POLITYKA ZAGRANICZNA BUSHA I CLINTONA

Amerykański dziennik “Washington Times” z 3 listopada 2000 r. Louis R. Golino; Oblicze polityki zagranicznej. Autor zestawia koncepcje polityki zagranicznej dwóch kandydujących w wyborach prezydenckich polityków i pokazuje, jakie mogą być ich konsekwencje dla polityki amerykańskiej.

Kolejny amerykański prezydent stanie w erze amerykańskiej supremacji oraz globalizacji przed wyzwaniem stworzenia, całościowej i zgodnej z prowadzoną przez urzędników ustępującego gabinetu strategią polityki zagranicznej i obronnej.

Eksperci twierdzą, iż nowy prezydent będzie musiał być bardziej zaangażowany w politykę zagraniczną niż prezydent Clinton, chronić amerykańską dominację na arenie międzynarodowej i określać jej cele.

Przy okazji prac nad zapewnieniem poparcia Kongresu dla inicjatyw międzynarodowych i uświadomieniem społeczeństwu kompleksowości problemów światowych, prezydent spowodować jednak może silną reakcję przeciwko zaangażowaniu USA w problemy światowe.

Przemawiając na forum Instytutu Brookings czterech byłych, wysokich rangą urzędników z administracji republikanów i demokratów, przedyskutowało perspektywy polityki zagranicznej oraz obronnej wiceprezydenta Ala Gore i gubernatora Teksasu Georga W. Busha.

Spotkanie podsumowywało trwający cały rok program “Priorytety 2000” (P2K), który wymyślono po to, aby zachęcić kandydatów do zaangażowania się w rzeczową dyskusję nad koncepcjami polityki zagranicznej.
Podobieństwa, różnice
Ogólnie można powiedzieć, że uczestnicy forum pokazali różnice i podobieństwa koncepcji polityki zagranicznej pana Gore i Busha. Podkreślili, że obaj są “internacjonalistami” wierzącymi w wolny rynek i silną postawę obronną, którzy chcą, żeby USA przewodziły polityce globalnej i były w nią zaangażowane.Ale byli urzędnicy dostrzegają także ważne różnice pomiędzy kandydatami.

Richard Haas – dyrektor studium polityki zagranicznej Brookings, były urzędnik administracji i doradca prezydenta Georga W. Busha, stwierdził, iż Bush jest “bezwzględnym zwolennikiem wolnego handlu”. W przeciwieństwie do niego pan Gore uważa, że problemy środowiska i polityki socjalnej powinny być częścią porozumień handlowych. Richard Burt, urzędnik administracji prezydenta Reagana powiedział, iż Bush uważa, że włączanie takich zagadnień do negocjacji handlowych utrudnia je tylko. Jeśli kwestie ekologii i polityki społecznej dołącza się do umów handlowych, to powoduje to powstanie zajmujących się nimi ponadnarodowych instytucji. Bush krytykuje zaś cedowanie części państwowej suwerenności Stanów Zjednoczonych na instytucje międzynarodowe. Natomiast pan Gore jest zwolennikiem powstawania takich organizacji, które powiązane będą z ONZ i Międzynarodowym Funduszem Walutowym (MFW).

Użycie siły

Wszyscy uczestnicy spotkania potwierdzili, iż Bush będzie dużo bardziej ostrożny niż Gore w użyciu amerykańskich sił zbrojnych poza granicami kraju i nie będzie skłonny do angażowania ich z powodów humanitarnych. Będzie interweniował tylko w przypadku zagrożenia żywotnych interesów USA. Większość analityków politycznych uważa, że interwencje humanitarne leżą poza obszarem tak zdefiniowanych interesów. Pan Bush określa interesy narodowe dużo węziej niż Gore. Jego największą uwagę przykuwa Europa, rejon Zatoki Perskiej i Azja Wschodnia. Natomiast Afryka schodzi na drugi plan.

Gore jest bardziej ekspansywny w swoim postrzeganiu narodowych interesów amerykańskich i odważniejszy w kwestii użycia sił zbrojnych USA – twierdzą analitycy. Lee Hamilton, były demokratyczny kongresman z Indiany, a obecnie dyrektor Międzynarodowego Centrum dla Naukowców im. Woodrow Wilsona powiedział, że Gore będzie wprowadzał amerykańskie wartości za granicami USA.

