22.1 Moskwa jako papierowy tygrys

ENCOUNTER - N O T A T N I K P A R Y S K I

Jean François Revel

Moskwa jako papierowy tygrys

Poglądy Zachodu na temat ZSRS od 1917 roku i na temat innych systemów komunistycznych od 1945 roku zmieniają się z monotonną regularnością samopowracalnej taśmy video. Gdy mowa o komunistycznym imperializmie - czy odwrotnie - o gotowości komunistów do pokojowej koegzystencji - optymizm i pesymizm występują ciągle na przemian. Od roku 1980 ZSRS i komunizm oceniane były dosyć surowo w państwach demokratycznych.(1) Dotyczy to nie tylko poglądów grup eksmarksistowskich intelektualistów, ale generalnie rzecz biorąc - opinii publicznej. We Francji widać to najbardziej, gdy zanalizuje się sondaże społeczne na temat tzw. „obrazu Związku Sowieckiego”. Większość mieszkańców Zachodu krytykuje system komunistyczny, uważając go zarówno za katastrofę dla społeczeństw w nim żyjących jak i za zagrożenie dla reszty świata. Stąd przeważa poparcie większości dla zdecydowanej postawy w negocjacjach ze Wschodem, pomimo żarliwego zapału pacyfistycznych mniejszości.

Niektóre z obecnych oznak sugerują jednak, że wahadło zaczyna przechylać się w przeciwną stronę. Wygląda na to, że antysowietyzm staje się dépassé i znów wychodzi z mody. Nie znaczy to, że ktokolwiek próbuje rehabilitować system komunistyczny jako ekonomiczne i społeczne panaceum - to zadanie stało się zbyt trudne. Nikt też nie szermuje sowieckim „umiłowaniem pokoju” - to także już nie przejdzie. Nowa argumentacja zakłada, że Związek Sowiecki stał się tak słaby, iż obawy przed nim są zupełnie zbędne i graniczą z absurdem. Popularność tej nie całkiem nowej tezy - używano jej w przeszłości jako częściowego usprawiedliwienia détente - tłumaczy dobre przyjęcie nowej książki Régisa Debray'a(2) „LES EMPIRES CONTRE L'EUROPE” („Imperia przeciwko Europie”) wydanej przez Gallimarda. Autor ukazuje w niej Związek Sowiecki jako imperium niedołężne i rozpadające się i kusi nas bardzo różową oceną stosunku sił między Wschodem i Zachodem.

Zdaniem Régisa Debray'a,w rzeczywistości „Wschód i Zachód nie istnieją”. Blok atlantycki „rozprzestrzenia się w świecie”, a blok sowiecki „kurczy się”. To nie przejęzyczenie. Tak pisze p. Debray, który chyba dawno nie oglądał przedwojennych map. Ani tych sprzed 1975 roku. W jego ocenie jedynym imperialistą, którego należy się obawiać są Stany Zjednoczone (oczywiście jak zawsze) i Islam ze swoją zdobywczą energią. Każdy, kto w dalszym ciągu czuje obsesję sowieckiej siły, padł ofiarą przestarzałego manicheizmu. Perfidna siła zza Atlantyku „infiltruje społeczeństwo Europy”, nieudolna siła sowiecka zaledwie je „oblega” (jest na zewnątrz).

Oddając Debray'owi sprawiedliwość należy stwierdzić, że nie zaprzecza on sowieckiemu ekspansjonizmowi. Uważa jednak, że ZSRS nie posiada środków do osiągnięcia swoich celów. Sowiecka siła militarna to złudzenie. Amerykanie - automatycznie podejrzani - publikują „horrendalnie zawyżone” dane o sowieckim arsenale nuklearnym i konwencjonalnym, o sowieckiej marynarce wojennej, o liczbie sowieckich żołnierzy, zresztą i tak samych cherlaków. Ekspansja sowiecka w Afryce? To tylko specjalna inicjatywa Castro, której Moskwa nie była się w stanie przeciwstawić. Sowietyzacja Europy środkowej po 1945 roku? W rzeczywistości było to spełnienie woli tamtejszych narodów i na pewno nie miało w sobie nic z ducha podboju.(3) Wydaje się, że największe niebezpieczeństwo dla nas, Europejczyków, pochodzi od ...READER'S DIGEST.(4) Dlaczego? „Afgańczycy dlatego są w stanie walczyć przeciwko Migom 16, bo nie czytali nigdy „Reader's Digest”. Innymi słowy: Rosjanie są zagrożeniem dla Europy, ale tylko dlatego, że nasz duch został częściowo osłabiony przez ich obiektywnego alianta – „Reader's Digest”.

