WOLNI I NIESTEROWALNI
Jadwiga Staniszkis tworząc model państwa postkomunistycznego w fazie kapitalizmu sektora publicznego postawiła pytanie gdzie znajduje się prawdziwa władza w sytuacji gdy brak jest jednego ośrodka decyzyjnego i stwierdziła, iż jest ona rozmyta, tj. plasuje się na przecięciu wpływów aparatów partyjnych, administracji państwowej i zaprzyjaźnionego biznesu prywatnego. Schemat nie uwzględnia jednak mediów i środowiska służb specjalnych, które w postkomunizmie odgrywają kluczowe role. To właśnie ludzie służb, zwłaszcza wojskowych i I Departamentu (wywiadu) są centrum owego czworokąta i przenikają jego boki.
Z jednej strony media, pod hasłem ratowania zdobyczy III RP, bronią Ubekistanu, gdyż są z nim związane genetycznie. Nie potrzebne są tu żadne instrukcje, gdyż luminarze mediów walczą po prostu o własne przeżycie. To ich interes własny decyduje o potwornym jazgocie na wszelką wzmiankę o lustracji dziennikarzy i ujawnieniu powiązań, które przecież decydowały o ich karierach. Jak to się stało, iż stażystka z redakcji rolnej Polskiego Radia stała się najpopularniejszą dziennikarką polityczną III RP i, obok Paradowskiej, ulubienicą „Wybiórczej”. Czy jakąś rolę w tym odegrał mjr Stanisław Olejnik, naczelnik Wydziału III-2 warszawskiej bezpieki? Jak bowiem podaje Wikipedia, kiedy „w 1982 roku rozpoczęła pracę w Programie III PR, sugerowano, że mógł jej w tym pomóc jej ojciec, wysoki funkcjonariusz MSW”.
Dla Ubekistanu, a więc dla przytłaczającej większości mediów, komentatorów politycznych, moderatorów audycji politycznych i szerzej elity III RP, PiS stanowi śmiertelne zagrożenie, gdyż nie tylko jest spoza układu ale jego sukces i zdobycie władzy, tej rzeczywistej a nie rządowej, zależne jest właśnie od likwidacji potworka zrodzonego z okrągłostołowego małżeństwa. Dlatego media będą prowadziły kampanię przeciwko PiSowi pod dowolnym, w danym momencie wygodnym hasłem, nawet gdyby Jarosław Kaczyński stwierdził, iż Żakowski z Paradowską i Łaszcz z Lisem okraszony Olejnikową są niedoścignionymi wzorcami obiektywizmu. Szef PiSu po prostu celnie określił istotę problemu. W Polsce nie ma wolnych mediów, tzn. zarówno zróżnicowanych jak też niezależnych od dotychczasowego układu władzy. To nie znaczy, że dziennikarze nie mogą pisać co chcą. Mogą i piszą, rzecz bowiem w tym co chcą pisać. A chcą albo bronić Ubekistanu albo uczestniczyć w jego rozgrywkach wewnętrznych, bo takie postępowanie dyktuje większości interes własny. To stary układ III RP ustala jaki jest prawidłowy kierunek chcenia, który stanowi gwarancję, że nie wyląduje się na śmietniku.
Wśród licznych audycji politycznych serwowanych nam przez telewizję są jedynie dwie wyróżniające się obiektywizmem: „Puls wieczoru” Jacka Sobali oraz „Wiadomości i Opinie” Krzysztofa Skowrońskiego. Pozostali moderatorzy prześcigają się w orkiestrowaniu ataków na jedną stronę. Nie uwzględniamy tu show „Kajko i Kokosz” w TVN, gdyż w nowej formule należy raczej do kategorii programów rozrywkowych dla mało wybrednej publiczności.
Starcie ze starym układem w każdym kraju postkomunistycznym prowadziło do tzw. wojny o media czyli prób choćby minimalnego zrównoważenia wpływów lub ograniczenia monopolu postkomunistycznej lewicy i związanych z nią grup. Tak było na Węgrzech i w Czechach i w Polsce tego nie unikniemy, chyba że skapitulujemy.
Mniej więcej od roku 2002 media stały się także instrumentem walk między klanami Ubekistanu. Fakt, iż media nagle dojrzały korupcję po 2001 roku i zwalczały ekipę Millera wynika z tego, iż wpływy obozu prezia w mediach były silniejsze niż związki millerowskiej części ABW z dziennikarzami. Wolność prasy w Uzbekistanie zbyt często oznaczała wolność pracy operacyjnej. To ta walka otworzyła drogę PiSowi do władzy ale stało się tak wbrew pierwotnemu scenariuszowi, według którego atak na Millera miał ułatwić wylansowanie najpierw ekipy Borowskiego, potem Cimoszewicza i wreszcie PO czyli by na gruzach zużytej SLD zbudować nową siłę chroniącą stary system. PiS wykorzystał sytuację i wypełnił tworzone nie dla niego miejsce. Nie ma w tym żadnej zasługi rzekomo wolnych mediów jak bezczelnie głosi „Wybiórcza”, domagając się wdzięczności za wyniesienie PiSu do władzy, ponieważ krytykowała Millera.
