Białe plamy w mózgu

Białe plamy cały czas powstają. Ostatnio na przykład ktoś się usilnie stara aby powstały w naszym mózgu. Mamy oto zapomnieć komu właściwie zawdzięczamy powstanie białych plam w naszej historii. Dodam może, że historii, nazwijmy ją umownie "oficjalnej", czyli tej drukowanej w podręcznikach szkolnych i świętowanej na akademiach. Prof. Eugeniusz Duraczyński w wywiadzie udzielonym PAP-owi mówi tak: "Nie potrafimy odpowiedzieć z całą pewnością co spowodowało, że dyrektywa Stalina z 27 lipca nakazująca wojskom radzieckim forsowanie Wisły i Narwi, wyjście na zachodni brzeg obu tych rzek i przeprowadzenie manewru oskrzydlającego, nie zastało wykonane. Brakuje również przekonywującej odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie powiodła się operacja forsowania Wisły we wrześniu 1944 roku, w której obok I Armii WP miały brać udział także siły radzieckie. Trzeci problem wymagający wyjaśnienia: Nie wiemy jakie były rzeczywiste powody początkowo całkowicie negatywnego stosunku władz radzieckich do tzw. lotów wahadłowych z alianckimi zrzutami dla Warszawy."

Może bym i był wdzięczny panu profesorowi za publiczne stawianie tak odważnych pytań, w kwestiach tak nas żywo obchodzących, ale też pamiętam, jak na sesji naukowej poświęconej Powstaniu Warszawskiemu w czasie Zjazdu Historyków w Poznaniu w 1984 roku tenże profesor miażdżył swym "autorytetem" naukowym pewnego magistra z Wrocławia, który stawiał podobne pytania, a co ważniejsze, starał się na nie odpowiedzieć. Pamiętam dokładnie wręcz oburzenie prof. Duraczyńskiego, gdy była mowa o odmowie przez Rosjan przyjęcia bombowców alianckich, dokonujących zrzutów dla Warszawy, na lotniskach znajdujących się pod ich kontrolą, a także udowodnienie przez niego tezy o strategicznej niemożności przekroczenia przez Armię Czerwoną Wisły w sierpniu 1944. Może byśmy wyjaśnili i tę białą plamę, jakaż to siła powstrzymywała pana profesora id zadawania takich pytań cztery lata temu i powodowała, że z taką swadą zaprzeczał faktom już wówczas powszechnie znanym? Czy była to rzetelność naukowca, czy może brak oczytania w temacie, boć przecie już paru historyków na ten temat pisało. Tyle tylko, że nie byli oni “jedynie prawomyślni”. Póki co jednak czekam z niecierpliwością na wypowiedź innego “autorytetu”, prof. W. T. Kowalskiego. Może i on zinterpretuje w duchu zacierania białych plam wyniki konferencji w Jałcie i Poczdamie i dowiemy się, że po wojnie miały się odbyć wolne wybory z udziałem wszystkich partii nie splamionych kolaboracją z faszystami. Jakież to będzie zaskoczenie dla nas, gdy okaże, że tą kolaboracją nie splamili się jedynie komuniści i ludowcy, no i oczywiście malutkie Stronnictwo Pracy!

Teraz trochę z innej beczki. Zdumiewam się coraz bardziej interpretacją wydarzeń powojennych w Polsce, dokonywanych nierzadko przez tzw. niezależnych intelektualistów, zdumiewam się narosłą wokół tych wydarzeń literaturą, teatrem, filmem. Oto do panteonu narodowych bohaterów trafia powoli i niepostrzeżenie ideowy komunista. Jego pierwowzór stworzył Andzrejewski w swoim "Popiele i diamencie", następnie sfilmowanym przez Wajdę. Szlachetnemu komuniście przeciwstawiany jest tutaj zagubiony i zdezorientowany żołnierz podziemia, co gorsza haniebnie wykorzystywany przez swoich zwierzchników. Model ten, w różnych wariantach, funkcjonuje w najlepsze do dzisiaj, a uzupełniony jest z kolei o postać komunisty tragicznego, niezasłużenie prześladowanego w czasach stalinowskich, z reguły za swą uczciwość lub w najlepszym razie przez nieporozumienie. Tak więc gwoli wyjaśnienia. Osobiście nie mam nic przeciwko temu żeby komuniści rżnęli się nawzajem. A nawet uważałbym ten fakt za wielce korzystny, tak jak swego czasu korzystne było wzajemne wyżynanie się faszystów, i, swoją drogą, cieszyłbym się gdyby jakaś frakcja partii komunistycznej urządziłaby drugiej coś w rodzaju nocy długich noży, ale dlaczego zaraz z jednych robić bohaterów, a tylko tych drugich nazywać zbrodniarzami. Czy to, że jeden bandyta zrobi krzywdę drugiemu, zaraz tego drugiego nobilituje, wyjaśnijmy więc i tę białą plamę. Bowiem żałosnym paradoksem jest, że Polacy niemal powszechnie traktują komunizm jako zło, jednocześnie przyjmują z dobrą wiarą pogląd, że przynajmniej niektórzy komuniści dla naszego narodu się zasłużyli! Jeśli oni, to i inni wszelkiej maści zdrajcy, od kolaborantów z czasów okupacji niemieckiej po targowiczan. A jednocześnie miana bohaterstwa i dostępu do owego narodowego panteonu zasłużonych odmawia się żołnierzom antykomunistycznego podziemia, co najboleśniejsze, zwłaszcza tym, którzy walczyli do ostatka, z Narodowych Sił Zbrojnych. Ba, tę walkę nazywa się niejednokrotnie bandytyzmem. Wymazanie tej białej plamy wymaga jednak o wiele większej pracy niż wymazanie innych, gdyż w tym przypadku fałszowali historię nie tylko ci, którzy byli związani z komunistyczną władzą, ale i ci, którzy byli, i są jej przeciwnikami, a przynajmniej oponentami. Przywróćmy zatem pamięć o tych żołnierzach, i nie tylko o nich, a nie stawiajmy pomników, i nie twórzmy legend o ich przeciwnikach, szlachetnych komunistach, nawet jeśli potem i oni byli prześladowani. To żadna zasługa być prześladowanym przez wspólnika zbrodni. To w żaden sposób nie może nikogo usprawiedliwiać.

Kuba Odtruwacz

Głos Poznańskich Liberałów 1988-1989