Przechodząc do spraw bardziej konkretnych, Debray, jako dowód amerykańskiego imperializmu (jedynego prawdziwego jego zdaniem) podaje „fakt”, że wydatki Stanów Zjednoczonych na zbrojenia wzrosły o 40% w ciągu trzech lat. W rzeczywistości, Debray pomylił prośby, z którymi administracja zwracała się do Kongresu, z efektem tych próśb. Np. na nadchodzący rok administracja nie otrzymała kwoty, która stanowiłaby jakikolwiek wzrost w porównaniu z rokiem bieżącym (wzrost o 0%).W praktyce spowoduje to spadek wydatków na zbrojenia, jako że sumy przegłosowane ostatecznie w Kongresie nie uwzględniają jakiejkolwiek inflacji. Debray odpowie, że cytowanie liczb jest tylko wybiegiem i nie znaczy nic w kontekście „upadku komunizmu”. Dyszy on już ostatkiem sił i to zarówno w sensie ideologicznym jak i politycznym. Może i tak jest, jednak w sensie dyplomatycznym i strategicznym, komunizm ciągle żyje i ma się dobrze.

Régis Debray nie jest osamotniony w swym optymizmie na temat rzekomej słabości ZSRS. Jego nieoczekiwanym sprzymierzeńcem okazał się p. Raymond Barre.(5) W długiej wypowiedzi opublikowanej w POLITIQUE INTERNATlONALE (Nr 27, wiosna 1985), były premier „odrzuca pogląd o ZSRS jako supermocarstwie”, a w związku z tym „trudno mu uwierzyć, że ZSRS jest gotowy do podejmowania jakiegokolwiek dodatkowego ryzyka”. Fakt, że w latach 1975-1980, 100 mln ludzi znalazło się w strefie bezpośrednich lub pośrednich wpływów sowieckich „nie jest wynikiem détente.” A jeśli chodzi o Afganistan? W tej sprawie, jak twierdzi, „nie można wydawać uproszczonych i pospiesznych sądów”. ZSRS nie planował inwazji, tylko „nagle znalazł się w sytuacji, która wymknęła się spod jego kontroli”. Wydaje się, iż p. Barre nie dostrzegł, że ta „sytuacja” była wynikiem sowieckiego zamachu stanu, którego skutkiem była instalacja komunistycznego rządu w Kabulu, a następnie, gdy społeczeństwo odrzuciło ten reżim, potrzeba jego wsparcia. Zdaniem p. Barre'a - (zdumiewające jest, że człowiek tak inteligentny ucieka się do podobnie ogranych frazesów) – „ZSRS zawsze cierpiał na kompleks oblężenia”. Przypuszczalnie przejawia go również dzisiaj wysyłając co chwila ultimata wobec Pakistanu, przez który niewątpliwie czuje się „okrążony”. Stawiając sprawę jasno, Gorbaczow domaga się, by Pakistan deportował afgańskich uchodźców, a zatem pozwolił Armii Czerwonej na dokonanie ich masakry. „Delikatne” metody represji stosowane przez sowieckie wojska w Afganistanie, zostały niedawno ujawnione w raporcie przedstawionym w ONZ.

Jeszcze bardziej zaskakujący jest fakt, że Régis Debray okazuje się tutaj uczniem nie François Mitteranda, ale Raymonda Barre'a! Niepokojące pogłoski zaczęły od pewnego czasu krążyć na temat byłego premiera. Podobno w Szwajcarii Barre stwierdził, że żelazna Kurtyna już nie istnieje. W Bretanii wyraźnie zarzucał prezydentowi „połączenie tradycyjnych wad francuskiej polityki atlantycyzmu i antysowietyzmu”. P. Barre jest zbyt dobrym politykiem, by nie wiedzieć, że oba te słowa same w sobie nie posiadają żadnego sensu. Czy nastawienie antysowieckie powoduje, że ludzie uważają ZSRS za imperialistę? Czy też może ktoś staje się antysowiecki, ponieważ ZSRS zachowuje się jak imperialista? Jest to czysta scholastyka, z której jedynym wyjściem jest próba spojrzenia na fakty. Czy układy rozbrojeniowe wpłynęły w jakikolwiek sposób na zwolnienie tempa sowieckich zbrojeń, czy też nie? Czy siły zbrojne Układu Warszawskiego posiadają broń chemiczną, czy też nie? A NATO? Czy przez ostatnich dziesięć lat Sowieci pokazali, że respektują swoje helsińskie zobowiązania w sprawie praw człowieka?

