6. WACŁAW WOJENNY - POLEMIKI Z KOS – em

Wacław Wojenny

Nr 21/22 - artykuł D. Warszawskiego

Jedna z form oporu wobec totalitarnej władzy Jaruzelskiego i jego ewentualnych następców zaproponował KOS piórem D. Warszawskiego. Rozważania swoje oparł na trzech zasadniczych przesłankach:

1/ Negacji zasadności organizowania oporu w strukturach społeczeństwa podziemnego,
2/ Odrzucenie idei budowania zrębów konspiracyjnego państwa,
3/ Akceptacji dla stworzenia programu dla funkcjonowania społeczeństwa niepodległego.

Całkowicie zgadzam się z sądem autora, że cywilny opór społeczny ujęty w program nazwany programem społeczeństwa podziemnego w warunkach, których żyjemy jest prawie całkowicie nie do zrealizowania. Gdyby nawet taki program powstał, a miałaby być to koncepcja całościowa, a nie połowiczna, nie mógłby być zaakceptowany przez samych wykonawców czyli przez obywateli naszego kraju. Uczestnictwo w społeczeństwie podziemnym wymagałoby od ludzi zupełnego przeorganizowania własnego życia. Upraszczając sprawę Polak nie mógłby pracować w państwowych zakładach pracy, kupować w oficjalnych sklepach, załatwiać spraw w reżimowych urzędach. Przyjęcie takiego założenia równałoby się potrzebie odtworzenia w konspiracji całego życia gospodarczego, administracyjnego itp. Jest to po prostu niemożliwe z praktycznego punktu widzenia, dlatego też bojkot oficjalnych instytucji tego typu jest może szlachetną, ale tylko utopią. Obywatel jest zmuszony żyć w społeczeństwie jawnym, nawet wtedy, gdy charakter jego organizacji daleki jest od powszechnych oczekiwań. Junta doskonale sobie zdaje sprawę z tego i sądzę, że koncepcja społeczeństwa podziemnego lansowana przez niektóre podziemne struktury musi budzić śmiech nawet w partyjnych, niewiele wygimnastykowanych umysłach. Nie mogę się jednak zgodzić z twierdzeniem D. Warszawskiego, że epicentrum walki z reżimem musi wziąć na swoje barki zorganizowane społeczeństwo niepodległe. Zasadniczą cechą społeczeństwa niepodległego, jak pisze autor jest to, że umożliwia swoim członkom udział w nieskrępowanym obiegu informacji, myśli i poglądów, podejmowaniu działań nastawionych na realizację ogólnospołecznych celów i dążeń już teraz, bez oczekiwania na historyczny przełom. Przyjęcie tego założenia jak dalej twierdzi Warszawski tworzy taką sytuację, że mamy do czynienia z dążącym do niepodległości społeczeństwem pozbawionym niepodległego państwa. Jak z tego wynika publicysta KOS uważa, że głównym elementem programu społeczeństwa niepodległego powinna być praca informacyjno – propagandowa, a także nastawienie się na szeroką działalność edukacyjną zwłaszcza wśród dzieci i młodzieży. Nie można przeceniać roli niezależnej prasy i wydawnictw w kształtowaniu społecznych postaw i opinii i budowaniu osobowego wzorca Polaka naszych czasów, lecz w żadnym przypadku nie wolno na tym tylko poprzestać. Jest to niezwykle istotne, ale tylko w części działalności, którą należy podjąć w ramach tworzenia już nie tylko niezależnego społeczeństwa, ale stricte politycznej opozycji. Podkreślam politycznej, gdyż czas najwyższy rozstać się z etykietą związku zawodowego i posługiwać się metodami przez niego wypracowanymi. Bezwolne społeczeństwo jak słusznie twierdzi autor, nie może wywalczyć niepodległego państwa, ale do niepodległości dążące społeczeństwo musi doskonale wiedzieć o jakie państwo ma walczyć. Potrzebny jest więc obok obiegu swobodnej informacji, polityczny program, który by swoimi założeniami zjednoczył ludzi i zmobilizował ich do dalszego oporu. Nie można tylko mówić, że celem działalności opozycyjnej jest dążenie do niepodległości, ale trzeba jasno pokazać założenia polityczne, ideowe i strukturalne państwa, dla którego tę niepodległość musimy wywalczyć. Nie jest to z resztą nic nowego, gdyż nasze pismo co najmniej od roku mniej lub bardziej udolnie nawołuje do upolitycznienia podziemnych struktur opozycyjnych i jak zauważamy pierwszych zwolenników – chociażby już działającą Opozycyjną Partię Pracy Solidarność. Sądzimy, że jest to dobry początek, bo po to, aby w przyszłości pokierować nawą życia społecznego w niepodległym państwie trzeba polityków, którzy swojego rzemiosła muszą się uczyć już teraz w okresie niewoli.

