12. WITOLD LEWKOWSKI - CO NOWEGO NAD DUNAJEM

Witold Lewkowski

Wśród krajów obozu wschodnioeuropejskiego Węgry uchodzą za państwo najliberalniejsze i najzamożniejsze. To prawda, ale częściowa, jak powiedział spiker Radia Erewań w znanym dowcipie. Rzeczywiście, turysta przyjeżdżający do Budapesztu z Polski, Czechosłowacji czy ZSRR, widzi pełne półki, a wybór towarów jest dla przeciętnego mieszkańca imperium wielkorosyjskiego wprost niewyobrażalny. Jednakże jest to tylko powierzchnia węgierskiej rzeczywistości, pod którą drzemie skryty – i to niezbyt głęboko – kryzys ekonomiczny stawiający pod znakiem zapytania dalsze losy naddunajskiego dobrobytu. Zadłużenie Węgier na Zachodzie przypadające na jednego mieszkańca kraju jest dokładnie takie samo jak zadłużenie Polski. Węgrzy, jak do tej pory, radzą sobie ze spłacaniem odsetek, lecz ociężałość nieznacznie tylko zreformowanej gospodarki przy braku krajowych surowców grozi całkowitym załamaniem się produkcji już w niedalekiej przyszłości.

Reforma (tzn. „nowy mechanizm gospodarczy”) wprowadzona po raz pierwszy w 1968 roku nie jest w stanie zapobiec temu krachowi. „Nowy mechanizm gospodarczy” zniósł system nakazowo – rozdzielczy, lecz nie zastąpił go sprawnym systemem rynkowym. Powodem tego jest lęk komunistycznej elity władzy przed utratą kontroli nad gospodarką kraju. Wydaje się, że dopóki władzę sprawują na Węgrzech komuniści, niemożliwe są rzeczywiste zmiany w sposobie produkcji i dystrybucji. Zresztą partyjnej konserwie już raz udało się w latach siedemdziesiątych zablokować realizację reformy i dopiero groźba poważnych zaburzeń społecznych zmusiła elitę do pewnych ustępstw. W świadomości Węgrów reforma wiąże się z osobą Kadara; pewien dziennikarz w prywatnej rozmowie powiedział: „Śmierć Kadara to wielka niewiadoma. Najprawdopodobniej jego następcy nie będą już tak pozytywnie nastawieni do wszelkich innowacji w dziedzinie ekonomii”. Wypowiedź ta znakomicie potwierdza fakt, że węgierska reforma jest koncesją rządzących na rzecz społeczeństwa i nie gwarantują jej żadne trwałe akty prawne ani układ sił w społeczeństwie. Przepisy, na podstawie których działa „nowy mechanizm” w każdej chwili mogą zostać zmienione przez władzę. W ostatnim czasie wiele się mówi na Węgrzech o konieczności wprowadzenia drugiego etapu reformy gospodarczej. Głosy te niewątpliwie są wynikiem trudności zaopatrzeniowych jakie pojawiły się po raz pierwszy od wielu lat (dwa – trzy miesiące temu artykułem deficytowym był proszek do prania). Nieprawdopodobne jest jednak, że nawet jeśli ten drugi etap dojdzie do skutku, uzdrowi on gospodarkę, która z założenia nie może funkcjonować dobrze. Drugi powód trudności ekonomicznych Węgier jest natury zewnętrznej i wiąże się z przynależnością kraju do RWPG. Wspomniany dziennikarz tak scharakteryzował tę sytuację: „RWPG to okręt, a my jesteśmy na samym czubku masztu. Okręt tonie, my jeszcze jakiś czas będziemy nad wodą, lecz nic już nie może nas uchronić przed pogrążaniem się”. Innymi słowy: totalny upadek ekonomiczny wszystkich krajów bloku musi za sobą pociągnąć upadek gospodarki węgierskiej.

