71. A. Notecki - Powtórka ?

Komuniści, w sprawie podstawowej dla nich tj. wprowadzania komunizmu, a także jego dostosowywania do współczesnego świata i przeprowadzenia systemu przez rafy i trudności stosują w zasadzie te same metody. Mamy więc pewne fazy, a odnosi się to też do stosunku komunizmu do zewnętrznego (niekomunistycznego) świata. Znamy to dobrze: zimna wojna - odwilż - przymrozek - odprężenie - okres konfrontacji - otwarcie itd. Fazy te powtarzają się także wewnątrz krajów komunistycznych. Chodzi tu o konieczność odnowienia komunizmu, przy czym nie dotyczy to wyłącznie gospodarki. Neutralizuje się jednocześnie naturalny sprzeciw wobec komunizmu. Stwarza się pozory (nieraz bardzo nęcące) partycypacji społecznej i normalności systemu. Wtedy to całe grupy opiniotwórcze, niezależne, niekomunistyczne - po latach życia pod komunizmem – poświęcają dużo czasu, zapału i myślowego wysiłku dla racjonalizowania uzasadnień swego postępowania po to, by wmawiać sobie i wszystkim w koło, że jakaś smycz być musi, nie ma na to rady.

Wytworzenie wśród wybitnych oponentów komunizmu potrzeby hamowania prawdziwego antykomunizmu w okresach krytycznych dla systemu jest wielkim osiągnięciem stosowanej przez komunistów techniki rządzenia. Jeśli kogoś razi stanowczość powyższych stwierdzeń to radzę, by zamiast wysłuchiwać gromkich zapewnień „pragmatyków” dzisiejszej doby, przyjrzał się nieco historii. Historii komunizmu.

Właściwie mógłbym zatytułować niniejsze uwagi „Duchowy NEP” (albo neo-NEP). Nazwa ta, użyta w artykule Józefa Mackiewicza (Contra nr 1/2) nic nie straciła ani ze swej przenikliwości, ani aktualności. NEP-y większe i mniejsze wprowadza się wówczas, gdy System przeżywa nadmierny już kryzys polityczny, a zwłaszcza gospodarczy. To oczywiste.

Mackiewicz zwraca jednak uwagę na NEP duchowy, kulturalny, narodowy. Tego typu NEP, związany oczywiście z poprzednim, rozbraja nastroje naprawdę antykomunistyczne, co jest dla systemu niezwykle istotne w okresie kryzysów i przesileń. Nie demonizuję komunizmu – traktuję go tylko poważnie i bez złudzeń.

Zważmy, że komunizm potrafi wykorzystać dla swego dobra i nacjonalizm i religię. Wynosi korzyści z tego, iż przywódca jest „liberalny” i z tego, że nie jest (ale może być). Zyskuje, w sumie, gdy na jego terytorium wydarza się katastrofa atomowa. Z najazdu na Afganistan i zabicia miliona ludzi, sowieciarze też wyciągną korzyści.

Wszystko to, w polityce wewnętrznej i zewnętrznej, układa się w pewien ciąg, regułą. To nie są przypadki. Wniosek z tego można wysnuć tylko jeden, a mianowicie: Kto nie przeciwstawi się komunizmowi całkowicie, zupełnie, bez ogródek, ten przegra. W sposób widowiskowy bądź stopniowy, natychmiast albo po pewnym czasie, w sposób dostrzegalny dla wszystkich albo prawie niepostrzeżenie, ale - przegra.

Wróćmy do zasady NEP-u. Od czasu swego pierwszego zastosowania, ten psychologiczny chwyt, to propagandowe zagranie, weszło do klasycznego repertuaru taktyki komunistów. Jest wykorzystywane dla zachowania i utrwalenia komunizmu. Spójrzmy, jak ta zasada działa. Oto ludzie, będący mniej lub bardziej zdeklarowanymi przeciwnikami komunizmu, pobudzeni nadzieją i wiarą w to, że oto komunizm się zmienia, normalnieje, uczłowiecza, wzywają do kompromisu, umiarkowania, partycypacji.

