Rozdział V - Aresztowania i przesłuchania

Nieodłączną cechą konspiracji są wpadki, aresztowania, śledztwa i więzienie. W Polsce po wprowadzeniu stanu wojennego najbardziej aktywna politycznie część społeczeństwa nie związana z władzą rozpoczęła działania nielegalne, podziemne. Łączyło się z tym narażenie na różne formy represji i kontrdziałań prowadzonych przez Służbę Bezpieczeństwa. W odczuciu wielu działaczy, nie tylko wrocławskich, podziemie w sposób najbardziej zdecydowany zwalczane było właśnie we Wrocławiu. Dwa lata po 13 grudnia 1981 r. organ warszawskiego RKW NSZZ „S” podsumował, iż SB najaktywniejsza jest we Wrocławiu. Cały Dolny Śląsk jest regionem, w którym znajduje się największa liczba aresztowanych, ukrywających się i tam właśnie represje są najostrzejsze1.

Działalność SB na Dolnym Śląsku nastawiona była przede wszystkim na spenetrowanie i zlikwidowanie dwóch głównych ognisk oporu przeciw władzy komunistycznej: RKS NSZZ „S” i SW. Rutynowe i nadzwyczajne akcje SB nieodmiennie wiązały się z zatrzymywaniem osób mniej lub bardziej zaangażowanych w działalność podziemną. Solidarność Walcząca, jako organizacja nielegalna, z definicji narażona była od początku na uderzenie ze strony SB z wszystkimi tego konsekwencjami.

Zatrzymań, aresztowań, śledztw i rozpraw sądowych było wiele. Dotykały one zarówno „szeregowych” członków Solidarności Walczącej, jak i działaczy z kierownictwa organizacji. Niezwykle trudne byłoby odtworzenie tych aresztowań, które wywarły znaczący wpływ na funkcjonowanie poszczególnych działów i oddziałów SW. A chyba niemożliwy opis wszystkich lub większości wydarzeń, wiążących się z aresztowaniami i przesłuchaniami członków i sympatyków SW. Możliwe natomiast jest dotarcie do mechanizmów powstawania błędów powodujących wpadki; możliwe określenie relacji przesłuchujący-przesłuchiwany oraz określenie skutków bezpośredniego zetknięcia się działacza SW z funkcjonariuszem SB. Możliwe jest również dokonanie analizy stosunku szeroko rozumianego szczebla kierowniczego SW do osób, które w zetknięciu z SB nie dochowały zasad konspiracji. Wydaje się, że podobnie należałoby potraktować każdą niefasadową strukturę podziemną o zasięgu ponadlokalnym.

Poza tym szczegółowa analiza przypadków jednostkowych stwarza prócz praktycznych, także problemy z pogranicza moralności. Aresztowania, szykany i represje oraz „kontakty” ze Służbą Bezpieczeństwa – stały się po latach przedmiotem dumy tych, którzy represje SB przebyli bez uszczerbku dla swojej hierarchii wartości, dla organizacji i sprawy, za którą walczyli. Ujęcie i szczegółowe potraktowanie spraw jednych osób mogłoby zrodzić poczucie niesłusznego pominięcia u innych.

W wypadku osób, które nie sprawdziły się w warunkach konspiracji lub uległy zabiegom SB podczas śledztwa, nie ma chyba konieczności zatajania ich nazwisk. Winę za ich chwile załamania ponoszą przede wszystkim nie oni sami, lecz ci, którzy do tego załamania doprowadzili. Dlatego w opisywanych w poniżej wydarzeniach, wybranych jako najistotniejsze bądź najbardziej charakterystyczne, zachowane zostały prawdziwe nazwiska.

W grudniu 1982 r. został zatrzymany przez Służbę Bezpieczeństwa Leszek Wierzejski, jeden ze współredagujących „Wiadomości Bieżące”. Został on przez funkcjonariuszy SB zmuszony do wystąpienia w TV, 12 stycznia 1983 r. Przeprowadzony z nim wywiad dotyczący rzekomego ujęcia redakcji „WB” został także zamieszczony w oficjalnej prasie. Redakcja „Wiadomości Bieżących” w jednoznacznych słowach odcięła się od L. Wierzejskiego i ostro potępiła jego wystąpienie w artykule „Prowokacja i kompromitacja”2. Fakt ten skomentowała również Agencja Informacyjna Solidarności Walczącej. Określiła doniesienie o rozwiązaniu redakcji „WB” jako nieprawdziwe, ale w jej oświadczeniu nie znalazło się żadne słowo potępienia Wierzejskiego3. Charakterystyczne, że daleko bardziej krytycznie ustosunkowali się ludzie ze środowiska afiliowanego przy Solidarności Walczącej niż prasa SW.

