Andrzej Gwiazda – “Przed Burzą”- część IV

ZK: Wspomniał pan wcześniej Lecha Wałęsę i podejrzenia w stosunku do niego. Czy mógłby pan nieco bardziej rozwinąć ten temat.

AG: Przede wszystkim muszę powiedzieć, że ja osobiście nie lubię mówić o Wałęsie a to głównie z powodu bezpieki. Otóż ukuli oni dawno temu teorię, że wszystkie moje krytyczne uwagi pod jego adresem wynikają tylko i wyłącznie z osobistej niechęci, wyrosłych na gruncie personalnych ambicji, co zupełnie nie jest zgodne z prawdą. Niemniej muszę przyznać, że było to ze strony Służby Bezpieczeństwa szalenie sprytne zagranie, chroniące Wałęsę przed oczywistymi oskarżeniami.

Jednak prawda jest taka, że Wałęsa przyznał się kilkakrotnie w naszym gronie do współpracy z bezpieką i to jeszcze przed rokiem 80. Pamiętam, kiedyś powiedział nam, że po wydarzeniach grudniowych 1970 roku, bywał zatrzymywany przez funkcjonariuszy SB i na ich polecenie rozpoznawał głosy, nagrane na taśmie magnetofonowej, jak również twarze na filmach. W ten sposób identyfikował kolegów, którzy brali czynny udział w tamtych wydarzeniach. Na to my mu mówiliśmy: jak mogłeś to robić!? A on nam odpowiadał, że władza jest władzą i nie może rządzić jak nie wie. Niestety, wtedy nam się zdawało, że był to po prostu objaw czystej głupoty i jakoś przeszliśmy nad tym do porządku dziennego, rozumiejąc, że nic już na to nie można poradzić. Niemniej obrazuje to dobrze jedną z głównych cech Wałęsy, żeby zawsze być razem z silniejszym przeciwko słabszym.

Jeszcze innym przykładem jego typowego zachowania, była sprawa wspólnego pisania ustawy o Wolnych Związkach Zawodowych “Solidarność” z czerwonymi. Notabene ja byłem temu przeciwny i mówiłem, że dla nas będzie lepiej kiedy każda strona będzie pisać swój własny projekt a potem będziemy nad nimi dyskutować, niemniej Komisja Krajowa pod naciskiem Wałęsy zdecydowała inaczej. W tej sytuacji powstało dość sztuczne ciało z dwoma przewodniczącymi – jeden to Lech a drugi ówczesny minister, Zawadzki. Już na początku Wałęsa oświadczył: tu nie ma żadnej sprawy, panie przewodniczący, zamykamy ich, niech pracują a my idziemy na kawę. A ich nie wypuścimy aż skończą projekt. I to nie był żart – ponieważ oni są przewodniczącymi to nie muszą pracować, od tego są murzyni czyli my.

Zaś co do jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa to przypomina mi się taka historia. Dostał on kiedyś od E. Gierka książkę, zatytułowaną “Czerwona dekada”, w której tenże wspomina, iż w czasie sierpnia 80 roku były minister spraw wewnętrznych Kowalczyk go uspokajał, żeby się nie przejmował, bo na czele strajku stoi jego człowiek. W odpowiedzi Wałęsa posłał Gierkowi książkę “Drogi nadziei” (autobiografia Wałęsy – przycz. mój) z dedykacją, która brzmiała mniej więcej tak:
Nigdy nie donosiłem na kolegów. Z bezpieką współpracowałem na gruncie politycznym a kiedy się w trzecim dniu strajku umocniłem, to im pokazałem drzwi i to była moja zagrywka w pokera.”

ZK: Widział pan tę dedykację na własne oczy?

AG: Wszyscy widzieli, bo fotokopia tego wpisu została opublikowana w prasie na Wybrzeżu.

ZK: No i co pan o tym sadzi? Była to zagrywka pokerowa czy nie?

AG: Wie pan, do trzeciego dnia strajku Wałęsa znajdował się w otoczeniu agentów bezpieki, których myśmy znali. Po stworzeniu Międzyzakładowej Komisji Strajkowej ich wszystkich wymienili. Na początku megalomańsko myślałem, że to ze względu na nas, bo oni też wiedzieli, że ich znamy. Teraz wiemy, że Wałęsa zerwał strajk na polecenie Kowalczyka a po wyjściu ze stoczni dał się przewerbować na stronę S. Kanii który wtedy chciał usunąć Gierka, w związku z czym zależało mu na kontynuowaniu strajku. I to była ta jego zagrywka pokerowa – z Kowalczykiem ale nie z bezpieką.

