22.2 Skąd się bierze stagnacja Afryki

ENCOUNTER - N O T A T N I K P A R Y S K I

Jean François Revel

SkĄd bierze się stagnacja Afryki?

20 lat temu, eksperci od „rozwoju ekonomicznego kształtujący opinię światową uznali, iż to, co Gunnar Myrdal nazwał „dramatem Azji”, jest tragedią nie do odwrócenia. Jednocześnie przyszłość Afryki, która właśnie wyłaniała się z ery kolonialnej, jawiła się im w dość różowych kolorach. To prawda, że Réne Dumont mówił o „fałszywym starcie Afryki”, a niektórzy nieufni socjologowie pytali czy czarna Afryka w ogóle jest w stanie wystartować. Faktem jest jednak, że - używając słów jednego z autorytetów w tej dziedzinie, Gilberta Etienne'a – „w momencie uzyskania niepodległości przez kraje afrykańskie na południe od Sahary, eksperci byli skłonni twierdzić: „przynajmniej tam ludzie mogą się najeść - to nie to, co Indie”.”

Klub Rzymski wydał tę samą diagnozę kilka lat później. W 1969 roku raport Komisji Pearsona(1). - grupy sponsorowanej przez Bank światowy McNamary - stwierdził, że to Korea Płd. jest „skazana na permanentne uzależnienie od pomocy z zagranicy i nie posiada żadnych możliwości podniesienia stopy wzrostu gospodarczego własnymi środkami”. 5 lat później gospodarka Korei Płd. rozwijała się w stałym tempie rocznym od 5 do 10%, a czasem nawet większym. Dzisiaj Indie podpisały umowę na eksport ziarna do ZSRS i Rumunii, Tajlandia sprzedaje ryż do Chin, a spichlerze w Indonezji są przepełnione. Brak żywności w Azji Płd-Wsch. występuje na stałe tylko w Wietnamie i Kambodży, a przejściowo jedynie w Bangladeszu. W ciągu 20 lat populacja Azji wzrosła o 50%, a produkcja żywności na głowę ludności o 20%. Dla porównania: w Czarnej Afryce w ciągu ostatnich 15 lat produkcja żywności spadła o co najmniej 20%. Te rozmaite statystyki są jednocześnie wstrząsające i pokrzepiające; skoro Azji udało się wybrnąć z sytuacji, która wydawała się całkowicie beznadziejna, to dlaczego nie miałaby tego dokonać cierpiąca Afryka?

Jakie są przyczyny kryzysu w Afryce i jakie drogi wyjścia są możliwe? Niewątpliwie, w ciągu ostatnich 20 lat, obszary dotknięte suszą powiększyły się. Mogłoby to stanowić wyjaśnienie wahań w poziomie produkcji, jednak w żaden sposób nie tłumaczy stałego i ciągłego jej spadku, trwającego już ćwierć wieku i to niezależnie od poziomu opadów. Często bardziej niszczącą siłą niż susza okazywały się konflikty zbrojne i działalność represyjnych reżimów wyniszczających lub wysyłających na wygnanie całe grupy ludności. Tak było i ciągle jest w przypadku Etiopii, Angoli, Mozambiku, Madagaskaru, Ugandy, Gwinei i Sudanu.

Na katastrofalny stan gospodarki tych krajów wpływa w pewnej mierze technika obowiązująca w rolnictwie - oparta na zupełnie staroświeckich zasadach, prowadzących do tego, że w niektórych regionach dochodziło nawet do oporu chłopów wobec użycia pługów. Jednakże do dewastacji krajów Afryki w znacznie większym stopniu przyczyniła się błędna polityka rolna prowadzona przez przywódców narodowych. Przez autorytatywne ustalenie niskich cen skupu, opodatkowanie lokalnych produktów rolniczych, a co za tym idzie nałożenie okupu na rolnictwo po to, by subsydiować przemysł i dostarczać taniej żywności dla mieszkańców miast - państwa Afryki na południe od Sahary zdławiły swą gospodarkę i zwiększyły uzależnienie od importu.

Wbrew rozpowszechnianemu mitowi, bieda Afryki nie wynika z poświęcenia zbiorów podstawowych zbóż na rzecz uprawy produktów eksportowych(2) „zwiększających tylko dochody spółek międzynarodowych”.(3) Poziom obu tych zbiorów obniżył się jednocześnie.

