11. WĘGRY I MY

W jak szczególnych czasach żyjemy pokazuje przykład Węgier. Wskazuje on również jakie są tych czasów możliwości. Chodzi oczywiście o odtwarzanie historycznych partii politycznych i demokrację wielopartyjną. Tutejsi pseudo-realiści wmówili wszystkim, że to niemożliwe, wręcz niepotrzebne. Tymczasem sytuacja węgierska byłaby dziś jak znalazł. Owi pseudo-realiści wmówili wszystkim, że to niemożliwe, nierealne, wręcz niepotrzebne. Tymczasem sytuacja węgierska byłaby dziś jak znalazł. Owi pseudo-realiści mówią dziś o rzeczach, o których mówienie potępiali pół roku temu i jednocześnie twierdzą nadal, że cechuje ich dalekowzroczna mądrość polityczna oraz realistyczna ocena możliwości! O rzeczach tych mówią zresztą w trybie warunkowym podpierając się frazesami sprzed 9 i 12 lat, przy czym, tak jak komuniści dobrobyt, oni obiecują, że odważnie powiedzą wszystko w przyszłości. Ich społeczne zasługi w propagowaniu korzystnej dla komunistów apolityczności społeczeństwa i w zwalczaniu niezależnych struktur politycznych są zaiste wielkie.

Ponoszą wielką odpowiedzialność za to na co dziś półgębkiem narzekają – brak podmiotów politycznych. Narzekają i nadal „realistycznie” nie chcą domagać się wolności tworzenia partii politycznych – To by mianowicie zdenerwowało partnera, on tego nie oczekuje – twierdzą – rzeczywistość światowa śmieje się w twarz. Tu wystarczą stowarzyszenia i klubiki (tu nie Paragwaj) - mówią i jednocześnie porównują absurdalnie komunizm do przeróżnych autarkii. Chcą „uczciwych ludzi w Sejmie” i wolnych wyborców typu p. profesor versus p. redaktor plus zdyscyplinowany blok partii komunistycznej i reklamują to jako „pluralizm w naszym parlamencie”! Ale zostawmy ich i popatrzmy co dzieje się na Węgrzech. Cóż, komuniści chcą też poszerzyć „bazę społeczną” oraz stworzyć „koalicję” (nie ma tam koncesjonowanych stronnictw). Ale odtworzone spontanicznie partie mają już tysiące członków a także tradycje i doświadczenia, także z 1956 roku. Tu i tam mogą się dać wmanewrować we współpracę, ale Partia Drobnych Posiadaczy (zwycięzca wyborów w latach 40-tych) już zapowiedziała iż bynajmniej nie planuje stać się partią malowaną i z góry zaakceptować „podstaw socjalizmu”. Innymi słowy, mamy do czynienia z procesem żywiołowym, spontanicznym, którego komuniści prawdopodobnie nie zdołają wkomponować w system. Można wiec stwierdzić, iż szansę na to by Węgry za 10 lat przypominały Austrię są całkiem duże, znacznie większe niż w Polsce. Ale też Węgrzy praktycznie zabrali się do rzeczy – chodzi przecież o to by pozbawić komunistów władzy. A wówczas będą i wolne związki (i one tam powstają, ale mają znaczenie normalne tj. drugoplanowe) i gospodarka rynkowa i wszystko inne. Tymczasem u nas postawiono sprawę na głowie i do dziś trwa upajanie się tym stanem. Niedawno dostojnik sowiecki Bogomołow stwierdził, iż ewolucja Węgier w kierunku „demokracji burżuazyjnej” nie niepokoi Sowietów. - A jeśli by ogłosiły neutralność - padło następne pytanie. No to co, nic nie mielibyśmy przeciwko temu - brzmiała odpowiedź. Oczywiście różni Sowieci mówią dziś różne rzeczy i wszystko jest jeszcze na wodzie pisane, a komuniści węgierscy bynajmniej nie zamierzają przejść do marginalnej opozycji. Także położenie strategiczne Węgier jest znacznie lepsze niż nasze. Tym niemniej sytuacja węgierska skłania do niewesołej refleksji. Parę lat temu śmiano się, że na Węgrzech jest 12 opozycjonistów, z tego 10 prokomunistycznych. Podczas gdy u nas... Węgrzy po prostu, wbrew pozorom i fanfarom, znów nas wyprzedzili. Tak, jak w 1956 roku. Tylko, iż ani my ani oni nie muszą się już obawiać, że zakończenie będzie tak tragiczne. Podobnego zdania są dziennikarze zachodni, którzy mimo tutejszego dudnienia o historycznym znaczeniu stoła i wzroku całego świata wbitego weń, gremialnie udali się właśnie do Budapesztu. Nota bene, najbardziej polityczna na świecie prasa tj. francuska, bynajmniej nie rozpisuje się o stole. Symboliczne jego efekty na pewno znajdą szeroki oddźwięk, ale z tą historycznością mocno przesadza Urban i RWE, TV PRL i nasz ulubieniec - p. Nowina-Konopka z Gdańska. Węgrów należy przy tym podziwiać szczególnie albowiem swą traumę, naprawdę obezwładniającą, przeżyli w roku 1956, a nie 1944. Antycypując przyszłość warto jeszcze zwrócić uwagę na szczególną rolę jaką odgrywają u braci Madziarów pogrzeby... Nie, nie tylko ten Rajka, także te z XIX wieku...

Dzielności tym razem nie będziemy porównywać ale niezależni, aktywni Węgrzy, a zwłaszcza ich liderzy, są od swoich polskich odpowiedników po prostu mądrzejsi. I o dziwo, znacznie mniej nasiąkli komunistycznym czadem z jego składnikami: wielbienie! Kolektywizmu, proletariackości, jednorodności à rébours oraz skłonnością do populizmu.

Uwzględniając, m. in. powyższe, Rakowski miał pełne prawo wykpiwać polską opozycję w wywiadzie dla „Le Monde”:

„Opozycja nie głosi potrzeby wolnych wyborów. Najwyraźniej dobrze myśli - zdała sobie sprawę, że jej szanse byłyby małe, coś ze 20 proc. i stąd pewno to samoograniczanie się” ( 10 luty, fragment ocenzurowany przez RWE).