Raymond Barre mówi jedynie: „Musimy dopilnować, by zobowiązania, o których była mowa w Koszyku 3 (porozumień helsińskich - koszyk trzeci to „prawa człowieka” - przyp. tłum.) były przestrzegane, musimy również cięgle o nich przypominać”. Ktoś oszołomiony trwającym przez całą dekadę niezwykłym powodzeniem tej śmiałej polityki mógłby zapytać, co konkretnie ma na myśli p. Barre mówiąc „musimy dopilnować”. Dalej, czy to „prostacki manicheizm” powoduje zdziwienie czytelnika, gdy czyta on zdanie Barre'a, który znakomicie zna angielski i deklaruje (str. 8), iż pragnie, by détente, była „niepodzielna” (indivisible), a następnie (str. 17) stwierdza, iż jest przeciw zasadzie „powiązania” (linkage).(6) W obu językach oba słowa znaczę dokładnie to samo. Znaczę, że nie zgadzamy się na to, by Związek Sowiecki zbierał owoce odprężenia w Europie, prowadząc jednocześnie politykę destabilizacji na Bliskim Wschodzie, w Afryce, w Ameryce Łacińskiej i Azji Centralnej. Co więc w końcu powinniśmy zrobić? Zamknąć oczy? Czy może zareagować? Jeśli tak, to jak? Czy też może winniśmy po prostu ogłosić, że tak naprawdę niebezpieczeństwo jest całkiem wyimaginowane?

Podstawowe pytanie w kwestii tzw. „atlantycyzmu” brzmi: czy - jeśli ktoś jest przeciwko, powinien wystąpić z Paktu? Debray uczciwie zadaje to pytanie. Czy Francja powinna wystąpić z Paktu Północnoatlantyckiego? Całkowicie wbrew logice swych argumentów, autor odpowiada: nie. Pytamy: dlaczego pozostać w Pakcie, skoro ZSRS nie stanowi żadnego zagrożenia? Wydaje się dziwne przeprowadzanie analizy wiodącej w jednym kierunku, a następnie wyciąganie praktycznych wniosków, które prowadzą w kierunku zupełnie przeciwnym. Zdaniem p. Barre'a, NATO opiera się na klasycznej maksymie: Amerykanie bronią Europy (z tym Barre się zgadza), ponieważ leży to w ich własnym interesie. Jednak jeżeli obrona stała się zbyteczna, dlaczego mamy pozwolić na dalsze jej zapewnianie, skoro jedynym tego wynikiem jest irytacja miłujących pokój Sowietów? W końcu każde państwo-członek Paktu może wystąpić z niego w każdej chwili, wychodząc spod jego zintegrowanego dowództwa, albo opuszczając sam Pakt. (...)(7)

Jeśli chodzi o postawy Europejczyków, to godne uwagi jest, w jak niewielkim stopniu kształtują je fakty, a w jak znacznym stanowią odbicie pewnych psychologicznych potrzeb. Postawy tzw. „ekspertów” zmieniają się tak szybko jak obowiązująca długość spódnic; na każde następne spotkanie trzeba przynieść coś nowego. Postawy polityków bardzo często wynikają ze strachu przed koniecznością wyciągania wniosków z faktów, faktów takich jak np. ujawniony w 1983 roku rozmiar sowieckiego szpiegostwa. Rąbek zasłony uchylony wówczas spowodował deportację z Francji 47 szpiegów. Podobne tabu stanowi rola, którą Związek Sowiecki odgrywa w międzynarodowym terroryzmie. Wielu polityków woli odwrócić się od strefy niebezpieczeństwa, uniknąć spojrzenia prawdzie w oczy i podjęcia jakichkolwiek działań. Jakże często nasze teorie (czy możliwe jest, by zawsze był to czysty przypadek?) powodują bezwład! Np. Debray ma rację wykazując groźną agresywność Islamu, ale nie ma racji twierdząc, że przyćmiewa ona i usuwa na dalszy plan komunistyczny ekspansjonizm. „Dwie formy imperializmu” nie neutralizują się wzajemnie, ale łączą się. Widać to na przykładach Libanu, Czadu i Jemenu. Można również liczyć na pewne niespodzianki w Iranie, gdy odejdzie Chomeini. Ciche przymierze antyzachodnie Islamu z komunizmem funkcjonuje doskonale i będzie istniało tak długo, jak długo ZSRS nie będzie próbował narzucić siłą, tak jak w Afganistanie, reżimu wzorowanego na własnym.

Zawsze łatwiej widzieć Związek Sowiecki takim jakim chcielibyśmy by był, niż przystosowywać naszą politykę do tego czym jest on w rzeczywistości. Kiedy p. Barre stwierdza, że LA FRANCE DOIT AVOIR UNE POLITIQUE ETRANGERE QUI COUVRE L'EST ET L'OUEST (Francja powinna posiadać politykę zagraniczną, która obejmowałaby zarówno Wschód jak i Zachód), mówi rzeczy oczywiste. Jedyną ciekawą kwestią jest pytanie, co ma na myśli mówięc o „polityce, która obejmowałaby Wschód”. Byłoby rzeczywiście groźne, gdyby oznaczało to skłonność do dawania wiary najbardziej optymistycznym twierdzeniom na temat ZSRS. Sens odrzucenia tezy o istnieniu problemu polega - jak w przypadku R. Debray'a - na tym, iż uchyla się w ten sposób od próby jego rozwiązania.

