3. PASOŻYT SPOŁECZNY - OSOBA NIELUBIANA

Trudno byłoby uskarżać się na apatię rządu i Sejmu w okresie stanu wojennego. Nie podejmuję się wyliczyć wszystkich inicjatyw, nawet wszystkich ustaw przyjętych po 13 XII 1981 r. Społeczeństwo czułoby się zapewne usatysfakcjonowane, gdyby ilość odpowiadała jakości, gdyby treść była proporcjonalna do aspiracji, gdyby wreszcie tryb legislacyjny nie był jedną wielką obelgą wymierzoną narodowi. Sejm, ta rzekoma reprezentacja narodu, odzyskał swobodę działania, ba nawet swoisty polot w okresie, w którym naród zmuszono do milczenia. I pomyśleć, że bywały kiedyś czasy, gdy Sejm przynajmniej milczał … Nie powinniśmy się jednak łudzić – obecny personel gmachu na ulicy Wiejskiej nie ustanie w „służbie narodu” i zaskoczy nas jeszcze nie jedną niespodzianką.

Ostatnio w tym gmachu zapanowało wielkie podniecenie. Oto wreszcie powstawała możliwość załatwiania kilku ważnych ciągnących się od lat problemów. Rząd zgłosił kilka nowych projektów, wśród których na szczególną uwagę zasługuje projekt ustawy o postępowaniu wobec osób uchylających się od pracy. Wiąże się on ze zjawiskiem tzw. pasożytniczego trybu życia. Pasożyt społeczny to ten, kto nie pracuje a i najczęściej pije. Skąd bierze na to środki… wiadomo eksploatuje innych, uczciwych obywateli, odbiera cząstkę wypracowanej przez nich wartości dodatkowej, jak by powiedział kontynuator klasyków. W imię dobrze pojętego interesu ogółu powinniśmy walczyć z tym zjawiskiem, chronić eksploatowanych, karać obiboków, przywracać harmonię i ład, zbliżając się do socjalistycznego ideału. Takie przekonanie zdawało się mieć do niedawna wielu zwolenników.

Społeczeństwo nasze cechuje się wysokim rygoryzmem i zabobonna wręcz wiarą, że wszystko da się załatwić za pomocą przepisu i surowej kary. Świadczy to niestety o stosunkowo niskim poziomie świadomości i kultury prawniczej. Można żywić nadzieję, że kilkanaście minionych miesięcy, w czasie których poddani zostaliśmy niezwykle intensywnej edukacji społeczno-politycznej dokonało i w tej dziedzinie wielu pozytywnych zmian. W każdym razie na pewno nauczono nas patrzeć na prawo z pewną podejrzliwością. Zastanawiamy się nad pułapkami, które kryją się w zawiłych konstrukcjach jurysdykcyjnych, staramy się je ujawniać i omijać. Czy jednak wyzbyliśmy się tej wysoce prymitywnej żądzy zemsty, która wyrażała się w powszechnym aplauzie dla drakońskich kar za najmniejsze przewinienie, aprobacie działań polegających na odbieraniu ludziom owoców ich pracy tylko dlatego, że są bogatsi od innych.

Polacy są podobno narodem indywidualistów. Dlaczego więc byliśmy tak bardzo podatni na hasła zwulgaryzowanego egalitaryzmu? Czy i w jakim stopniu zmieniliśmy się? Pewnym miernikiem może być właśnie nasz stosunek do problemu tzw. pasożytnictwa społecznego. Zanim więc przejdę do ukazania pułapek, od których projekt ustawy o postępowaniu wobec osób uchylających się od pracy nie jest oczywiście wolny, spróbuję uczynić sympatyczniejszą a już co najmniej groźną postać pasożyta społecznego. Kto nim jest?

Dzisiejsza rzeczywistość nasuwa jako najbliższe porównanie z internowanym. Pasożyt to jeszcze nie przestępca (niczego mu nie udowodniono, bo dawno wylądowałby za kratkami), co najwyżej potencjalny …… lub zwyczajny leń, sowizdrzał, poeta, ktoś dotknięty niemocą lecz widać komuś innemu potrzebny lub sympatyczny skoro dzieli z nim swe skromne racje. Dzisiaj też pasożytem może być po prostu bezrobotny i tu kryje się oczywiście pierwsza realna pułapka. Zwalczając zjawisko pasożytnictwa eliminujemy „margines społeczny”. Taka jest myśl przewodnia uzasadnienia projektu. Trudno w to uwierzyć. Gdyby było tak w istocie to w okresie rozkwitu radzieckiego Gułagu społeczeństwo powinno raz na zawsze pozbyć się kryminalnych.

