ROLNICTWO W MOIM OTOCZENIU – korespondencja z Zachodniopomorskiego

Mieszkam w Głazowie, to jest w małej wsi w gminie Myślibórz, powiecie myśliborskim, woj. Zachodniopomorskie, w której nie było PGR-u, ani Spółdzieli Produkcyjnej. Można powiedzieć, że wsi takich w zachdniopomorskiem jest mniejszość. Przed rokiem 1989 około 75% ziem w mojej gminie należało do tzw. sektora uspołecznionego, na który składał się duży kombinat PGR i dwie spółdzielnie, z których jedna istnieje do dziś i jakoś sobie radzi, a na ziemiach po kombincie PGR istnieją trzy spółki, w tym jedna z kapitałem szwedzkim i dwie polskie, część ziemi kupili okoliczni rolnicy (niewiele). Zatrudnienie w spółkach powstałych na ziemiach po kombinacie bardzo znacznie różni się od zatrudnienia z przed 1989r.; spadło z około 1500 osób do kilkudziesięciu, z których część to pracownicy sezonowi.

Podobna struktura władania ziemią była w całym powiecie myśliborskim i przyległym pyrzyckim, o którym było częściej w mediach z racji częstych blokad organizowanych przez rolników. Kultura rolna w kombinacie PGR była na dość wysokim poziomie, gorzej z ekonomią. W spółdzielni, która się ostała po przemianach, kultura i dyscyplina pracy była na bardzo wysokim poziomie, nie chcę opowiadać o ekonomii w spółdzielni, tam szły większe pieniądze niż do PGR-ów, a w tej, o której wspominam nie były to zmarnowane pieniądze ale to chyba wyjątek.

W mojej wsi gospodarstwa są jak na średnią polską duże, grubo ponad 10 ha, jest też kilkanaście dużych gospodarstw chlopskich (ponad 150 ha), z których część prowadzona jest na wysokim poziomie. Ziemia jest średniej klasy bonitacyjnej, ale gospodarstwa raczej biedne, większość chłopów od lat jeździ na saksy i ci, którzy to zrobili najwcześniej, mają gospodarstwa najlepiej wyposażone, zaś ci którzy na saksy nigdy nie wyjechali, można powiedzieć, że żyją bardzo skromnie.

W sąsiednim powiecie, gdzie gleby należą do o wiele lepszych, jest sporo dużych gospodarstw chłopskich i różnych spółek o niewiadomym kapitale, sporo z kapitałem niemieckim i nie tylko. Chłopi z powiatu pyrzyckiego narzekają na trudny dostęp do ziemi po PGR-ach, na przetargach przebijają ich rolnicy z Marszalkowskiej bądź ci ze spółek o niewiadomym kapitale, ale też wygrywa tam Lepper czyli bieda nawet w dużych gospodarstwach. Zniklo sporo ugorów albo ugory przygotowano pod dopłaty czyli albo herbicydy albo mechaniczne zwalczanie chwastów.

Dochody w rolnictwie systematycznie spadały od początku przemian. Nie ma w mojej wsi gospodarstwa, które czerpałoby dochody tylko z działalności rolniczej; albo wspomniane saksy w Niemczech, Francji, Danii i Szwecji, a właściciel najwiekszego gospodarstwa w mojej wsi pracuje od paru lat w USA, albo w końcu renty rolnicze starszych rolników.

Kultura (wiedza) rolna moich sąsiadów nie jest zbyt wysoka, stąd plony i dochody słabe, stąd alkoholizm. Wniosek o przyznanie płatności bezpośrednich samodzielnie i poprawnie wypełniło tylko paru rolników, a jest to naprawdę prosty wniosek, w którym trzeba tylko wpisać pesel, nip, cel złożenia wniosku, podać usytuowanie działki ewidencyjnej czyli gdzie jest położona: w jakim województwie, powiecie, gminie oraz dane według ewidencji gruntów a te dane za darmo bądź za opłatą można pobrać z powiatowych urzędów oraz złożyć oświadczenie na tym samym formularzu o sposobie wykorzystania działek rolnych czyli wpisać nazwę rośliny uprawnej i powierzchnię działek rolnych i z tym moi sąsiedzi, często po średniej szkole rolniczej, mieli bardzo duże kłopoty. Nie radzili sobie z prawidlowym wypełnieniem formularza, ba nie potrafili nawet napisać poprawnie nazwy miejscowości, gminy, powiatu, nie mówiąc o nazwie województwa. Pomierzenie działek i podanie powierzchni przerasta możliwości połowy moich sąsiadów, nie daj Boże trójkąt czy trapez, z prostokątem też sobie nie radzili i to ci co pokończyli szkoły średnie rolnicze... ciężko jest to mi o tym pisac ...wszak mieszkam tu już ponad 20 lat.

Agencja, która jest powołana między innymi do przekazywania pieniędzy z tych dopłat, służby doradztwa rolniczego i co bystrzejsi sołtysi pomagali w wypełnianiu tych wniosków, apelował biskup; w mojej wsi wnioski złożyli prawie wszyscy. Nie spotkałem się z postawami, z których by wynikało, że rozmówca nie wierzyłby w te dopłaty, widać, że sporo ugorów jest „szykowana” pod dopłaty, nawet w spółce szwedzkiej, gdzie użytki zielone nie były uprawiane od paru lat, są one teraz też „szykowane” pod dopłaty.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010