55. Archiwum historyczne

Zamieszczamy poniżej korespondencję między dwiema znanymi osobistościami emigracyjnymi. Materiały pochodzą z Hoover lnstitution.

Prezentowane listy odnoszą się do dwóch zagadnień. Pierwszym z nich jest podjęcie z inicjatywy Stefana Korbońskiego, próby utworzenia nowego centrum kierownictwa politycznego emigracji. Do takiej roli pretendowały wówczas dwa ośrodki: Rada Trzech i Egzekutywa Zjednoczenia Narodowego oraz Prezydent August Zaleski wraz z Rządem. Jakie cele przyświecały inicjatywie Korbońskiego najlepiej świadczy tytuł teczki, z której pochodzą przytaczane listy: „Mała Rada Trzech”. Utworzenie kolejnego kierowniczego ośrodka politycznego miało zupełnie pomijać struktury legalizmu, do którego przyznawali się Korboński i Nowak. Nowak nie odrzucił a priori propozycji Korbońskiego i dopiero wobec końcowego fiaska inicjatywy zapowiedział powiadomienie Raczyńskiego, wówczas członka Rady Trzech. Można przypuszczać, że Nowak, pod pewnymi warunkami, chętnie widziałby siebie w składzie takiego ośrodka politycznego nie oglądając się na władze legalne.

Redaktor Jerzy Giedroyć od początku uważał inicjatywę za niepoważną i szybko odmówił w niej udziału.

Drugim, a właściwie pierwszoplanowym zagadnieniem publikowanej korespondencji jest stosunek do Józefa Mackiewicza. Jak wiadomo, niezależne poglądy pisarza były powodem niemal nieustannej nagonki na jego osobę. Czasem przybierała ona formę organizowanych kampanii. I tak, po opublikowaniu w roku 1965 powieści „Lewa wolna” Stowarzyszenie Kombatantów Polskich wydało w rok później specjalną broszurę potępiającą. Można powiedzieć, że krytyka ta miała głównie aspekt historyczny (akcja powieści rozgrywa się w latach 1918-1920). Publikacja w roku 1969 powieści „Nie trzeba głośno mówić” wywołała próbę zorganizowania kolejnej kampanii przeciw Mackiewiczowi inspirowaną, jak widać z korespondencji, przez Jana Nowaka. Zaowocowała ona następną broszurą potępiającą...

Dziennik Polski, którego redaktorem naczelnym był Juliusz Sakowski zamieścił 9.06.1969 r. entuzjastyczną recenzję „Nie trzeba głośno mówić” napisaną przez Janusza Kowalewskiego (obiekt podobnej kampanii Nowaka w parę lat później), ale również krytyczną pióra Józefa Garlińskiego.

Można jeszcze dodać, że Zjazd byłych żołnierzy AK odbyty w Londynie w dniach 12-14.09.1969, w którym uczestniczyli Korboński i Nowak, nie podjął żadnej rezolucji potępiającej Mackiewicza.

LESZEK BRZOZA

Niezwykla korespondencja

RADIO FREE EVROPE

Monachium, dnia 14-go lipca 1969

W. Pan Stefan Korboński

Washington D.C.

Drogi Panie Stefanie,

Dziękuję bardzo za list z 6 b. m. Nie nadałem dwóch opowiadań z Pańskiej książki ponieważ dowiedziałem się o nich dopiero z Pańskiego listu. Wysłałem w tej sprawie bezzwłocznie dalekopis do Wagnera, który odpowiedział mi, że jedno z nich nagrał z Panem 100-go lipca. Oczywiście bardzo chętnie je nadam.

Korzystam z okazji, by przypomnieć Panu prośbę o zabranie głosu na łamach prasy polonijnej w sprawie Józefa Mackiewicza. Przyznaję, że na tym niezmiernie mi zależy. Z racji swoich dawnych funkcji Kierownika Walki Cywilnej jest Pan spośród nas najbardziej do tego powołaną osobistością. Zna Pan sprawę nie tylko z dokumentów, ale także ze swoich własnych doświadczeń. I wreszcie prasa polonijna nie podlega tym hamulcom i ograniczeniom, które dyktuje w Anglii obawa przed sprawą sądową i związanymi z nią kosztami.

Sądzę, że sprawy Mackiewicza nie można sprowadzać do sporu między mną a p. Sakowskim. Jak dotychczas - niestety jestem ku memu własnemu zdumieniu pozostawiony bez jakiegokolwiek poparcia ze strony Koła AK i działaczy Polski Podziemnej znacznie starszych ode mnie rangą i autorytetem. Liczę więc bardzo na Pańską pomoc i jestem pewny, że mi Pan jej nie odmówi.

Podtrzymując w zasadzie zgodę na konferencję trzech stanowczo odradzam Panu występowanie z tą inicjatywą w tym momencie. Trzeba odczekać dopóki nie przeminą zadrażnienia między mną i Sakowskim. W przeciwnym razie spotka Pana niechybnie odmowa ze strony Sakowskiego, która przekreśli pożyteczną inicjatywę. Nie mówiąc już o tym, że klimat nie jest w tej chwili najlepszy.