ZK: Gwoli rzetelności historycznej, kiedy Lech Wałęsa zgłosił akces do Wolnych Związków Wybrzeża i w jakich okolicznościach.

AG: Latem 1978 roku ale dokładnej daty już nie pamiętam. Było to tak, że wtedy aresztowano kilku naszych kolegów, w tym Błażeja Wyszkowskiego, brata Krzysztofa, współzałożyciela Związków. Jako jedną z form protestu przeciwko temu bezprawiu, zorganizowaliśmy publiczną modlitwę w kościele Mariackim, w intencji uwolnienia uwięzionych a przy okazji dało to nam możliwość poinformowania społeczeństwa, że takie aresztowania mają miejsce. I wtedy w tym kościele Wałęsa podszedł do mnie i zaproponował spotkanie, co się wkrótce stało.

Nie tak dawno temu ta sprawa wróciła do mnie jak bumerang. Otóż mamy kolegę, który obecnie mieszka w Stanach Zjednoczonych i opowiedział on nam następującą historię. Otóż będąc jeszcze w Polsce, poprzez swoje osobiste kontakty dotarł do pewnego oficera wywiadu, który powiedział mu, że Wałęsa został do nas przysłany po tym, kiedy ja nieopatrznie, przy podsłuchu, powiedziałem:
Zobaczcie, minęło już 3 miesiące i nikt z komitetu strajkowego z Grudnia 1970 do nas się nie zgłosił.

Zacytował też fragmenty pierwszej rozmowy z Wałęsą, którą bezpieka zdołała nagrać. No, zrobiło to na mnie wrażenie, bo przytoczył dokładnie moje słowa wtedy wypowiedziane, tak więc był to wystarczający dowód na to, że ten oficer wiedział o czym mówi. Pamiętam też jak dziś, że Lechu wtedy nam powiedział:
Co wy tu tak słabo działacie, trzeba się wziąć do kupy i zacząć organizować opozycję.

Ja mu na to powiedziałem, że bardzo się cieszę, że wreszcie mamy kogoś do działania, bo rzeczywiście roboty huk a ludzi mało. No i tak się zaczęła aktywność Lecha Wałęsy w opozycji.

ZK: Nie jest tajemnicą, że zaraz po podpisaniu “Umów Sierpniowych”, wystąpiły tarcia pomiędzy panem a Wałęsą.

AG: Zacząć chyba trzeba by było od stwierdzenia, że ruch “Solidarność” powstał na bazie szerokiej demokracji, gdzie decyzje podejmowano wspólnie, poprzez głosowanie. Natomiast Wałęsa parł mocno w stronę koncepcji wodzowskiej, silnej władzy skupionej w jego ręku. W praktyce to się objawiało tym, że nam mówił: wy mnie popierajcie a ja was urządzę. Natomiast ja osobiście, jako wiceprzewodniczący Związku, opowiadałem się za głęboką demokracją w Zarządzie, to znaczy za utrzymaniem naszych korzeni i kontynuowaniem pierwotnej formy administrowania. Moim zdaniem koncepcja wodzowska, nawet przy założeniu że wódz nie jest agentem, mimo wszystko szalenie osłabia organizację. No, ale wielu ludziom wtedy się wydawało, że struktury oparte na armii będą mocniejsze. Niestety, nawet kościół lansował wtedy te zamierzenia.

ZK: Jak w praktyce wyglądała różnica pomiędzy stylem zarządzania pana i Wałęsy?

AG: Najlepiej chyba to będzie przedstawić na przykładach negocjacji z komuną. Kiedy ja szedłem na rozmowy, to im mówiłem:
Panowie, ustąpcie, zgódźcie się na nasz projekt a ja osobiście zobowiązuję się stanąć przed Komitetem Centralnym PZPR i im to wytłumaczyć, że tak będzie lepiej dla Polski. Ale mogę też ja ustąpić ale wtedy wy musicie stanąć przed ludźmi i wytłumaczyć im, że tak będzie dla nich lepiej.

