednocześnie, że jest to układ naturalny, normalny, nowoczesny i piękny tudzież powstały spontanicznie. Zaiste - Polska przoduje i my wiemy jak i w czym przoduje. Ale chodzi o to, by jak najwięcej Polaków także to zrozumiało. To winien być pierwszy cel.

Forma tych uwag była taka, jaka była, po to byśmy w całej pełni uświadomili sobie jak trudne jest to zadanie.

WYSTĄPIENIE PRZEDSTAWICIELA LDP"N" JACKA KWIECINSKIEGO

przygotowane do wygłoszenia w drugiej części obrad Kongresu Prawicy Polskiej w dn. 1 maja 1990 r. w Warszawie (wygłoszone we fragmentach).

Proszę Państwa. Muszę dodać na początku parę słów, w związku z czym to, co zamierzałem pierwotnie powiedzieć podam tylko w bardzo skróconej formie.

Otóż, mieliśmy przed Kongresem taki gentelmen's agreement - żeby nie atakować siebie wzajemnie. Co prawda nasz kolega z Poznania odczytał już wcześniej nasze oświadczenia na temat polskiej racji stanu oraz Litwy, które prawdopodobnie nie wszystkim się podobały...

Ja muszę niestety coś jeszcze do tego dodać. Muszę powiedzieć jasno: w niektórych przemówieniach zostały wyrażone poglądy, z którymi nie zgadzamy się wręcz zasadniczo.

I tak na przykład - twierdzenie, że osłabienie Sowietów nie leży w naszym interesie oznacza przecież deklarację co najmniej zgody na istnienie komunizmu. My natomiast chcemy końca komunizmu czyli końca i rozbicia Związku Radzieckiego jako takiego.

Także tezy głoszące, iż Polska musi bronić Europy przed bizantyjskimi Germanami, jak również cały poruszony tutaj "wątek żydowski" są nam całkowicie obce.

Jesteśmy innego rodzaju prawicą, toteż próby przekonania nas w tych sprawach - a wyrażono tu takie nadzieje - są z góry skazane na niepowodzenie, a zarysowane różnice tak duże, iż jakaś forma koalicyjności nie jest możliwa.

Chciałem też sprostować twierdzenie jednego z mówców, który zauważył, że nikt na tej sali nie deklaruje chęci współpracy z naszymi bezpośrednimi i dalszymi sąsiadami na wschodzie i południu - my jak najbardziej deklarujemy taką chęć i zawsze to czyniliśmy.

Nie będę mówił o wartościach prawicowych - wydaje się, że jest to, albo przynajmniej powinna być, sprawa oczywista dla obecnych na tej sali - ani o naszym programie - jest to spora broszurka już powszechnie dostępna.

Jeśli chodzi o sprawy gospodarcze, to forma ich poruszania tutaj jest właśnie przykładem tego pewnego oderwania od rzeczywistości, o której mówiłem uprzednio. Słyszeliśmy na przykład, bardzo dobre i treściwe przemówienie o tych sprawach - ale kto ma te projekty wprowadzać w życie?

Trzeba sobie po prostu zdać sprawę, że będzie to możliwe dopiero wówczas gdy prawica przejmie władzę. Erhardt nie był lewicowcem - ani faktycznym, ani ukrytym. Stąd też taka waga, jaką przywiązujemy do kwestii wolności politycznych. Zgadzam się jak najbardziej, że trzeba coś robić, działać, a nie tylko mówić. Ale, na razie, przygotowałem tutaj coś skromniejszego, a mianowicie niepełny zestaw błędów, których należy unikać zanim jakieś działania w ogóle się podejmie - i już tylko wyrywkowo i częściowo chciałbym je przedstawić. Proszę Państwa. Aby odnieść sukces musimy przede wszystkim unikać błędów. Sytuacja polityczna w naszym kraju jest nienormalna - nie możemy od tego abstrahować. Jeśli to czynimy wspomagamy przeciwnika. Dominacja lewicy wynika tylko i wyłącznie z tej nienormalności sytuacji i od walki o jej zmianę począwszy od próby obalenia mitu o konieczności jedności trzeba zacząć.

Jeśli tej nienormalnej sytuacji nie nazwiemy po imieniu, tylko będziemy zachowywać się jakby chodziło o zwykłą rywalizację prawicy z lewicą rywalizację prowadzoną w normalnych warunkach, to ustawimy się tak, jak nas chcą ustawić.

