Andrzej Gwiazda – “Przed Burzą”- część I

ZK: Panie Andrzeju, gdzie pan się urodził i gdzie spędził pan lata młodzieńcze.

AG: Urodziłem się w Polsce centralnej, w Pińczowie a dzieciństwo w kilku miastach, jako, że rodzice zmieniali adresy w poszukiwaniu pracy. Na trzy miesiące przed wybuchem wojny zamieszkaliśmy w Pińsku, na kresach i tam nas zastała wojna. Ojciec został zmobilizowany na front wschodni, zgodnie z rejonem zamieszkania ale pod koniec działań wojennych udało mu się przedrzeć do armii Kleeberga, w związku z czym uniknął losu kolegów, zamordowanych w Katyniu.

Nas natomiast 13 kwietnia 1940 roku Sowieci wywieźli na Sybir, do północnego Kazachstanu. I tak 5 lat skończyłem w transporcie w tamtą stronę a 11lat w trakcie powrotu do ojczyzny w 1946 roku. Pamiętam też, że już wtedy, jako mały chłopiec podjąłem decyzję, że kiedyś odpłacę bolszewikom za poniewierkę na obczyźnie. I tak jak mówił Adam Mickiewicz: “kto w dzieciństwie traci ojczyznę będzie rozumiał co znaczy ból rozłąki” i kraj ojczysty nie jest już pustym dźwiękiem. Ja przez sześć lat żyłem marzeniami o Polsce, o powrocie do domu i widziałem swój kraj jako najpiękniejsze miejsce, pełne jasnych barw, bezpieczne i rodzinne. Myślę, że tamte przeżycia do dziś kształtują mój pogląd na poczucie patriotyzmu, rozumienie spraw narodowych itd. Nie mniej, ponieważ żyłem wtedy na Sybirze wśród innych narodowości, jako, że byli tam Rosjanie, Czeczeńcy, Mordwini, Tatarzy, Ukraińcy itd. wszyscy zesłani tak jak my, w związku z tym ukształtował się we mnie taki pogląd, że choć mam silne poczucie więzi narodowej to nie na zasadzie, że inni są gorsi, tylko że Polak musi być lepszy. I tak, kiedy dowiedziałem się, że jakiś myśliwy przeszedł takie rozległe bagna, które były w pobliżu naszej wioski, to choć zajęło mi to miesiąc, ale też je przeszedłem. Odbyło się to w drodze prostej kalkulacji – jak Rusek może, to ja, jako Polak, tym bardziej. Od tego też czasu aż do dziś staram się, by Polacy sprostali temu mojemu jeszcze dziecięcemu przekonaniu, że muszą być lepsi od innych.

Niemniej, przy tym poglądzie, że Polak nie może być w żadnym wypadku gorszy od kogokolwiek występuje u mnie całkowity brak niechęci do obcych, w tym również do Rosjan. Kiedy przybyliśmy na stepy Kazachstanu z wyrokiem “wróg sowieckiego narodu” to natychmiast zostaliśmy przyjęci życzliwie przez tamtejszą ludność, która również żywiła dalece nieprzyjazne uczucia do bolszewików. W tej sytuacji, już jako dziecko zdałem sobie sprawę z tego, że te wszystkie uciskane narody w Sowietach są naszymi naturalnymi sojusznikami w walce ze Stalinizmem czy komunizmem.

ZK: Chodzą słuchy, że już wtedy, jako mały chłopiec, rozpoczął pan aktywna walkę z “Imperium Zła”.

AG: A tak, na przykład wykręcanie jakichś elementów maszyn rolnych. Co prawda, zbiegało się to z patriotycznym nakazem niszczenia sprzętu wrogowi wraz z jedyną możliwością zdobywania zabawek, jakimi były właśnie te części. Niemniej, przy poważniejszych akcjach, nie odważałem się trzymać tych części w domu, jako, że mogłoby to skończyć się dla mamy bardzo źle. W takich wypadkach zawijałem śruby, nakrętki itd. w jakieś szmaty i topiłem w pobliskiej rzece. Trzeba oczywiście zdawać sobie sprawę z tego, że w tamtych warunkach te wszystkie zniszczone przeze mnie części były absolutnie niemożliwe do rekonstrukcji i, jak pamiętam, w związku z tym któregoś lata żaden siewnik w kołchozie nie wyjechał na akcję w polu.