Wydarzeniem powszechnie komentowanym w publikacjach podziemnych było wystąpienie telewizyjne dn. 23.08.1983 r. jednego z założycieli Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej – Władysława Hardka. Prasa warszawskiego RKW, zwykle tonująca wypowiedzi krytyczne wobec osób, które załamały się podczas śledztwa – w przypadku Wł. Hardka zachowała się zupełnie inaczej. „Tygodnik Mazowsze” zamieścił oświadczenie TKK z 18.09.1983 r., w którym znalazło się potępienie Hardka i innych działaczy, godzących się na farsę wystąpienia w TV – dla Hardka nie może być „żadnego usprawiedliwienia”4. Podobnie do „TM”, a odmiennie niż w przypadku Wierzejskiego komentowała to wydarzenie „Solidarność Walcząca”: „Wieść gmninna i »Z Dnia na Dzień« sugerują, że został ujęty [Hardek] i zmuszony [do wystąpienia w TV]. Wolne żarty. Władka Frasyniuka do niczego nie zmuszono5. Powiedzmy bez ogródek: Hardek zdradził ideę, którą symbolizował jako członek TKK. Zdradził nie przez ujawnienie się czy wpadkę. Jedno i drugie rzecz ludzka – może się noga powinąć, można nie wytrzymać ciśnienia w podziemiu. Ale nie można przez półtora roku przewodzić, wzywać do oporu (...) a w końcu samemu (...) kajać się publicznie i odcinać od korzeni, z których się wyrosło. Dla takiej postawy nie ma usprawiedliwienia (...)”6. Krytycznie ustosunkowała się również redakcja „SW” do telewizyjnych wystąpień Z. Tankiewicza, niedoszłego przewodniczącego RKS NSZZ „S” Dolny Śląsk i P. Karcza7. Inaczej więc oceniano osoby na kierowniczych stanowiskach, takie jak Hardek czy Tankiewicz, a inaczej szeregowych działaczy podziemia (Karcz, Wierzejski)8. Zdaniem redaktorów wrocławskiej „SW” odpowiedzialność wzięta przez przywódców podziemia zobowiązuje do przetrzymywania śledztwa.

W jednym z pierwszych numerów poznańskiej „SW” redakcja9 bardzo surowo osądziła członków Tymczasowego Zarządu Regionu Wielkopolska – M. Zierhoffera, A. Porawskiego i P. Dąbka, którzy w śledztwie obciążali swoich kolegów10. Osoba również „dotknięta ubeckim aresztowaniem” zamieściła na łamach „SW” Poznań polemiczny artykuł broniących aresztowanych członków TZR NSZZ „S”. Na ich obronę przytacza argument naiwności i słabości człowieka wobec zorganizowanego aparatu przemocy. Redakcja poznańskiej „SW” replikuje jednak, że „Decydując się na walkę, zobowiązaliśmy się wytrzymać śledztwo, a zdrada w naszych szeregach, jeżeli będzie miała miejsce, spotka się z dużo ostrzejszą reakcją z naszej strony”. W związku z tym postawa Dąbka, Porawskiego i Zierhoffera jest ze wszech miar naganna i należy ją napiętnować11. Redakcja (kierownictwo) SW w Poznaniu jednoznacznie negatywnie i ostro oceniła brak wytrzymałości lub nieumiejętności zachowania się przywódców związkowych podczas spotkania z SB.

Solidarność Walcząca kładła nacisk na zaznajomienie swoich członków i osoby mające kontakt z podziemiem z metodami, jakimi posługiwała się SB, oraz na sposoby zachowania podczas śledztwa. Wielokrotnie w 1983 r. przedrukowywana była i kolportowana w dużych nakładach broszura „Mały konspirator”12. Było to najbardziej kompleksowe opracowanie dotyczące zagrożeń związanych z działalnością podziemną. Autorzy „Małego konspiratora” zalecali, by nie nosić przy sobie notesu i kartek z adresami, gdyż „jednym nierozważnym krokiem, śladem, adresem można spowodować, że posypie się czarna seria”. Zawarto też uwagę, że „Przy wpadce (...) im ktoś jest bardziej zdecydowany, tym krócej będzie poddawany fizycznej i psychicznej presji ubecji”. Dalej znalazła się szczegółowa analiza zachowywania się podczas przesłuchania – konsekwentne odmawianie odpowiedzi, bez kłamstw – tylko milczenie. Przestrzegano przed mówieniem pozornie nieistotnych szczegółów, przed próbami „przechytrzenia SB”, przed podpisywaniem czegokolwiek. Zeznania kompletowane podczas śledztwa miały też zadanie rozbicia więzów łączących osoby niegdyś razem działające. Kierownictwo SW zalecało zapoznanie się z takimi opracowaniami jak „Mały konspirator”. Zofia Maciejewska, odpowiedzialna za druk i kolportaż prasy w Solidarności Walczącej we Wrocławiu dawała ludziom ze swoich struktur broszurę „Mały konspirator” jako obowiązkową lekturę13.