Przeciwnik mówi: proszę, jest pluralizm, tyle że my tak wygrywamy, że reszta to margines. Utrwala się w społeczeństwie percepcję OKP jako jedynie wyobrażalnego i naturalnego "reprezentanta nas wszystkich". W ten sposób pogłębia się ogólną dezorientację. Społeczeństwo przestaje rozumieć o co nam w ogóle chodzi.

"Jak to, atakują "naszego premiera", "nasz rząd", "naszych reprezentantów", w ogóle - "naszych"?! Czemu oni to robią, czego chcą? Pewno czują się odsunięci od stołków i - tylko dlatego”. I o to właśnie, o taki nasz, bezideowy, obraz chodzi. O to by nas tak ustawić.

Podejmując krytykę cząstkową, wyrywkową, wykazując brak śmiałości ideowej w całościowym opisie sytuacji, wspomagamy bezwiednie układ, który działa nie tylko przeciw powrotowi Polski do normalności, w tym gospodarczej.

Krótko o innych naszych błędach:

1. Nadmierny optymizm. Mówimy np. "ludzie nie chcą lewicy". Niewątpliwie nie chcą, ale jak już mówiłem oni nie przestawiają się jako lewica, ale jako wszystko. Mówi się "Chcą nas podstępem". Niestety nie nas, ale społeczeństwo i jak dotąd dobrze się im udaje, a kamuflaż działa. A to są, proszę państwa, eksperci od socjotechniki. "To jest stan przejściowy" - mówi się. Nie, nie jest, czy raczej wcale nie musi być takim. Pamiętajmy o powiedzeniu: "Nic nie jest tak trwałe, jak rozwiązania tymczasowe".

2. Sztywne ideowo podejście, tzn. takie jakby sytuacja była właśnie normalna. Na przykład - jesteśmy konserwatystami, a prezydent to majestat, więc apelujemy do niego by rozwiązał etatystyczny parlament. Niestety, pan prezydent jest komunistą. Etatyzm parlamentu wynika zaś nie z przypadku lecz doboru posłów i wszystko wskazuje, że w przyszłości może być podobnie.

Albo - jesteśmy konserwatystami, więc nie chcemy destabilizacji, bo ona rodzi populizm. Nieporozumienie - nie chodzi o destabilizację, ale o uwolnienie się z komunizmu, półkomunizmu, rządów poputczików komunizmu. A populizm już działa.

Albo - nie chcemy ustosunkowywać się wyłącznie negatywnie. Nieporozumienie - opisanie i ustosunkowanie się do negatywnej sytuacji służy jak najbardziej pozytywnemu celowi: przywróceniu normalności. Tylko wtedy periodyczna rywalizacja prawica-lewica odbywa się na równych prawach, jest możliwa, jest dla wszystkich zrozumiała i oczywiście - w obecnej Polsce - lewica długo nie będzie miała w niej szans.

3. Złudzenie co do możliwości wprowadzenia pozytywnych zmian w gospodarce przy abstrahowaniu od rzeczywistości politycznej.

Wtrącę tu jedną uwagę. Gdy po wojnie w Niemczech Zachodnich przy tak rozwiniętych tam w poprzednich latach tradycjach etatystycznych, przy naciskach na wprowadzenie socjalizmu przez zwycięską w Wielkiej Brytanii Labour Party oraz przy zniszczeniach i biedzie rozpoczęto rozbudowę gospodarki, co jak wiemy zaowocowało znanym cudem, to stosowne do sytuacji, wywoławcze hasło brzmiało: ..Wolna, czyli społeczna gospodarka rynkowa" ("freie oder soziale Marktwirschaft"). Dopiero potem wypadły z tego hasła dwa pierwsze słowa i zaczęto obłudnie przedstawiać, jak to się na przykład dzieje w dużej mierze i u nas, "społeczną gospodarkę rynkową", jako jakiś wariant gospodarki socjalistycznej. Ale, to nawiasem. Chodzi o to, że wtedy w Niemczech Zachodnich mówiono: „im bardziej wolna, tym bardziej społeczna",

