W SPRAWIE OŚWIADCZENIA HISTORYKÓW Z KUL

Zamieszczamy list prof. UW Wojciecha Fałkowskiego, w czasach dawnych współpracownika KOR, członka środowiska „Głos” i jednego z kierowników Wydawnictwa „Krąg”. Jednocześnie nie rozumiemy Jego oburzenia, przecież jest rzeczą zupełnie naturalną i słuszną, iż w III RP młodzież muszą wychowywać TW „Historyk” czy TW „Pedagog”, podobnie jak państwem musi kierować TW „Alek”, być wzorcem dziennikarstwa inny TW (nagroda imienia ...), wzorem etyki i autorytetem moralnym TW „Mirek” itp., itd. Trudno bowiem by w Epoce Wielkiego Kłamstwa wzorcami moralnymi były diamenty a nie ..... Po prostu szanowny Autor mówi polszczyzną z epoki reakcji czy paleolitu i nie rozumie znaczenia słów używanych przez rozmaitych sygnatariuszy, np. „osobistość o nieposzlakowanym autorytecie moralnym” to w wymarłej polszczyźnie – donosiciel i szmata. Natomiast „prymityw, barbarzyńca” – to w nowej polszczyźnie człowiek, który nie przybliżał współpracą z sowiecką bezpieką porozumienia i III RP, w której nam się tak wspaniale żyje, dzięki temu, że nie jesteśmy „hunwejbinami”, tylko ludźmi rozsądnymi i moralnymi.Dlatego w III RP powinno się wprowadzić dożywotni zakaz pełnienia funkcji publicznych przez osoby, które nie współpracowały z komunistyczną bezpieką. Usankcjonowałoby to zasadę i tak przestrzeganą, ale niestety jeszcze niezbyt powszechnie. J. Darski

W SPRAWIE OŚWIADCZENIA HISTORYKÓW Z KUL

W końcu grudnia 2004 r. członkowie Rady Wydziału Humanistycznego Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego przedstawili oświadczenie w obronie prof. Jerzego Kłoczowskiego. Zgodnie z informacją tam zamieszczoną zostało ono wydane z inicjatywy Instytutu Historycznego KUL i podpisane przez kilkadziesiąt osób, uszeregowanych według posiadanych stopni i stanowisk – od profesorów zwyczajnych przez doktorów habilitowanych, adiunktów, aż po asystentów ze stopniem magistra.

Sygnatariusze stwierdzają, że prof. J. Kłoczowski stał się obiektem ataków, które poddają w wątpliwość jego osobistą uczciwość, oskarżając go o długoletnią współpracę z SB. Artykuły o takiej treści, autorstwa red. Stanisława Michalkiewicza, ukazały się jesienią 2004r. w paryskim „Głosie Katolickim” i warszawskim „Najwyższym Czasie”. Autorzy oświadczają, że prof. J. Kłoczowski jest „osobistością o nieposzlakowanym autorytecie moralnym”, jednym z najwybitniejszych historyków polskich, znanym i cenionym w kraju i zagranicą. Stanowczo potępiają postępowanie red. S. Michalkiewicza i redakcji, które zgodziły się na druk tych materiałów, „wyrażając oburzenie i stanowczy protest wobec niesłychanej potwarzy”. Oświadczenie, które zostało zamieszczone na stronie internetowej KUL-u (skąd po kilku dniach zostało zdjęte), wpisuje się w całą serię listów i wystąpień publicznych, jakie ukazały się w obronie różnych osób w ostatnich miesiącach. Przypomnijmy niektóre z nich.