Ich działalność wpisana jest w scenariusz duchowego NEP-u. W rzeczywistości, nie wiedząc o tym, dopomagają komunistom w pacyfikowaniu nastrojów prawdziwie antykomunistycznych. Ich działalność i objawiana w takich momentach energia społeczna, zostają skierowane tam, gdzie życzyli sobie realizatorzy kolejnego NEP-u - na cele uboczne, cząstkowe, w reformowanie tego co reżim reformować właśnie pozwala. W ten sposób umożliwia się systemowi, bez kwestionowania jego podstawy, przejście kolejnych trudnych momentów i zakrętów. Oczywiście bywają różne NEP-y, bo różne są owe kryzysy i zakręty. Jeden mieliśmy za czasów Gomułki. Im system przechodzi większy kryzys i bardziej trudny dla siebie okres, tym NEP jest większy. Wybitni ludzie dziwią się wówczas i wydaje im się, że świat (komunizm) się wali. Tymczasem on, między innymi dzięki ich pomocy, jest w trakcie wychodzenia na kolejną prostą.

Mamy więc tylko powtórkę, jej nastąpną wariację. Wydawałoby się, że taktyka komunistów jest zbyt toporna, zbyt jaskrawo powtarzają się jej chwyty. A jednak...

W Polsce, największą z konieczności – operację typu NEP, przeprowadzili komuniści po wojnie. Jak widać, nadaje się ona nie tylko do podtrzymywania już panującego komunizmu, ale i do jego wprowadzania, kiedy wskazane jest maskowanie istoty i natury Systemu. Zadziwiające są jednak analogie między tamtym a obecnym okresem. Nawet pewne imprezy z dziedziny techniki władzy (referendum, rząd koalicyjny) powtarzają się. Wtedy były ruiny w sensie dosłownym. Dzisiaj mamy gospodarkę w ruinie. Odbudowa, wyjście z kryzysu, były i są celem najwyższym, ogólnospołecznym, ponad ideologicznym, łączącym wszystkich w konstruktywnym dziele zapewnienia lepszego stanu.

Po wojnie był ruch katolickich inteligentów, grupujący ludzi niezależnych, uczciwych. Polemizowali oni nawet teoretycznie z marksizmem, ale nie tylko uznawali „realia” i chcieli się „włączyć”, ale pod wpływem Mouniera i innych byli postępowi (bez cudzysłowu). Ruch ten rozumiał nieuchronność sytuacji, a nawet historycznie ją uzasadniał. Krytykował metody i brutalność wdrażania, ale z komunizmem chciał koegzystować. Usiłował połączyć jakoś marksizm polityki i władzy z propagowaniem chrześcijańskich wartości osobowych i duchowych. Odżegnywał się przy tym od jakiejkolwiek wrogości do systemu. Dziś jest dokładnie tak samo. Także pod wpływem modernizmu w Kościele, propaguje się „dialog” i „wspólnotę interesów” z komunistami (oby tylko dialog był uczciwy, a komuniści-reformatorzy współpracowali serio).

I znów piętnuje się duże i różne obszary komunistycznej rzeczywistości bez zakwestionowania jej elementu podstawowego, jedynie ważnego, decydującego. Oczywiście, jest to cena za możliwość publicznego działania. Krytykuje się też ludzi głoszących potrzebę choćby psychologicznego, intelektualnego, ale całkowitego i pełnego, przeciwstawienia się każdej wersji komunizmu. Wtedy krytykowało się bohaterów desperacko próbujących przeciwstawić się zbrojnie podbiciu kraju przez komunizm.

Wówczas pełno było pozytywistycznych, państwotwórczych haseł wynikających z troski o utrzymanie substancji narodowej. Dziś mamy to samo. Wtedy istniały jeszcze obszary niezależnej, prywatnej działalności gospodarczej, społecznej, prawdziwie spółdzielczej. Duże pola ludzkiej aktywności nie zostały jeszcze przez komunistów zaanektowane. Obowiązywały jeszcze nie skreślone przepisy, ustawy. Istniały przeróżne stowarzyszenia i organizacje w różnych dziedzinach życia. Dziś komuniści przyzwalają na powrót do tamtej sytuacji. Wówczas komunizm nie w pełni opanował Polskę. Ze wzglądów taktycznych czynił to etapami. Wielu brało to za przejaw pewnej tolerancji, która będzie zachowana na stałe. Dziś komunizm przeżywa kryzys i ze wzglądów taktycznych przeprowadza operację p.n. zelżenie kursu w różnych dziedzinach. Wielu bierze to za przejaw zmiany, która będzie zachowana na stałe. Dziś ma on się cofać.

Wtedy komunizm miał się nie stać w pełni komunizmem. Dziś ma się tak zmienić, że nie będzie w pełni komunizmem.