W przeliczeniu na głowę mieszkańca, wielkość afrykańskiego eksportu rolniczego jest mniejsza niż w 1970 roku, a często nawet mniejsza niż w 1960.(4) Afryka utraciła znaczną część udziału na rynkach światowych na rzecz Azji i Ameryki Łacińskiej. Spektakularnym przykładem jest tutaj produkcja oleju palmowego: w 1975 roku 73% produkcji światowej pochodziło z Afryki, w 1980 udział Afryki spadł do 27%, natomiast Azja produkowała aż 68%. Nigeria, która na początku lat 60-tych była największym światowym eksporterem oleju palmowego, w latach 80-tych stała się importerem tego produktu.

Innym przykładem jest ąwiatowy rynek bananów. W 1960 roku Afryka miała na nim 11% swojego udziału - w początkach lat 80-tych jej udział spadł do 4%. światowy rynek bananów jest obecnie zdominowny przez Amerykę Łacińską i Filipiny.

Od 1970 roku podobnie zmniejszyła się w Afryce produkcja kakao, kawy i bawełny. Znamienne jest, że znajdujący się w najgorszym położeniu kontynent Trzeciego świata jest właśnie tym, w którym zbiory produktów eksportowych załamały się. (Aluzja do mitu, o którym mowa wyżej - uwaga tłum.).

Dlaczego? No cóż, na przykład socjalizm typu tanzańskiego polegał na wywożeniu chłopów z ich domów i przenoszeniu do wiosek kolektywnych (czyli po prostu kołchozów, w stylu socjalistyczno-afrykańskim - uwaga tłum.). Opornych zamykano do więzienia, a ich domy równano z ziemią. Naturalnym efektem tego typu działań był spadek produkcji. Jej poziom obniżył się o 27% w przeciągu jednego pokolenia. Jak napisał jeden z ekspertów Banku światowego: „Kontynent jest dotknięty chorobą nieudanych projektów rolniczych - farm państwowych, które stają się bardziej agendami propagandy niż jednostkami produkcyjnymi”. Do objawów choroby można dodać monopol państwa na sprzedaż produktów rolniczych. Szczególnie punkty skupu zboża, przepełnione personelem i źle zarządzane przez skorumpowaną i niekompetentną biurokrację, działają odstraszająco na chłopów. Mają oni zdecydowanie dosyć sprzedawania państwu zboża po cenach trzy albo cztery razy niższych niż normalne.

Faktem jest, że afrykańscy ministrowie gospodarki, którzy spotkali się w Addis Abebie w maju 1985 roku, byli wreszcie skłonni przyznać, że najwyższy czas, by zapoczątkować zmiany prowadzące do gospodarki liberalnej afrykańskiego typu. Tak się składa, że jedynymi krajami w Czarnej Afryce, gdzie wzrost produkcji od momentu uzyskania niepodległości był nieznacznie wyższy niż wzrost populacji są te państwa, których rządy były najmniej etatystyczne (dirigiste) i zezwoliły na większy wpływ wolnej gry rynkowej. Mowa o Wybrzeżu Kości Słoniwej, Kenii i Kamerunie.

W efekcie - twierdząc, że u podłoża afrykańskich problemów wydają się leżeć bardziej ludzkie polityczne błędy niż niesprzyjające warunki wynikające z położenia geograficznego - zdobywamy się na odrobinę nadziei. W końcu - teoretycznie przynajmniej - łatwiej jest poprawić błędy ludzkie niż wpływać na zmianę działania żywiołów.

Encounter, maj 1987

Dopisek i przypisy od redakcji Contry:

Spółki międzynarodowe (multinationals) stanowią najnowszy obiekt nienawiści postępowych bojowców nieustającej krucjaty antykapitalistycznej. W ich percepcji świata stanowią synonim wszelkiego zła, głównie amerykańskiego. Muszą też być z założenia ogromne (co uwydatnia ich drapieżność). W związku z tym warto zauważyć, iż większość multinationals nie jest amerykańska. Przoduje, i to nawet w Ameryce Południowej, Europa (44%). Jest wiele multinationals małych i średnich. Dużo spółek mających centralę poza Stanami działa w samej Ameryce. Poza tym, spółki międzynarodowe tworzą dziś Brazylia, Meksyk, Indie ... Do największych zaliczają się te, których głównym właścicielem są przedsiębiorcy państw raczej niemocarstwowych (np. Szwajcaria). Istnieje też dużo spółek państwowych, a nawet komunistycznych. 3/4 inwestycji krajów wysoko rozwiniętych dokonuje się w innych krajach wysoko rozwiniętych. „Prawdziwe problemy biednych krajów wywodzą się ze zbyt małej obecności owych spółek w ich gospodarce a nie odwrotnie” - pisze Revel w innym tekście.