Socjalizm realny w ogóle nauczył nas spłycania problemów. Na proste pytania padają prostackie odpowiedzi. Co zrobić gdy ludzie nie chcą pracować – zmusić ich, gdy kradną – surowo ukarać, gdy myślą inaczej – zabronić. Człowiek w wyobraźni komunistów zatrzymuje się w rozwoju w wieku lat pięciu, góra siedmiu. Stąd zapewne ta ufność w skuteczność kar i nagród, zakazów i ograniczonych zezwoleń. Przestępczość, margines społeczny i eksploatacja słabszych przez silniejszych i bezwzględnych to oczywiście realne zjawisko społeczne. Nie można ich nie dostrzegać i nie można pozostawać wobec nich obojętnym. Podejmując walkę z wszelkimi przejawami patologii życia społecznego należy jednak mieć świadomość nieuchronności przegranej. Nigdzie i nikomu nie udało się jeszcze tej walki wygrać. Wskaźniki przestępczości mogą wzrastać i maleć ale nigdy nie osiągną wartości zerowej. Jeżeli więc uznajemy potrzebę zwalczania patologii społecznej, to przecież mamy na uwadze człowieka a nie samo zjawisko. Dążymy do tego, żeby Kowalski, Rakowski czy Wroński zrozumieli na czym polega życie godne i piękne i żeby zechcieli tak właśnie żyć. Walcząc o człowieka mamy szansę wygranej, walcząc z ludźmi skazujemy się na oczywistą klęskę. Projekt ustawy, który dał pretekst tym rozważaniom jest typowym przykładem walki z ludźmi a nie środkiem walki o godne i moralne postawy ludzi. Upokarza wszystkich Polaków, uświadamiając nam, że nasza codzienna praca jest ponurym obowiązkiem, że pracujemy nie dla siebie i nie z zewnętrznej potrzeby lecz dla zapewnienia sobie alibi. Prawny obowiązek pracy jest również absurdalny jak prawny obowiązek miłości bliźniego.

W art. 1 projektu nie mówi się wprawdzie o obowiązku pracy a tylko o obowiązku zarejestrowania się każdego pełnoletniego obywatela PRL, który przez okres 3 miesięcy nie pozostaje w stosunku pracy, nie pobiera nauki w szkole i nie prowadzi działalności objętej ubezpieczeniem społecznym. W ten sposób osiągnięto zapewne obiecywane przez panią wiceminister sprawiedliwości M. Regent – Lechowicz „zbliżenie” np. ratyfikowanych przez Polskę konwencji międzynarodowych. Przywykliśmy już do diabolicznej przewrotności komunistów i wcale nas nie zdziwi, gdy od 1 VII kolor biały zostanie oficjalnie uznany za czerwony. Obowiązek rejestracji sam przez się nie wydaje się zbyt uciążliwy. W PRL obywatel musi się w tylu miejscach rejestrować i przy tak różnych okazjach, że jedna rejestracja mniej lub więcej nie czyni różnicy. Rejestrujemy się wyjeżdżając za granicę i wracając, udając się na urlop lub z wizytą do krewnych, w sklepie mięsnym, w ośrodku zdrowia, w szkole i w wielu innych miejscach. Rejestracja osób pozostających bez pracy ma jednak dalsze konsekwencje w postaci umieszczenia w wykazie osób uchylających się od pracy. Dzieje się to po przeprowadzeniu postępowania wyjaśniającego przyczyny pozostawania bez pracy. Mogą mieć one charakter społecznie usprawiedliwionych (?) lub zgoła odmienny. W tym ostatnim wypadku postępowanie wyjaśniające obejmuje również źródła utrzymania osoby zarejestrowanej. Wpis do „wykazu” następuje w wyniku ustalenia, że źródła utrzymania są sprzeczne z zasadami współżycia społecznego lub jako konsekwencja nieujawniania przez zarejestrowanego skąd czerpie środki na życie. Formuła to oczywiście bardzo pojemna i elastyczna. Za sprzeczne z zasadami współżycia społecznego można będzie niewątpliwie uznać wiele pożytecznych skądinąd form działalności. Jeszcze gorzej, gdy ktoś nieskory do zwierzeń zatai przed urzędnikiem państwowym efekt alimentowania go przez bogatych krewnych lub wyprzedaży kosztowności rodzinnych.

Umieszczenie w „wykazie” oznacza konieczność dalszych rejestracji. Raz w miesiącu można bowiem wzywać taką osobę w celu złożenia oświadczenia o źródłach utrzymania. Drżyjcie utrzymanki i utrzymankowie – czeka was już nie tyko konfesjonał lecz również urząd państwowy, który wysłucha, skarci i zada pokutę. Kolejnym etapem proponowanej nam procedury jest bowiem powołanie do pracy przymusowej (na okres nie dłuższy niż 60 dni w roku), w sytuacji, którą Rada Ministrów uzna za wyjątkową i stanowiącą poważne zagrożenie funkcjonowania gospodarki państwowej. Teraz przynajmniej nikt nie będzie musiał naginać faktów do rzeczywistości. Sytuację wyjątkową mamy i mieć będziemy a poświadczenie tego przez Radę Ministrów jest kwestą czysto formalną. To już właściwie koniec.

Wiemy już kiedy się rejestrować, kiedy grozi „wykaz”, kiedy przymusowe roboty publiczne. Cóż z tego, że w obliczu masowego bezrobocia projekt ten wygląda na kpinę. Cóż z tego, że Konstytucja mówiła o prawie do pracy i że ratyfikowaliśmy pewne konwencje międzynarodowe. Cóż z tego, że w tym kraju hasło „Arbeit macht frei” znaczy więcej niż gdziekolwiek na świecie. Cóż z tego, że człowiek chciałby zachować w tajemnicy przed omnipotentnym państwem choćby swoje życie intymne. Takich wątpliwości tu i teraz nie wypada artykułować.

"Niepodległość" - miesięcznik polityczny 1982-1983