Kornel Morawiecki w „Zaleceniach w sprawie BHP”, przekazanych członkom Rady SW i najbliższym współpracownikom, przestrzegał przed udzielaniem Służbie Bezpieczeństwa jakichkolwiek informacji „w razie wpadki, wsypy, przypadkowego kontaktu z SB”14.

Redakcja „Solidarności Walczącej” oddziału lubelskiego zamieściła dwuczęściową publikację pt. „Czy tajna milicja w PRL jest wszechmocna?”. Wymienione w niej zostały podstawowe zasady zachowania się w przypadku aresztowania i przesłuchania. Autor opracowania kładł szczególny nacisk na konsekwentną i zdecydowaną odmowę składania zeznań oraz na niereagowanie na szantaż15.

Wiosną 1983 r. SB przeprowadziła w Lublinie, przede wszystkim wśród osób z SW, szeroko zakrojoną akcję rewizji, przesłuchań i aresztów16. Prawdopodobnie odpowiednio wczesne potraktowanie problematyki związanej z zachowaniem podczas śledztwa ustrzegło lubelskie struktury Solidarności Walczącej przed poważnym osłabieniem.

Wszelkie działania prewencyjne nie uchroniły Solidarności Walczącej przed aresztowaniami i nie dawały pełnej gwarancji prawidłowego zachowania się podczas śledztw. Aresztowania nie unikali nie tylko ci, którzy nie przestrzegali zasad kierujących życiem konspiracyjnym, lecz także ci, którzy je przestrzegali, lecz ponadprzeciętna aktywność bardziej ich narażała na wpadkę. Tak zostali aresztowani Maciej Frankiewicz, Roman Zwiercan17, Kazimierz Klementowski z Solidarności Walczącej, a ze struktur związkowych wystarczy wymienić W. Frasyniuka, P. Bednarza, J. Piniora. Nie wszyscy jednak w równym stopniu odporni byli na metody stosowane przez SB w czasie śledztwa.

14 grudnia 1983 r. we Wrocławiu aresztowany został Kazimierz Klementowski, jeden z najaktywniejszych, najbardziej zaangażowanych działaczy struktur wykonawczych wyższego szczebla w Solidarności Walczącej. Klementowskiemu podlegał dział druku i kolportażu na Dolny Śląsk bez samego Wrocławia18. Do wpadki Klementowskiego doszło w jednym z punktów przekaźnikowych prasy SW („BD”, „BIS”, „SW”, „ZDnD”, „Biblioteka ARO”). K. Klementowski działał w SW niemal od czasu powstania organizacji, a z podziemiem związany był od początku stanu wojennego. Wielokrotnie spotykał się z K. Morawieckim, W. Myśleckim, P. Falickim i Z. Maciejewską, zatem chociaż sam bezpośrednio nie był w strukturach kierowniczych SW, to znał kilka osób z Rady SW19, nie wszystkie jednak pod prawdziwymi nazwiskami.

Wraz z Klementowskim aresztowano kilka innych osób, m.in. Marię Trąbską, Mariana Krzemińskiego i Andrzeja Domaradzkiego. Na skutek sprawnie (z punktu widzenia SB) przeprowadzonego śledztwa, trwającego ponad pół roku, w aresztach i więzieniach znalazło się ponad 40 osób i zebrane zostały materiały, dotyczące około 150 osób związanych z podziemiem. Ponad sto osób było przesłuchiwanych, w wielu mieszkaniach dokonano rewizji i skonfiskowano część sprzętu wrocławskiej SW.

