PRZECIW JAWNOŚCI

W mass mediach dużo jest ostatnio doniesień o polskich służbach specjalnych. Analizuje się wzajemne stosunki między Wojskowymi Służbami Informacyjnymi a Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ocenia pracę służb przy przetargu na wyposażenie i uzbrojenie armii irackiej. Mówi się także o domniemanych nadużyciach finansowych w Centralnym Biurze Śledczym. Wszystko to budzi zaniepokojenie opinii publicznej. Moim zdaniem jednak, najgorsze w tych zdarzeniach jest to, że temat stał się publiczny, a służby tajne przekształciły się w jak najbardziej jawne. Świadczy to bowiem, że stan bezpieczeństwa III RP jest gorzej niż zły.

Normalny obywatel, nawet jeśli naczytał się powieści Johna Le Carre, ma nadzieję, że służby tajne w państwie demokratycznym służą dobru ogólnemu, a na pewno – interesom państwa. Oczywiście, cywilna (czytaj: polityczna, z mandatu demokratycznego) kontrola nad strukturami wywiadu, kontrwywiadu, walki z przemytem narkotyków, broni, terroryzmem, mafią i przestępczością zorganizowaną nie jest w demokracji prosta. W Polsce w tej sferze chyba najbardziej daje się we znaki brak służby cywilnej, jako elementu zapewniającego aparatowi państwowemu profesjonalne działanie niezależnie od zmieniających się rządów. Kontrola nad służbami specjalnymi powinna być przy tym wnikliwa, ale przecież nie jawna, nie publiczna i w tym sensie – nie tak demokratyczna jak chciałyby mass media i opozycja parlamentarna. W służbach pracować powinni ludzie, kierujący się bardziej racjami państwowymi niż partyjnymi. Nieosiągalny ideał? U nas, jak na razie, niestety, tak.

Służby oznaczają wpływy, pieniądze, informacje. To rodzi nieraz pokusę manipulacji, prowokacji, gry na własny rachunek, ponad prawem i poza państwem. Tym bardziej, że manipulacja i prowokacja to zwyczajne techniki operacyjne służb. Jeśli prowadzi się operacje przeciw mafii, które wymagają m.in. wprowadzenia agentów do środka struktur przestępczych, nawiązania kontaktów z przestępcami, rozgrywania jednych grup przeciw drugim, prowokacji i manipulacji, otwiera się jednocześnie drzwi, którymi mafia może próbować dotrzeć do instytucji państwowych ją zwalczających. Wielkie pieniądze działają w sposób bardzo zorganizowany, niezależnie od źródła swego pochodzenia. I mają wiele uroku – i dla funkcjonariuszy służb, i dla partii politycznych, i dla wysokich urzędników państwowych.

Ciągłość specjalna

Jeśli chodzi o Polskę warto pamiętać, że nasze obecne służby specjalne są zakorzenione w poprzednim ustroju. Oznacza to nie tylko ewentualne związki z rosyjskimi służbami specjalnymi (przypomnijmy zastanawiającą łatwość w werbowaniu przez Moskwę agentów wśród oficerów WSI) , ale również istnienie pępowiny, łączącej polski świat przestępczy z polskimi służbami. Nie jest przecież tajemnicą, że rozmaite „Pruszkowy” i „Wołominy” wyrosły spośród grup przestępczych infiltrowanych przez PRL-owską bezpiekę. Dobrą ilustracją przenikania się sfery przestępczej ze służbami i sferą polityczną są życiorysy choćby Aleksandra Gawronika i Ireneusza Sekuły. W PRL hierarchia była jasno określona: przestępcy mogli działać tylko w takim zakresie, w jakim uzyskiwali (niektórzy) koncesję służb. To technika pracy stosowana również w państwach demokratycznych, kiedy policja ściga przestępczość groźniejszą dla państwa (np.terroryzm, narkotyki), przy pomocy układania się z przestępcami mniej groźnymi. W naszym jednak wypadku, zachodzi podejrzenie, że na nowo po 1989 roku ułożone relacje między światem przestępczym, a służbami specjalnymi i aparatem państwowym, mają również odniesienia międzynarodowe śmiertelnie niebezpieczne dla III RP. Chodzi tu głównie o transfer przez ówcześnie sowieckie, a dziś rosyjskie, służby specjalne olbrzymich pieniędzy na Zachód, między innymi przy wykorzystaniu organizacji przestępczych. Pieniądze te wracają do krajów byłego imperium, w tym do Polski, w formie np. pod szyldem firm z „rajów podatkowych” i legalnie wchodzą w obieg naszej gospodarki. Można podejrzewać, że pieniądze te nadal pracują dla Moskwy, nawet, jeśli ich część została po prostu zdefraudowana przez byłych funkcjonariuszy ZSRR. Pieniądze te mogły być także użyte dla wspomożenia powstającej nowej polskiej oligarchii. Kierownictwo polityczne i aparat państwowy III RP na dobrą sprawę nigdy nie były zainteresowane, a zapewne były również po temu zbyt słabe, wyjaśnieniem oszałamiających karier wielu biznesmenów czy grup kapitałowych.