Nr 25 – artykuł „Frustracje i Bujak”

Autor artykułu tego pisze między innymi, że wielu podziemnych publicystów mocnych w gębie aczkolwiek zupełnie pozbawionych realizmu politycznego domaga się od przywódców z TKK sformułowania programu określającego metody i formy walki dużych odłamów społeczeństwa z juntą stanu wojennego. Żądania te jak dalej twierdzi stały się nagminne, więc są niebezpieczne, ponieważ pod ich naciskiem Kierownictwo podejmuje fałszywe decyzje. Gdzie i w czym tkwi to niebezpieczeństwo? Ano tkwi ono w tym, że ci wspomniani publicyści domagają się, aby ludzie odpowiedzialni za kierowanie polskim podziemiem zdecydowali się wreszcie wyksztusić, że walka toczy się nie tylko o przywrócenie praw związkowych, ale o suwerenne prawa narodu polskiego czyli o całkowitą niepodległość. W dalszym ciągu H (tak się podpisał), stwierdza autorytatywnie, że bezsensowną rzeczą jest żądać nawet jakiegokolwiek programu działania, gdyż nikt go nie wymyślił i nie będzie mógł wymyślić, gdyż wymyślić się go po prostu nie da. Cóż można na to odpowiedzieć? Ano to, że bez programu, jedynie tylko na wyczucie społeczne nikt na dłuższą metę nic nie osiągnął. Jeżeli zaś chodzi o magiczne słowo „niepodległość” to na szczęście coraz szerzej zyskuje sobie ono prawo obywatelstwa w świadomości Polaków i jak słusznie H zauważa coraz częściej się o tym pisze w pismach o różnej orientacji. I mogę zapewnić, że nie jest to wymysł tylko autorów, ale coraz większa potrzeba ludzi, tych samych ludzi, z których wywodzi się TKK. Fakt ten również podkreślają niezależne ośrodki badania opinii publicznej, gdzie na pytanie o przyszłość ruchu „Solidarność” 6 % badanych wyraziło opinię, że powinna ona ewoluować w kierunku partii politycznych (obszerniej na ten temat napiszę w następnym numerze). Więc kto jest bardziej oderwany od rzeczywistości? Na to pytanie niech sobie odpowie sam kolega H. Autor też pisze dalej, że romantycy z kręgu „Niepodległości” i z resztą nie tylko twierdzą, że ten system jest niereformowalny, więc sugerują, że trzeba go rozpieprzyć, a przecież 10 listopada na wezwanie TKK strajk ani demonstracje praktycznie się nie odbyły. Fakty te świadczą, kontynuuje dalej H, że istnieli hura – optymiści w dużych zakładach pracy, którzy wywarli nacisk na Kierownictwo w celu ogłoszenia tych demonstracji i strajków. Sądzę, że takie postawienie sprawy jest następnym i chyba największym nieporozumieniem. Chciałbym tylko zapytać, kto jest winien nie ogłoszenia strajku w następstwie delegalizacji „Solidarności” przez Sejm. Atmosfera i nastroje były bardzo korzystne. Dlaczego powleczono się znowu w ogonie wydarzeń? Ten to może dobrze zrozumieć, kto przeżył tę wojnę nerwów, gdy strajkował Gdańsk (zresztą spontanicznie), a Kierownictwo zastanawiało się czy poprzeć ten protest i wezwać do strajku resztę kraju. Ogłoszenie strajku i demonstracji po upływie miesiąca było tak niefortunną decyzją, że wszyscy o tym wiedzieli chyba, łącznie z TKK. I nikt, jak pisze H, nie ma zamiaru wycierać sobie gęby Kierownictwem, ale nikt nie powinien milczeć i nie próbować oceniać tych zdarzeń i sytuacji, które okazały się lub mogą okazać się falstartem na wspólnej drodze walki o prawa ludzi i demokratyczny ład społeczny w Polsce. Zbyt dużo takie pomyłki kosztują. Krytyka nie rozbije na pewno jedności Związku, bo cel jest przecież wspólny, a pozwoli uniknąć pewnych błędów w przyszłości. Jeśli chodzi o program działania to nieprawdą jest, że nikt aktualnie w Polsce nie potrafi go stworzyć. Ramowy jego zakres przedłożyła ostatnio TKK, mają go także inne podziemne struktury. Zgodnie z sugestią autora „twórzcie te partie, do jasnej cholery” – „Niepodległość” ma zamiar wystąpić z czymś podobnym ku chwale Niepodległej Polski. A jeśli chodzi o tytuł artykułu H, to mnie osobiście nie frustruje Bujak, ale niektórzy jego niefortunni obrońcy.

"Niepodległość" - miesięcznik polityczny 1982-1983