OBROTY CIAŁ ŚWIATOWYCH A POLSKA

Wydarzenia międzynarodowe, zwłaszcza erozja NATO i konflikt między USA a Francją i Niemcami, a także zbliżająca się wojna z Irakiem i trwająca już z terroryzmem (w tym, terroryzmem państwowym) każą na nowo zadać pytanie o polskie interesy polityczne z tym związane i o gwarancje bezpieczeństwa dla naszego państwa. Jest to pilne również dlatego, że Polska bierze udział w wojnie z terroryzmem i popiera USA w konfrontacji z Irakiem, a zatem może stać się celem ataków odwetowych. Głównym powodem do takiego namysłu są jednak coraz wyraźniejsze oznaki zbliżających się znaczących zmian politycznych na świecie.

1. Europa nigdy nie miała i nadal nie ma wspólnej polityki międzynarodowej. Nie ma również mechanizmu uzgadniania takiej polityki. Paryż i Berlin, choć wymagają od innych krajów UE dyscypliny, same nikogo nie pytały o zdanie, budując wraz z Moskwą i Pekinem sprzeciw wobec amerykańskiej interwencji zbrojnej w Iraku. Nie przypuszczam, aby jedynym i najważniejszym powodem postępowania Berlina i Paryża była niechęć do wojny z Irakiem. To wygodny pretekst, a rzecz w planach (być może, jeszcze nawet nie sformułowanych na piśmie?) obu stolic przekształcenia UE w organizm zdolny konkurować politycznie z USA. Europa, w myśl tej koncepcji, miałaby być przeciwwagą dla Ameryki. Jest to koncepcja ryzykowna – żeby nie powiedzieć nieodpowiedzialna - ponieważ zakłada rywalizację (walkę?) z Waszyngtonem, przy jednoczesnym zbliżeniu do Rosji i Chin. Tymczasem, Amerykanie musieliby być głupcami, gdyby w prognozach na najbliższe 20 lat nie zakładali, że Chiny - po okrzepnięciu gospodarczym - spróbują zmontować koalicję antyzachodnią. W kalkulacjach Chińczyków z kolei, neutralność Europy i zbliżenie z Rosją muszą odgrywać ważną rolę. Pytanie, co zrobi Rosja, gdy wyraźniej zarysuje się imperium chińskie jest bardzo ważne dla Waszyngtonu. Sądzę, że Rosja zbliżona do Europy, rywalizującej ze Stanami Zjednoczonymi, bardziej jawi się w Waszyngtonie jako azjatycki „koń trojański”, niż wspornik zachodniej demokracji.

2. Amerykańska wojna z terroryzmem, również państwowym, każe władzom polskim odpowiedzieć na kilka pytań. Na jakich związkach mamy oprzeć nasze bezpieczeństwo militarne? Europejskich? Amerykańskich? Czy powinniśmy dążyć do zainstalowania w Polsce amerykańskich baz wojskowych? Amerykańskich rakiet z głowicami atomowymi? Czy polska armia ma być kompletna i samowystarczalna czy ma być jedynie uzupełnieniem armii naszych sojuszników? Przewlekanie przez Francję, Niemcy i Belgię spełnienia prośby Turcji o pomoc wojskową w ramach NATO oznacza de facto destrukcję tego sojuszu w jego najważniejszej roli, jako paktu obrony militarnej wszystkich państw członkowskich na zasadzie: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Dla Polski to ważna i gorzka nauka. Gdzie byśmy dziś byli, gdybyśmy kupili francuskie samoloty „Mirage”?! Nikt rozsądny nie może wykluczyć w dającej się przewidzieć przyszłości konfrontacji – również militarnej - między Azją pod przewodem Chin a światem Zachodu pod przewodem USA. Wynik będzie zależny m.in. od tego po czyjej stronie opowiedzą się takie kraje jak Rosja, Indie i Pakistan. Politycy francuscy czy niemieccy grzeszą pychą i głupotą (nie takie to rzadkie połączenie!), sądząc, że nasz kontynent będzie w stanie odegrać samodzielną rolę w tej sztuce przyszłości. Niewątpliwie w interesie bezpieczeństwa Polski jest oddziaływanie na Europę w kierunku wzmacniania więzi z USA. W tym kontekście, obowiązkiem władz państwowych III RP jest obecnie przeciwstawianie się krótkowzrocznym politycznie ruchom Paryża i Berlina. To element realizacji w praktyce naszej racji stanu. Nie ma też powodu, żeby nie skorzystać z oferty Stanów Zjednoczonych, gdyby nastąpiła, ulokowania na naszym terytorium amerykańskich baz wojskowych, najlepiej z bronią masowego rażenia.