Przesyłam Panu do poufnej wiadomości moją odpowiedź Sakowskiemu, która ukaże się w lipcowym numerze „Anteny”. Nie można jej oczywiście nigdzie cytować dopóki nie będzie ogłoszona w druku.

Łączę wiele serdecznych pozdrowień dla Pani Zosi i Pana od nas obojga.

Jan Nowak 23 lipca 1969

Drogi Panie Janie!

Dziękuję za list z 17 b. M. Gotowość Pana do wzięcia udziału w spotkaniu bardzo mnie ucieszyła, tym bardziej, że p. Sakowski wyraził na nie również w międzyczasie swą zgodę.

Czekam obecnie na list od p. Giedroycia, który oby szedł po tej samej linii. O jego treści natychmiast Pana zawiadomię.

Jak Pan widzi, nasze listy z tej samej daty 141. minęły się w drodze i nie mogłem wziąć pod uwagę Pana rady, której motywy doskonale rozumiem. Ale stało się, listy wyszły do trójki równocześnie i miejmy nadzieję, że spotkanie dojdzie do skutku.

Co do Mackiewicza, to proponowałbym odczekać na zjazd delegatów AK z powodów, które Panu przedstawię z całą otwartością, a mianowicie:

l. Czas skończyć z tym, by ciężar zwalczania Mackiewicza spoczywał tylko na Pana. Przejąć go powinien Zarząd Główny AK, dla akcji którego światowy zjazd delegatów AK w dniach 12-14 września musi stworzyć podstawę w postaci odpowiedniej rezolucji. Jestem pewny, że taka rezolucja zapadnie, może nawet jednomyślnie. Rozesłana do prasy polskiej w różnych krajach z pewnością zostanie ogłoszona i Mackiewicz przedstawiony we właściwym świetle.

2. Przy zwalczaniu Mackiewicza nie zostało wyzyskane to, co o nim napisałem w obu wydaniach „W Imieniu Rzeczypospolitej” (drugie wydrukowane w Anglii przez „Gryf”) w rozdziale p.t. „Kolaboracjonizm”. Książka ta, będąca pamiętnikiem b. Kierownika Walki Cywilnej i szefa cywilnego sądownictwa podziemnego, posiada dla takich wypadków jak Mackiewicza, charakter dokumentarny i powinna być cytowana przy każdej okazji.

3. Z tego samego względu nie sądzę, by najlepszą drogą było napisanie przeze mnie artykułu do prasy polonijnej względnie wysyłanie listów, o jakich wspomniałem w mym liście z 25 kwietnia b.r. Mackiewicz odpowiedziałby ordynarnie na jedno lub na drugie i zostałbym uwikłany w dyskusję prasową z tym kolaborantem, zamiast odgrywać w całej sprawie rolę autorytetu. Lepszym pomysłem byłoby przeprowadzenie ze mną jako byłym szefem podziemnego sądownictwa cywilnego wywiadu na temat zachowania się Mackiewicza w czasie okupacji przez odpowiedniego dziennikarza. Powiedziałbym wówczas wszystko co wiem o nim tylko z jednej, o wiele lepszej pozycji. Na tym był skończył, nie odpowiadając na jakiekolwiek jego ataki.

4. Skoro sprawa spotkania trójki wygląda pomyślnie, należałoby, moim zdaniem, zawiesić do tej chwili te kroki, które bezpośrednio czy pośrednio godziłyby w jednego z uczestników spotkania, czyli p. Sakowskiego. Jak Pan to słusznie i pięknie powiedział w swym liście z 17 b. M., na pierwszym miejscu należy postawić interes publiczny.

Wszystko to razem sprowadza się do odczekania na światowy zjazd AK. Broszurę Mackiewicza z miejsca przeczytałem i jest obrzydliwa. Przypomina, moim zdaniem, do złudzenia artykuł Hrabyka kłamstwem, tonem i napastliwością. Mackiewicz nie ma żadnego poczucia miary, proporcji i dystansu. Dowiódł tego atakując Prymasa Wyszyńskiego, a obecnie dowodzi pisząc takie oczywiste bzdury, jak: „słuchając Free Europe, ma się doprawdy czasem wrażenie, że to jakaś stacja komunistyczna” (str. 8 u dołu) lub „Dziś jakby się słuchało raczej pewnej odmiany audycji z Tirany towarzysza Mijała” (str. 9 u góry).

Nie sądzę, by ktokolwiek potraktował takie zarzuty poważnie. Ściskam mocno dłoń Pana i łączę wiele serdecznych pozdrowień.

MONACHIUM, dnia 31 lipca 1969 r.

