1. UWAGA

Tzw. reprezentacja społeczna zgodziła się już wstępnie na udzielenie poparcia komunistycznym wyborom. Oznacza to coś więcej niż „uznanie realiów” - oznacza ich zaakceptowanie i podżyrowanie. Wsparcia udzielonego przeżywającej kryzys partii komunistycznej w tej podstawowej i kłopotliwej dla nich spranie nie da się niczym uzasadnić. Wspomniani „reprezentanci” mają też zamiar wesprzeć linię PZPR na tym etapie przez szukanie z komunistami consensusu politycznego i inne formy współpracy. „Tygodnik Mazowsze” przyznając, iż będzie to legitymizacja komunistycznej władzy ma czelność nazwania tej transakcji „zwycięstwem”.

Uwierzytelnienie rządów komunistycznych na wewnątrz i na zewnątrz, ratowanie PZPR, wejście w krąg fałszu i obłudy, to cena jakiej nie wolno zapłacić nawet za 5 Solidarności. Zapłacenie jej uzgodnili jeszcze przed 6 lutego „nasi reprezentanci” na tajnych konwentyklach z tow. Kiszczakiem. Dokonali tego w sposób ordynarnie arogancki, bez zachowania pozorów dyskusji, bez żadnego mandatu. Kłamali mówiąc o braku warunków wstępnych. To co będą usiłowali narzucić społeczeństwu nie będzie wstępną fazą wolności lecz firmowaniem ad infinitum pluralizmu socjalistycznego. Oznacza to zmarnowanie szansy dla Polski.

Wzywamy wszystkich związkowców i nie-związkowców do odmowy wspomożenia komunistów. Nie dajmy się ogłuszyć i ogłupić wspólną propagandą. Doradcy Wałęsy i przedstawiciele intelektualnej Warszawki nie mają żadnych upoważnień by wspierać politycznie PZPR w imieniu Polaków. Lojalistyczno-konstruktywne pakty i kontrakty ugruntowujące i stabilizujące reżim będą zobowiązywać tylko ich samych. Niech oni, a nie niezależna Polska, poniosą klęskę polityczną.

Podkreślamy wyraźnie – rozumiemy, że związek zawodowy nie może działać w podziemiu. (Nie będziemy tu dyskutować o zamierzonych ustępstwach w sprawach związkowych. O to by działał jawnie można starać się w każdym reżymie. Natomiast jesteśmy zdecydowanie przeciwni zawiązywaniu z komunistami kontraktów politycznych, deklarowaniu ustępstw politycznych, a nawet ustalaniu z nimi drogi politycznej.

Działając na tej zasadzie nie przejdzie się do żadnego „ładu demokratycznego” -przeciwnie, system zliberalizowanego komunizmu ulegnie petryfikacji i utrwaleniu. Wsparcie dla wyborów nie-wolnych nie stanie się czymś jednorazowym, lecz przerodzi w permanencję. W tym sensie nie chodzi o żaden okres przejściowy. Zinstytucjonalizowanie opozycji w ramach socjalizmu nie zmienia systemu lecz go umacnia. Jednocześnie zachowuje się fundamenty kryzysu Polski przy ułatwianiu wyjścia z kryzysu władzy komunistycznej. Proces wiodący do suwerenności może przez to ulec zahamowaniu.

„Nieufność” wobec komunizmu i komunistów należy pielęgnować a nie przełamywać. Argumenty o unikaniu ryzyka są argumentami małymi i żałosnymi. Jeżeli, wbrew sytuacji światowej, nie wierzy się w możliwość upadku komunizmu, to nie należy mu przynajmniej pomagać. Komuniści dążą do reform systemu w celu jego utrzymywania. Są mistrzami w pozyskiwaniu wsparcia w tym dziele. Jakiekolwiek ukryte zamierzenia taktyczne, jeśli istnieją, dotyczące przechytrzenia komunistów, są funta kłaków nie warte.

Jeśli chcemy obalenia komunizmu, to musi on swój kryzys przejść do końca. Pomaganie mu w przezwyciężaniu kryzysu jest działaniem szkodliwym pod każdym względem, antywolnościowym, antydemokratycznym, antycywilizacyjnym. Przypomina wyśmiewane u nas przez lata wspieranie finansowe i dyplomatyczne Związku Sowieckiego przez Zachód.

