ORIENTACJA NA PRZYSZŁOŚĆ

Nie zwykłem wypowiadać się o bieżącej polityce, bo rzadko zdarza mi się coś z niej rozumieć, a kiedy już wydaje się, że coś wiem, nie są to zwykle krzepiące nowiny. Teraz jednak widzę jakąś pozytywną perspektywę na najbliższe lata, a nadzieją zawsze warto się dzielić.

Trudno nie dostać dziś zawrotu głowy, kiedy się spojrzy, jak szaleńczo rozpędził się diabelski młyn naszej polityki, zwany kiedyś mylnie okrągłym stołem. Polityków, którym udało się jeszcze żywym wyskoczyć, wyrzuciło za granicę albo i za kraty, a tych, co zostali na tej karuzeli, zaczyna powoli ogarniać groza, że już się tego zatrzymać nie da, a rozsądek nie pozwala przy tym pędzie skakać. Skoro już postronny widz dostaje zawrotów głowy, jak się strasznie muszą czuć ci potępieńcy, którzy wciąż w tym siedzą! Szarpią się, miotają, jedni drugich łapią, oskarżają, lżą, a szatańska logika tego wehikułu sprawia, że tylko się coraz bardziej rozkręca, napędzany szaleństwem pasażerów.

Wyhamowanie tego wymagałoby dzisiaj współdziałania wszystkich politycznych grup, a to z różnych przyczyn wydaje się nieosiągalne siłami wewnętrznymi i chyba niecelowe dla sił zewnętrznych. Bo zapewne inna przyszłość ukazuje się premierowi w amerykańskiej fundacji, inna może się objawiać prezydentowi na majowej defiladzie w Moskwie, inna zaś tym posłom, przed którymi tak zmykają obaj mężowie obu stanów. Przyszłość zdaje się dość łatwa do przewidzenia: siła odśrodkowa będzie pewnie rosła, aż rozerwie tę wisielczą karuzelę, a to trudno będzie przetrwać komukolwiek z tych, którzy w niej rozswawoleni siedli. Może jeszcze pozazdroszczą kolegom schowanym za kraty?

Którzy muszą, niech się kręcą, nam na ziemi pozostaje się trzymać z daleka i szukać schronienia przed odpadami. Najbliższe wybory, czyli obstawianie, kto wcześniej wypadnie, kto kogo pociągnie, kogo trafi i w ilu doleci kawałkach, to mało zabawny totalizator – i tak prawie wszyscy weterani okrągłego stołu wnet się staną politycznymi trupami lub inwalidami. Ważniejsze byłoby pomyślenie, jak zagospodarować przestrzeń publiczną, gdy przestaną ją zasmradzać resztki z tego ich żerowiska.

Najbliższa kadencja władz, raczej ostatnia balanga w tym gronie, daje sporo czasu na myślenie i przygotowania. Kiedy elity będą pochłonięte obłąkańczą walką wszystkich ze wszystkimi, prosty lud może zastanowić się nad definicją racji stanu, określeniem celów w perspektywie choć dwudziestu lat, przygotować do rządzenia jakichś nieskompromitowanych, nieuwikłanych i psychicznie zrównoważonych ludzi, sformułować pozytywny i realny program działań. Jest na to od dwóch do przeszło czterech lat. Jeżeli w tym czasie tego nie zrobimy, to cóż, może zamiast wciąż narzekać na te swoje władze, lepiej by nam było – raz a dobrze – wybrać okupanta?

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010