72. Jakie Niemcy, jaka Europa? - C o n t r a

Jakie Niemcy,

jaka Europa?

Tym, którzy skłonni są traktować ostatnie wydarzenia w DDR jako ostateczną klęskę komunizmu, zwycięstwo wartości zachodnich i początek wolnej, demokratycznej Europy, proponujemy otrzeźwienie:

„Na bońskim Marktplatzu faluje kilkadziesiąt tysięcy obywateli Republiki Federalnej Niemiec. Powiewają setki czerwonych sztandarów, na plakatach, w klapach marynarek, krawatach, widnieją znane symbole: skrzyżowany młot z sierpem, czerwona gwiazda z główką wiecznie żywego Ojca Rewolucji. Na koszulach czerwienieją pisane cyrylicą cztery litery: CCCP. Od murów budynków odbija się donośnym echem rytmicznie skandowany okrzyk: Gorbi! Gorbi! Gorbi! Nagle skandowanie przechodzi w potężny ryk - na balkonie pojawia się niewielka postać - w czerwcowym słońcu połyskuje znana łysina przecięta z przodu ciemną pręgą. Kiwa dłonią radośnie podrygującym tłumom. Uśmiecha się, jest szczęśliwy, wzruszony. Jeszcze jedno kiwnięcie, jeszcze jeden uśmiech. Za nim, w cieniu przestępują niecierpliwie z nogi na nogę gospodarze: ojcowie miasta, szefowie partii, kierownicy resortów, członkowie rzędu. Na ich twarzach widać ogromne zdumienie, przykryte uśmiechem uprzejmego zakłopotania. Dawno już nie widzieli własnych obywateli w takiej gorączce.

Dzień później. Stuttgart - stolica nowoczesnego centrum przemysłowego RFN, Badenii-Wirtembergii. Znowu centralny plac miasta. Znowu nieprzeliczone tłumy, transparenty, sierpy, młoty i niemilknące okrzyki na cześć gościa.

W tym samym dniu. Przez halę stalowni Hoesch Stahl AG w Dortmundzie przechodzi ten sam człowiek z łysinę. Towarzyszy mu rytmiczny okrzyk: Gorbi! Gorbi! Gorbi! skandowany w takt wybijany przez morze falujących kasków robotniczych. Na mównicę przedziera się dyrektor stalowni i uroczystym głosem żąda przyznania pokojowej nagrody Nobla dla prezydenta Gorbaczowa. Oklaski zagłuszają jego ostatnie słowa.”(1)

„(...) W przeprowadzonych badaniach socjologicznych zaczęto skrupulatnie szukać podobieństw między Rosjanami a Niemcami, elementów łączących obie nacje, czegoś co można zaprezentować jako wspólny grunt politycznego zbliżenia. (...)

Ciekawe są również wyniki badań popularności niemieckich polityków w porównaniu do osoby Gorbaczowa. W ogólnym obrazie, rzecz jasna, żaden z ministrów czy szefów zachodnioniemieckich partii w przybliżeniu nie posiada takiej popularności jak Gorbi (w kąt poszedł nawet Ojciec republiki - Adenauer). W szczegółach wygląda to jeszcze bardziej interesująco: zwolennicy partii CDU/CSU - a więc konserwatywnie nastawiona Część ludności RFN - darzą własnego szefa Kohla równą sympatią co Gorbaczowa. Na lewicy sympatie te idą dużo dalej: wyborcy SPD wolą Gorbaczowa od własnej partyjnej czołówki (Brandt, Vogel, Lafontaine), podobnie zwolennicy liberałów bardziej kochają Gorbiego niż Genschera. Gorbaczow über alles!

O nieprawdopodobnym wpływie osoby Gorbaczowa na umysły obywateli RFN świadczą odpowiedzi na pytanie o stosunek do Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich. W roku 1983 dobre mniemanie o ZSRR miało jedynie 13% mieszkańców Niemiec Zachodnich, dzisiaj pozytywnie o pierwszym państwie robotników i chłopów myśli 73%(!). Przed objęciem przez Gorbaczowa pierwszego stanowiska w partii i państwie źle o ZSRR myślało 67% ludności RFN, dzisiaj jedynie - 26%. W tej sytuacji nikogo już nie zdziwiło, iż w powodzenie polityki Gorbaczowa wierzy więcej obywateli zachodnioniemieckich niż sowieckich (odpowiednio: 82% i 59%).