Wpan –

Stefan Korboński

ściśle poufne – osobiste

Washington D.C.V…

Drogi Panie Stefanie,

List Pana z dnia 23-go lipca zaskoczył mnie w sposób bardzo przykry. Zwracając się do Pana z apelem o przypomnienie sprawy Mackiewicza w prasie polonijnej, nie prosiłem o jakąś przysługę osobistą. Mackiewicza nie znam, nigdy się z nim nie zetknąłem i nigdy go nie widziałem. Wystąpieniem moim kierowały wyłącznie względy natury ogólnej. Jako b. Żołnierz AK uważam, że nie mogę milczeć i zachowywać się biernie gdy b. Kolaborant w roli „opinion leader” zabiera głos na pierwszej stronie niepodległościowego pisma i udziela innym lekcji patriotyzmu. Wiedziałem, że czyniąc to narażę się, jak Pan pisze, na ordynarne ataki i będę uwikłany w dyskusję prasową. Wiedziałem również, że narażę na szwank dobre stosunki z p. Sakowskim, któremu podlega najpoważniejszy na emigracji codzienny organ prasowy. Licząc się z tymi wszystkimi przykrymi skutkami uważałem jednak, że bez względu na konsekwencje obowiązkiem moim jest zabrać głos nie czekając aż uczyni to za mnie Zarząd Koła AK, Zjazd czy jakakolwiek inna instancja. Sądzę, że ten obowiązek ciąży nie tylko na mnie ale na wszystkich b. Żołnierzach AK i działaczach Polski Podziemnej a zwłaszcza tych, którzy są ode mnie starsi i zajmowali stanowiska kierownicza. Zwracając się do Pana w Nowym Jorku byłem pewny, że nie spotkam się z odmową. List Pana jest więc, jak już wspomniałem, dużym zaskoczeniem i rozczarowaniem.

Pisze Pan słusznie, że czas skończyć z tym, by ciężar zwalczania Mackiewicza spoczywał tylko na mnie. Wszystko jednak co Pan pisze dalej wydaje się sprzeczne z tym stwierdzeniem. Uważa Pan, że ten ciężar powinien przejąć Zarząd Główny AK a następnie Zjazd. Obaj wiemy dobrze jak powoli działają wszelkie ciała zbiorowe. Sprawa Mackiewicza nie powstała dziś lecz w czasie wojny a Zarząd Koła od 25 lat nie umiał zdobyć się na skuteczną akcję poinformowania szerokiego ogółu o faktach dotyczących Józefa Mackiewicza. Trudno więc liczyć na to by potrafił ją przeprowadzić w najbliższych tygodniach czy miesiącach.

Ponadto Zarząd Główny w Londynie jest, jak Panu wiadomo, skrępowany obawami przed sprawą sądową, które nie istnieją na Pana terenie. Nie widzę żadnego konfliktu między artykułem czy wywiadem Pańskim w prasie polonijnej a rezolucją Koła AK na wrześniowym zjeździe. Nie rozumiem dlaczego jedno miałoby wykluczyć drugie. To co Pan napisał o Mackiewiczu w swojej książce „W imieniu Rzeczypospolitej” było doskonałe – widocznie jednak wymaga przypomnienia skoro ujawnione przez Pana fakty nie przeszkodziły temu, że Mackiewicz występuje dziś w roli publicysty dwóch czołowych czasopism emigracyjnych: „Wiadomości” i „Kultury”. Zgadzam się oczywiście, że ustęp ten powinien być włączony do zbioru dokumentów w sprawie Mackiewicza.

Sprawa ta ma także poza aspektem historycznym i moralnym poważne znaczenie polityczne na dziś. Józef Mackiewicz ściśle współpracuje z rewizjonistycznymi i antypolskimi ośrodkami w Niemczech Zachodnich. Jest jednym z kilku Polaków występujących otwarcie przeciwko granicy na Odrze i Nysie. Profesor Rohde i jemu podobni produkują go publicznie jako przykład, że stanowisko polskie w tej żywotnej sprawie nie jest jednolite i solidarne. Bliższych informacji na ten temat może Panu z pewnością udzielić Kamil Dziewanowski, który musiał w czasie publicznej imprezy zorganizowanej przez Rohdego bronić naszych postulatów nie w dyskusji z Niemcami lecz z p. Mackiewiczem. Z tych względów wyeliminowanie Mackiewicza z niepodległościowej publicystyki politycznej uważam za rzecz bez porównania ważniejszą aniżeli moje spotkanie z p. Sakowskim i z Giedroyciem.

W zakończeniu swego listu wyraża Pan pogląd, że akcję przeciwko Mackiewiczowi należy zawiesić ponieważ pośrednio godziłaby ona w p. Sakowskiego i mogłaby utrudnić konferencję trzech redaktorów. Występując z inicjatywą takiego spotkania w czasie naszej rozmowy w Nowym Jorku nie stawiał Pan tego rodzaju iunctim, które w moim przekonaniu sprzeczne jest z interesem publicznym, tak jak go rozumiem. W tym kontekście i wobec takiego postawienia sprawy nie mogę niestety zgodzić się na proponowaną przez Pana rozmowę i mój udział w niej z przykrością odwołuję.

Łączę pozdrowienia, Pani Zosi ręce całuję.

Jan Nowak

----------------------------------

5 sierpnia 1969 r.

Drogi Panie Janie!