Pierwsze konkretne informacje potrzebne do rozpracowania dosyć szerokiego kręgu osób zaangażowanych w działalność podziemną SB uzyskała od K. Klementowskiego. Nie dobrowolnie, lecz za pomocą wielu różnych metod. Zapis śledztwa, akty oskarżenia i akta sprawy członków i sympatyków SW stanowią wzorcowy przykład sprawnego żonglowania różnymi metodami na przesłuchaniach oraz niebezpieczeństw, na jakie narażeni byli aresztowani. Wpadka wielu osób związanych z Klementowskim nie była ewenementem w podziemiu. W strukturach związkowych aresztowania większości członków TZR w Poznaniu, trzech kolejnych szefów RKS we Wrocławiu, wpadka w RKS w Krakowie, RKW w Gorzowie były chyba bardziej brzemienne w skutki niż aresztowania z pierwszej połowy 1984 r. w Solidarności Walczącej. Chociaż aresztowania te były niewątpliwie jednym z najmocniejszych uderzeń w organizację, nie spowodowały jednak ani poważniejszych zakłóceń w druku i kolportażu, ani tym bardziej dekonspiracji czy rozpracowania władz organizacji. Zamieszczony poniżej opis wydarzeń ma zatem na celu zarówno ukazanie samego śledztwa, które miało pomimo działań rutynowych, swoją specyfikę, jak również analizę wpływu aresztowań i przesłuchań I połowy 1984 r. na budowę i dynamikę rozwoju Solidarności Walczącej.

Podstawowy błąd popełnił K. Klementowski już podczas pierwszych przesłuchań, kiedy zaczął rozmawiać z funkcjonariuszami SB20. W grypsach do innych aresztowanych (przechwytywanych przez SB) preparował historię, mającą na celu zrzucenie całej odpowiedzialności na fikcyjną osobę – „Rafała”. Z grypsów Klementowskiego wynikało, że od samego początku nie zdawał sobie sprawy z konieczności niepodejmowania żadnych dyskusji. Funkcjonariusze SB przedkładali mu do wglądu fragmentaryczną dokumentację popartą ich wiedzą na temat niektórych szczegółów, co Klementowski uznawał za wystarczające potwierdzenie głębokiej wiedzy przesłuchujących. Pisząc gryps do Mariana [Krzemińskiego], wyraził swoje przekonanie: „Wiedzą, (...) że byłeś moim dublerem”, „...pod wpływem niezbitych dowodów złożyłem oświadczenie, dotyczące mojego pseudonimu i działalności”21. Listy otrzymywane od osób, z którymi wielokrotnie się kontaktował, wpadły w ręce prowadzących śledztwo podczas rewizji. Pozwoliło to funkcjonariuszom SB aresztować kolejne osoby, m.in. Marka Jakubca.

Sprawę Klementowskiego i innych osób prowadziło kilkunastu funkcjonariuszy SB i pracowników prokuratury. Używali oni wówczas następujących nazwisk: Stanisław Biszczak, inspektor, WUSW Wrocław; Władysław Boba, porucznik, WUSW Wrocław; Barbara Górecka, prokurator Prokuratury Rejonowej Wrocław; Jan Kaczor, inspektor, WUSW Wrocław; Dariusz Kałużny, porucznik, WUSW Wrocław; ( ? ) Kępa, prokurator Prokuratury Rejonowej Wrocław; Jerzy Kucab, inspektor, WUSW Wrocław; Wojciech Kukuła, porucznik, WUSW Wrocław; ( ? ) Łaszczyński, WUSW Wrocław; Marek Soliński, kapitan, WUSW Wrocław; Andrzej Surmiński, porucznik, WUSW Wrocław; A. Jakubaszek, porucznik, WUSW Opole; (?) Krajewski, WUSW Opole; Krzysztof Mucha, podporucznik, WUSW Częstochowa; Wincenty Najdek, WUSW Jelenia Góra; Anatol Pierścionek, pułkownik, WUSW Wrocław.

Na przesłuchaniu 21 marca 1984 r. Klementowski zeznawał, że po raz pierwszy ze strukturami Solidarności Walczącej zetknął się w lutym 1982 r. (kiedy tej organizacji jeszcze nie było). Sukcesywnie, z każdym przesłuchaniem, prowadzącym śledztwo udawało się uzyskiwać od Klementowskiego nowe szczegóły, często sprzeczne ze sobą, niekiedy zupełnie nierealne, niezgodne z rzeczywistością, które później były wykorzystywane tak w czasie kolejnych przesłuchań Klementowskiego, jak też przeciwko innym osobom. Klementowski został w trakcie śledztwa przekonany, ż funkcjonariusze SB bardzo dużo wiedzą o Solidarności Walczącej. Ci natomiast umiejętnie posługiwali się informacjami uzyskanymi podczas przesłuchań różnych osób, sprawiając wrażenie wszechstronnie poinformowanych, których jedynym zamiarem jest nie tyle otrzymanie nowych danych, co potwierdzenie tego, co rzekomo już wiedzą. Przesłuchujący operowali masą sfałszowanych materiałów, które po wykorzystaniu nie wchodziły do akt sprawy jako dowód rzeczowy – wystarczało oświadczenie oparte na spreparowanych „dowodach” podpisane przez osobę przesłuchiwaną.