Podczas gdy w RFN odbywał się festiwal popularności Gorbaczowa, na drugiej półkuli amerykańscy politycy i dziennikarze ze zgodnym niepokojem patrzyli na wydarzenia związane z pobytem nad Renem szefa komunistów sowieckich. Co bardziej obznajomionym z historią Europy przychodziło na pamięć jedno porównanie: Rapallo. W tym małym włoskim miasteczku 16 kwietnia 1920 roku Rosjanie doszli do porozumienia z Niemcami ponad głowami państw zachodnich. (...)

(...) Jeden z punktów tego porozumienia przewidywał wspólne manewry niemiecko-rosyjskie. Odbywały się regularnie do roku 1933.

(...) Niemcy uważają się obecnie za głównych sterowniczych zachodniej polityki skierowanej na Wschód. Więcej: Kohl i Genscher przy stałym poparciu opozycji socjaldemokratycznej są zdania, iż tylko oni potrafią przybliżyć do siebie oba systemy i uzyskać wymarzone pokojowe współistnienie (Genscher: My /Niemcy - przyp. W. G./ możemy dać światu przykład na współżycie między systemami, na systemowo otwartą współpracę. My bardziej intensywnie niż inni zajmujemy się rozwojem stosunków Wschód-Zachód i perspektywami dotyczącymi całej Europy. bardziej trzeźwo oceniamy też te możliwości i bardzo zdecydowanie dążymy do zbliżenia między Wschodem i Zachodem). (...)

W tej pozycji pierwszego i najważniejszego zachodniego negocjatora sprawy „wzajemnego zbliżenia” polityków zachodnioniemieckich z całych sił utwierdzał Gorbaczow. W każdym prawie przemówieniu podkreślał ważność i doniosłość wysiłków przedstawicieli RFN w przezwyciężaniu balastu przeszłości i dążeniu ku nowym kształtom „wzajemnych stosunków”. Pochwalił m.in. prezydenta Busha, który w porównaniu do poprzednika jest „człowiekiem bardziej wykształconym, posiadającym bardziej wyważone poglądy”. Natychmiast przytaknął mu prezydent RFN Weizsäcker stwierdzając, iż nie tylko w USA prawica blokuje rozbrojenie i pokojowe tendencje. „Nie tylko w administracji amerykańskiej - powiedział Weizsäcker - panuje stary sposób myślenia. W naszym kraju jest podobnie.” Na co szarmancki Gorbaczow wtrącił: „Niech pan nie myśli, że u nas jest inaczej.” I już znaleziono kolejną wspólną płaszczyznę: czy to USA, czy RFN czy Związek Sowiecki - niedobra prawica wszędzie tak samo hamuje proces (systemowo otwartego - jak powiedziałby Genscher) zbliżenia. (...)

(...) Niemcy ze swej strony starali się nie dostrzegać niebezpieczeństwa tak jednostronnych kontaktów z ZSRR. Zarzut amerykański o próby Gorbaczowa odizolowania RFN od USA i NATO głośniej dementowali politycy zachodnioniemieccy niż sowieckie politbiuro. I chociaż zamiary przywódcy Imperium Sowieckiego (dawniej Zła) widoczne były jak na dłoni, strona zachodnioniemiecka zachowywała się jak uczeń wychwalany przed całą klasą przez bardzo surowego nauczyciela.

