Niewolnicy nie rozumieją wolności
W sieci panuje moda na udowadnianie bezsensu polskich powstań narodowych, które mają być przyczyną wszelkich nieszczęść. Mentalni niewolnicy starają się udowodnić, że insurekcje były wynikiem prowokacji, zaś ich uczestnicy wykazywali się wprawdzie szlachetnością, lecz dali się zbałamucić z powodu swej romantycznej postawy i odrzucenia realizmu.
Dowodem słuszności tych tez ma być całkowity brak szans na zwycięstwo. Pouczani jesteśmy, że miast walczyć, powinniśmy bogacić się, czyli płacić łapówki carskim urzędnikom i żyć w upodleniu, skoro szans na zwycięstwo nie było. Zwolennicy tego rozumowania powinni więc być zadowoleni, że obecnie Polacy są potulni i się nie buntują. Wreszcie przecież zachowują się tak, jak sobie antyinsurekcjoniści życzą. Wychowali naród według swoich marzeń. Pomijam propagandystów złamania narodowego ducha, gdyż oni doskonale wiedzą, co robią. Większość potępiaczy nie rozumie, że głównym powodem podejmowania walki była niezgoda na dalsze życie w upodleniu i obrona własnej godności i honoru. Tłumaczył to Piłsudski, dlaczego żyć dłużej pod carskim butem nie jest w stanie. Niezgoda na upodlenie i niesprawiedliwość jest naturalnym odruchem człowieka wolnego. Taki etos tworzył kiedyś polskiego ducha narodowego, dzięki któremu możliwe było odzyskanie niepodległości, gdy pojawiła się na to szansa. Taka postawa spowodowała nie tylko straty, lecz także lżejszy wariant komunizmu niż w innych demoludach, a więc w konsekwencji mniejsze straty i mniejszą degenerację. Powstania przyniosły w długiej perspektywie istotne korzyści. To za sprawą powstania styczniowego chłopi w Królestwie stali się narodem dzięki uwłaszczeniu na zupełnie innych warunkach niż w Rosji, co uratowało nas w 1920 roku.