Wówczas ci z intelektualistów, którzy nie opiewali z miejsca Stalina, a odczuwali potrzebę publicznego działania twierdzili, że prąd historii, geopolityka, konieczność zmiany świadomościowej w kierunku lewicowym itd. stwarzają sytuację przymusową. Skłaniała ich ona do pogodzenia się z rzeczywistością. Wzywali do działalności wspólnej, dla dobra Polski. Możliwe były jeszcze różne, nieraz śmiałe dyskusje na temat urządzenia różnych instytucji i dziedzin życia. Abstrahować tylko należało od samej istoty komunizmu oraz legalności jego zapanowania i panowania w Polsce. Niektórzy pragnęli, bez przeciwstawiania się komunizmowi, „ratować, co się da”, inni sądzili, że spełniają rolę większych lub mniejszych Wallenrodów tj. zamierzali komunistów przechytrzyć. Aby można było to osiągnąć, apelowali o zarzucenie polskich stereotypów myślowych, zaniechanie irracjonalnej wrogości do Sowietów i wyzbycie się przesadnego antykomunizmu.

Dziś, ci z intelektualistów, którzy weszli do instytucji komunistycznych i nawiązali otwartą współpracę z reżimem też mówią, że geopolityka, konieczność itd. Wskazują cele nadrzędne. Dyskusje znów są śmiałe i żywe. Dotyczą wielu dziedzin życia, instytucji, przepisów i lepszego ich urządzenia, wciąż pod komunizmem. Abstrahują jednak od istoty sprawy. Pismo „Res Publica” walczy z polskimi stereotypami i wskazuje na potrzebę wyzbycia się przesadnego antytotalitaryzmu (eufemizm - chodzi o antykomunizm). Wówczas było dużo społeczników, pozytywistów, ludzi głoszących ponadpolityczną i dziejową konieczność kompromisu - dla dobra Polski. Dziś powtarza się to prawie słowo w słowo. Wtedy wielu chciało włączyć się, współuczestniczyć, współpracować lojalnie, ale z zachowaniem samodzielności i osobistej uczciwości. Dopóki było można, walczono nawet w sejmie. Nie było to włączenie się bezwarunkowe: a to skrytykowano uchwałę X, a to potępiono wybryk UB w miejscowości Y. Dziś powtarza się taki sam schemat.

Wielu wierzyło wówczas, że polska forma komunizmu będzie naszą formą, inną, lepszą, mniej komunistyczną. Dziś wielu wierzy, że w Polsce wykluje się inna, lepsza, mniej komunistyczna forma komunizmu. Może nawet będzie ją można nazwać już-nie- komunizmem. Oczywiście, że „już” można zawsze zamienić na „jeszcze”. I wtedy i dziś tylko część z tych postaw i działań wynikała z beznadziei, braku innych możliwości, niewiary w sens rzeczywistego przeciwstawiania się komunizmowi, walki z jego istotą, zakwestionowania jego legalności. Część była i jest przejawem wiary w to, że jest to najlepsza, oryginalna i przyszłościowa (ewolucyjna) forma - aby zatrzymać komunizm na pewnym etapie, aby zawrócić komunizm do pewnego etapu. Wtedy mówiono o „siłach demokratycznych”, dziś mówi się o „demokratycznym ładzie”. Doprawdy można by jeszcze długo wyliczać, ale po co?

Możliwe jest uznanie, że z analogii tej wypływają także inne, pozornie pocieszające wnioski. No bo jeśli komuniści muszą wracać do metod i tricków z okresu narzucania komunizmu w Polsce, to rzeczywiście komunizm i władza komunistyczna na tej ziemi mają poważne kłopoty.

Lecz cóż z tego, kiedy reakcja znaczących sił niekomunistycznych w Polsce wydaje się podobna. Oznacza to, że są one gotowe na to, aby cały proces się powtórzył. Postawy te motywuje się różnie, ale u podstaw wszystkich motywacji leży klasyczne podkomunistyczne przeświadczenie o niezmiernej, trwałej, stałej sile komunizmu. Wpojenie tego przeświadczenia jest, powtórzmy, ogromnym sukcesem komunistów. Sukcesem prawie tak wielkim, jakim byłoby wpojenie wiary w komunizm. Przeświadczeniem tym przepojeni są w rzeczywistości także ci, co mówią o końcu komunizmu, o nastaniu wolności.

By się o tym przekonać, trzeba uważnie śledzić - o czym nie mówią i czego nie robią.