Gorbaczow na początku swojej wizyty w Bonn powiedział, iż „zadaniem Republiki Federalnej jest troska o to, by cały Zachód, NATO i EWG, zbliżył się do Wschodu i odnalazł drogę do systemowo otwartej (skąd my to znamy?) kooperacji”. Jest rzeczą oczywistą, iż tego typu pośrednik, za jakiego chciałby Gorbaczow uważać rząd w Bonn, aby mieć możliwość wypełnienia swojego zadania, musi stać między systemami. Jednak te sposoby wbijania klina między RFN a jej partnerów w NATO zupełnie uszły uwagi zachodnioniemieckich gospodarzy. Zapytany w jednym z wywiadów prasowych Genscher powiedział: „Uważam tego typu podejrzenia za głupie i krzywdzące. Jestem przekonany, że Gorbaczow nie ma takich zamiarów. To nie leży również w dobrze zrozumianym interesie Związku Sowieckiego.” A co (zamiast osłabienia zachodniego systemu obronnego i rozbicia jego politycznej jedności) leży w interesie Związku Sowieckiego? Budowa wspólnego domu europejskiego - z przekonaniem stwierdza minister spraw zagranicznych RFN. Uwagi amerykańskich specjalistów na temat niecodziennych raczej materiałów budowlanych używanych przez Sowietów do konstrukcji tego domu pomijane są przez Genschera and Co. zazwyczaj milczeniem. Kiedy na przykład ambasador USA w Bonn, Vernon Walters stwierdza, iż obecnie Rosjanie produkują cztery razy tyle czołgów i armat co całe NATO i dwa razy tyle samolotów bojowych”, albo kiedy cytowany na początku tekstu ekspert od zbrojeń nuklearnych, Perle mówi, iż „od czasu przejęcia władzy przez Gorbaczowa w roku 1985 Moskwa wyprodukowała więcej czołgów i artylerii niż jest ich w arsenałach Wielkiej Brytanii, Francji i Republiki Federalnej razem wziętych” i że „w roku 1988 produkcja czołgów była wyższa niż w poprzednich latach” - wywołuje to po stronie „genscherystów” wzruszenie ramion i stwierdzenie, iż jest to jeszcze jeden powód do „dalszych konsekwentnych i bezwarunkowych rokowań rozbrojeniowych.” Amen.

(...) Innym sukcesem Gorbaczowa jest uzyskanie zapewnienia od strony niemieckiej (Genscher), iż zrobi ona wszystko, by wymóc na Amerykanach zniesienie listy COCOM - czyli spisu produktów technologicznych, których wywóz do obozu komunistycznego jest zakazany.

(...) Członek delegacji sowieckiej Gierasimow oglądając w stolicy RFN wiwatujące na cześć Gorbaczowa tłumy, mile zaskoczony powiedział : „Zupełnie jak na Placu Czerwonym”. Miła metaforka, nicht wahr?"
Wiktor Grotowicz
(Fragmenty artykułu pt. „Gorbazm”, cyt. za AiSW, październik 1989)

Na wiecu w Berlinie z udziałem kilkudziesięciu tysięcy ludzi z obu części miasta, przybyły z Warszawy kanclerz H. Kohl (zaledwie miłośnik Gorbaczowa), został „siarczyście wygwizdany”. Natomiast prawdziwemu przyjacielowi Gorbaczowa, W. Brandtowi zgotowano ogromną owację.

Nie boimy się tendencji rewizjonistycznych ani wzrostu znaczenia partii republikańskiej w Niemczech. Nie boimy się w ogóle o Odrę i Nysę, o ile Niemcy pozostaną związane z Zachodem. Wówczas wszelkie „awantury” z ich strony są wykluczone. Nie boimy się wówczas również ani gospodarczej potęgi niemieckiej ani ich inwestycji w jakichkolwiek częściach Polski.

Co więcej, uważamy propagowanie dziś antyniemieckości, podobnie jak wszystkich - anty-, z wyjątkiem antybolszewizmu, za SZKODLIWE. Boimy się natomiast Niemiec neutralistycznie-postępowych, przyjacielskich wobec Sowietów, rządzonych permanentnie przez coraz bardziej lewicową SPD (w przyszłości być może z dodatkiem wschodnioniemieckich „reformatorów”). Tylko taka sytuacja grozi nam nowym Rapallo. Zupełnie nie uśmiecha nam się „nowa jakość polityczna” w Europie i „koniec porządku jałtańskiego”, które polegałyby na „przestrzeganiu radzieckich interesów w (całej) Europie” (J. Reiter). Ucieczka do przodu komunistów z DDR oznacza też gigantyczne już wspieranie finansowe, technologiczne, polityczne całego bloku komunistycznego - głównie, ale nie jedynie, przez Bundes-Republikę.

Niemcy, których się boimy nie zniszczyłyby „systemu jałtańskiego” w sensie wolnościowym. One zniszczyłyby przede wszystkim sojusz zachodni. Nie powstałaby wówczas wolna, wspólna Europa, ale Europa Gorbaczowa, Europa, do której dążyły zawsze Sowiety. Naprawdę dużo gotowe są one w tym celu poświęcić. Paradoksalnie, może im się to powieść „na gruzach komunizmu” (jak wielu określa obecną sytuację).
Contra

Contra 1988-1990