Pracownicy Prokuratury i WUSW w kilka dni po wpadce Klementowskiego i innych zorientowali się przede wszystkim w „słabych stronach” aresztowanych. Po pierwszych tygodniach przesłuchujący mieli już przybliżony obraz konstrukcji psychofizycznej każdego z przesłuchiwanych. Brutalnie wykorzystywano ludzkie słabości, pragnienia i obawy. Klementowski podczas śledztwa był wielokrotnie szantażowany, bity, siedział kilka dni w całkiem ciemnej celi, bez możliwości otrzymywania listów. Nigdy wcześniej nie był aresztowany i, jak zeznawał, nie znał metod, jakimi posługiwali się funkcjonariusze SB, ani tym bardziej sposobów reagowania na te metody. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie dowody musi mieć Prokuratura, żeby móc go skazać22. Klementowski uważał, że winę za jego nieumiejętne zachowanie się podczas śledztwa ponosi także kierownictwo Solidarności Walczącej, ponieważ nie zostało przez nie obligatoryjnie zarządzone szkolenie w zakresie „obycia ze Służbą Bezpieczeństwa”23. Z. Oziewicz, który w maju 1984 r. znalazł się w jednej celi razem z Klementowskim, uważa, że faktycznie nie miał on pojęcia o zasadach „kontaktowania się” z SB. Klementowski, zdaniem Oziewicza, był przekonany, że podczas przesłuchania można albo zaprzeczać wszystkiemu, co się robiło – i wtedy człowiek jest tchórzem, albo się przyznać do działalności, starając się jednocześnie tak preparować zeznania, by jak najmniej obciążyć innych (stąd wymyślona przez Klementowskiego osoba, na której skupić miała się uwaga SB). Według Oziewicza, Klementowski po prostu nie wiedział, że istnieje jeszcze trzeci sposób zachowywania się – milczenie, odmowa odpowiedzi24.

Ze względu na znaczną szkodliwość zeznań Klementowskiego dla organizacji, znalazły się osoby, które podejrzewały go o działalność agenturalną. Jednakże jego wcześniejsza działalność, potwierdzona przez osoby, z którymi współdziałał, jak również dokumentacja z przebiegu śledztwa wykluczają ewentualność świadomej współpracy K. Klementowskiego ze Służbą Bezpieczeństwa. Również członkowie Rady Solidarności Walczącej i inne osoby z kierownictwa organizacji, mimo pretensji do Klementowskiego za jego zachowanie podczas śledztwa – nie podejrzewały go o kolaborację.

Część osób, które zostały aresztowane na skutek zeznań Klementowskiego, też się przyczyniła do dalszych wpadek. W ten sposób w polu zainteresowania SB znalazło się ponad sto osób. Zlikwidowane zostały dwie drukarnie i „rozpoznane”, czyli zdekonspirowane ponad 30 mieszkań. Pracownicy WUSW sporządzili album zdjęciowy ze 165 fotografiami osób podejrzanych o współpracę w nielegalnych strukturach. Na podstawie tych zdjęć funkcjonariusze SB zidentyfikowali działaczy, którzy w kontaktach z osobami przesłuchiwanymi posługiwali się wyłącznie pseudonimami. Mimo to jednak, stosunkowo najmniej było dowodów i poszlak w odniesieniu do tych, którzy w kontaktach organizacyjnych ściśle przestrzegali reguł życia konspiracyjnego.

Stenogramy z przesłuchań, choć nie oddają całej ich atmosfery, są jednak obrazem presji psychicznej, jaką funkcjonariusze SB wywierali na oskarżonych. Oprócz nacisku psychicznego i fizycznego wykorzystywano również skłonność przesłuchiwanych do brawury, przypisywania sobie zasług innych, wiarę w „dochowanie tajemnicy” przez śledczego.

Stosowano także metodę konfrontacji, tj. zetknięcia ze sobą w obecności prowadzącego śledztwo dwóch osób – jednej, która zgodziła się zeznawać, i drugiej, która odmawiała odpowiedzi. Wydaje się, że konfrontacje miały głównie na celu nie tyle udowodnienie oskarżonym winy, ale zniszczenie więzów towarzyskich i organizacyjnych, które w konspiracji odgrywały trudną do przecenienia rolę.