Wytrawny, a nota bene lewicowy korespondent francuskiej prasy w Polsce stwierdza: „Jedynie sensownym działaniem dla opozycji jest umiejętne ograniczanie dyskusji.” Oraz - dodajmy - jej efektów w postaci umów, zobowiązań i „kontraktów”.

Tymczasem już pierwsze odgłosy z obrad dowodzą, iż nastawienie uzurpatorskich reprezentantów społeczeństwa (miała być mowa o legalizacji „Solidarności”, miała to być reprezentacja „Solidarności”) dowodzą nastawienia wręcz przeciwnego. Zamierzają oni najwyraźniej rozszerzyć ustalenia i podpisać wszechobejmujące „kontrakty”, w tym „wyborczy” – oczywiście w „imieniu”. Zamierzają tego dokonać w amoku osiągania celów doraźnych oraz w otoczce wzniosłych pokrzykiwań, właśnie partykularnych.

Nasuwa się tu inna analogia - ta z appeasementem zachodnim lat trzydziestych. Chcemy by ludzie reprezentujący dziś rzekomo społeczeństwo polskie wiedzieli, iż mają wszystkie dane by przejść do naszej historii jako monachijczycy doby obecnej.

Redakcja.

Choć to wzgląd zgolą uboczny, powyższe stanowi też odpowiedź dla tych, którzy postawę podobną do naszej sprowadzają do tępych okrzyków w rodzaju: „Nigdy nie gadać z czerwonym”, „Dołożyć czerwonemu” oraz mówią o demagogii i werbalizmie - z naszej strony. Swoją drogą demagogię, a także naiwność i amatorszczyznę oraz werbalizm przechodzący w nowomowę i bełkot można uprawiać także z pozycji umiarkowanych i ugodowych. To samo dotyczy rozsądku oraz - uwaga - realizmu. Swoją drogą utrwalenie pejoratywnego znaczenia terminu „fundamentalizm” jest smutne. Jak bowiem - powiedział ktoś - budować przyszłość bez fundamentów, czy też na fundamentach zmurszałych? Starać się tylko o nowe ozdoby okienne tudzież otynkowanie?

Pisaliśmy już wiele miesięcy temu w „Contrze” o tym, że komuniści poczynią tzw. otwarcia nie mieszczące się w wielu głowach. Wyraziliśmy obawę, że ludzie przemawiający w imieniu społeczeństwa nie zdadzą w tej sytuacji egzaminu, że podżyrują system, uznają ustrój w jego soc-soc-soc (komunistycznej) istocie, umocnią rządy PZPR i zaakceptują fałszywą demokrację, jako „wspólną wizję...” A przecież, w tym momencie, wszelkie atuty leżą po ich stronie - to reżimowi zależy na tej operacji. Można, a właściwie trzeba, nie iść mu na rękę. Przecież - jak sądzą niektórzy - decyduje się los ustroju. Nie na darmo przywołaliśmy postać Mikołajczyka (nie na darmo uczyniła to też potem propaganda). No i wszystko się sprawdza.

Tzw. kooptacja to nie tylko, jakieś formalne, konkretne przepisy pseudowyborcze. Może też być kooptacja wręcz duchowa. Wciągnięcie w tryby, struktury reżimowe (komisje, rady), w język reżymowy, w propagandę reżymową. W komunizmie nie jest to żadna „droga ku ...” W tym się grzęźnie. Demokratyzujący się komunizm pozostaje komunizmem, a rządy PZPR rządami PZPR. Sowieciarze, jeśli się liberalizują, to widocznie uznali, iż będzie to dla nich korzystne. Ergo - oni i tak to uczynią. Nie należy im pomagać. Nie można się do nich podłączać. Zamiast tego należy wykorzystywać proces na poszczególnych drobnych polach (np. związków zawodowych) i odnawiać podpisania ogólnego cyrografu.

Zadziwiające, iż zwolennicy wyrywania poszczególnych pól wolności – autentycznej, spontanicznej, samodzielnie wywalczonej - stali się nagle zwolennikami całościowego działania we współpracy z komunistami...