Serię wspomnianych listów zapoczątkowało oświadczenie w obronie Lwa Rywina, podpisane przez kilkadziesiąt osób z kręgów filmowych, reżyserów, scenarzystów i producentów, którzy w zdecydowany sposób podkreślali zasługi oskarżanego dla twórczości filmowej. W październiku 2004 r. blisko 30 bardzo znanych twórców kultury stanęło w obronie dr Jana Kulczyka, przypominając jego działalność jako mecenasa sztuki i opiekuna artystów. W obu wypadkach chodziło o protest przeciwko działaniom i ustaleniom sejmowych komisji śledczych oraz przeciwko procedurom wyjaśniającym, prowadzonym przez organa państwowe.

W początkach listopada 2004 r. został opublikowany list 35 znanych twórców, naukowców i polityków, broniący dobrego imienia prof. J. Kłoczowskiego, w którym sygnatariusze stwierdzili, że artykuł red. S. Michalkiewicza był nieuczciwy, oparty na pomówieniach i fałszywkach stworzonych przez SB i „stanowi akt barbarzyństwa, który odbiega daleko od zachowań przyjętych w cywilizowanym społeczeństwie”. W kilka dni później te same stwierdzenia powtórzył, na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, jeden z sygnatariuszy listu abp. Józef Życiński, metropolita lubelski i Wielki Kanclerz KUL. Do listy wcześniejszych ostrych sformułowań dodał jeszcze własną ocenę artykułów oskarżających J. Kłoczowskiego jako „szczyt prymitywizmu”.

Arcybiskup J. Życiński jeszcze raz publicznie zabrał głos w tej sprawie w stałym felietonie w „Rzeczpospolitej” z dnia 4. 12. 2004 r., zatytułowanym „Barbarzyńcy w archiwach”. Bez używania nazwisk, ale w przejrzysty sposób, felietonista poddał bardzo surowej ocenie przedstawione oskarżenia i wezwał media katolickie, by nie współpracowały z ich autorem. Padające tam inwektywy, bo chyba tak trzeba określić sformułowania: „osoby o mentalności hunwejbinów”, „brak cienia odpowiedzialności ewangelicznej za prawdę”, „frustraci polityczni”, były skierowane w pierwszej kolejności do red. S. Michalkiewicza, ale chyba również do wszystkich osób badających archiwa SB.

Niedługo potem, jeszcze w grudniu 2004 r., wybuchła sprawa Małgorzaty Niezabitowskiej, która najpierw w opublikowanym artykule, a później na zwołanej przez siebie konferencji prasowej, nie będąc jeszcze o nic oskarżana, kategorycznie stwierdziła, że nigdy nie była tajnym współpracownikiem SB. Następnego dnia gazety przyniosły informację, że red. Krzysztof Wyszkowski, na podstawie akt archiwalnych oświadczył, że donosiciel SB o pseudonimie „Nowak”, to była właśnie M. Niezabitowska. Wkrótce, 23.12.2004 r., został opublikowany list 16 bardzo znanych osób, przemysłowców, polityków i artystów, wyłącznie kobiet, które wyraziły swój „szacunek i zaufanie” do oskarżonej. Na koniec zaś stwierdziły: „Przeraża nas wiara niektórych historyków i mediów w pełną wiarygodność materiałów SB”. Mniej więcej w tym samym czasie z oficjalnej strony internetowej KUL został wycofany, kilka dni wcześniej tam umieszczony, list pracowników wydziału humanistycznego w obronie J. Kłoczowskiego.

Tym niemniej zdumienie i konsternacja po przeczytaniu tego protestu pozostają nadal. Otrzymaliśmy bowiem kolejny tekst, który na podstawie znajomości osoby oraz solidarności korporacyjnej ostro potępia jednych i stanowczo staje w obronie drugich. W odróżnieniu jednak od innych podobnych oświadczeń, w przypadku tekstu pracowników KUL mamy do czynienia z wystąpieniem historyków. Ich zaś powinien szczególnie obowiązywać wymóg poszukiwania prawdy i obowiązek przeprowadzenia krytycznej, także spokojnej i rzetelnej, analizy „na zimno” ustalonych wydarzeń i faktów. Jest to powinność nie tylko zawodowa, ale również etyczna, ponieważ tylko w imię poszukiwania prawdy można uprawiać profesję naukowca, w tym także historyka. Tylko trwanie przy rzetelnym i żmudnym odkrywaniu prawdy o przeszłości pozwala poddawać ocenom sprawy z dalszej i bliższej historii, by następnie móc wykładać je studentom i przedstawiać wszystkim zainteresowanym. Tylko wówczas historycy pozostają wiarygodni wobec społeczeństwa i tylko wówczas wyniki badań nad przeszłością zasługują na zaufanie.