Ani Klementowski, ani inni składający zeznania, w żadnym momencie nie przejawiali złej woli. Wręcz przeciwnie, wszyscy usiłowali ocalić te miejsca i osoby, o których jeszcze nie było mowy podczas przesłuchania. Jest faktem, że Klementowski o bardzo wielu sprawach nie powiedział funkcjonariuszom SB. Ocalała dzięki temu większa część jego kolportażowych kontaktów dolnośląskich. Podobnie inni. Ulegali zwykle tylko pod presją psychiczną, groźbą użycia i użyciem siły fizycznej. Starali się nie relacjonować więcej, niż to, o czym, ich zdaniem, SB już wiedziała. Robili błąd polegający na niezrozumieniu mechanizmów kierujących śledztwem. Często nie zdawali sobie do końca sprawy, ile szkody wyrządzają swoimi pozornie błahymi informacjami.

Po sześciu miesiącach śledztwa Klementowski odwołał większość swoich zeznań. Jego odwołanie nie zostało jednak uwzględnione i w akcie oskarżenia zeznania Klementowskiego stanowiły zasadniczą część materiałów obciążających. Po ogłoszeniu amnestii w lipcu 1984 r. aresztowani i oskarżeni członkowie i sympatycy SW znaleźli się na wolności. Powstał problem odniesienia się do osób, które z różnych powodów, ale nigdy dobrowolnie, ujawniły pewien zasób informacji Służbie Bezpieczeństwa, przez co wydatnie osłabiły organizację. W przypadku Klementowskiego uaktywnił się Sąd Solidarności Walczącej – ciało powołane przy powstaniu organizacji, mające na celu rozpatrywanie przypadków nielojalności i zdrady we własnych szeregach. Sąd SW był spotkaniem w wąskim gronie i raczej spełnił rolę opiniującą niż decyzyjną. Problem potraktowania Klementowskiego był rozpatrywany przede wszystkim na posiedzeniach Rady SW. Powstało kilka projektów ukarania go. Najbardziej charakterystyczne były dwa. Pierwszy to opisanie całego wydarzenia w szczegółach i opublikowanie w prasie podziemnej, z zaleceniem niekontaktowania się z tym człowiekiem. Drugi – porwanie Klementowskiego i osadzenie go na miesiąc (dwa miesiące) we wcześniej przygotowanym więzieniu, w którym miałby drukować pisma SW. Ostatecznie żaden pomysł nie został zaakceptowany i zrealizowany25.

W rzeczywistości jednak przez pewien czas obowiązywał nigdzie nie ogłoszony bojkot towarzyski Klementowskiego w środowiskach związanych nie tylko z Solidarnością Walczącą, ale też wśród większości osób działających w konspiracji. Niewielu było takich, którzy nie zerwali kontaktu z Klementowskim. Później pomagał on jeszcze co pewien czas w różnych akcjach organizowanych przez organizacje podziemia wrocławskiego, choć nie był tak zaangażowany jak w 1982 i 1983 r.

1 marca 1984 r. DTV, a 2 marca gazety oficjalne podały wiadomość o aresztowaniu 35 członków Solidarności Walczącej, w tym „szefów siatek kolportażu, radia i województw”26. Kornel Morawiecki w artykule „Straty i sukcesy”, zamieszczonym w „SW”, komentując doniesienia oficjalne, przyznawał, że organizację dotknęły aresztowania, pociągające za sobą nie tylko czasową utratę części oficjalnych działaczy, ale i bezpowrotnie sporo sprzętu. Dodawał jednak, że „...poprzez udrękę [aresztowań] przeziera optymizm (...). To już jest nas aż tylu, że zatrzymanie, jak trąbi SB, 35 naszych szefów i kolegów nie paraliżuje naszych poczynań?”27. Przed zapowiedzianą na 20.07.1984 r. rozprawą sądową przeciw 42 osobom z Solidarności Walczącej redakcja „SW” wezwała do wzięcia udziału w procesach wszystkich, którzy nie godzą się z oskarżaniem niewinnych. W „Zawiadomieniu” zawarto również sformułowanie, które prawdopodobnie miało dać szansę rehabilitacji tym, którzy podczas procesu odwołają swoje wcześniejsze oświadczenia; „Liczymy na to, że ci z mężczyzn, którzy siebie i innych obciążają zmyślonymi zarzutami, odwołają zeznania na sali sądowej!”28.