Służbowe przemiany

Można założyć, że amerykańskie służby specjalne zadbały przynajmniej o neutralizację wpływów rosyjskich w Polsce. Na pewno zaś, wyeliminowały lub „odwróciły” część agentury i zbudowały swoje własne wpływy w polskich służbach. Temu m.in.służyły NATO-wskie certyfikaty, zezwalające wysokim urzędnikom na dostęp do tajemnic, tak naprawdę jedyny w Polsce instrument lustracji.

Jednak działania nie suwerenne mają z punktu widzenia polskiej racji stanu wadę. O ile bowiem podporządkowanie Waszyngtonowi najistotniejszych układów władzy w Polsce ( w tym, służb oraz obiegu pieniądza) było do czasu wstąpienia Polski do NATO i UE zgodne z naszym najżywotniejszym interesem narodowym. Ba wręcz warunkowało członkostwo i w NATO i w UE, co jest przecież fundamentem bezpieczeństwa Polski na wiele lat! O tyle, dzisiaj sytuacja zaczyna już ulegać zmianie. Sojusz, ścisły sojusz z USA, to nadal główna wytyczna polskiej racji stanu, jednak można go już oprzeć na o wiele zdrowszych podstawach – na partnerstwie suwerennych państw, z których jedno odgrywa zasadniczą rolę w świecie, a drugie może być elementem proamerykańskiej stabilizacji w Europie. Odczuwamy już złe skutki wasalnego wobec USA pojmowania polityki zagranicznej przez obecny rząd. Mamy bardzo trudną sytuację polityczną w UE a brakuje nam wsparcia, również gospodarczego, ze strony Waszyngtonu. Przypomnę, że parę lat temu Amerykanie umorzyli nam znaczną część zadłużenia w zamian – a niektórzy twierdzą, że pod pretekstem – za wywiezienie przez nasze tajne służby ich agentów z Iraku. Dziś woli politycznej tego rodzaju odpłaty – mimo naszych starań sojuszniczych, wojskowych i sił specjalnych – nie widać. A politycy polscy koncentrują się na sprawach proceduralnych, bez głębszego znaczenia, o wymowie ledwie propagandowej, czyli na zniesieniu wiz dla Polaków, jadących do USA. Byłoby fatalnie dla naszego interesu państwowego, gdyby złagodzenie, a nawet zniesienie, reżimu wizowego dla naszych obywateli ze strony władz USA, stało się główną zapłatą za zaangażowanie III RP po stronie Waszyngtonu w Iraku i w Europie. Mówiąc w pewnym skrócie myślowym, to że Leszek Miller ściśle współdziałał z Amerykanami i kilka lat temu torował drogę powrotu do Polski pułkownikowi Kuklińskiemu było niewątpliwie działaniem na rzecz polskiej racji stanu, ale to że dziś zadowala się werbalnym poparciem Amerykanów, aby tylko wzmocnić swoją pozycję wewnętrzną, jest działaniem z naszą racją stanu sprzecznym. I można tu zadać pytanie, czy aby na postawę nadmiernie dziś wasalną wobec USA polskiej polityki zagranicznej nie ma wpływu „odwrócenie” przez Amerykanów agentury moskiewskiej?

Powtórzę, nie krytykuję sojuszu, ścisłego sojuszu, z USA. Uważam, że polską racją stanu jest polityka proamerykańska. Naszą rolą w Europie jest przyczynianie się do budowy jedności euroatlantyckiej, ponieważ to jest prawdziwy fundament bezpieczeństwa naszego państwa na dziesiątki lat. Złudą - gorzej niż zbrodnią, gdyż błędem - byłoby współdziałanie z tymi politykami europejskimi, którzy usiłują zbudować mocarstwo „Europa” obok, czy wręcz przeciw, USA. Jeśli Atlantyk nie stanie się morzem wewnętrznym mocarstwa „Zachód”, to za 20-30 lat Chiny mogą próbować odebrać Waszyngtonowi jego dzisiejszą pozycję. Porównując systemy polityczne i systemy wartości obu tych krajów, nie mamy chyba wątpliwości, gdzie jest nasze miejsce. Separatyzm europejski, podsycany umiejętnie przez Rosję, jest potencjalnym zagrożeniem dla III RP. Notabene, dzięki współdziałaniu Moskwy z Berlinem, a zwłaszcza z Paryżem, wpływy rosyjskie w Polsce mogą się spokojnie odbudowywać w uniformie „Europejczyków”.

