32. Fałszerze historii

Wszystko się podobno odkłamuje, mówi się i pisze, jak to naprawdę było. Nie jest to oczywiście prawda, bo daleko nie wszystko, a im bliżej A. D. 1990 tym mniej. Mamy też do czynienia z dalszym ZAKŁAMYWANIEM historii najnowszej.

Lewica światowa ma pewne hasła wywoławcze, swoje święte mity. Hiszpania (wojna domowa), Chile (Allende i Pinochet). Nie da ich ruszyć. Uprzednio pracowała usilnie i wytrwale by hasła owe wywoływały z miejsca odpowiednie redakcje emocjonalne. Powtarzając przez lata pewne zbitki słowne wytwarza się doszczętnie sfałszowany obraz wydarzenia. Obraz ów, jako rzekomy „pewnik” ustalony raz na zawsze wmontowuje się następnie w powszechny obieg tzw. opinii publicznej. Miną czasem dziesięciolecia aż uda się dane wydarzenia odkłamać.

Na naszych oczach utrwala się, pewno jako rekompensatę za tyle utraconych świętości, nowy mit. Totalny fałsz, już nie w sferze interpretacji, ale podstawowych faktów utrwala się jako oczywistą prawdę. Ponieważ rzecz działa się stosunkowo niedawno, obserwować możemy jak niemal na bieżąco fałszuje się historię. Chodzi o Wietnam. By poznać całkowicie fikcyjną wersję tzw. wojny wietnamskiej nie trzeba iść na najnowszy film amerykański (Hollywood niemal całkowicie zostało opanowane przez lewicowych, zaangażowanych, postępowych twórców. Zrobić prawdziwy film o Wietnamie jest tam równie możliwe co o łagrach w Sowietach za czasów Stalina. W tej dziedzinie jest to „fabryka fałszów”) - wystarczy popatrzeć na „nasze”, obiektywne, niekomunistyczne, telewizyjne „Wiadomości”. W czasie wizyty Kissingera usłyszeliśmy:

„Jego największym sukcesem dyplomatycznym było podpisanie układu pokojowego kończącego wojnę w Wietnamie, za co otrzymał pokojową nagrodę Nobla.” Z miesiąc później 29 lipca mówiąc o Afganistanie stwierdzono, że Sowieci wycofując stamtąd Armię Czerwoną, tłumaczyli ten krok względami pozamilitarnymi:

„aby za wszelką cenę uniknąć porównań ze sławną ucieczką Amerykanów z Wietnamu”.

„Wiadomości” p. Drawicza nie odznaczają się tu niczym szczególnym. Podobną paralelę przeprowadzał nie raz znany publicysta p. L. Unger, który raczej powinien pamiętać co działo się mniej niż 20 lat temu. Pomińmy tutaj wzajemną korelację między przytoczonymi cytatami, nie przystającymi przecież zupełnie do siebie. Przypomnijmy, bardzo krótko jak było naprawdę.

Wojna wietnamska była od samego początku agresją komunistycznej Północy przeciw nie komunistycznemu Południu. Już w czasie podziału kraju zostawiono mi Południu liczne kadry, uzupełniane następnie bez ustanku przerzutami ludzi i sprzętu. Chodziło o wywołanie wrażenia, iż chodzi o partyzanckie działania „wewnątrzpołudniowe”, a nie o regularny atak powiedzmy, DDR-u na RFN. Mogłaby się bowiem powtórzyć Korea i nici by były z planów skomunizowania całego kraju.

W 1967 r. jeszcze za rządów Johnsona, rzekomo autentycznie Ludowy itd. Vietcong podjął próbę wielkiej ofensywy licząc na ogólnonarodowe powstanie „mieszkańców miast i wsi”. Powstania nie było, a „partyzanci” ponieśli druzgocącą klęskę, po której przestali się liczyć jako siła bojowa. Nixon zaczął stopniowo wycofywać amerykańskie wojska prowadząc jednocześnie, z uwagi na sytuację w USA, pertraktacje, oczywiście, nie z żadnym Vietcongiem, lecz z komunistycznym Wietnamem północnym. Ten, widząc co się dzieje w Stanach, odbudował w jakimś stopniu kadry na południu, uzupełniając je oddziałami regularnej armii.

Wyszkolona przez Amerykanów armia Południowego Wietnamu, korzystając z pomocy wyłącznie lotnictwa amerykańskiego, odparła i ten atak. Wówczas komuniści podpisali uroczyście akt pokojowy w r. 1973, za co Kissinger i główny komunistyczny negocjator dostali pokojową nagrodę Nobla. Nixon obiecał prezydentowi Płd. Wietnamu natychmiastową akcję lotniczą, nie mówiąc już o dostawach broni, w razie poważnego złamania układu. Wszystkie wojska amerykańskie odeszły z Wietnamu stopniowo i planowo, w olbrzymiej mierze jeszcze przed podpisaniem układu w Paryżu.

W Stanach wybuchła afera Watergate, ustąpił Nixon, w sprawach międzynarodowych (a już zwłaszcza indochińskich) decydował praktycznie Kongres, który zaczął zmniejszać dostawy do Wietnamu, nawet nie militarne. Mimo takiej sytuacji aż dwa lata czekali komuniści nim odważyli się dokonać jawnej agresji - otwartego złamania układu. Na Wietnam Płd. ruszyła całą swą siłą regularna armia, czwarta armia świata. Na próżno dowódcy wojsk lotniczych z amerykańskich baz na Filipinach i w Korei przesyłali raporty, iż czegoś podobnego w życiu nie widzieli. Tę „defiladę” całych armii mogli zniszczyć z powietrza doszczętnie. Prezydent Ford obawiając się zapewne, że zostanie - wzorem poprzednika - usunięty przez wszechpotężny Kongres, nie wydał rozkazu... Wietnamczykom z południa zaczęło brakować nawet amunicji...

Ambasada amerykańska, łącznie z marines (pilnującymi wszystkich ambasad Stanów na świecie), członkami biura attaché wojskowego, komisji przewidywanej w układzie i rozbudowanym personelem została ewakuowana. Ewakuowano jednak przede wszystkim Wietnamczyków - przez następne lata, jak wiemy, uciekali oni (tym razem nie więzieni w łagrach członkowie administracji, ale zwykli ludzie) dziesiątkami i setkami tysięcy. Oczywiście żadna „armia amerykańska” nie musiała „w popłochu uciekać”, bo jej tam nie było. Nie poniosła ona żadnej klęski, ani nie nie przegrała - hańbiącą klęskę ponieśli amerykańscy politycy, z tym, że sparaliżowani byli przez rozpanoszonych wówczas totalnie na scenie politycznej postępowych dziennikarzy, intelektualistów i „rewolucjonistów”. W tzw. międzyczasie Czerwoni Khmerzy wkroczyli do Phnom Penh... W Indochinach zapanował koszmar, który trwa do dziś.

Henry Kissinger oficjalnie zrzekł się pokojowej nagrody Nobla.

Tak było. A co mogą sobie na podstawie przytoczonych „Wiadomości” wyobrazić np. młodzi?

„Bohaterscy partyzanci z ruchu narodowo-wyzwoleńczego rozgromili armię amerykańską, która w popłochu uciekła. Przedtem (lub potem) w jakichś niejasnych okolicznościach zawarto jednak układ pokojowy, który był sukcesem dla wszystkich i za co przyznano Nagrody Nobla.”

Coś mniej więcej tak.

Oto jak fałszuje się historię najnowszą. Dziś - w dobie „głasnosti” oraz - jak mówią - upadku komunizmu.

(jak)

Contra 1988-1990