Po wypuszczeniu oskarżonych „Solidarność Walcząca” zamieściła dwuczęściowe opracowanie, przygotowane przez jednego z szefów działu druku i kolportażu, na temat zachowania się podczas śledztwa29. Wyłożone w opracowaniu reguły postępowania odnosiły się przede wszystkim do tych, którzy w przyszłości mogliby znaleźć się w takiej sytuacji jak aresztowani członkowie SW w I połowie 1984 r. Oprócz tego i innych podobnych artykułów o charakterze edukacji konspiracyjnej, po raz kolejny drukowano i kolportowano podręcznik życia podziemnego – „Mały konspirator”. Wydaje się, że wpadka i śledztwo członków Solidarności Walczącej z zimy i wiosny 1984 r. najwięcej szkód wyrządziła nie tyle samej organizacji, co kontaktom towarzyskim. Chociaż nadszarpnęła struktury Solidarności Walczącej i w pewnym sensie zahamowała dynamiczny rozwój organizacji (przede wszystkim na Dolnym Śląsku – dokonywany zresztą w dużej mierze dzięki K. Klementowskiemu), to jednak trudne do oszacowania, lecz bardzo duże straty spowodowała w sferze wzajemnego zaufania.

W listopadzie 1987 r. SB aresztowała K. Morawieckiego. Prokuratura oficjalnie zarzucała mu zamiar prowadzenia działań terrorystycznych. Wówczas jeden z przyjaciół Morawieckiego, Jerzy Przystawa napisał do niego list otwarty, w którym ogłoszone przez rzecznika rządu J. Urbana „terrorystyczne skłonności Morawieckiego” rozpatruje właśnie w kontekście wpadki i zeznań Klementowskiego: „(...) nikt nie jest w stanie podać żadnego przykładu Twoich terrorystycznych działań. Przed paru laty publikatory donosiły o aresztowaniu i procesie wielu osób, które zostały oskarżone o działanie w Twojej organizacji. Tajemnicą poliszynela było nazwisko człowieka, który wsypał większość swoich kolegów i którego zeznania były podstawą większości aktów oskarżenia. Wielu ludzi spodziewało się po Tobie, Twojej organizacji, że przykładnie ukarzesz zdrajcę. A Ty nawet nie podałeś jego nazwiska do publicznej wiadomości! Czy ktoś gdzieś, kiedyś w dziejach świata słyszał o podobnym »terroryście«?”30.

W Radzie SW najostrzej występowali przeciwko „przykładnemu ukaraniu” Klementowskiego W. Sidorowicz i M. Koziebrodzka. Zdaje się, że ostatecznie odstąpiono od wszelkich projektów kary pod wpływem dwóch czynników – czasu i wcześniejszych zasług Klementowskiego.

„Słowo Polskie” 26.04.1982 r. informowało o aresztowaniu osób związanych z redakcją „Solidarności Dolnośląskiej” – środowiska bliskiego programowo powstałej miesiąc później Solidarności Walczącej. Wprawdzie redakcja „SD” zdementowała tę informację, ale musiała ona być w dużym stopniu prawdziwa, ponieważ z początkiem maja 1982 r. „SD” przestała się ukazywać na okres kilku miesięcy. To wydarzenie oraz reakcja „Wiadomości Bieżących” i „SW” na aresztowanie L. Wierzejskiego, a także podziemne enuncjacje prasowe w I połowie 1984 r. – świadczą o tendencji do propagandowego umniejszania wagi aresztowań i wpadek w Solidarności Walczącej. Nie było to zjawisko wyjątkowe, lecz raczej reguła w większości opozycyjnych ugrupowań. Miało na celu dezinformację skierowaną do aparatu bezpieczeństwa, oraz podtrzymywanie woli walki we własnych szeregach.

Każda wpadka drukarń, radiostacji, mieszkania i każde aresztowanie było dla organizacji stratą. W całym kraju w ciągu kilku lat po 13 grudnia 1981 r. zlikwidowano ponad tysiąc drukarń, kilkadziesiąt radiostacji, aresztowano tysiące osób podejrzanych o działalność w podziemiu, skonfiskowano miliony ulotek, czasopism i broszur, rozpracowano niektóre środowiska podziemne... Ale „Solidarność” żyła. Podobnie, na mniejszą skalę, mimo wpadek i niepowodzeń istniała i działała Solidarność Walcząca.

Zbigniew Bujak pisał, że „...stopniowe zmniejszanie rygorów stanu wojennego powoli pozostawiało przy [„Solidarności”] już tylko ludzi nieprzejednanych. Ale z drugiej strony byli to ludzie najbardziej wartościowi, których pomoc była szczególnie cenna”31. Możliwe, że „zmniejszenie rygorów stanu wojennego” powodowało pozytywną selekcję. Tym bardziej jednak do pozostania najlepszych, najbardziej wartościowych przyczyniały się same te rygory – aresztowania, śledztwa i więzienie. Ci, którzy to przeszli i wytrzymali próbę czasu, na długie lata stali się fundamentem działania „Solidarności”, Solidarności Walczącej i innych ruchów.