List Pana z 31 lipca b.r., odwołujący zgodę na spotkanie z pp. Sakowskim i Giedroyciem, był dla mnie przykrą niespodzianką. Apeluję do Pana gorąco, by Pan pozostał przy pierwotnej swojej decyzji ze względów następujących:

l. Ja swój obowiązek w sprawie Mackiewicza, którego zresztą nigdy w życiu, tak jak i Pan, nie widziałem, wypełniłem już w roku 1954, pisząc w mej książce „W imieniu Rzeczypospolitej” o nim jako o niemieckim kolaborancie, skazanym wyrokiem sądu podziemnego ogłoszonym w zimie roku 1942/43 w jednym z numerów „Niepodległości”, organu wileńskiego okręgu AK. Jest to określenie jego przeszłości silniejsze, niż wszystko co Pan o nim napisał w toku dyskusji z p. Sakowskim i sądzę, że nadawało się do przedruku czy też wzmianki w „Na Antenie” z odpowiednim komentarzem od kogo pochodzi i to w oparciu o drugie wydanie, jakie wyszło w roku 1964 u GRYFA w Londynie. Bo jeśli GRYF nie miał z tego powodu sprawy o zniesławienie, to nie sądzę by groziła ona za przedruk lub wzmiankę.

2. Decydując się obecnie na ponowne wystąpienie przeciwko Mackiewiczowi, muszę się liczyć z tym, że jestem ostatnim żyjącym członkiem pierwszej naczelnej władzy polskiego państwa podziemnego, jego ostatnim szefem, a co najważniejsze byłem kierownikiem Walki Cywilnej, który z upoważnienia Delegata Rządu i Komendanta Głównego AK miał zaszczyt kierować generalnym oporem całego narodu polskiego. Z tego względu nie uważam za właściwą formę artykułu, będącego podejściem dziennikarskim zrównującym mnie z Mackiewiczem w razie jego repliki. Nie mam wątpliwości, że lepszy będzie wywiad ze mną jako byłym szefem podziemnego sądownictwa cywilnego, występującym w tej sprawie w charakterze niewątpliwego autorytetu.

3. Aby się nie poniżać do dyskusji z Mackiewiczem-kolaborantem, nie zabrałem głosu, gdy mnie zaczepił w liście ogłoszonym w „Kulturze” z lipca-sierpnia 1957 r., a później ordynarnie zaatakował w książce „Zwycięstwo prowokacji” na str. 130, 132. Jak Pan widzi, nie tylko Pan jest przedmiotem jego ataków. Była to jego zemsta za wzmiankę w książce!

4. Podejmując inicjatywę w sprawie spotkania trójki, nie łączyłem jej z Mackiewiczem. Obie sprawy leżą w zupełnie innych płaszczyznach. Ta pierwsza to walka z pełnym tupetu kolaborantem, w dodatku znanym pisarzem, - ta druga to zorganizowanie nie jednego spotkania a periodycznej wymiany myśli i poglądów pomiędzy trzema wybitnymi osobami, wywierającymi każda w swoim zakresie wpływ na myślenie polityczne w kraju i na emigracji.

Drogi Panie Janie! Ograniczę się tylko do poruszenia jednego aspektu tej koncepcji. Upadek polityczny polskiego Londynu postępuje i gdy, co nie daj Boże, zabraknie kiedyś Andersa, zmieni się w przewlekły i ostry kryzys, który trzeba przetrzymać aż do wyłonienia się, miejmy nadzieję, czegoś nowego i trwałego. W moim pojęciu Wasza trójka stanowiłaby pewną asekurację, że działalność emigracyjna w jej dodatnim znaczeniu nie doznałaby w tym czasie zahamowania. O innych aspektach spotkań trójki mógłbym napisać cały memoriał! Obawiam się, że Pan nie docenia potencjału tej koncepcji.

5. W tych warunkach nie przemawia do mnie pogląd, że wyeliminowanie Mackiewicza z niepodległościowej publicystyki politycznej jest bez porównania ważniejsze, niż spotkanie Pana z pp. Sakowskim i Giedroyciem. Co ważniejsze jednak, w walce z nimi nie wyeliminuje Pan Mackiewicza z tej publicystyki. Pewne możliwości tego widzę tylko w porozumieniu z nimi, do czego jest konieczny kontakt z nimi taki jak spotkanie.

6. To spotkanie trójki byłoby ciosem dla Mackiewicza i pewnym ostrzeżeniem. Rozbicie spotkania z jego powodu - wielkim dla niego tryumfem. A obawiam się, że w razie rozbicia rzecz cała przesiąknie na zewnątrz.

7. Gdzie Pan się dopatrzył mojej odmowy jeśli chodzi o wystąpienie przeciw Mackiewiczowi? Przecież oświadczyłem gotowość dania wywiadu i nie proponowałem bezterminowego zawieszenia akcji przeciwko niemu, a tylko do pierwszego spotkania trójki. Odpowiedni ustęp mego listu z 23 lipca brzmi:

„Skoro sprawa spotkania trójki wygląda pomyślnie, należałoby moim zdaniem zawiesić do tej chwili te kroki...”