ZK: Czy to od tego czasu datuje się pana zainteresowanie inżynierią?

AG: Wie pan, chyba nie. Jak sądzę, są to chyba jakieś wrodzone upodobania. Pamiętam, mama mi opowiadała, że jak jeszcze jeździłem w wózku, to na widok jakiejś ruchomej części wołałem: “hacyk, hacyk” no i nie było rady, trzeba było się koniecznie zatrzymać a ja musiałem to poruszać, jakieś kłódki, skoble czy coś podobnego.

ZK: Jak natomiast wyglądały lata szkolne, już po powrocie do Polski. Czy, na przykład, próbowano namówić pana na wstąpienie do tzw. socjalistycznych brygad młodzieżowych?

AG: Przede wszystkim od samego początku opowiadałem wszem i wobec, jak wygląda życie w kołchozie, z czym trudno im było polemizować, bo mówiłem: “ja tam byłem i to wszystko widziałem na własne oczy”. Poza tym, jako kilkunastoletni chłopak byłem absolutnie przekonany, że prędzej czy później odbędzie się zbrojna rozprawa z komuną, w związku z czym gromadziłem materiały wybuchowe, zapalniki, broń jak się dało – do tej pory leżą pewnie gdzieś zakopane na terenie Gdańska. Na 1 Maja każda “stien-gazetka” dostała jeden kałamarz, w związku z czym bezpieka siedziała w szkole całymi dniami i przeprowadzała śledztwo. No, ale jakoś udało się nam z kolegami uniknąć identyfikacji i oczywistych konsekwencji. Niemniej nie zawsze miałem takie szczęście i szkołę średnią zmieniałem trzy razy.

Tak więc z jednej strony starałem się wraz z kolegami czynnie przeciwstawić systemowi a z drugiej wszem i wobec opowiadałem o przeraźliwej nędzy w Rosji. I kiedy przychodzili do mnie z propozycją wstąpienia do Związku Młodzieży Polskiej ja odpowiadałem: “coś ty, ja byłem na Sybirze”. “A, to przepraszamy” – oni na to i tak się rozchodziliśmy. To chyba najlepiej świadczy o tym, że ci wszyscy naganiacze do komunistycznych organizacji nie działali nieświadomie, wiedzieli doskonale o co tu w tym wszystkich chodzi i tylko po prostu zdecydowali się służyć komunie.

ZK: Panie Andrzeju, Nowa Encyklopedia Powszechna podaje, że do pracy opozycyjnej zaangażował się pan w 1978 roku. Czy jest to prawda?

AG: Nie. W 1978 roku powołaliśmy niejako własną instytucje opozycyjną, czyli Komitet Założycielski Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Natomiast we wrześniu 1976 roku napisaliśmy wraz z żoną list do sejmu, stając w obronie Komitetu Obrony Robotników (KOR). Zakończyliśmy ten list stwierdzeniem, że jako świadkowie roku 1970 nie mamy wątpliwości, że w tym sporze ma rację KOR a nie władza komunistyczna. Natomiast kulisy tej decyzji są następujące. Otóż tego samego lata byliśmy z żoną w górach Sierra Nevada w Hiszpanii, gdzie nabyliśmy porządny radioodbiornik, taki, na którym z łatwością można było złapać Wolną Europę. No i zaraz po powrocie do Gdańska, słyszymy w audycji WE apel KOR-u o poparcie, jako, że komunistyczna propaganda przedstawiała ich jako małą grupkę ludzi, całkowicie odizolowaną, która nie ma żadnego społecznego poparcia. Pamiętam, że zrobiło to na nas ogromne wrażenie, że ktoś odważył się jawnie wystąpić przeciwko systemowi komunistycznemu i zgodnie z żoną stwierdziliśmy, że skoro znaleźli się już tacy wariaci, to my nie mamy nic innego do roboty tylko razem z nimi pójść do więzienia. Przeanalizowaliśmy sytuację ekonomiczną Polski, stan niesłychanego zadłużenia i ogólnej kondycji kraju i stwierdziliśmy, że w tej sytuacji, szczególnie wielkiego uzależnienia od Zachodu, nie powinniśmy dostać więcej niż trzy lata wyroku. W odpowiedzi na ten list dostaliśmy zakaz opuszczania granic PRL i to nawet do tzw. Demoludów, podsłuch i 24 – godzinną ścisłą inwigilację. No, ponieważ wtedy bezpieka miała jeszcze niewiele do roboty to czasami łaziło za nami aż trzydziestu funkcjonariuszy.