Przypisy:

1. „Tygodnik Mazowsze”, 73, 5.01.1984 r., s. 1, „Metody bezprawia”

2. „Wiadomości Bieżące”, 68, 16-31.01.1983 r., s. 4, „Prowokacja i kompromitacja”

3. „Solidarność Walcząca”, 4/34, 24.01.1983 r. s. 3

4. „Tygodnik Mazowsze”, 62, 22.09.1983 r., oświadczenie TKK z 18.09.1983 r.

5. W tym numerze „Solidarności Walczącej” (29/59, 4.09.1983 r., s. 4) znajduje się również informacja pod tytułem „Pobito Frasyniuka”, z opisem brutalnego potraktowania Przewodniczącego Regionu Dolny Śląsk przez służbę więzienną.

6. „Solidarność Walcząca”, 29/59, 4.09.1983 r., s. 4

7. Tamże

8. Redakcja „SW” („Solidarność Walcząca”, 29/59) z pobłażaniem potraktowała telewizyjne wystąpienie Karcza, a wyjątkowo ostro określiła Tankiewicza i jego enuncjacje w czasie DTV. Na temat wystąpienia Hardka zob. też M. Łopiński, ..., op. cit.

9. „Solidarność Walcząca” Poznań redagowana była w pierwszych latach głównie przez M. Frankiewicza.

10. „Solidarność Walcząca” Oddział Poznań, 4, październik 1983 r.

11. „Solidarność Walcząca” Oddział Poznań, 7, 11.12.1983 r., s. 3

12. „Mały konspirator”, lato 1983 r., AISW, przedruk za „CDN”, Warszawa 1983 r.

13. Relacja Zofii Maciejewskiej – aneks

14. Kornel Morawiecki, Zalecenia w sprawie BHP, w: dokument w rękach prywatnych

15. K. Kam, Czy tajna milicja w PRL jest wszechmocna, „Solidarność Walcząca” Oddział Lublin, 10.10, 7.10.1983 r., s. 3,

16. „Solidarność Walcząca”, Oddział Lublin, Rok II, 7/22, 7.04.1984 r., s. 3, Komunikat Biura Informacyjnego Solidarności Walczącej Lublin

17. Zob. rozdział 4

18. Zob. rozdział 4

19. Prócz wymienionych – K. Morawieckiego i P. Falickiego – także A. Myca i Z. Oziewicza, H. Łukowską

20. Materiał źródłowy stanowią: Akt oskarżenia, nr 490/84 z 14.06.1984 r., Prokuratura Rejonowa Wrocław Śródmieście, przeciwko 12 osobom oskarżanym o uczestnictwo w „nielegalnej działalności” na rzecz Solidarności Walczącej; Akt oskarżenia 593/84, Prokuratura Rejonowa Wrocław Śródmieście, przeciwko 22 osobom, jw.; album zdjęciowy nr RSD – 46/83 załączony do akt sprawy; fragmenty akt sprawy – zeznania przesłuchiwanych, w: dokumentacja Prokuratury Rejonowej Wrocław Śródmieście, ul. Podwale 30. Ww. akty oskarżenia i fragmenty zeznań znajdują się w rękach prywatnych.

21. Akta sprawy 34/84, grypsy K. Klementowskiego, odpisy w rękach prywatnych.

22. Relacja K. Klementowskiego – aneks; akta sprawy 34/84

23. Tamże

24. Relacja Z. Oziewicza – aneks

25. Relacje członków Rady SW – K. Morawieckiego, Z. Oziewicza, P. Falickiego, A. Myca, W. Sidorowicza

26. „Solidarność Walcząca”, 6/73, 11-18.03.1984 r., s. 1, Kornel Morawiecki „Straty i sukcesy”

27. Tamże

28. „Solidarność Walcząca”, 16/83, 22-29.07.1984 r., s. 2

29. „Solidarność Walcząca”, 20/87, 23-30.09.1984 r. i „Solidarność Walcząca” 21/88, 7-14.10.1984 r., Dwuczęściowe opracowanie: „Odmawiaj zeznań” i „Zachowaj twarz”, podpisane pseudonimem „Janusz” (Zofia Maciejewska).

30. A. Znamierowski, op. cit., s. 91

31. Zbigniew Bujak, Przepraszam za Solidarność, rozmowy z J. Rolickim, Warszawa 1991 r., s. 105.