8. Proponuję następujące wyjście: będę domagał się na zjeździe AK uchwalenia rezolucji potępiającej wystąpienia Mackiewicza. Jeśli nie przejdzie i sprawa np. zostanie odroczona lub przekazana Zarządowi Głównemu, wówczas po spotkaniu trójki w Paryżu i moim powrocie do St. Zjednoczonych postarałbym się o przeprowadzenie wywiadu ze mną np. przez „Nowy Świat” (dodając nawiasem, w ostatnich rozmowach z pp. Sakowskim i Giedroyciem oświadczyłem wyraźnie, że Mackiewicz był, jest i będzie zawsze dla mnie niemieckim kolaborantem). Chodzi zatem o parotygodniową zwłokę, a nie o zaniechanie akcji. Przecież w dyskusji z p. Sakowskim do Pana należy ostatnie słowo w postaci artykułu pt. „Echa minionego okresu” w lipcowym numerze „Na Antenie”, z czego jeśli chodzi o spotkanie trójki, p. Sakowski dotychczas nie wyciągnął ujemnych konsekwencji i mam nadzieję, że nie wyciągnie.

9. O zgodzie Pana na spotkanie, wyrażonej w liście z 17 lipca natychmiast z wielkim zadowoleniem zawiadomiłem pp. Sakowskiego i Giedroycia. O odwołaniu powinienem ich również zawiadomić, ale nie uczynię tego na razie w przekonaniu, że ulegnie Pan wadze moich argumentów.

10. Z całej trójki jest mi Pan najbliższy. Pp. Sakowskiego i Giedroycia bardzo cenię z powodu ich działalności, ale nie łączy mnie z nimi żadna przeszłość, ani wspólne przeżycia. Tymczasem do dziś dnia pamiętam żywo nasze pierwsze spotkanie w podziemnej Warszawie na Pl. Małachowskiego, a i późniejsze spotkania w czasie Powstania, wreszcie moment rozstania, gdy Pan z p. Wisią wpadli do nas, by się pożegnać może na zawsze. Takie wspomnienia wiążą jak cement. To też apeluję do Pana w imię tych więzów, niech Pan nie stwarza takiej sytuacji, by spotkanie trójki nie doszło do skutku wyłącznie z powodu odwołania zgody właśnie przez Pana.

Łączę pozdrowienia. Ręce p. Wisi całuję.

----------------------------

10-12.8.69

Drogi Panie Stefanie

Odpisuję niezwłocznie na list Pana z dnia 5 b. m. dziś otrzymany. Proszę mi wybaczyć telegraficzny styl. Pojutrze wyjeżdżam na Monte Cassino a stamtąd na l0-dniowy wypoczynek. Muszę więc na gwałt odrabiać wszystkie zaległości.

l. Fotostat odnośnego ustępu z Pańskiej książki wysłałem do Garlińskiego nalegając aby włączył go do dokumentacji. To samo uczyniłem w liście do Pełczyńskiego. Moje możliwości informowania opinii publicznej o przeszłości Mackiewicza na łamach „Anteny” są niezmiernie ograniczone, ponieważ w myśl umowy z Amerykanami miesięcznik stanowi „digest” audycji RWE. Naruszenie tej zasady mogłoby narazić istnienie pisma. Dzienniki na Pańskim terenie jak „Nowy Świat” czy „Dziennik Związkowy” nie podlegają ani tego rodzaju ograniczeniom ani nie grozi im sprawa o „libel”.

2. Ustęp odnoszący się do Mackiewicza w Pańskiej książce mającej 484 stron liczy sobie 11 wierszy przy czym osłabia go znak zapytania, jaki Pan stawia nad sprawą wyroku na Mackiewicza. Wydaje mi się, że tak długo dopóki Mackiewicz występuje w roli publicysty emigracji niepodległościowej, na nas wszystkich ciąży nadal obowiązek informowania opinii publicznej. Stwierdzam, że dla większości podstawowe fakty są wciąż nieznane. Liczba czytelników książki wydanej na emigracji choćby tak poczytnej jak Pańska jest ograniczona nie mówiąc już o tym, że nie wszyscy studiują tekst od deski do deski.

3. Całkowicie zgadzam się z Panem, że nie należy poniżać się do polemiki z Mackiewiczem i odpowiadać na jego ataki. Uważam również, że proponowana przez Pana forma Wywiadu byłaby najodpowiedniejsza ze względu na Pana kierowniczą rolę w Podziemiu. Przypuszczam, że ma Pan na miejscu możliwości zorganizowania tego rodzaju Wywiadu z jednym z pism polonijnych. Ja niestety ze względu na odległość Monachium - Nowy Jork nie mogę tego dokonać. Jeśli Pan sobie tego życzy, mogę prosić o to Pomiana po uzgodnieniu przez Pana sprawy z redakcją.

4. Nie łudzę się ani na chwilę, aby udało się wyeliminować Mackiewicza z publicystyki emigracyjnej w rozmowach z pp. Giedroyciem i Sakowskim. Można to uczynić tylko przez odpowiedni nacisk opinii publicznej. Na przykład ogłoszenie wypowiedzi Mackiewicza w rewizjonistycznej prasie niemieckiej niezależnie od przypomnienia jego roli w czasie ubiegłej wojny mogą zmienić radykalnie stosunek czytelników do jego wystąpień publicystycznych. Nie da się tego załatwić, jeżeli wszyscy nie zajmiemy bardziej czynnej postawy.