Wydając to oświadczenie, zapomniano o starym powiedzeniu „Amicus Plato, sed magis amica veritas” – „Przyjacielem jest Platon, ale jeszcze większym prawda”, które przez całe wieki było dewizą i naczelną zasadą wszystkich członków i pracowników społeczności akademickiej. Pracownicy wydziału humanistycznego KUL zapomnieli także o możliwości obrony swojego kolegi poprzez kwerendę archiwalną i dokładne zbadanie sprawy, jej oświetlenie, ustalenie faktów i poddanie ich dokładnej i krytycznej analizie. Została również całkowicie zignorowana kolejna publikacja autora artykułów, w której podał dokładne sygnatury akt znajdujących się w lubelskim oddziale IPN i stanowiących podstawę oskarżeń oraz poinformował o pseudonimie J. Kłoczowskiego, jego numerze werbunkowym oraz długim czasie trwania współpracy z SB w charakterze tajnego współpracownika. Tego nie można już uznać za powielanie plotek i milicyjnych fałszywek, tylko trzeba te informacje poddać dokładnej weryfikacji i rygorystycznemu sprawdzeniu. Zamiast wystąpienia jako eksperci, życzliwi ale i obiektywni, zamiast wykorzystania swoich kwalifikacji zawodowych i moralnych dla ukazania prawdy, stali się stroną w sprawie, rezygnując z dociekania JAK NAPRAWDĘ BYŁO.

Niewątpliwie mamy do czynienia z inflacją publicznych wypowiedzi w sprawie osób, którym przedstawiono poważne zarzuty, a głosy w ich obronie niestety oparte są wyłącznie na współczuciu, długoletniej znajomości prywatnej, lub wynikają z docenienia niektórych dokonań osób obwinionych. W imię tak pojętej solidarności zapomina się o obowiązku odniesienia się do istoty przedstawionych oskarżeń i uczciwej ich oceny. W tej perspektywie wystąpienie pracowników KUL niestety niczym nie różni się od innych tekstów ostatnio wydawanych i nie tylko podważa wiarygodność zawodową historyków, ale także sprzeniewierza się zasadom uprawianego zawodu. Czy Rada Wydziału Humanistycznego KUL nie powinna raczej wystąpić do IPN z prośbą o udostępnienie wszelkich materiałów związanych z J. Kłoczowskim i otwarcie przedstawić wynik poszukiwań archiwalnych? Przecięłoby to wszelkie spekulacje i pozwoliłoby dać odpowiedź na publicznie stawiane oskarżenia.

I jeszcze ostatni aspekt tej sprawy. Jeżeli zarzuty sformułowane pod adresem prof. J. Kłoczowskiego okażą się bezpodstawne, to ich autor powinien szczerze i publicznie przeprosić poszkodowanego. Można to zresztą zagwarantować w procesie sądowym. Co jednak się stanie jeżeli zarzuty okażą się prawdziwe? Czy wówczas pracownicy wydziału humanistycznego KUL przeproszą szczerze i publicznie red. S. Michalkiewicza?

Autor jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, historykiem, specjalistą od historii średniowiecza i historii kultury. W latach 1977 – 1980 usunięty z UW za współpracę z podziemiem niepodległościowym.

Źródło:

Wewnętrzny biuletyn Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego „Newsletter” nr 33 (październik – grudzień 2004 r.), rocznik IX.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010