7. ZAGROŻENIA

Zwracamy się do ludzi kultury, którzy po 13 miesiącach od 13 grudnia 1981 roku stawiają sobie trudne pytanie: co dalej? Czy nadal manifestować sprzeciw wobec przemocy i bezprawia – czy też przerwać bojkot telewizji, radia i oficjalnych imprez kulturalnych? Stan wojenny został formalnie zawieszony, internowani wrócili do domów, skończyły się masowe, publiczne protesty, ludzie są zmęczeni i wydaje się, że bojkotu utrzymać się nie da. Stan wojenny trwa. Po piętnastu miesiącach nadziei – nadzieję nam odebrano, stosując podstęp i przemoc na skalę trudną przedtem do wyobrażenia. W ciągu jednej nocy życie Narodu i cała jego kultura zostały sparaliżowane, pozostawiono tylko wojskowe komunikaty, wojskowe piosenki i dwie gazety – wojskowa i partyjna. Nie wolno nam o tym zapomnieć, taki jest bowiem fundament, na którym władze PRL chcą budować kulturę narodową. Od tamtych dni odebrano nam na stałe wiele ze swobód obywatelskich i samorządnych instytucji – jak utrzymywała WRON – tymczasowo.

Nie ma miejsca na złudzenia. Wiemy, że partia, rząd i generałowie prowadzić będą nadal bezwzględną pacyfikację polskiego narodu. Nie ugną się, nie zawrą ze społeczeństwem żadnych prawdziwych i trwałych kompromisów. Potrzebują nas, ludzi kultury, abyśmy ułatwili im zadanie stwarzając pozory normalizacji, przekonując ludzi, że bezprawie jest prawem, zniewolenie wolnością. Mamy odbierać wolę oporu, tłumić poczucie krzywdy, błahymi dziełami przynosić zapomnienie. Po kolejnych kryzysach społecznych jakie z winy władzy przeżywaliśmy od 1945 r. środowiska twórcze udzielały kredytu zaufania Bierutowi, Gomułce, Gierkowi. Potem przychodził okres opamiętania, demaskowania a jednocześnie czas rozpaczy i wstydu. Następnym razem nikt już nie uwierzy tym, którzy spróbują się pokajać i wytłumaczyć. Jeśli poniechamy oporu – pozwolą nam „ratować substancję”. W przeciwnym wypadku całą „substancję” wraz z nami zniszczą, tak jak się pali zbuntowaną wieś. Spokojni i zrezygnowani mieszkańcy tej wsi przeklną za to nie ich – lecz nas. Nie można niestety przewidzieć, jak wyglądałaby ta „substancja” uratowana kosztem autocenzury, samoograniczenia. Zdania bywają na ten temat różne, doświadczenia niejednoznaczne. Ciągłość kultury narodowej i jej podstawowych instytucji jest rzeczą ogromnej wagi – wiemy jednak, że przez całe 35 – lecie władze PRL starały się tą ciągłość zrywać, zastępując żywą tradycję symbolami wyzutymi z treści. Twórcom kultury udało się wbrew zakazom i ograniczeniom dokonać niemało. Jednak przy ich współudziale powstało też w sferze polskiej kultury wiele zła, idee dzieł zakłamanych, moralnie dwuznacznych, zacierających granice między prawdą a kłamstwem. „Substancja” zduszona i ubezwłasnowolniona zamienia się w bezkształtną masę, zaczyna gnić. Nic nie wskazuje, by władze przerażone po Sierpniu i upojone sukcesem po grudniu 1981 miały polskiej kulturze pozwolić na względnie nieskrępowany rozwój. Niech nas nie wprowadza w błąd pozorny: znaczek pocztowy z Miłoszem, przedstawienie Mrożka w teatrze, wiersz Woroszylskiego w radio, wydana powieść Brandysa. Podobnie jak w życiu społecznym, gdzie sprawiedliwość zastępuje się możliwością udzielania łaski, także i w sztuce zaciera się świadomie granice liberalizmu i terroru, arbitralnie rozdziela kary i nagrody, inicjuje istotnie nową – politykę kulturalną zamętu.