Oprócz tego, mogłem negocjować tylko tyle, na ile miałem mandatu z Zarządu, to znaczy w określonych ramach a poza tym, jak mnie za mocno przypierali do muru, to im mówiłem: Panowie, ja jestem jak listonosz, przyniosłem ofertę a wy jak chcecie to bierzcie a jak nie to trudno. Była to pozycja negocjacyjna znacznie silniejsza od tej Lecha: Mogę ustąpić ale tylko wtedy jak będę chciał.

ZK: Czy Lech Wałęsa był politykiem skutecznym?

AG: Wie pan, osobiście sadzę, że mówić o nim jako o polityku jest małą przesadą. Ot, wykonał zadanie i już. No bo jako polityk przegrał wybory z komunistą, BBWR, które zorganizował, uzyskało niecałe 2%, w związku z czym Wałęsa prędko się na nią wypiął, następna partia którą zmontował uzyskała 1,2% w wyborach a on sam 0,9%. W tej sytuacji dyskutowanie czy jest to w ogóle polityk chyba nie ma sensu. Natomiast można i należy dyskutować o skuteczności tajnych służb. Cały ten wielki balon pod tytułem “Lech Wałęsa” został nadmuchany przez Służby Specjalne i to nie tylko Polski. I nie tylko radzieckie, bo Zachód brał w tym główny udział czy też można powiedzieć, wziął na siebie cały ciężar propagandowy. A to, że odpowiedni ludzie na Zachodzie wiedzieli to, do czego ja mozolnie dochodziłem, chyba nie ulega wątpliwości. Można o CIA mieć taką czy inną opinię ale nie można im odmówić kompetencji. Tak więc było to działanie świadome i zresztą jest do dzisiaj. No a ponieważ tak wiele osób, i to na tak wysokich stanowiskach, zaangażowało się w tę maskaradę, to po prostu jest zbyt wiele do stracenia, by w końcu wyjawić całą prawdę. Innymi słowami, prawda by zatrzęsła kilkoma ważnymi strukturami i zbyt wiele ważnych osób zostało by skompromitowanych. Zresztą niedawno rozmawiałem z takim Anglikiem, który trochę się z nas natrząsał, że taki Wałęsa, ledwo umie się podpisać a był wodzem narodu. Na to ja mu powiedziałem:

- Masz rację, to nie świadczy on nas najlepiej ale jedno ci mogę powiedzieć, na pewno żaden Polski król nie zaprosił by go do karety tak jak wasza królowa.

Tak więc zbyt wiele autorytetów zaangażowało się po jego stronie by mieć nadzieję, iż wkrótce prawda wyjdzie na wierzch. Dlatego, kiedy co jakiś czas ten temat pojawia się gdziekolwiek, natychmiast jest kamuflowany, pomijany milczeniem, zamazywany innymi insynuacjami itd. Poza tym, trzeba pamiętać, że dotyczy to też tak zwanej szerokiej opinii społecznej, która też ma wiele do stracenia, bowiem milionom zwykłych ludzi jest po prostu wstyd, że dali się aż tak oszukać. Wielu z nich woli raczej zamknąć oczy na prawdę i brnąć w to dalej, byle tylko się nie przyznać, że byli tak bardzo łatwowierni.

ZK: Panie Andrzeju, ponieważ dzisiejsza część rozmowy przekonuje nas, że zostaliśmy generalnie wykiwani przez wrogów i przyjaciół, czy dałoby się na koniec powiedzieć coś bardziej optymistycznego?

AG: Oczywiście. Z całego mojego doświadczenia w pracy dla opozycji w stosunku do komuny wynika jeden niesłychanie ważny wniosek. Jeżeli społeczeństwo, czy jak kto woli naród, czegoś rzeczywiście chce, to nikt mu tego zabronić nie może. Niemniej, tak jak w każde przedsięwzięcie, trzeba najpierw zainwestować. I to nie koniecznie pieniądze – raczej czas, myślenie, poświęcenie. Bowiem prawda jest taka, że bardzo trudno jest stanąć na drodze dużej grupie społeczeństwa, które ma jasno wytyczone cele. Niemniej trzeba te cele sprecyzować dokładnie i uczciwie a wtedy ludzie odpowiedzą pozytywnie. I jeszcze jedno, trzeba stale walczyć o to, by ludzie zaczęli myśleć samodzielnie, bez oglądania się na innych. Naprawdę nieważne jest też co o nas powiedzą pozostali mieszkańcy planety ziemi, o ile to co chcemy osiągnąć jest nam bliskie, drogie naszemu sercu. (CDN)

Ruch Antykomunistyczny