5. Moje spotkanie z Giedroyciem i Sakowskim nie może w żadnym wypadku stanowić hamulca w akcji przeciwko Mackiewiczowi. Rezolucja na Zjeździe AK niczego nie rozwiązuje, bo przecież chodzi tu - powtarzam - o informowanie opinii publicznej a nie uchwałę podkreślającą powszechnie znane stanowisko Organizacji.

Reasumując: zgodzę się na udział w rozmowie z Giedroyciem i Sakowskim, jeżeli otrzymam zapewnienie, iż wkrótce po tej rozmowie ukaże się Pański wywiad w sprawie J. M. Punktem zaczepienia dla niego może być ostatnia książka J. Mackiewicza wydana przez „Kulturę” – „Nie trzeba głośno mówić”. Powtarzam, że nie chodzi przecież ani o polemikę z Sakowskim ani o włączanie się w spór między „Anteną” a „Wiadomościami”.

Spotkanie z Sakowskim muszę jeszcze uzależnić od tonu i treści jego odpowiedzi na mój artykuł „Echa minionego okresu”. Byłbym najszczęśliwszym, gdyby zamknął on dalszą polemikę. Jeżeliby jednak Sakowski zdecydował się na odpowiedź, która zawierałaby nowe insynuacje, kłamstwa czy sformułowania obraźliwe - musiałbym uznać, że w tej atmosferze mijałoby się ze swoim celem.

Do Monachium wracam l-go września nie potrzebuje więc Pan śpieszyć się z odpowiedzią.

Garliński przysłał mi projekt swojej krótkiej broszury a właściwie wstępu do zbioru dokumentów. Moim zdaniem jest bardzo dobry. Obawiam się tylko, by nie podzielił losu broszury Pomiana.

Łączę serdeczne pozdrowienia, dla Pani Zosia ucałowania

Jan Nowak

Od redakcji

Przedstawioną korespondencję uważamy za coś więcej niż ciekawostkę historyczną. Z tego też powodu dodajemy do niej krótki komentarz.

Rozważana w listach koncepcja „spotkania trzech” nie była inicjatywą poważną. Warto jednak, przy okazji, przybliżyć nieco postać najmniej w Polsce, ze wspomnianych redaktorów znaną.

Juliusz Sakowski był w tym czasie redaktorem naczelnym londyńskiego „Dziennika Polskiego”. Był jednocześnie jedną z najbardziej znaczących postaci emigracji niepodległościowej. Blisko związany z generałem Władysławem Andersem, odgrywał w polskim Londynie - jak to ujął T. Nowakowski - rolę nieoficjalnego ministra kultury i sztuki. Był również spiritus movens Polskiej Fundacji Kulturalnej u jej zarania, pisywał także często w słynnych „Wiadomościach” Mieczysława Grydzewskiego (przez pewien czas prowadził tam osobny dział).

Leitmotiv korespondencji jest wszakże inny i z wielu względów szczególnie interesujący. Jest nim pracowite montowanie kampanii zwalczania Józefa Mackiewicza, a ściślej i prawdomówniej mówiąc, jego publicystyki i powieści. Poznajemy kulisy koordynacji akcji mającej „przedstawić go we właściwym świetle”, aby „wyeliminować jego poglądy z życia publicznego”. Jak wiemy, autorom nie udało się, na szczęście, tego dokonać i uciszyć głos niewygodnie niezależny i niemodnie antykomunistyczny.

Jest charakterystyczne, iż zajmując się tak bardzo osobą Józefa Mackiewicza korespondenci ani razu nie wymieniają takich terminów, jak „komunizm” czy „Sowiety”. Być może, utrudniłoby to nieco nazywanie „kolaboracją” faktu opublikowania 25 lat wcześniej paru tekstów antybolszewickich. Wydaje się jednak, że p. Korboński, współorganizując nagonkę na pisarza, nie wiedział nawet o takich „szczegółach”. Wbrew opiniom zawartym w listach p. Karboński nie znał zupełnie „sprawy”, w kwestiach Wilna nie był żadnym „autorytetem”, a wskazujące na nieznajomość podstawowych dat i faktów jego wypowiedzi na temat Józefa Mackiewicza (od owych 11 wierszy ze znakiem zapytania do późniejszych „rozwinięć tematu”) nie przedstawiają żadnej wartości.

Co więcej, także w kwestiach znacznie lepiej sobie znanych p. Korboński jest notorycznie nieścisły i niewiarygodny, toteż także i te jego świadectwa mają charakter pseudo-dokumentarny. Swą konsekwentnie antykomunistyczną, wolnościową postawą Józef Mackiewicz naraził się obu autorom i to bynajmniej nie 25 lat przed ich korespondencją. Podobnie jak przeważająca część polskiej emigracji niepodległościowej potępił przystanie St. Mikołajczyka (i St. Korbońskiego) do tzw. KRN. Był jednak konsekwentny i nie nazywał tego faktu „błędem politycznym”, lecz tym czym był w istocie - porzuceniem legalnych władz Rzeczpospolitej i uznaniem Bieruta (czyli kolaboracją). Jego „insynuacje” i „kłamstwa” na temat Wolnej Europy polegały na wykazaniu, że pod dyrekcją J. Nowaka, radiostacja zajmowała się głównie popieraniem komunistów „dobrych” przeciw komunistom „złym”, apelowaniem o głosowanie bez skreśleń w gomułkowskich wyborach i propagowaniem na szeroką skalę zamiast awanturniczej, zdaniem dyrektora, linii niepodległościowej, filozofii „mniejszego zła”.