Pan Haas uważa, że podejście Gore do problemów polityki zagranicznej przypomina podejście prezydenta Wilsona. Pan Burt sądzi jednak, iż w przeciwieństwie do Gore, który uważa, że USA powinny się angażować w działania państwowotwórcze, na przykład na Bałkanach, Bush pozwoli wieść w nich prymat potęgom regionalnym – w tym przypadku Europie. Wyjście z Bałkanów Pan Hamilton przewiduje, że Bush wycofa siły amerykańskie z Bałkanów tak szybko, jak tylko będzie mógł to zrobić. Powodem jest duża presja społeczna. Podkreśla też, że budowa państw nie jest zadaniem sił zbrojnych, ale jednocześnie “polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych będzie przez cały czas wspierać odbudowę państw”.

Jessica Tuchman Mathews - prezes Fundacji Carnegie na rzecz Pokoju, a w przeszłości urzędnik administracji prezydenta Cartera i Clintona – twierdzi, iż pan Gore był “bardzo blisko związany z Pentagonem” przez cały okres swojej kariery politycznej, także w swoim sposobie myślenia. Z tego punktu widzenia różni się bardzo od prezydenta Clintona – mówi pani Mathews.

Jednak różnice w podejściu do zagadnień interwencji mogą wcale nie być tak znaczące jak się wydają, ponieważ sama administracja prezydencka, obezwładniona presją społeczną, stawia opór zaangażowaniu się w “kontrowersyjne” interwencje poza granicami USA. To, jak twierdzi pan Hamilton sugeruje, że obaj kandydaci mają inne podejście do zagadnień międzynarodowych.

Rozmówcy podkreślali, że Gore uważa za ważne zwrócenie uwagi na nowe problemy globalne i międzynarodowe. Takie, jak światowy system ekologiczny, klęski żywiołowe czy zagrożenia bezpieczeństwa. Gore sprzyja też czemuś, co nazywa “uprzedzającym zaangażowaniem” albo uporaniem się z sytuacją zanim osiągnie poważne rozmiary. Tradycjonaliści, “realiści”

Bush jest natomiast kimś, kogo panowie Burt i Haas określają jako politycznego tradycjonalistę, czy “realistę”. Kogoś, kto wierzy, że najważniejszymi aktorami na międzynarodowej scenie pozostają ciągle państwa. Powiedzieli też, iż zamierza on przeprowadzić strategiczną rewizję założeń amerykańskiej polityki zagranicznej.

W kwestiach bezpieczeństwa Gore proponuje większe wydatki niż Bush. Ale pan Hamilton i inni uczestnicy spotkania podkreślali, że dużo ważniejsze są różnice w stosunku do programu Narodowej Obrony Przeciwrakietowej (NMD) i kontroli zbrojeń, którym według nich poświęcono podczas kampanii wyborczej niedostatecznie dużo uwagi.

Bush popiera możliwie szybkie rozmieszczenie NMD, żeby chronić USA i jego sojuszników przed szantażem nuklearnym państw-rozbójników. Nawet, jeśli wymagałoby to wymówienia Traktatu Antybalistycznego (ABM) z Rosją. Gore natomiast, skłania się ku bardziej ograniczonemu programowi NMD popieranemu przez prezydenta Clintona. Położy też większy nacisk na traktat ABM jako podstawę amerykańsko-rosyjskiego systemu kontroli zbrojeń.

Odnosząc się do często podkreślanego braku doświadczenia Busha w polityce zagranicznej, byli urzędnicy dowodzili, iż takie doświadczenie nie zawsze jest najważniejszym czynnikiem. Liczą się także ocena sytuacji, pewność siebie i jakość prezydenckiej ekipy.

Sojusznicy USA

Pan Bush reprezentuje kierowniczy typ przywódcy. Będzie grał używając instynktu swojego, swoich doradców, a potem podejmował decyzje. W zasadzie jest “reaganowski”, mówi pan Hass, ponieważ jego działań nie będą warunkowały “szczegóły”. Pan Gore ma tylko jednego głównego doradcę ds. polityki zagranicznej – Leona Fuertha, podczas, gdy Bush dysponuje zespołem doświadczonych doradców - powiedział pan Burt. Grupą doradców Busha kieruje pani Condoleezza Rice, która pracowała też w administracji prezydentów Reagana i Georga Busha.