PZPR rzeczywiście serio zabiera się by ratować reżim, swą władzę i soc-system. Nie pomagajmy jej w tym. Nie słuchajmy „społecznych reprezentantów”. Róbmy swoje. Wbrew komunistom a nie wspólnie z nimi.

Będą głośno mówić, że zawarcie kontraktu politycznego z PZPR w sprawie wyborów jest konieczne bo grozi nam katastrofa, bo trzeba zapobiegać kryzysowi.

Zaraz, zaraz, jak to formułowano w 1957 roku? Trzeba było, bodajże, ratować Gomułkę przed dogmatykami. Nie dajmy się omamić nawet jeśli szantażują nas najwyższymi wartościami i mówią o zacofaniu kraju. Bo komunizm to właśnie zacofanie i kryzys. Komunizm nigdy nie wyjdzie z kryzysu, nigdy nie uratuje Krakowa, nie oczyści rzek i nie zapewni mieszkań. A poza tym - komuniści zawsze dostarczą jakiegoś powodu nadrzędnego, który będzie rzekomo nakazywał by dla dobra wspólnego zapomnieć o urazach i różnicach i poszukać tego co nas łączy. By wyzbyć się awanturniczego antykomunizmu, bo on w danym dziele przeszkadza. Jest to stara leninowska zasada - bolszewicy zawsze w swych trudniejszych momentach mówią o wartościach wyższych, ogólnoludzkich, o konieczności zapomnienia urazów i właściwie mało istotnych różnic bo grozi nam np. nuklearna zagłada. Trzeba też, a to ratować genseka przed dogmatykami - przez przyznanie Sowietom miliardów - a to budować wspólny europejski dom. Naprawdę więcej nas łączy i to w sprawach po stokroć ważniejszych niż „ideologiczne różnice”. A to że nadal kierujemy się leninizmem w naszych zamiarach wobec świata(że rządzimy w Polsce)? Ależ my się zmieniamy, odideologizowujemy się globalnie, a w Polsce wprowadzamy pluralizm. Poza tym kto przywołuje teraz, właśnie teraz, podobne pseudoargumenty jest zimnowojennym graczem (jest ekstremistą). Warto zrozumieć, że podobne argumenty będą na podorędziu zawsze. Zawsze też będą ludzie, którzy nie chcąc z komunizmem walczyć, będą mogli ją podżyrować. I oczywiście zawsze też w imię najwyższych wartości.

Ludzi, którzy miast zażądać uznania „Solidarności”, dali się wciągnąć w tryby komunistycznych przebudów i napraw, będą w takiej czy innej formie deliberować z przedstawicielami reżimu miesiącami i miesiącami. Cały ten czas wzywać będą do spokoju, stabilizacji i cierpliwej odpowiedzialności. Są to ludzie, którzy nigdy i w żadnej sytuacji nie przekroczą tabu zakwestionowania rządów partii komunistycznej. Nigdy też nie zamilkną. Zawsze wzywać będą do „kompromisu” z komunizmem. A komunizm przechodzi kryzys. Niech komuniści sami próbują z niego wychodzić. To jest ich droga, która nigdy nie skrzyżuje się z drogą wolności. Ta opiera się na sprzeciwie i oporze, proteście i niezgodzie - na komunizm. Komuniści są zmuszeni dziś tolerować wiele i żadne wynagradzające ich ustępstwa nie są konieczne. Wszystkie Rady Porozumienia z komunistami, niezależnie z kogo by się składały, to rozbudowane PRON-y. Działania tego typu i podobne nie są żadną szansą dla wolności, lecz jej przeciwieństwem. Dziś, właśnie dziś, a nie rzekomo jutro, potrzebne są postawy i działania wolnościowe. Dziś, z miejsca i od razu trzeba powiedzieć „nie” piewcom upodmiotowień i liberalizacji na koncesjonowanym wybiegu, karmiących nas „nadzieją”, że w bezkonfliktowym współdziałaniu z komunistami wybieg ten będzie się powiększał. Trzeba powiedzieć - nie, nie i nie - wszystkim kolejnym naprawiaczom komunizmu.