J. Nowak nie kryje tego bynajmniej w swych wspomnieniach. Co więcej, identyczną działalność kontynuuje od roku 1980, poprzez stan wojenny, aż do dnia dzisiejszego. Trudno mu co prawda twierdzić, iż obecne kręgi niepodległościowe wspierają „niemieckich rewizjonistów”, ale za to określa ich postawę jako wspierającą „partyjnych dogmatyków” - do Miodowicza włącznie.

Nie sądzimy jednak, by tak namiętnie demonstrowana chęć zniszczenia Józefa Mackiewicza opierała się wyłącznie na podobnych przesłankach. Zanim wyrazimy swój osąd w tym względzie wypada jeszcze zauważyć, że Józef Mackiewicz nie uczył nikogo patriotyzmu, nie chciał też być opinion leader - obie te funkcje to specjalność Jana Nowaka. Autor „Kontry” występował tylko w obronie samodzielności myślenia.

Nie sposób też pominąć faktu, że tak pewny swych racji p. Nowak niezmiernie boi się sprawy o zniesławienie, (libel), przeto sugeruje przeniesienie centrum kampanii do USA, gdzie poszkodowany nie ma w podobnych przypadkach praktycznie żadnej szansy na uzyskanie zadośćuczynienia (musiałby dysponować np. przytoczoną tu korespondencją, wskazującą na z góry zamierzone intencje). Sprawy „organizowanych” wywiadów itp. można by zbagatelizować, trudno to jednak uczynić z bardziej skomplikowanym planem, ujawnionym w liście J. Nowaka. Twierdzi on, że Józef Mackiewicz uprawiał działalność „antypolską”, bratał się z rewizjonistami itp. W dziwny wszakże sposób owe kompromitujące poczynania nie powodowały „wyeliminowania go” z emigracyjnych gazet i oficyn. P. Nowak oferuje się więc z dobrą usługą - załatwieniem ogłoszenia wypowiedzi Józefa Mackiewicza w rewizjonistycznym piśmie niemieckim (by potem niewątpliwie zainicjować patriotyczną akcję oburzenia). Pozostawiamy to bez komentarza.

Skąd więc, tak naprawdę, wzięła się u korespondentów, owa wieloletnia zapiekła nienawiść? Powód wydaje się prosty i ujawniony w listach. Autorzy piszą o „czasie okupacji” i wydarzeniach „podczas okupacji” (l. poj.). Chodzi tylko i wyłącznie o okupację niemiecką, opór przeciw Niemcom, oskarżenia o kolaborację z Niemcami. Druga okupacja w ich świadomości nie istnieje a to, że zaowocowała 25-letnią (wtedy) niewolą Polski jest sprawą wtórną.

Podobnie wtórną, zupełnie drugorzędną a nawet przemilczaną czy wręcz potępianą sprawą była - co słusznie zauważył Mackiewicz - dla kolektywnego nastawienia emigracji - epopeja podziemia antykomunistycznego po roku 1945, jego bohaterstwa i męczeństwa. Pietyzmem otoczono wyłącznie pamięć i historię podziemia antyniemieckiego. Pisano też o mordach i represjach dokonywanych na oddziałach AK przez wkraczającą do Polski Armię Czerwoną, nazywając to „zdradą sowiecką”. - Komuniści likwidując niekomunistów nie popełniają żadnej zdrady - pisał Józef Mackiewicz. Nazywał też wspomaganie nowego, przychodzącego „na stałe” okupanta, oczekiwanie czegokolwiek z jego strony, nieprzygotowanie społeczeństwa na fakt, że nie będzie miało do czynienia z żadnym „sojusznikiem” i kierowanie całej jego uwagi i patriotycznego zapału na przegranego definitywnie i odchodzącego okupanta niemieckiego, co najmniej ciężkim błędem.

W okresie, który obejmuje korespondencja, Józef Mackiewicz wydał powieść „Nie trzeba głośno mówić”, rozwijającą te tezy i opartą na wiedzy o Wilnie pod różnymi okupacjami.

Nie trudno zrozumieć niechęć kombatantów walki z Niemcami, ludzi, którzy, jak autorzy przytoczonych listów, w wielkiej mierze nadal przeżywali i prowadzili swą walkę z hitlerowcami, wobec tak burzących ich świat stwierdzeń.

O niepopularnych prawdach związanych z tą tematyką obaj korespondenci nie tylko nie chcą głośno mówić, ale nawet myśleć. Kontynuują przecież nadal, w późniejszych latach sześćdziesiątych, politykę, w której rozbite i podzielone od dwóch dekad Niemcy są faktycznie wciąż wrogiem nr l.