Tajne, nie jawne

Co by się jednak dalej nie działo na arenie międzynarodowej, lepiej dla naszego państwa by było, gdyby służby specjalne stały się profesjonalne. Warunkiem tego jest profesjonalizacja całego państwo i polityków, używających jego instytucji. Z jednej strony trzeba bowiem zapewnić służbom możliwość skutecznego działania w interesie państwa, z drugiej – trzeba mieć gwarancje, że służby nie uwolnią się z rygorów tego interesu. Jest dla mnie czymś nie do zaakceptowania, że mass media ujawniają „życie wewnętrzne” służb specjalnych i agend typu CBŚ. Nie dlatego, że mam coś przeciwko wścibstwu dziennikarzy, ale dlatego, że tego rodzaju „przecieki” do mediów są możliwe tylko w sytuacji konfliktów i walki o wpływy i stanowiska w tych służbach. Autorami przecieków są albo oficerowie i decydenci tych służb, albo politycy, będący u władzy. Mass media są tylko wykorzystywane do gier, których cel często nie jest dla nich jasny. We współczesnej demokracji, która ma w dużej mierze charakter medialny (stąd m.in. teza o mass mediach jako czwartej władzy), manipulacja czy prowokacja bywa nader skuteczna, gdy jest konstruowana przy pomocy „przecieków sterowanych”. Gdy obserwuję teraz zamieszanie wokół przetargu na wyposażenie armii irackiej, to zastanawiam się, czy z tego publicznego magla na temat działania służb w tej sprawie, wyjdziemy jako państwo z kontraktami dla przemysłu zbrojeniowego czy też całkowicie wypadniemy z gry?

Państwo musi sobie zapewnić lojalność służb, to oczywiste. Na pewno też nawet w państwach o ustabilizowanej demokracji służby podlegają rozmaitym patologiom. Ale remedium na te patologie są ciche zmiany kadrowe i bezszmerowe odsuwanie lub nawet utajnione wymierzanie sprawiedliwości przestępcom, szkodnikom i głupcom. Im dalej od telewizyjnych kamer, tym lepiej. Służby działają przecież w sprawach i obszarach najważniejszych, najbardziej newralgicznych, dla interesu III RP. Tak przynajmniej powinno być. Jeśli np.zawaliły coś przy kontrakcie irackim, to niech premier i prezydent dokonają stosownej czystki. Ale jeśli celem było otrzymanie zamówień, to dla III RP jest bez znaczenia, które służby okazały się sprawniejsze. Za to jest karygodne wykorzystywanie „irackiego przetargu” do publicznego prania brudów.

Obecne służby wymagają radykalnych reform. To nie ulega wątpliwości, choćby ze względu na ilość przecieków z tych służb do mediów, a także ze względu na gry polityczne, w których biorą one udział – jako przedmiot lub podmiot. Gdyby władze państwowe dokonały ucywilizowania służb specjalnych, poddały je tajnej kontroli przedstawicieli największych partii w parlamencie, to jako obywatel czułbym się spokojniejszy. Niech spotykają się np. posłowie Lewandowski, Miodowicz, Wasserman i kto tam jeszcze jest w sejmowej komisji ds. spraw służb specjalnych – i pilnują prawa, przestrzegania procedur i realizacji konstytucyjnych obowiązków tajnych agend naszego państwa. Niech też spotykają się nieznani dziennikarzom i opinii publicznej wysocy urzędnicy z ważnych instytucji państwowych – i niech pilnują, żeby służby działały skutecznie na rzecz interesu III RP. Ja, jako obywatel, nie chciałbym o służbach specjalnych wiedzieć nic więcej ponad nazwisko, kierującego nimi – i odpowiadającego konstytucyjnie za ich działania lub zaniechania – ministra.

Krzysztof Czabański, dziennikarz, publicysta, obecnie pisuje w „Gazecie Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, „Życiu” i portalu internetowym jozefdarski.pl

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010