Oburzenie czy kontrakcja
List 50 ambasadorów wywołał oburzenie, ale żadnej kontrakcji, tylko tłumaczenie się, że znów zostaliśmy skrzywdzeni. Płaczkowie tłumaczą postępowanie ambasadorów brakiem wiedzy. Skoro jednak podobne listy nie są adresowane do rządu Wiktora Orbana, oznaczałoby to, iż wiedza o sytuacji na Węgrzech, na przykład w Arabii Saudyjskiej, jest dogłębna.
Dlaczego bezczelny list ambasadorowie wystosowali do rządu polskiego? Nasuwają się dwie odpowiedzi. Przede wszystkim dlatego, że mogli. Gdyby podobnie zachowali się wobec Węgier, odpowiedź Orbana spowodowałaby, że szczęki by im opadły. W wypadu Polski czują się bezkarni, gdyż wiedzą, że ich bezczelność wywoła jedynie usprawiedliwianie się i skargi słabeuszy. Nam mogą więc chodzić po głowie. Drugą przyczyną jest znaczenie Polski, gdyby stała się centrum oporu przeciwko nowemu totalitaryzmowi. To strach przed takim rozwojem wypadków i chęć uprzedzenia go powoduje ataki na Polskę. Ten strach nie ma żadnego uzasadnienia, gdyż w obecnym stanie nie ma w Polsce woli oporu, nie mówiąc już o ambicji przewodzenia. Woli działania nie należy bowiem mylić z deklaracjami, które nie kończą się żadnymi decyzjami. Ostatnia wypowiedź wiceszefowej parlamentu europejskiego i byłej minister sprawiedliwości Niemiec Katariny Barley o konieczności „zagłodzenia finansowego” Polski jasno pokazuje, iż Republika Federalna prowadzi wojnę prewencyjną przeciwko naszemu państwu, by zniszczyć naszą polityczną tożsamość i zamienić Polskę w uległy i prowincjonalny protektorat, zanim spróbujemy realizować nasze ambicje. Dlatego jeśli nie odpowiemy na ataki kontrakcją i nie wygramy tej wojny z Niemcami, nie uda się w Polsce przeprowadzić żadnych reform. A chory człowiek Europy zostanie oddany pod kuratelę innych.