Publicyści obozu władzy zastanawiająco często mówią o kryzysie wartości, upadku autorytetu. Byłoby to prawdą, gdyby chodziło tylko o ich obóz właśnie, oni natomiast starają się swe tezy rozciągnąć na wszelkie autorytety i wartości. Ludziom kultury przypada w tej sytuacji zadanie szczególne. Kultura bez poczucia wartości nie istnieje. Jej dzieła stają się nieczytelne, jeśli zapomnimy, czym dla ludzi je tworzących były – prawda, dobro, poczucie winy, potrzeba zrozumienia drugiego człowieka. W Polsce dnia dzisiejszego twórcy kultury – czy chcą tego czy nie chcą, biorą na siebie odpowiedzialność za wartości moralne, te istniejące od tysiącleci. Nie jest to bynajmniej abstrakcja. Przytłaczająca większość naszego społeczeństwa pokazała w ciągu ostatnich lat, że wierzy w wartości, w chrześcijańskie miłosierdzie, w ludzką godność. A więc nosi ją w sobie i nie da ich sobie łatwo wydrzeć. Prawda, że siły przemocy są wielkie, że – w kategoriach społecznych, instytucjonalnych – nic nie zapewnia rychłego końca i zwycięstw. Nie jest jednak prawdą, że jesteśmy bezsilni, że wszystko mogą z nami zrobić. Nie mogą rozerwać więzi powstałych między Polakami w ciągu ostatnich lat i nie mogą sprawić, byśmy zrezygnowali z naszych aspiracji i ideałów. Ponad rok trwa bojkot, zastosowany wobec władzy zastosowany przez niemal całą elitę intelektualną i jest to z punktu widzenia tej władzy klęska niezwykle bolesna.

Dla wszystkich, którzy się tym zmaganiom przyglądają oznacza to zwycięstwo racji wyższych nad „racjonalizmem” nihilistów i cyników. Już to samo, obok rozwijających form kultury niezależnej, przywraca nadzieję.

x x x

Władze kuszą, grożą, podwyższają stawki posłusznym, zamykają stowarzyszenia i całe instytucje kulturalne, krnąbrnym palą samochody i przebijają w nich opony. Bojkot staje się coraz bardziej uciążliwy, wymaga coraz więcej poświęceń. Są tacy, którzy mówią, że ten najdłuższy strajk stanu wojennego trwa zbyt długo, że skończyć się może w sposób dla kultury polskiej zbyt bolesny. Ich zdaniem należałoby uznać, że zrobiło się swoje i po prostu wrócić do telewizji, gdzie jest miejsce komediantów. Rok – to wystarczy. Gdyby tak się stało, gdyby bojkot i protest zakończyły się cichą kapitulacją, oznaczałoby to, że polscy twórcy kultury raz jeszcze przystępują do spółki z władzą, że w społeczeństwie podzielonym na wyzyskiwanych i wyzyskujących wybrali miejsce uprzywilejowane. Byłby to straszny przykład dla innych: że opór jest daremny, że trzeba się poddać, że inaczej nie warto. Potem zaczęłoby się życie w upokorzeniu – tym większym, że władza musiała tak długo czekać, aż artyści, jak powiedział wiceminister Rakowski „wrócą do niej na kolanach”. Władza ta jest mściwa i innych powrotów nie uznaje. Na twórców kultury patrzą robotnicy, patrzy młodzież. Ona na pewno będzie pamiętać, jakkolwiek się teraz zachowa. Jeśli naprawdę wrócimy na kolanach, jeśli usadowimy się na powrót w przedpokojach władzy – może się zdarzyć, że rzucimy tym na kolana innych, odbierzemy im wolę oporu. Oddając własne twarze na użytek przemocy wzmocnilibyśmy jej siłę w sposób trudny do przewidzenia. Nie wybaczono by nam tego nigdy i sami sobie byśmy tego nie wybaczyli.