Rozwodzimy się nad tym (być może zamieścimy również odpowiedni artykuł Revela), gdyż sprawa ta leży u podstaw ulubionych oskarżeń (neokolonializm, wyzysk, nieczułość) kierowanych pod adresem Zachodu przez tzw. myśl socjalistyczną, z którą zamierzamy walczyć.

Głoszeniu wspomnianej „ortodoksji” oddają się też dziś z zapałem, poza wiadomo kim, np. światowa Rada Kościołów, „pacyfiści”, „centrowy” premier Francji Rocard, a nawet encykliki papieskie...

Warto też zauważyć, że spektakularny rozwój gospodarczy Korei Płd. rozpoczął się wtedy, gdy USA praktycznie zaprzestały pomocy gospodarczo - finansowej dla tego kraju. Koreańczycy przestali też zwracać uwagę na porady zachodnich „ekspertów”, wówczas bez wyjątku propagujących socjalizm trzecioświatowy (patrz również przyp. 3).

PRZYPISY:

(1) Chodzi o Lestera Pearsona ex-premiera Kanady i sowieckiego „agenta wpływu” (patrz Contra nr 1/2). Bank światowy, którego prezesem był przez lata wielce sprzyjający „postępowi”, eks-pupil Kennedy'ego R. McNamara, dotował z entuzjazmem katastrofalną „socjalistyczną przemianę gospodarki” wdrażaną, przez takie reżimy, jak tanzański.

(2) Czyli kawy, kakao, bawełny itp. w przeciwstawieniu do podstawowych zbóż. Patrz również niżej oraz dopisek redakcji.

(3) Jest to obecnie dominujące w kołach postępowych, kolejne „tłumaczenie” sytuacji w Afryce. „Wytłumaczenie” takie - forsowane np. na kolokwium WiP-u w Warszawie przez „zachodnich przyjaciół” ruchu - musi jak wiemy: a/ odnaleźć gdzieś w jakiś sposób winę „Zachodu” (USA), b/ nie zasugerować nawet, iż coś do rzeczy ma tu „socjalizm III światowy” i kleptokratyczne, a czasem ludobójcze, reżimy krajów zwijających się. Ich władze są bowiem postępowe, antyzachodnie no i niewątpliwie czarne - nie można ich urazić. A socjalizm ma jak wiadomo rację z założenia (w tzw. III świecie ma być, a więc być musi, „jedynym lekarstwem na rozwój”) - jeśli coś nie całkiem wychodzi, to z „przyczyn obiektywnych”. Tzw. neokolonializm stanowi tu „wyjaśnienie” idealne. Bo z kolei „kapitalizm”, jak wiadomo, zawsze był i zawsze będzie winien wszystkiemu. Z postępowego punktu widzenia, dzisiejsza sytuacja jest lepsza niż przed 1960 r. - wówczas można było oskarżać wyłącznie jakąś tam Anglię czy inną Belgię, dziś można rzucić się na liczącego się wroga, a mianowicie St. Zjednoczone.

(4) To jest - mniejsza niż za czasów kolonialnych. Nie wyrażamy tu swego umiłowania wobec kolonializmu. Chodzi nam raczej o to, komu i jak przekazano władzę. Otóż, a jest to aktualne do dziś (popatrzmy kto jest oficjalnie afiliowany przy ONZ), przekazano ją elitom tzw. „liderów” (będących uczniami postępowców zachodnich) oraz przeróżnym Frontom Wyzwolenia (stanowiącym rzekomo „jedynego, prawdziwego reprezentanta...” itd). Skutki - zniszczenie gospodarki, handlu, struktur pośrednich, rządów prawa, a także masakry, wysiedlenia i inne przejawy wdrażania prawdziwego postępu...

DEKOLONIZACJA