EFEKT DOMINA

Decyzja prezydenta Kwaśniewskiego, by się nie zniżać do poziomu pospólstwa i nie stawać przed jakimiś tam sejmowymi komisjami, nie powinna dziwić, gdy znane jest jej tło. Jego poznanie wymaga jednak kilku uwag wstępnych. Od chwili ustania stalinowskiej nocy, w ramach komunistycznej rządzącej partii PZPR toczyły się zażarte walki o realną władzę. Po 1956 roku konkurowały do niej dwa nurty umownie nazywane: Chamami i Żydami. Gdy ten pierwszy nurt zdawał się po marcu 1968 zwyciężać, nastąpiło ciekawe przegrupowanie, w wyniku którego partyjni technokraci wysunęli do władzy Edwarda Gierka, blokując do niej dostęp Moczarowi. Po tej porażce nurt określany jako narodowy komunizm znalazł się na politycznym marginesie, z którego nie potrafi się przebić do pierwszej politycznej ligi do dzisiaj. Z niejakim zdumieniem napotykamy na przedstawicieli tego nurtu w zapleczu intelektualnym Radia Maryja, czy Ligi Polskich Rodzin. Jednak te punkty wyjścia umożliwiając wprawdzie przetrwanie, nie dają mu jednak realnych możliwości w dojściu do znaczącego politycznego sukcesu. Zwłaszcza, że na politycznej scenie w minionym piętnastoleciu wyrośli silniejsi konkurenci.

Kiedy przypatrzymy się różnym nurtom, na które rozpada się dawna komunistyczna partia, to najbardziej znaczącym będzie w tym procesie trend odideologizowania. Podobnie jak za czasów, gdy kreowano na przywódcę tow. Edwarda, to kryteria biznesowe decydują o politycznym powodzeniu, obecnie może nawet w większym stopniu niż dawniej. Co ciekawe, mimo braku podstaw prawnych, w naszym kraju wiele kluczowych decyzji w sprawach gospodarczych zatwierdza, bądź kontroluje aktualny prezydent. Tak działał przecież od początku swojej prezydenckiej kadencji Wałęsa posługując się nas tym polu Wachowskim. Tak działa od ponad 9-ciu już lat także obecny prezydent Kwaśniewski. Tego typu wpływanie na istotne gospodarcze decyzje daje realnie olbrzymią władzę w kraju. W przypadku aktualnego prezydenta władza ta z roku na rok rosła. Do czego mógł on ją wykorzystywać?

Im bliżej końca prezydenckiej kadencji widać, że Kwaśniewski chciałby wrócić do pierwszej politycznej ligi, jako przywódca nie tylko SLD, ale całej komunistycznej lewicy. Sukces wyborczy SLD w 2001 roku postawił ten plan pod znakiem zapytania. Leszek Miller wyraźnie się usamodzielnił i widać było, że nie zamierza robić Kwaśniewskiemu miejsca po zakończeniu jego prezydentury. Obecny premier Belka, desygnowany przez Kwaśniewskiego do rządu Millera w funkcji ministra finansów, został z tego rządu wypchnięty. Gdy próbujemy zrozumieć jego odejście po 9-ciu miesiącach z pełnionej funkcji, to jedynym wytłumaczeniem jego decyzji było zablokowanie mu możliwości aktywnego działania przeciwko Millerowi na rzecz Kwaśniewskiego.

Na tym polu trwała więc nasilająca się walka na górze o znaczenie i wpływy. Każdy, kto działał w biznesie, czy polityce został zmuszony do opowiedzenia się po którejś ze stron.

Różnie można oceniać odejście Millera z funkcji pierwszego ministra i lidera SLD. Był to skutek z jednej strony jego braków charakterologicznych, arogancji władzy, która nie chciała się liczyć z nikim. Ale to u komunistów nie było jednak nowością, obecnie jednak, w systemie mafijnej gospodarki rynkowej wskazane byłyby działania bardziej finezyjne. Tak właśnie od lat działał Kwaśniewski, spotykając się z biznesmenami na imprezach lub właśnie w celu takich spotkań je organizując. Gdy działania Millera stały się dla niego niewygodne, zaktywizował swoich ludzi zarówno wewnątrz SLD, jak i w innych ugrupowaniach. To właśnie ta presja doprowadziła do rozpadu SLD i wyjścia z niego ugrupowania Borowskiego. Premierem został Belka – człowiek prezydenta i w efekcie dało się szybko zorganizować komisję sejmową w sprawie „Orlenu”, która miała zarówno Millera, jak i jego ludzi ostatecznie pogrążyć, wyrzucić na polityczny margines.

Opisana tu sytuacja zwolna zmierzała do ostatecznego finału, jakim byłoby zapewne zniszczenie konkurentów dla ludzi Kwaśniewskiego na lewicy, gdzie nagle pojawiłaby się partia lewicowo – liberalna, które w przyszłości naturalnym liderem stałby się Kwaśniewski. Niedawno na politycznym truchle Unii Wolności zaczęto nawet budować zręby takiej partii, o umownej na razie nazwie – Partia Demokratyczna. Jednak grupy wpływów, które ludzie obecnego prezydenta zaczęły odsuwać na margines ruszyły do kontrataku. Komisja badająca sprawę Orlenu dostała zarówno materiały – dokumenty, jak i świadków, których zeznania wskazują, że Grupa Krakowskiego Przedmieścia miała w sprawie kontraktów naftowych jeszcze więcej do powiedzenia niż były premier Miller. Pytania, na które przed sejmowa komisją musiałby obecny prezydent odpowiedzieć – a pod groźbą sankcji karnych nie skłamać! – stawały się coraz bardziej oczywiste. Atakując Millera dał argumenty do ataku przeciwko sobie! Stąd jego obawa do stawania przed komisją, która ma tyle dokumentów, że nie będzie mógł przed nią kręcić i kłamać. A gdyby to zrobił, oznaczałoby w efekcie podjęcie kroków do jego ustąpienia przed końcem kadencji i postawienia go przed trybunałem stanu. A to oznaczałoby polityczny koniec, stąd odkładana aż do ostatniej niemal chwili ucieczka przed pytaniami, jakie mogła by mu wspomniana komisja postawić. Czy jednak ten krok nie skompromituje go w jeszcze większym stopniu? Twierdzenie Romana Giertycha, że prezydent stchórzył, może okazać się niezwykle nośne dla opinii, które o nim wyrabiał sobie przez lata zwykły obywatel. Teraz istnieją bowiem solidne podstawy, by nawet on zauważył, że ten stojący na czele kraju król jest nagi – w argumenty na swoją korzyść! A przewrócenie premiera Millera przyniesie może już szybko podobny efekt w przypadku obecnego prezydenta!

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010