KACZYZM KONTRA ZAKWASZONY TUSKIZM

Do najnowszego numeru „Newsweeka” przecisnęła się informacja o wyrzucenia z pracy autora krytycznego wobec otoczenia Donalda Tuska artykułu w nowym tygodniku „Ozon”. Wcześniej interwencja kierownictwa TVP uniemożliwiła wyprodukowanie i emisję filmu o kandydacie PO na prezydenta. To kolejny sygnał, że elity III RP nie życzą sobie, by społeczeństwo miało pełną wiedzę na ich temat. I pewnie dlatego Donald Tusk tak bardzo podoba się prezydentowi Kwaśniewskiemu.

Czytając tekst Wojciecha Dudy-Dudkiewicza („Tusk od zaplecza”, „Ozon” nr 23/2005) pomyślałem: coś się zmienia. Oto w piśmie należącym do świeżo upieczonego posła PO, producenta wódki i wydawcy, Janusza Palikota przeczytać można o niezbyt pochlebnych faktach dotyczących zaplecza politycznego kreowanego na kolejnego „Nieskazitelnego” Donalda Tuska. Przypomniany został bohater „Solidarności” Jacek Merkel i jego badane przez prokuraturę operacje giełdowe. „Kilka lat temu Merkel był szefem pomorskiej PO. I choć nie należy już do partii, jest członkiem powiązanego z nią Stowarzyszenia Młodych Demokratów” – pisze „Ozon”. - Dziwna postać, nadal jest blisko Tuska i Platformy – mówi cytowany przez tygodnik jeden z polityków PO. Dalej jest jeszcze odważniej: „Prof. Zybertowicz twierdzi, że układ władzy, w tym służby specjalne, postawił na Tuska, bo w zapleczu Platformy jest wystarczająco dużo osób, na które są jakieś haki. To daje im poczucie bezpieczeństwa, że faktyczne zmiany wprowadzane przez PO nie zagrożą ich interesom.”

Pomyślałem: jeśli będzie tak dalej, portal ABCNET nie będzie już Polsce potrzebny. Radosne zdumienie nie trwało jednak długo. Autor artykułu, jak twierdzi „Newsweek”, pożegnał się z posadą w tygodniku. Ale na tym nie koniec. Oto przed pierwszą turą wyborów prezydenckich wydarta z rąk Roberta Kwiatkowskiego telewizja zwana publiczną wyemitować miała serial prezentujący sylwetki poszczególnych kandydatów na stanowisko głowy państwa. Widzowie mieli zapoznać się z dwiema marginalnymi postaciami kandydującymi na ten urząd, a potem zapoznać się z pozostającym zazwyczaj nieco na uboczu Donaldem Tuskiem. Jednak ekipa TVP została zawrócona z drogi do Gdańska. No i nie obejrzeliśmy zdjęć Tuska w szkolnym mundurku. A przecież to nie Jacek Kurski miał przygotować film i nie miało w nim być żadnych rewelacji w rodzaju dziadka w Wehrmachcie. Dziennikarze dostali ponoć pogadankę o odpowiedzialności za słowo i o tym, że gdyby byli bardziej życzliwi politykom, frekwencja wyborcza byłaby znacznie większa.

Jak widać, standardy białoruskie nie przestały być wzorcem także dla dworu Dworaka, który zdaje się mieć nadzieję stania się wkrótce dworem prezydenta z zasadami. Redaktor Michał Karnowski z „Newsweeka” wyraził wprawdzie oburzenie z tego powodu, w swoim blogu jednak odpowiedzialnością za to obdzielił solidarnie PiS i PO i w tonie ogólnej słuszności zaapelował do obu ugrupowań o przestrzeganie odpowiednich standardów, nie stawiając jednak kropki nad i. A gra idzie o stawkę najwyższą. O to, by ustrój RP był faktycznie liberalną demokracją z wolnym rynkiem i wolnym słowem, nie zaś nędznie imitował te najlepsze z możliwych instytucje.

Tymczasem Platforma Obywatelska dość zdecydowanie mówi ostatnio językiem Agory, której największą zasługą w III RP było krępowanie wolnej dyskusji. Przypominanie dokonań KLD w budowie III RP to zdaniem prof. Pawła Śpiewaka „język nienawiści”, Kaczyńscy są „radykałami”, a wszystko co mówi się na antenie Radia Maryja jest nieprawdziwe dlatego właśnie, że mówione jest u Rydzyka. Jest to o tyle dziwne, że ton i treść medialnych wypowiedzi profesora są jaskrawo sprzeczne z tym, co głosi on w swej publicystyce w znakomitym skądinąd „Przeglądzie Politycznym”, kwartalniku związanym ze środowiskiem gdańskich liberałów redagowanym przez przyjaciela Donalda Tuska, Wojciecha Dudę. A czytamy tam dużo o konieczności odkłamania ostatniego 16 – lecia, o potrzebie odrodzenia republikańskich ideałów i prawdy w polityce. Narzucana w debacie publicznej przez PO poprawność nie różni się niczym od tej lansowanej przez ostatnią dekadę przez postkomunistyczny salon. Nie dziwi fakt, że Aleksander Kwaśniewski sugeruje wyraźnie, że w drugiej turze poprze właśnie Tuska jako swego godnego następcę.