Encounter, październik 1985

Dopisek i przypisy od redakcji Contry:

Mogłoby się wydawać, że powyższy tekst jest dziś już nieaktualny. Ile mieliśmy od tego czasu układów, spotkań, deklaracji oraz „inicjatyw Gorbaczowa”. A sytuacja w Europie środkowo-Wschodniej - podobno i kurtyny i Bloku sowieckiego na naszym kontynencie już nie ma... Pomijając już sprawę w jakim stopniu owe zmiany spowodowane były postawą administracji amerykańskiej w latach 1980-84 (która spotykała się z krytykę p. p. Barre'a i Debray'a), artykuł nabiera nowej aktualności w swej warstwie ogólnej. Inicjatywy sowieckie połączone z owymi zmianami i wspomnianym w artykule mitem tworzą zaiste potężną mieszankę skłaniającą do odprężania się na potęgę oraz do całkowitej pasywności wobec Sowietów. „Problem” znika już całkowicie, a na agendzie staje dalsze rozbrajanie Zachodu po to by przy pomocy uzyskanych dzięki temu funduszy postawić na nogi gospodarkę Związku Sowieckiego! Ahistoryczne są nie dawniejsze teksty Revela czy np. Michała Hellera, ale tezy ludzi obwołujących Gorbaczowa demokratą, a ZSRS mocarstwem odideologizowanym i wręcz postkomunistycznym oraz postekspansjonistycznym. Widzimy też, że Zachód (mimo Reagana) był już gotów do kolejnej zmiany nastawienia wobec Sowietów przed rozpoczęciem oddziaływania „efektu Gorbaczowa”.

PRZYPISY:

(1) Tekst Revela pochodzi z 1985 roku.

(2) W tym kontekście mniej istotne jest, że Régis Debray był przyjacielem i współbojownikiem Che Guevary. Istotniejsze jest, że był (a może jest nadal) „doradcą” Monsieur Mitteranda. Zwracamy uwagę na liczbę mnogą przy określeniu, kto jest przeciwko Europie. Kansas City, a nie Krasnojarsk jest siedzibą prawdziwych wrogów - dla p. Debray'a.

(3) Poglądy Debray'a podziela wiele tuzów lewicy na Zachodzie. A niektórzy w Polsce przedstawiają tę właśnie lewicę, jako „największych sojuszników naszych zmagań”.

(4) Subtelna ironia p. Debray'a. Chodzi o to, że wielomilionowy i wielojęzyczny „Reader's Digest” jest magazynem konserwatywnym (m.in. pierwodruki dochodzeń Claire Sterling o zamachu na Papieża i klasyczne exposé Johna Barrona na temat działalności KGB czy też długi materiał o księdzu Jerzym, nieco bardziej zbliżony do polskich odczuć niż film pani Holland), a zarazem symbolem masowej kultury - a kysz - amerykańskiej. Ciekawe, że p. Debray ma trochę racji. Winien tylko zmienić tytuły i napisać, że Afgańczycy nie czytali nigdy „The New York Timesa” oraz „Le Monde”.

(5) Jak pamiętamy, Raymond Barre ubiegał się o stanowisko Prezydenta Republiki Francuskiej. Rzecz cała nie dotyczy nieistotnych szczegółów francuskiej sceny politycznej. Postawa Monsieur Barre'a jest typowa dla dużej części prawicy zachodniej (porównaj jego opinie o Afganistanie oraz tezy o okrężeniowej hipochondrii Sowietów - patrz tekst „Spójrzmy na las” w 1/2 nr Contry).

(6) Linkage to klasyczny termin z tzw. idealnej wersji odprężenia. Chodzi o powiązanie „przestrzegania praw człowieka” oraz wyrzeczenia się skłonności do ekspansjonizmu i destabilizacji zapalnych rejonów z rozwojem współpracy, handlu oraz - rozbrojeniem. Kissinger i Nixon tak dzisiaj bronią swej polityki: podobno chcieli takiego, a nie przynoszącego jednostronne korzyści Sowietom odprężenia, tylko przeszkodziła im sprawa Watergate i paraliżujący politykę Nixona i Forda, Kongres St. Zjednoczonych.

(7) Opuszczamy fragment o Hiszpanii (gdzie w międzyczasie odbyło się referendum, w którym większość Hiszpanów opowiedziała się za pozostaniem w NATO).