W latach tych wiele polskich organizacji apelowało do Zachodu aby:

wskazać „niebezpieczeństwo związane z odradzaniem się niemieckiego rewizjonizmu”,

skłonić Zachód do pomagania Gomułce.

Dla Józefa Mackiewicza owo straszenie i zaabsorbowanie Niemcami - czysto hipotetycznym, mogącym ewentualnie kiedyś zaistnieć zagrożeniem „granicy na Odrze i Nysie” - w czasie gdy kraj od lat znajdował się pod zupełnie inną okupacją, było czymś niesłychanym, „niebywałą rzeczą w historii Polski” i „sparaliżowaniem wszelkiej politycznej myśli” (niepodległościowej). Było też przejawem dobrowolnego realizowania interesów Sowietów posługujących się, m.in. taktyką „wyzyskiwania narodowych uczuć emigracji dla celów dywersji komunistycznej w świecie”. Pamiętajmy, że wszystko to odbywało się w kontekście wywoływanych periodycznie przez Sowietów „kryzysów berlińskich” i ciągłego demonizowania siły i znaczenia „niemieckich rewanżystów”.

Dopiero po latach okazało się, że falę „ekscesów neo-nazistowskich” (rysowanie swastyk itp.) w Republice Federalnej zorganizowali agenci STASI.

Polska dożywała ćwierćwiecza okupacji sowieckiej i niewoli komunistycznej... Autorzy stwierdzają, że „wyeliminowanie” Józefa Mackiewicza służyłoby dobru ogólnemu i interesowi polskiemu... Na tym można by zakończyć, gdyby nie to, że nie mamy tu bynajmniej do czynienia ze sprawami zdezaktualizowanymi.

W roku 1960 Juliusz Sakowski pisał: „Podsycanie nastrojów antyniemieckich w kraju służy tam określonemu celowi politycznemu. Nie trudno zgadnąć jakiemu (...) Łatwiej wtedy pogodzić się z sowiecką niewolą. O ile więc w kraju kampania antyniemiecka jest zrozumiała bo narzucił ją z góry upatrzony cel, uprawianie jej na emigracji jest tylko sukcesem dla Gomułki... można by bowiem odnieść wrażenie, że Polska nie jest w niewoli sowieckiej, ale że nadal toczy wojnę z Niemcami, zaczętą w 1939 roku... Trzeba się zdecydować o co się toczy walka i przeciw komu (...). Jeśli przyszłość Polski jest w Europie (z czasem zjednoczonej) to w Europie z Niemcami...”

Jan Nowak polemizował z Sakowskim...

Ba, Jan Nowak nadal toczy walkę z zagrożeniem niemieckim, przeszło ono u niego w obsesję. Byłoby to mało ważne, gdyby nie fakt, że ponosi on, wraz z innymi, wielką odpowiedzialność.

Ludzie tego pokolenia (z nielicznymi wyjątkami) zakonserwowali obraz świata, w którym do poruszonego tu stosunku do jakichkolwiek Niemiec, doszło przeniesione z dwudziestolecia i mimo wszystko nigdy w pełni nie skorygowane fatalne utożsamienie Sowietów z „Rosją”. Są więc oni współodpowiedzialni za to, że gdy w Polsce doszła do głosu wolna opinia, okazała się być ona w wielkiej części (daleko wykraczającej poza środowiska neo-endeckie) rozpaczliwie prowincjonalną, zastygłą w anachronicznych schematach myślenia kategoriami: Niemcy - Polska - Rosja. Nazywanie wciąż przecież istniejącego i komunistycznego Związku Sowieckiego „Rosją”, stało się wręcz nagminne. Rząd T. Mazowieckiego prawie automatycznie wszedł w rolę poprzednich i zainicjował straszenie Polaków Niemcami (niezwykłe okoliczności związane z ich połączeniem nie mogą tu stanowić pełnego wytłumaczenia). Mało tego, już po zawarciu umów gwarancyjnych, stara się podtrzymać fikcyjne zagrożenie i czyni to w dobrze znanym stylu... Kontrolowana przez niego telewizja eksponuje tak „istotne wiadomości”, jak fakt ukazania się w jednej z tysięcy lokalnych gazet amerykańskich artykułu pro-niemieckiego lub np. jakiejś opinii wyrażonej przez wymierające koła związane z tzw. ziomkostwami. Sprawa stacjonowania w Polsce wojsk sowieckich i w ogóle związków Polski z Sowietami zeszła na daleki plan...

Tylko pozornie odbiegaliśmy od tematu - przytoczonej wyżej korespondencji. Na pierwszy rzut oka jest ona wyłącznie przejawem walki z politycznymi poglądami autora „Kontry”, walki prowadzonej w wyjątkowo niegodny sposób (przypominający nieco metody stosowane w czasie wojny przez kolegę partyjnego St. Korbońskiego - osławionego prof. Kota - przeciw „piłsudczykom”). Staraliśmy się tu przedstawić jej aspekt głębszy, który pozostaje nie tylko ważny, ale też, w dużej mierze, niestety, aktualny.

JACEK KWIECIŃSKI

Contra 1988-1990