Zasadnicza zmiana, powodująca nadzieje na autentyczne wydostanie się kiedyś spod komunizmu, wymagałaby kompletnego przeobrażenia myślenia, nastawienia psychicznego, oceny rzeczywistości, a także dużej dozy odwagi, wyobraźni, wiary, determinacji oraz po prostu chęci. Dopiero taka zmiana stanowiłaby zaskoczenie dla reżimu i umożliwiłaby prawdziwą walkę z nim i tym wszystkim co reprezentuje. Argument, że po wojnie wszystko: nadzieje, lojalna opozycja, śmiałe dysputy intelektualne oraz prywatny handel, zostało zmiecione przez terror, więzienia i stalinizm, że teraz nie będzie to możliwe, a więc społeczeństwo zyska i nie należy „przesadzać” w żądaniach, dążeniach, aspiracjach - jest argumentem obosiecznym. To, że nie grozi już Sybir i Różański, że nie ma już wykrwawionego pokolenia, nakazywałoby raczej zwiększenie radykalizmu i śmiałości. Ponadto, jeśli przyjmiemy, że okres mamy szczególny, że System się przestawia, to według wszelkich definicji jest to najlepszy czas do postawienia wreszcie, miast wspierania zmian, retuszów i unowocześnień, miast legalizowania, liberalizacji i odnów - jedynej i prawdziwej sprawy polskiej. Winien to być czas ataku, a nie kunktatorstwa, ataku wręcz ideologicznego, ataku w samo jądro, a nie w jego pobrzeża. Tym bardziej, iż warto się spieszyć. Albowiem zmiany tutaj zostały spowodowane jedynie przez zmianę postępowania na Kremlu. Tam się odwróci - tu się odwróci.

Jeśli zaś ktoś sądzi, że przez starania o pogłębienie zmian cząstkowych spowoduje się atrofię, zanikanie komunizmu, to w świetle wszystkich doświadczeń 70 lat tego systemu, razem z jego fazami i przywdziewanymi twarzami, oraz w świetle zdrowego rozsądku, rachuby te są mało realne. I to niezależnie od wygłaszanych kategorycznym tonem sądów.

Twierdzenia te i ta wiara potwierdzają tylko hipnotyczno-paraliżujące oddziaływanie rzeczywistości komunistycznej. Nie sposób pojąć, jak można nie widzieć rzeczy tak oczywistych. Komunizm to komunizm. Albo jest, albo go nie ma. Maseczki jakie zakłada nie zmienią faktu, że pozostaje komunizmem. Komunistów się nie „przechytrzy”. Nie ma drogi na skróty. Jeśli się komunizmu nie zwalczy, jego podstawy będą zachowane, muszą być zachowane.

Jeśli apeluje się o szukanie wspólnej płaszczyzny z komunistami, by w imię najwyższych wartości, górujących nad wszystkim i w tzw. realiach - a jakże by inaczej - wspólnie odbudowywać, podnosić z ruin, wychodzić z kryzysu, to być może coś poprawiamy i ratujemy na drugim planie. Na planie pierwszym pomagamy utrwalać i umacniać komunizm na wiele dalszych lat.

Przynajmniej niektórym marzy się opór zupełnie innej jakości. Walka, choćby ideowa, ale otwarta, nie o jedno, drugie i trzecie prawo człowieka, ale o wolność. Nie o więcej poselskich mandatów i gazet, nie o usamorządowienie, o pokój, o zmniejszenie roli państwa, o uchylenie niektórych ustaw, o bardziej praworządne działanie MSW. Jest niebezpiecznym złudzeniem, że to się wszystko skumuluje, że komuniści będą pomagać w rzeczywistej likwidacji komunizmu.

Natomiast uprawniona jest obawa, by w zapale ratowania tkanki prl-owskiej nie opóźnić nadmiernie momentu nadejścia czasu, w którym będzie się wreszcie liczyła tkanka polska. Jak wspomniano, umiejętności i możliwości komunizmu do absorbowania w sobie i dla siebie nawet najbardziej „rewolucyjnych zmian” są wypróbowane. Kto i kiedy, wśród elit i środowisk opiniotwórczych zrozumie i pojmie, że opiewanie i uprawianie w komunizmie, przez oponentów komunizmu, tzw. „polityki realnej” nie jest żadnym realizmem, ani prawdziwą polityką polską. Zadziwiające jest, że ludzie inteligentni nie widzą, że cały ich „realizm” nie jest żadnym bystrym, oryginalnym, nowatorskim, głębokim i przemyślanym stawianiem sprawy. Przeciwnie, takie stawianie sprawy, a nawet cały proces myślowy i mechanizm zachowania w Systemie prowadzący do jego przyjęcia – są wmontowane w komunizm, przewidziane przez komunistów na okres zmian, przesileń i unowocześnień. Nie stanowią dla nich zaskoczenia, nie są żadną bronią. Przeciwnie, są oni wprawieni w tym, by podobne postawy wykorzystywać i to bynajmniej nie dla dobra społecznego, narodowego czy umacniania polskiej tożsamości kulturalnej oraz demokracji parlamentarnej.