Proszę Państwa, utopią jest mniemanie, że tu można zbudować gospodarkę rynkową, bo system staje się inny li tylko autorytarny, czy coś podobnego. Tu 50 lat wszystko niszczono - tu wszystko jest powiązane. Można odwrócić znane powiedzenie: im bardziej wolna, normalna politycznie Polska, tym bardziej wolna gospodarka. Bez wolnego rynku politycznego, indywidualizacji poglądów i postaw, wymiany elit - wolna gospodarka nie zaistnieje. Trzecia droga polityczna, w której Polska usiłuje się zamknąć będzie oznaczać zarazem trzecią drogę gospodarczą. Wiemy co one obie niosą ze sobą. Tak więc wyłącznie ekonomizujące podejście jest kontrproduktywne. "Pragmatyzm polityczny" niektórych liberałów nie jest żadnym pragmatyzmem.

4. Ale przecież - twierdzi się - OKP się różnicuje. Niewątpliwie. Nie chcę nikogo obrażać, ale Politbiuro Komunistycznej Partii Wietnamu też jest podobno zróżnicowane: jeden członek myśli jedno, a drugi drugie. Liczą się decyzje, a nie gorące debaty. Nadal decyduje Magdalenka, czyli Konwent Seniorów Sejmu i Senatu. Ostatnio A. Stelmachowski "zareklamował" ustalone tam, a korzystne dla MSW brzmienie "ustaw policyjnych" i Senat je posłusznie zatwierdził. Powstało koło chrześcijańskich demokratów, ale zaraz zastrzegło się, że oni za nic nie wyłamią się, że działają w ramach. Itd.

Warto wreszcie zrozumieć: Centralny KC, OKP, te wszystkie ciała są niereformowalne. Zło nie leży w ich lewicowym odchyleniu, które da się naprawić, ale w samej formule. Ta formuła, niezależnie od składu osobowego, zabija różnorodność, która jest motorem wszelkiego rozwoju, nie tylko gospodarczego. W ciałach takich zawsze będzie dominowała lewica i obowiązywał centralizm. Dokooptują jeszcze wielu o różnych poglądach, a przewodniczący będzie ten sam lub podobny. I forma dziś istniejąca pozostanie, bo jest bardzo wygodna dla kierujących, zdejmuje z nich ciężar politycznej odpowiedzialności. Takie są prawidła podobnych ruchów.

5. Ostatnią nadzieją niektórych ma być dr Najder, apostoł różnorodności. Cudów sofistyki dokonuje on, by wytłumaczyć, że pluralizm owszem, ale FJN być musi, że on się demokracją zaopiekuje atoli w ramach. Dlaczego KO przy Wałęsie, a nie przy Polsce, po co on w ogóle - jasno nie tłumaczy. Gdy był za granicą, dr Najder w słowie i piśmie występował ostro przeciw różnorodności, na Kongresie Kultury Polskiej w Londynie wyraził radość, że Polska nie przeszła przez piekło kapitalizmu, a w pewnej dyskusji socjalista zarzucił mu socjologizujący marksizm. Obecnie dr Najder zamierza, jak mówi "nie odpędzać" tych innych. Jak się ktoś łasi, prosi, to przyjmie, owszem. Chodzi więc o zwykłą kooptację, zresztą wyłącznie personalną, czyli uwierzytelnienie i utrwalenie układu.

Cała ta czapa Centralnego Komitetu dobieranych ludzi ma temu służyć - ma sztucznie hamować ujawnienie ludzkiej różnorodności, ma nie dopuścić do głosu naprawdę inaczej myślących, ma utwierdzać w kraju i na świecie opinię o "niedojrzałości społeczeństwa polskiego", potrzebującego paternalistycznej opieki. Dr Najder, już po powrocie do kraju twierdzi, że partie polityczne w świecie się przeżyły, co jest jaskrawym fałszem (nawet "zieloni", ostatnio w Wielkiej Brytanii, instytucjonalizują się) i że oto, być może jesteśmy prekursorami nowego modelu. Jaki to model - model Zimbabwe - mówiłem w swym pierwszym wystąpieniu. Jedno jest pewne - nie jest to model nowy.

Dr Najder tym się różni od "środowiska warszawskiego", iż stara się o to, by centralizm opierał się na szerokiej tzw. bazie, podczas gdy owo środowisko pragnie, by na węższej, wyłącznie swojej. To wszystko.