Przyjrzyjmy się wolnym i niesterowalnym gwiazdom naszych mediów.
Grzegorz Indulski popełnił zbrodnię, był współautorem książki „On Kwaśniewski”. Tekst niezbyt wysokich lotów ale zamiast hagiografii zawierał wiele interesujących informacji, m. in. na temat WSI i związanego z nimi preziowego otoczenia. Piotr Najsztub wyrzucając Indulskiego z „Przekroju”, jak wieść w wydawnictwie niesie, był jedynie wykonawcą polecenia Zbigniewa Napierały, prezesa Edipress a prywatnie kumpla prezia. Najsztub wolał więc wysłać na bezrobocie Grzegorza Indulskiego niż samemu go zakosztować. Sam redaktor naczelny „Przekroju” twierdzi jednak, iż był wolny i sam, niezależnie posłał Indulskiego na zieloną trawkę. Może Najsztub rzeczywiście nie czekał na polecenie tylko sam ubiegł pańskie życzenie. Ostatecznie wolność to uświadomiona konieczność, jak zapewne Najsztub pamięta z lekcji marksizmu.
Inny wolny i niezależny dziennikarz, Tomasz Wołek zapomniał jak Bronisław Wildstein za jego sprawą stracił pracę w „Życiu”. Zbrodnią Wildsteina było umieszczenie jednego zdania krytycznego o Wałęsie zamiast napisanie na jego temat artykułu hagiograficznego.
Kolejny wolny i niesterowalny, naczelny „Rzeczpospolitej” Grzegorz Gauden wyrzucił wymienionego już Wildsteina, bo ujawnienie listy IPNowskich zasobów uderzyło w cały Ubekistan, a u prezia zapanowało nawet niezadowolenie. Do dzisiaj nie wyjaśniono czy informacje, które wówczas pojawiły się na temat planu powierzenia przez rząd Belki (a więc z preziowego nadania) spółce kierowniczej „Rzeczpospolitej” akcji wykupionych od Orkli były prawdziwe i po prostu operacji nie zdążono zrealizować. Dociekliwi dziennikarze śledczy padli w tym wypadku ofiarą kolektywnej amnezji.
Wszyscy pamiętamy jak niesterowalni Żakowski i Paradowska służyli Janowi Kulczykowi w operacji medialnej pt. „jestem chory i prześladowany”. Nieprzypadkowo dr Kulczyk powoływał się w swych rozmowach wiedeńskich na pierwszego, jak się okazuje patrona ropy i mediów.
Wszyscy już zapewne zapomnieli jak dziennikarka roku cenzurowała własny tekst na polecenie Adama Michnika. Gdy jednak weźmiemy pod uwagę, iż „Wybiórcza” i „Polityka” należą do obozu politycznego prezia, a na falach wspólnego radia TOK FM uprawiają najzajadlejszą propagandę w obronie Ubekistanu, postępowanie Paradowskiej stanie się zrozumiałe; po prostu zajmuje w wewnętrznej hierarchii pozycję niższą niż Michnik, więc winna jest mu wolne posłuszeństwo.
Prezio na bezrobociu, Dukaczewski w Stanach, WSI rozwiązane – oto wizja czarnej przyszłość mediów w Polsce. Nasuwa się wobec tego pytanie, kto przejmie patronat nad „wolnymi i niesterowalnymi” po rozpadzie dworu Ola i Joli? Niewątpliwie do tej roli aspiruje PO, jedyna siła mogąca uratować układ z najmniejszymi stratami własnymi. Na tym tle powstają też nowe sojusze. Dobrym przykładem jest tu TVN, który w poprzednim okresie lansował PO, przeciwstawiając ją jednocześnie obozowi prezia i ekipie Milłera. W nowej sytuacji wspólnym i największym wrogiem staje się PiS.
Bez zmian w mediach każda próba reformy uderzająca w interesy Ubekistanu będzie przedstawiana jako katastrofa narodowa i wywoła wściekły atak propagandowy mediów zmonopolizowanych przez jeden obóz polityczny i tajne powiązania. Nie ma innej drogi jak otwarcie możliwości awansu w mediach przed młodymi dziennikarzami, którzy we własnym interesie będą zwalczali układ zamykający przed nimi możliwości awansu, bo nie mieli tatusiów w SB, nie byli agentami, nie mieli znajomych w nomenklaturze i nie byli dość służalczy wobec aktualnych szefów lub po prostu nie było dla nich miejsca.