3. Ze względu na dające się przewidzieć zagrożenia dla świata demokratycznego w najbliższych kilkunastu latach, USA stoją przed wyborem: albo utworzyć koalicję państw zdecydowanych, nawet zbrojnie, przeciwdziałać niebezpieczeństwom, albo wycofać się na pozycje obrony jedynie własnego terytorium? Na szczęście dla nas, Waszyngton stawia na utworzenie koalicji międzynarodowej, choć niekoniecznie w oparciu o istniejące już organizacje (ONZ, NATO). Dla Polski, jak dla każdego kraju o średnim czy małym potencjale gospodarczym i militarnym, lepiej by było, gdyby ochrona ładu pokojowego i demokratycznego odbywała się poprzez organizacje międzynarodowe. Pod warunkiem wszak, że organizacje te są skuteczne, a nie toną w marazmie lub działaniach pozornych. Okiełznanie Iraku ma na celu nie tylko powstrzymanie dyktatora tego kraju przed groźnymi akcjami na świecie, ale również – a może nawet głównie - danie czytelnego sygnału państwom takim, jak Korea Północna, Iran, Libia czy jakiekolwiek jeszcze inne, które by wybrały drogę siłowych szantaży, że żadne awanturnictwo, grożące pokojowi światowemu, nie będzie tolerowane. Wojna z Irakiem ma dla Polski i ten dodatkowy, kluczowy dla naszej racji stanu aspekt, że oddala Stany Zjednoczone od Rosji, a nas wiąże – poza coraz mniej wiarygodnym NATO – nie tylko politycznie, ale i wojskowo z jedynym w tej chwili supermocarstwem, USA. NATO zaczyna przypominać klub z powiedzonka Graucho Marxa: „Nie chciałbym należeć do klubu, który przyjąłby mnie na członka”. W tej sytuacji, bezpieczeństwa Polski trzeba szukać w Waszyngtonie.

4. Oczywiście, duże znaczenie dla naszego bezpieczeństwa będą miały nie tylko trafne sojusze wojskowe i polityczne, takie, które zabezpieczą nas w zbliżającej się erze nowych gier światowych, ale również stan naszego państwa, a zwłaszcza gospodarki. Zbyt jesteśmy słabi ekonomicznie, żeby rezygnować z prób wykorzystania członkostwa w UE do wzrostu gospodarczego, a w konflikcie z Francją i Niemcami na pewno tego nie uzyskamy. To oznacza, że powinniśmy popierać Stany Zjednoczone, ale jednocześnie przekonywać Europę – zgodnie z prawdą zresztą - że jej przyszłość i bezpieczeństwa zależą od jakości związków z USA, że współdziałanie z Waszyngtonem leży w najlepiej pojętym interesie Starego Kontynentu. Warto jednocześnie pamiętać, że USA mogą, jeśli zechcą i jeśli my potrafimy o to zadbać, poważnie przyczynić się do ożywienia gospodarczego w Polsce. Pieniądze i inwestycje związane z zakupem F-16 czy ewentualne ulokowanie w naszym kraju amerykańskich baz wojskowych (oby z bronią atomową!), to nie tylko bezpieczeństwo militarne, ale również znaczny przypływ gotówki. Rzecz w tym, żebyśmy potrafili to rozsądnie wykorzystać.

Krzysztof Czabański, publicysta, pracował jako reporter w prasie RSW „Prasa-Książka-Ruch” (lata 1970-te), później w prasie solidarnościowej i podziemnej (lata 1980-te), po 1989 r. m.in. zastępca red. nacz. „Tygodnika Solidarność”, prezes Polskiej Agencji Prasowej, red. nacz. ”Expressu Wieczornego”, prezes Polskiej Agencji Informacyjnej, przewodniczący Komisji Likwidacyjnej RSW „Prasa-Książka-Ruch”. Bezpartyjny, sympatyk prawicy, zdeklarowany zwolennik obecności Polski w NATO i Unii Europejskiej oraz sojuszu III RP z USA.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010