x x x

O tym, czy bojkot trwać może w jego dotychczasowej postaci zadecydują sami artyści i twórcy kultury, a sprecyzowane stanowisko w tej materii zajmą osoby znane im bezpośrednio i obdarzone zaufaniem. Pragnęlibyśmy jednak w tym miejscu przypomnieć o kilku sprawach zasadniczych:

1. Dopóki trwa przemoc, prawo nie jest prawem, sądy nie są sądami, a władza stale obraża poczucie godności jednostki i społeczeństwa – twórcy kultury nie mogą dawać na to zgody, choćby milczącej. Muszą zaznaczyć swój protest moralny w sposób wystarczająco wyraźny, choćby niekoniecznie poprzez totalną negację oficjalnego życia artystycznego.

2. Środki masowego przekazu okłamują i zastraszają społeczeństwo. Aktualna współpraca z nimi jest więc rzeczą szkodliwą.

3. Oficjalna polityka kulturalna od dawna już realizuje sie głównie w działalności finansowej o charakterze typowo dworskim: obchody rocznicowe, galówki, wręczanie nagród i orderów, fikcyjne ciała doradcze itp. Przestrzegamy przed udziałem w tego rodzaju imprezach, umacniają w społeczeństwie przekonanie, że kultura jest własnością władzy, częścią jej rytuałów.

4. Wszelka oficjalna propaganda służy zniewoleniu społeczeństwa, wtłoczeniu w umysł jednostki uległości wobec partii i państwa. Kształtowany przez tą propagandę człowiek traci świadomość swych praw obywatelskich oraz poczucie solidarności z równymi sobie. Udział w akcjach propagandowych, wykonywanie plakatów politycznych, utrwalanie fałszywego obrazu władzy dobrej i sprawiedliwej winien być przez środowisko artystyczne potępiony.

5. Na szczególnie ostre potępienie zasługuje propaganda przemocy i służącego jej aparatu. Nasze własne doświadczenia ostatnich lat powinny nam uświadomić jak wielkie znaczenie mają dla nas cnoty cywilne i siła ducha, przeciwstawione militarnej i fizycznej sprawności.

6. Pamiętajmy, że nie wszystkie instytucje kulturalne noszące na sobie państwowy stempel służą aparatowi przemocy. Nie dajmy się wprowadzić w błąd demagogicznym zwrotom o „pieniądz z państwowej kasy”. To ludzie pracy napełniają tę kasę, a nie aparat partyjny i biurokratyczny. Nie jesteśmy „upaństwowieni”, od wielu z nas zależy, jak instytucje te będą funkcjonowały, komu przyniosą pożytek.

x x x

Wchodzimy jako społeczeństwo w okres niezmiernie trudny, zarówno pod względem moralnym i jak i materialnym. Do tego, by zdobyć się na odwagę i wytrwałość potrzebna jest nadzieja, pomoc i oparcie w innych. Władza zaskakuje nas coraz to nowymi decyzjami, co raz to nowymi akcjami propagandowymi, najwyraźniej obliczonymi na to, by nas zmęczyć, zdezorientować, rozbić solidarność grup społecznych. Dlatego rzeczą wagi państwowej będzie zachowanie tej solidarności, utrzymanie stałych wzajemnych kontaktów. To pomoże nam w ocenie wciąż zmieniającej się sytuacji i ułatwi podejmowanie konkretnych decyzji. Nie dajmy się podzielić, skłócić wzajemnie. Nie szafujmy zbyt łatwo określeniem „kolaborant”, już było ono bowiem nieraz nadużywane. Powinniśmy raczej podtrzymywać załamujących się niż ich z góry potępiać. To pewne: „spisane będą czyny i rozmowy” – już są spisywane. Tam jednak, gdzie możemy zapobiec temu, by ktoś zrobił coś niewłaściwego – uczyńmy to.

Walczmy w końcu o ludzi i o wartości w nich tkwiące

STYCZEŃ 1983

"Niepodległość" - miesięcznik polityczny 1982-1983