Jak to będzie funkcjonowało w wyborach parlamentarnych można się już dziś domyślać. Oto pewną część radnych z dzielnicy Żoliborz "rekomenduje", czyli nakazuje zatwierdzić, pan Kuroń, a w niektórych częściach kraju Komitety wyższej instancji przesyłają do Komitetów niższej instancji tzw. listy preferencyjne.

W przyszłości dr Najder prawdopodobnie zaleci, by na liście kandydatów znalazło się paru ludzi o niesłychanie różnorodnych poglądach. Na tej liście będą reprezentować wyłącznie siebie. Czyli - nic nie ma się zmienić. Wszystko ma się odbywać nadal w ramach i pod nadzorem. Może komuś odpowiada taki "pluralizm", ale nie nam.

6. Inni, czy też ci sami, nadzieję z kolei pokładają w p. Wałęsie. Mówił on, że "tylko partie polityczne... itd.", a na zjeździe "Solidarność" miała zwinąć polityczny sztandar. I co się stało? Nic zgoła. Odpowiedzialne Komitety nadal będą kryć się pod biało-czerwonymi barwami, a p. Bujak budować będzie demokrację w Warszawie.

Obecnie p. Wałęsa bąka, że spróbuje w akceptowanych przez swych doradców ramach dokonać podziału na lewicowych i chrześcijańskich. Radzę zachować ostrożność - ów nurt chrześcijański, jeśli się zrealizuje, będzie oparty na ludziach, którzy wybrali Jaruzelskiego, których wielbi Bratkowski i którzy wielbią Bratkowskiego. Wystrzegałbym się złudzenia, że skoro ktoś jest wierzący, to nie jest lewicowy. Wcale tak nie jest. To jest po prostu nieprawda. Istnieje nie tylko „laicka" lewica...

Wszyscy ci panowie się kłócą, ale naprawdę pluralizm, różnorodność i normalność się z tego nie wyklują.

7. Wreszcie sprawa najistotniejsza. Ludzie są ludźmi. Wielu pochlebia, że chcą ich dokooptować. Uważają to za honor i zaszczyt. Chcą być w centrum. Sądzą, że to wyraz uznania dla ich kierunku, który będą promować. Chcą to centrum, jak ongi usprawiedliwiało się wstąpienie do PZPR, od wewnątrz reformować. To gorzej niż głupio, to błąd. Nie promują różnorodności i swego kierunku lecz pomagają go osłabiać. Wchodzą w coś, gdzie działa orwellowska inner party - partia wewnętrzna.

Nie można jednocześnie umacniać i osłabiać nienormalności politycznej. W ten sposób blokuje się dodatkowo sytuację, a nie pomaga blokadę usunąć. Ułatwia się propagandę przeciwnikom normalności, dezorientuje dodatkowo społeczeństwo, zaciemnia się scenę polityczną. I dużo więcej.

Proszę Państwa - nie wchodźmy w układ, on jest przyczyną wszystkiego - całej tej obłudy i połowiczności we wszystkich dziedzinach. On jest skierowany przeciw różnorodności i spontaniczności polskiego społeczeństwa, które jest społeczeństwem normalnym. On jest przyczyną tego, że Oj. Prof. Bocheński po niedawnej wizycie w kraju powiedział:

"Jest mi wstyd, że Polska jest w ogonie tych wszystkich narodów, daleko za DDR, daleko za Czechosłowacją..." (i) - "my Polacy staraliśmy się być zawsze na czele narodów wolnościowych, dziś jesteśmy w ogonie - niedługo prześcignie nas Bułgaria".

Nie próbujmy wtapiać się w ten układ, nie płaczmy, że nas nie chcą w nim uwzględnić. Walczmy z nim. Demaskujmy go. Zidentyfikujmy wyraźnie i sytuację, i przeciwnika. Ukazujmy - demagogię, kolektywistyczną sterylność ideową - po tamtej stronie. Rozbijajmy fałszywe pseudo-etosy. To jest więcej, to jest trudniejsze niż prosta rywalizacja z lewicą w normalnym układzie, ale to jest pierwszy niezbędny element tej walki.

Nasi przeciwnicy skarżą się na brak dopływu młodzieży. Dużo na to wpływa, ale pamiętajmy też, że młodzież jest szczególnie wrażliwa na fałsz, obłudę i zakłamanie.

Autor publikacji