Trudności gospodarcze przeżywane przez Węgry wywołują szereg następstw społecznych, które mogą doprowadzić do zmiany nastawienia Węgrów wobec władz. W ostatnich latach władza komunistyczna była w tym kraju na ogół uznana i – o dziwo – lubiana w szerokich kręgach społeczeństwa. Wynikało to z widocznej gołym okiem poprawy warunków życia, która, jak sądzili obywatele, jest efektem słusznej linii „wujka Kadara”. Kilka istotnych podwyżek cen, jakie miały miejsce w ostatnim okresie i przewidywane pogorszenie się stopy życiowej musi wpłynąć na spadek popularności komunistów. Pierwsze objawy tego zjawiska są zauważalne już obecnie. Obserwuje się to głównie w środowiskach młodzieżowych, które masowo odrzucają „socjalistyczny styl życia”. Ten bunt młodzieży nie przybrał jeszcze form politycznych: młodzi gniewni manifestują swój sprzeciw przez włóczęgostwo, niechęć do pracy itp. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że mamy tu do czynienia jedynie z apolitycznymi objawami społecznej degeneracji, takimi jak klub „Punk” na Zachodzie. W tekstach piosenek zbuntowanej młodzieży (bojkotowanych przez radio i oficjalne estrady) znajdujemy całe mnóstwo aluzji politycznych jednoznacznie wskazujących, czego pragną młodzi ludzie. Nawiasem mówiąc, w roku 1981 (przed grudniem) jeden z tych zespołów śpiewał piosenkę, której cały tekst składał się z powtarzanego porzekadła: „Polak – Węgier dwa bratanki” (w tym samym czasie środki masowego przekazu starały się stworzyć wrażenie jakoby Polacy byli leniami i alkoholikami potrafiącymi jedynie strajkować). Ruch „młodych gniewnych” przybrał tak duże rozmiary, że władze poczuły się zaniepokojone: w 1981 roku, na zjeździe Związku Młodzieży Komunistycznej przewodniczący tej organizacji ostro atakował „grupy młodzieży, których styl życia jest sprzeczny z socjalistycznym systemem wartości” a zwłaszcza „ich nieproszonych ideologów”. Bunt młodzieży ogarnął też środowisko studenckie. W Budapeszcie były próby stworzenia niezależnej organizacji studenckiej i samorządu uczelnianego. Obie próby nie powiodły się, lecz można je uważać za zwiastuny przybierającego na sile niezadowolenia. Gwoli ścisłości trzeba jednak dodać, że aktywność środowisk studenckich bardzo zmalała po zdławieniu ruchu „Solidarności” – widać, że polski przykład podziałał deprymująco na naszych węgierskich przyjaciół.

W ostatnim czasie zwiększyła się też popularność środowisk „dysydenckich”. W 1981 roku powstała niezależna oficyna AB wydająca powielaczowe publikacje. Adres kolportera, w którego mieszkaniu znajduje się sklepik jest powszechnie znany. Węgierscy działacze opozycyjni przyjęli taką taktykę działania jawnego: nazwiska redaktorów, autorów i kolporterów są podawane do publicznej wiadomości. Władze początkowo unikały jakichkolwiek reakcji. Na jednym z posiedzeń Politbiura KC pewien towarzysz złożył raport na temat działalności „elementów antysocjalistycznych”, na zakończenie zaś stwierdził: „Towarzysze, nie zajmujmy się nimi, bo w ten sposób robimy im tylko reklamę”. Rzeczywiście, przez cały rok 1981 i 1982 partia sprawiała wrażenie, jakby w ogóle nie zauważała istnienia opozycji. Jeden z bawiących na zachodzie dziennikarzy zapytany, czemu władze zdecydowały się na tolerowanie tych ugrupowań, odrzekł, że nie stanowią one żadnego zagrożenia dla ustroju. Jednakże pod koniec roku 1982, gdy popularność „dysydentów” i zasięg kolportowanego materiału zaczęły gwałtownie wzrastać, władze zmieniły swą postawę: minister spraw wewnętrznych na forum parlamentu zaatakował „wrogów państwa ludowego”. W końcu grudnia pojawiły się też ataki w prasie centralnej i wreszcie 14.12.1982 r. doszło do szeregu zatrzymań, konfiskat i rewizji. Wydaje się, że władze uznały, iż dalsze tolerowanie opozycji jest zbyt ryzykowne.

Trudno jest jednoznacznie wyrokować, jak rozwinie się sytuacja na Węgrzech. Przyszłość pokaże, czy kraj ten stanie się areną dużych niepokojów i ruchów demokratycznych. Nawet jeśli to nie nastąpi w najbliższym czasie, pewne jest, że dla budapesztańskich komunistów skończył się cieplarniany okres beztroskiego panowania.

"Niepodległość" - miesięcznik polityczny 1982-1983