Podobne postawy nie są przejawem dogłębnej analizy rzeczywistości, ale intelektualnego ubóstwa. Są pójściem na łatwiznę.

Dopiero w miarę powszechne głoszenie haseł „polityki nierealnej” (pozornie nierealnej, na najbliższy czas nierealnej) byłoby czymś nowatorskim, zaskoczyłoby wroga, byłoby prawdziwym działaniem na rzecz przyszłości Polski. Inaczej ugrzęźnie się w komunizmie, niezależnie od jego twarzy.

Ponadto, do takiej postawy komuniści są nieprzyzwyczajeni, a może nawet nieprzygotowani. Wykracza ona poza ich scenariusz NEP-ów, oznacza inne reguły gry, oznacza w ogóle inną grę.

Na zagrywkę z duchowym NEP-em należałoby odpowiedzieć nie kolejnym podjęciem gry według ustalonych przez komunistów metod, ale antykomunistyczną insurekcją duchową. Kto jednak miałby i mógłby ją zainicjować?

Można wysunąć dziesiątki argumentów przeciw, zarysowanej powyżej, postulowanej postawie. W rozumowaniu można wytknąć luki, wskazać na potrzebę chodzenia po ziemi, szalejącą inflację, stan gospodarki, baczenie na interes pieriestrojkujących się Sowietów, sukcesy w imprezie czerwcowej, niesłychane wręcz zmiany i całą masę innych rzeczy. Co więcej, wszystkie te argumenty zostały już wypowiedziane. Z drugiej jednak strony, tekstów podobnych do niniejszego także już było sporo. Sytuacja jest więc jasna, czytelna. Podstawowe sprawy zostały postawione.

I dlatego właśnie jestem pesymistą. Trudno nim nie być, skoro uważa się, że żyjemy w okresie ważnym, okresie który będzie warunkował przyszłość Polski na wiele lat, a jednocześnie obserwuje się nasze niezależne elity. Nie zawaham się w nazwaniu dominującego wśród nich minimalizmu w kwestiach podstawowych, zaniechania, przyjmowania komunistycznych reguł, wspierania komunistycznych instytucji, zacierania istoty rzeczy, całego nastawienia do współczesnej rzeczywistości świata i Polski oraz do jej przyszłości, wreszcie promowanej przez nich filozofii światopoglądowej i propagowanych haseł, a nawet pobudzonych nadziei, ni mniej ni więcej tylko - kolejną zdradą intelektualistów. Zdradą wobec przyszłości Polski i nie zawsze wypowiedzianych, ale przecież oczywistych aspiracji Polaków. Mniej widoczną, mniej oczywistą, o wiele mniej hańbiącą niż tak wiele ich poczynań sprzed lat czterdziestu, ale zdradą.

Jak widać, wszystko się powtarza. Także, w jakiejś mierze, wiara w komunizm, jeśli już nie jako ideał, to jako niepokonywalną siłę oraz w to, że zreformowany, liberalniejszy, samorządowy czy nepowski będzie komunizmem mniej. Wiara ta jest widoczna i pozostaje równie absurdalna, przygnębiająca, intelektualnie fałszywa i poniżająca dla narodowej godności, co ta poprzednia. Ale jest niewątpliwie psychologicznie wytłumaczalna. Bo wszystko wskazuje, że Józef Mackiewicz nie mylił się i wtedy, gdy twierdził, że komunizm wytwarza i kształtuje kategorię w słowo w słowo. Wtedy wielu chciało włączyć się, współuczestniczyć, i poza tym wyznawać różne kierunki, ale nade wszystko i przede wszystkim są, wszyscy razem - intelektualistami podkomunistycznymi. Trzeba czekać na generację intelektualistów i przywódców antykomunistycznych.

Artykuł został napisany przed ostatnimi wydarzeniami. Czy pozostaje „aktualny”? Ocenę zostawiamy Czytelnikom.

Contra 1988-1990