Natomiast w 1978 roku, po dłuższych namysłach i niejako oporach, zdecydowaliśmy się powołać Komitet Założycielski Wolnych Związków Zawodowych ażeby stworzyć formułę powszechnej opozycji, do której każdy mógłby mieć dostęp i znaleźć w niej swoje miejsce.

ZK: Kim byli pierwsi sygnatariusze Wolnych Związków?

AG: Przyjęliśmy wtedy, że Komitet Założycielski powinien składać się z trzech osób, ponieważ liczyliśmy się z natychmiastowym aresztowaniem. W takiej sytuacji zamknęliby tylko trzy osoby, co zostawiało resztę na wolności z możliwościami dalszego działania. Była to więc taka taktyka obliczona przede wszystkim na ochronę kadry. I tak jako pierwszych sygnatariuszy Komitetu Założycielskiego wymienić należy Krzysztofa Wyszkowskiego, Antoniego Sokołowskiego i mnie. Krzysztof podjął się głównie zadań organizacyjnych, jeździł do Warszawy na rozmowy z KOR-em, przewoził deklaracje itd. Natomiast Antoni Sokołowski to postać bardzo tragiczna tej wczesnej opozycji. Był to robotnik ze stoczni, który stracił zdrowie na skutek pracy zawodowej. Miał chorobę wibracyjną, zwyrodnienia stawów, był praktycznie głuchy na skutek 17-tu lat pracy w kadłubowni, gdzie zimą i latem spawał blachy statków. Był już wtedy na rencie i zgodnie z prawem należało mu się duże odszkodowanie za ewidentną utratę zdrowia w czasie pracy. Na początku dyrekcja stoczni zaproponowała mu 60 tysięcy złotych, co było odpowiednikiem około 30 miesięcznych pensji i Antoś to zaakceptował, przy okazji coś tam podpisując. Dopiero po jakimś czasie dowiedział się, że podpisał zobowiązanie wycofania się z opozycji, po czym natychmiast to odwołał i rozpoczęła się swoista forma korespondencji. Oni pisali w Trybunie Ludu a my odpowiadaliśmy w Wolnej Europie. Pamiętam, że raz Antek napisał, iż prawdą jest, że jego ojciec walczył o Polskę ale o wolną a nie złodziejską. Po jakimś czasie zaproponowano mu 200 tysięcy złotych, co wówczas było małą fortuną, mniej więcej odpowiednik 100 pensji. Sokołowski nie był człowiekiem majętnym, przez te wszystkie lata ciężkiej harówki stracił zdrowie a nie zarobił nawet tyle, żeby sobie choćby porządnie urządzić mieszkanie. Oczywiście Antoś pieniądze wziął; zaraz kupił synowi motor, gitarę, magnetofon itd. a w najbliższą niedzielę poszedł pod budkę z piwem i zapowiedział, że stawia wszystkim. Kupił piwa do wszystkich kufli, jakie tam były ale nikt się z nim nie chciał napić. Ci wszyscy klienci porannego piwa, tak często pogardzani i wyśmiewani – odwrócili się do Antosia plecami. W tej sytuacji Sokołowski wrócił do domu, położył się na tapczanie i umarł.

Natomiast to zachowanie zwykłych ludzi spod budki z piwem, to jednomyślne pogardzenie człowiekiem, który dał się wciągnąć komunistycznej władzy w jakieś układy, świadczy chyba najlepiej o świadomości społecznej tamtych ludzi. Tłumaczy to też ten wielki sukces Solidarności z 1980 roku, który byłby absolutnie niemożliwy bez tego wspólnego przekonania, że władza komunistyczna jest po drugiej stronie barykady. Ci prości robotnicy z przedmieścia, o których mało kto by powiedział, że mają jakieś wyższe aspiracje społeczne czy polityczne, jednomyślnie uznali, że Antoś zdradził i w związku z tym pić piwa z nim nie będą.

Ruch Antykomunistyczny