Wspomniany już prof. Andrzej Zybertowicz mówi o „zakwaszeniu” polskiej polityki. Oznacza ona fasadę liberalnej demokracji kryjącą rządy ubeckich klanów tworzących faktyczną, oligarchiczną elitę III RP. Polityczną emanacją tego układu jest Aleksander Kwaśniewski, jego obóz i obudowany wokół niego system specsłużb z korzeniami w PRL, mediów i różnego rodzaju „użytecznych idiotów” w postaci intelektualistów, pisarzy, niektórych reżyserów, itp.

Jeśli Kwaśniewski poprze Tuska, nie możemy spodziewać się istotnych, a tak potrzebnych zmian. W toku transformacji ustrojowej służący upadającemu komunistycznemu reżimowi bezpieczniacy przeistoczyli się w twórców polskiego kapitalizmu poprzez uwłaszczenie się na majątku państwa. Jako liberałowie-neofici potrzebowali jakiegoś uwiarygodnienia, a nikt nie nadawał się do tego lepiej niż liberalny nurt „Solidarności”, który różnił się mentalnie i ideowo od tej jej części, która nie myślała o porzucaniu tradycji na rzecz gromadzenia majątków. Szkoda tylko, że owi „liberałowie” zapomnieli, że tak dla Adama Smitha, jak i Friedricha von Hayek’a najlepszy porządek ekonomiczny i polityczny służyć miał ideałom moralnym.

Dziś ponosimy tego konsekwencje. Polskie życie polityczne i gospodarcze cechuje cynizm i amoralność, popieranie liberalizmu oznacza faktycznie poparcie dla układów polityczno – biznesowych o rodowodzie komunistycznym, bo tylko one cieszą się w naszym kraju prawdziwą wolnością. Dlatego po 16 latach od formalnego zniesienia cenzury dziennikarze, którzy odważą się pisać prawdę muszą pożegnać się z pracą. (Przed kilkoma miesiącami jeden z autorów książki „On, Kwaśniewski” musiał odejść z Najsztubowego „Przekroju”). Prawo do krytyki ograniczane jest przez sieć nieformalnych wpływów towarzyskich, biznesowych i quasi-politycznych (bo nie chodzi o idee, a o łupy, które łatwiej zdobywać przez uczestnictwo w polityce).

Rację miał Donald Tusk kiedy porównywał Kwaśniewskiego do Kuczmy. Podobnie jak na Ukrainie, także u nas wolno było krytykować korupcję, nadużycia władzy i ograniczanie prawdziwej demokracji w imię demokracji układów. Nie wolno było tylko wskazywać na rzeczywiste źródła tego stanu rzeczy, bo natychmiast zyskiwało się etykietę oszołoma i trafiało na polityczny śmietnik. PiS i PO wygrały wybory, bo głośno mówiły, ze patologie zlikwidują, a przynajmniej ograniczą. Tylko czy Donald Tusk i Platforma Obywatelska mogą zmienić ten stan rzeczy? Otóż moim zdaniem jest to możliwe, ale tylko w przypadku gdy środowisko to oczyści się z nieczystych wpływów, oprze się pokusom współdziałania z postkomunistami i rzeczywiście stanie nie po stronie wyłącznie swoich interesów i karier, ale po stronie społeczeństwa. Ale najpierw musi poczuć z nim związek i wspólnotę interesów oraz wykazać zań pełną odpowiedzialność.

Dlatego dziś potrzebny jest Polsce „kaczyzm” i wygrana Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. Platforma Obywatelska będzie wówczas skazana na współpracę z PiS i Kaczyńskimi albo układ z postkomunistami a w konsekwencji postępującą marginalizację. Byłoby bardzo źle gdyby polska scena polityczna podzieliła się na obóz postępu złożony z części PO i postkomunistycznych „Europejczyków” z SLD i SDPL oraz rolniczo – związkowo – klerykalny obóz reakcji. Nieuchronna klęska tego ostatniego sprawiłaby, że Polska w Unii Europejskiej byłaby satelitą Niemiec i powolną służką Rosji. Potencjał intelektualny ludzi z PO i jej wolnorynkowe nastawienie może uzupełnić pewne braki u PiS-owców, których energia często wyczerpuje się w szlachetnych lecz pustych gestach i działaniach, a Platforma Obywatelska nawiązałaby nić (jakkolwiek abstrakcyjnie by to nie brzmiało) z przerwaną narodową tradycją, którą dziś na nasze nieszczęście symbolizuje promoskiewski ojciec Rydzyk. To przyciągnęłoby do polityki tych młodych ludzi, którzy uznają nowoczesność i wolny rynek, nie odrzucając jednocześnie historii i tradycji. A na tym można by już zacząć budować nową polską liberalno-demokratyczną prawicę.

Dlatego, powtórzę, Polsce potrzebny jest „kaczyzm”. Bo lepszy Tusk z kwaśną miną po przegranych wyborach, ale pracujący dla Polski niż Tusk „zakwaszony” z długiem wdzięczności wobec układu „prezia” i ciągnącym się za nim postkomunistycznym ogonem.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010