RĘCE PRECZ OD ADWOKATURY!

Senator Krzysztof Piesiewicz od lat gra rolę „bezpartyjnego” fachowca, człowieka światłego, „politycznie mądrego” państwowca. Brzydzą go partyjne swary. On jest ponad to. Choć nie przeszkadza mu to w zamiarze kandydowania po raz kolejny do Senatu prawdopodobnie z list PO. Platforma, jak wiadomo, to liberalna awangarda na naszej scenie politycznej. 3 x 15% i tak dalej. Ale liberalizm to nie tylko podatki. Tymczasem pan Piesiewicz okazuje się zagorzałym obrońcą zawodowego korporacjonizmu, należy, wraz z „mecenasami” z SLD czy LPR, do ponadpartyjnej grupy obrony interesów adwokatury. I jest obrońcą bardzo gorącym, o czym przekonać można było się w czasie jego rozmowy z dziennikarką TVN24 (21 lipca, 9.00).

Pierwsza część programu – o Senacie, jego roli itp. – bardzo letnia, wręcz nijaka (do czego przyczyniła się przepytująca dziennikarka, nadzwyczaj wyrozumiała wobec gościa). Za to kiedy padło pytanie o ustawę ułatwiającą dostęp do wykonywania zawodu adwokata, dopiero się zaczęło! Krótko mówiąc, pan Piesiewicz chce utrzymania status quo, bo uważa, że obecni absolwenci prawa są zbyt głupi i nie poradzą sobie z tak odpowiedzialnym zadaniem, jak bycie adwokatem. Argumenty, że sam rynek pracy dokona selekcji, do niego docierają, bo – w tym wypadku martwi się o klientów złych adwokatów – zdążą narobić wystarczająco dużo złego. Oczywiście receptą jest samorząd adwokacki – w tej chwili trzęsący całą tą dziedziną, kompletnie bezkarny i przeżarty nepotyzmem. Mecenas Piesiewicz jest bardzo szczery – mówi, że mając poparcie kolegów z samorządu, może nawet „pójść i nawrzucać jakiemuś politykowi czy pałkownikowi (stwierdzenie oryginalne K.P.) ze służb specjalnych”. Nie widzi w tym nic niestosownego. A boi się, że wraz z przejęciem roli egzaminatora dopuszczającego do zawodu przez państwo, stara adwokatura, cała ta potężna grupa wpływów, straci niewolników, jakimi są wdzięczni za dopuszczenie do zawodu młodzi adepci prawa.

Oczywiście nieistotny jest tutaj fakt, że Piesiewicz sam pochodzi z rodziny „o tradycjach”. Przeciwnie, rozpacza, jaki to ciężki los mają synowie adwokatów idący w tym samym kierunku. On był synem adwokata, więc musiał się pokazać – zakuwał na piątki. Jego syn robi doktorat z prawa i zarabia nędzne 1500 zł – aż żal za serce ściska... Podsumowując – senator Piesiewicz uważa, że motłoch nie powinien pchać się tam gdzie nie trzeba, to miejsce zarezerwowane dla nielicznych, dla elit. Że owocuje to deficytem adwokatów na rynku polskim - nie wspomina. Kolejny hipokryta, zamartwiający się o innych, a tak naprawdę pilnujący interesu swojej wąskiej grupy zawodowej. Ciekawe, co na to „konkurencyjna” Platforma Obywatelska? Mecenasów przecież ci u niej dostatek.

Archiwum ABCNET 2002-2010