Imperialny podatek i ideologia
Każde imperium potrzebuje ideologii spajającej, którą musi narzucić wszystkim poddanym, jeśli chce przetrwać. Strategia Komisji Europejskiej na rzecz równouprawnienia płci na lata 2020-2025 będzie pełnić taką rolę. Dlatego sprzeciw wobec niej oznacza walkę z samym imperium i ukrywanie tego tylko ludzi ogłupia. Imperium musi się żywić majątkiem peryferii. Potrzebne są przecież środki na rozbudowę biurokracji centralnej. Wprawdzie w Unii Europejskiej Narodu Niemieckiego nie można narzucić oficjalnie podatku imperialnego, ale można posłużyć się fortelem. Wszyscy będą płacili do budżetu centralnego i spłacali jego długi, ale wypłat z budżetu i środków odbudowy nie dostaną, gdyż Niemcy ocenią np. że prowincja polska nie przestrzega „wartości europejskich”, gdyż nie stosuje eutanazji, albo ma kopalnie lub ich nie buduje. Wybór tłumaczeń jest nieograniczony. Dla niepoznaki zadecydują o tym znani z niezależności od Berlina sędziowie TSUE. W ten sposób mechanizm dojenia peryferii przez Centrum zostanie sprawnie zorganizowany. Vetem nie groziliśmy w korzystniejszej dla nas sytuacji, mimo że kierunek polityki niemieckiej był jasny. A teraz pojawia się groźba, przynajmniej przejściowa, normalizacji amerykańsko-niemieckiej, a więc wycofanie wsparcia USA w konflikcie z Brukselą. Czas do zmiany sytuacji trzeba będzie przetrwać, ale nie przeżyjemy kosztem kolejnych kapitulacji. Po wystąpieniu premier Beaty Szydło w Parlamencie Europejskim dokonano zwrotu z przyczyn, których nie znamy – i postanowiono podjąć próbę kompromisu z Niemcami za wszelką cenę, nie bacząc, iż oznacza to kapitulacja za każdą cenę. Niemcy doszły do wniosku, że ustąpimy za obietnicę gruszek na wierzbie. Mają też swoich Papuasów nad Wisłą.