W końcu, rozmówców podzieliły podejście do zagadnień relacji USA z sojusznikami i wielostronnej współpracy Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej. Pani Mathews przewiduje, że Bush będzie raczej zwolennikiem relacji dwustronnych, a Gore wielostronnych. Jednak panowie Burt i Haas dowodzili, iż administracja Busha będzie się angażowała w wielostronne przedsięwzięcia i położy duży nacisk na kontakty z sojusznikami Stanów Zjednoczonych. Jak powiedział pan Burt - pani Rice, doradczyni Busha – popiera taki podział zadań, dzięki któremu sprzymierzone siły będą przewodzić działaniom pokojowym i zapobieganiu kryzysom w skali globu, z wykorzystaniem pomocy logistycznej oraz wywiadowczej USA.

Pani Mathews mówiła też, iż Gore wierzy w potrzebę wielostronnych wysiłków międzynarodowych zmierzających do ograniczenia terroryzmu, przestępczości, korupcji oraz innych problemów globalnych. Oczekuje ona, że spożytkuje on kapitał polityczny na sprawy takie, jak zapłacenie amerykańskich długów w ONZ i rozwój “wielostronnego systemu dowodzenia i kontroli”.

Dziennik amerykański “International Herald Tribune” z dnia 31 października 2000, David E. Sanger; Gore i Bush różnią się co do koncepcji polityki zagranicznej USA. Mówiąc o pryncypiach obu kandydatów w tej dziedzinie autor przedstawia Busha jako izolacjonistę, a Gore jako chcącego kontynuować politykę zaangażowania Billa Clintona.

Jeśli zostanie prezydentem “Al Gore twierdzi, że będzie używać siły w celu powstrzymania tego rodzaju koszmarów jakie rozegrały się w Bośni, będzie wywierać naciski ekonomiczne na bankrutujące państwa aby przyjęły system demokratyczny oraz wspierać wdrażanie zachodniego stylu pracy i tamtejszych standardów” charakteryzuje autor Ala Gore. Wiceprezydent nie odpowiedział jednak na stawiane mu często pytanie jak da sobie radę z narastającymi antyamerykańskimi nastrojami i nie wiadomo jak ma to współgrać z jego “interwencjonistycznymi inklinacjami”. Tymczasem kontrkandydat George W. Bush twierdzi, że “nadmierne siły amerykańskie powinny zostać stopniowo wycofane z Bałkanów” co przez narody europejskie postrzegane jest jako “rejterada największej światowej potęgi”. Bush opowiada się ponadto za kontynuacją budowy systemu przeciwrakietowego - czemu z kolei sprzeciwiają się Chiny i Rosja twierdząc, że wywoła to nowy wyścig zbrojeń. Kandydat Republikanów pytany podczas drugiej debaty prezydenckiej o swą filozofię amerykańskiej potęgi zdaniem autora “zabrzmiał zupełnie jak Gore” mówiąc “jeśli będziemy narodem aroganckim inni oburzą się na nas, jeśli jednak będziemy skromni, wyciągną do nas dłoń” cytuje autor.

W momencie niepodważalnej supremacji USA w świecie, jest zrozumiałym, jak twierdzi Sanger, że obydwaj kandydaci starają się przekonać cały świat, że będą “postępować delikatnie”. Jednakże pod powierzchnią tych słów “kryją się zupełnie inne priorytety i prawdopodobnie różne style układania stosunków Ameryki zarówno z jej sojusznikami jak i nieprzyjaciółmi” czytamy.

Opisując ponownie założenia wiceprezydenta Ala Gore autor twierdzi, iż w swych wystąpieniach czy wywiadach opisał się on jako człowiek, który ostatnio stał się zwolennikiem poważnego zaangażowania się USA za granicą. Jest to zmiana filozofii Demokratów, która przynajmniej od wojny w Wietnamie bliższa była koncepcji izolacjonizmu. Gore twierdzi, że patrząc na doświadczenia administracji Clintona, która działała zbyt opieszale aby przerwać rzezie w Bośni “doszedł do wniosku, że Stany Zjednoczone muszą być gotowe do powstrzymywania [tego rodzaju] katastrof oraz zmienił sposób w jaki postrzegał rolę stabilności ekonomicznej, którą uznał za kluczową w planowaniu globalnej polityki zagranicznej”.

Bush w tym kontekście zaczął lawirować między dwiema zwalczającymi się frakcjami w jego partii - jednej, określonej przez autora mianem “internacjonalistów” popierających walkę ze światowymi potęgami, takimi jak Chiny oraz drugiej - “izolacjonistów”, którzy są “bardzo podejrzliwi w stosunku do Organizacji Narodów Zjednoczonych, Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Światowej Organizacji Handlu”. Korzystając z rad generała Colina Powella, uważanego za potencjalnego Sekretarza Stanu w administracji Busha, ten ostatni jest bardzo powściągliwy jeśli chodzi o możliwość wykorzystywania amerykańskich żołnierzy “do tego, co z niechęcią określa jako “budowanie ustrojów innych krajów” (nation-building). Jak stwierdził w ostatniej debacie prezydenckiej cytowany przez autora Bush “być może będą sytuacje, w których nasze oddziały użyte zostaną jako siły pokojowe, ale nie zbyt często”. We wcześniejszej debacie Bush zasygnalizował, że między nim, a Gore istnieją poważniejsze rozbieżności mówiąc “nie jestem pewien czy rola Stanów Zjednoczonych polegać ma mówieniu całemu światu, że coś ma być zrobione w taki, a nie inny sposób”.

Mówiąc o obu kandydatach autor stwierdza, że nie można zwyczajnie porównywać ich doświadczeń w tej materii. Al Gore bowiem ma za sobą bagaż doświadczeń z czasów działalności w Senacie i na stanowisku wiceprezydenta podczas gdy “jedynym prawdziwym doświadczeniem polityki zagranicznej dla Busha jako gubernatora Teksasu były stosunki z Meksykiem”. Autor przypomina, że Bush opuścił USA tylko trzykrotnie w wieku dorosłym. “Gdy jego ojciec był prezydentem przewodził amerykańskiej delegacji do Gambii z okazji święta niepodległości tego kraju” pisze. Sztab Busha podczas kampanii prezydenckiej stworzył listę prominentnych gości z zagranicy, z którymi spotkał się gubernator Bush. Zawiera ona 150 nazwisk, wśród których znajdują się dyplomaci, przedsiębiorcy, ale również przedstawiciele rosyjskich firm branży energetycznej. Ponadto w tym roku Bush spotkał się z szefem rosyjskiej dyplomacji – Igorem Iwanowem. Jak twierdzi autor, doradcy Busha uważają, że po odbyciu tych spotkań jest nie gorzej przygotowany do prezydentury niż trzej wcześniejsi gubernatorzy: Bill Clinton, Ronald Reagan i Jimmy Carter. “Tym niemniej Bush prowadzi politykę zagraniczną poprzez swych doradców, woląc aby to oni odpowiadali na wszystkie pytania” czytamy.

Tymczasem “zapał Ala Gore aby odcisnąć na świecie amerykański ślad w ciągu ostatnich siedmiu lat wiceprezydentury nacechowanej licznymi podróżami po świecie i spotkaniami z czołowymi politykami znacznie się powiększył”. Opierając się na wspomnieniach doradców skupionych w Białym Domu autor pisze, iż Gore zapałem poparł Clintona gdy ten zagroził nalotami na siły serbskie, które wkroczyły do jednej ze stref bezpieczeństwa ONZ. Gore miał też bardzo zaangażować się w obronę amerykańskich interesów ekonomicznych w “walce” z gospodarka japońską, za co na łamach artykułu podziwia go były przedstawiciel handlowy USA w Japonii Mickey Kantor.

To co Bush “wyśmiewa jako budowanie ustrojów innych krajów, Gore nazywa naturalną ewolucją planu Marshall’a, który pomógł odbudować Europę po zniszczeniach II Wojny Światowej”. Różnica między dwoma kandydatami w pełni uwidoczniła się w październiku, gdy szefowa doradców Busha do spraw polityki zagranicznej Condoleezza Rice stwierdziła, że kandydat Republikanów, jeśli zostanie wybrany, doprowadzi do stopniowego wycofania z Bałkanów wojsk amerykańskich “po konsultacji z sojusznikami z NATO”. Wywołało to reakcje ze strony Ala Gore oraz Sekretarza Stanu USA Madeleine Albright, którzy stwierdzili, że doprowadziłoby to do zmarnotrawienia sukcesu Ameryki w byłej Jugosławii. Obecnie znajduje się tam 11.400 żołnierzy amerykańskich, którzy stanowią niecałe 20 proc. wszystkich wojsk pokojowych w Bośni i Kosowie.

Kończąc autor pisze, iż pod powierzchnią toczonej dyskusji kandydaci pozostawili pewne pytania bez odpowiedzi. “Bush nie sprecyzował czym jest “żywotny interes narodowy” godny akcji militarnej. Gore nie odpowiedział natomiast, jak długo zamierza trzymać gdzieś oddziały wojskowe by zbudować tam państwo demokratyczne”.

Archiwum ABCNET 2002-2010