RYWINGATE -AKT PIERWSZY - Kurier, wariat, ... czy ofiara?

Swego czasu miesięcznik "Gentleman" ogłosił Lwa Rywina "Gentlemanem Roku 2001". W uzasadnieniu podano, że jest to "człowiek-instytucja, wybitny promotor kina, wyróżniający się niezwykłą inteligencją, ujmującą skromnością i niepowtarzalnym poczuciem humoru". Na pytanie, co to znaczy być dżentelmenem, odpowiedział: "To móc codziennie rano spojrzeć w lustro bez wstydu". Nieczysta gra Agory Wersja wydarzeń przedstawiona przez „Gazetę Wyborczą” nie uderza bezpośrednio w lewicową i liberalną klasę polityczną, ani w żaden jej wpływowy odłam. Wszystko skupia się na Rywinie. Tzw. Rywingate potwierdza, że działania GW cały czas, od lat, podporządkowane są interesom pewnej części elit polityczno-biznesowych, w dużej mierze wywodzącej się z reformistycznego skrzydła PZPR, z młodzieżowych organizacji, ale także z lewicowej opozycji czasów PRL. Zasypywanie podziałów historycznych, prowadzona latami fanatyczna walka z dekomunizacją i lustracją, doprowadziły właśnie do czasu sprzyjającego załatwieniu najważniejszych spraw "ponad podziałami". To ostatni dzwonek także z powodu bliskiego wejścia do UE. Najwyższy czas na ostateczne i trwałe podzielenie i podporządkowanie sobie strategicznych sfer życia publicznego i gospodarczego III RP. Przede wszystkim rynku mediów. Pozostaje kwestia, z kim się dzielić, a chętnych jest wielu na lewicy. Lansowany przez GW i popularny w kręgach przyjaznych Agorze jest następujący scenariusz wydarzeń: „grupa trzymająca władzę”, walcząca nie od dziś z „Gazetą Wyborczą”, chciała skompromitować zarówno ten wpływowy dziennik, jak i spółkę Agora i osobiście Michnika, uzyskując na piśmie (tego żądał Rywin) od Agory warunki i cenę korupcyjnej transakcji (30 proc. łapówki Agora miała zapłacić po podpisaniu „poprawionej” ustawy przez prezydenta, a 70 proc. po zakupieniu Polsatu). Gdyby Michnik podjął w ogóle takie negocjacje, ich późniejsze ujawnienie przez „grupę rządzącą” – obojętne, na jakim etapie – odbierałoby wiarygodność „Wyborczej” i totalnie ją skompromitowało. Tymczasem to raczej środowisko Agory jest tutaj stroną atakującą. I albo był to od dawna przygotowywany plan, albo reakcja na bieżące wydarzenia. Publikując artykuł 27 grudnia Michnik chciał "umoczyć" rywali, wszystko na to wskazuje, związanych z premierem. Zrobił to wszakże w subtelny sposób. W artykule "Ustawa za łapówkę. Przychodzi Rywin do Michnika" nazwisko Millera pojawia się w kontekście go kompromitującym, choć nie ma zarzutów pod jego adresem, a nawet wręcz przeciwnie. Pierwszy artykuł GW wywołuje odpowiedni wydźwięk w mediach. "Rywin-gate czy Miller-gate?" - zastanawia się „Tygodnik Powszechny”. Michnik od początku niemal wychodzi ze skóry, aby dowieść, że premier Miller jest czysty jak łza. W programie "Gość Jedynki" (TVP1) naczelny GW powtórzył, że absurdalne są podejrzenia (lansowane głównie przez „Trybunę”), że grudniowa publikacja była wymierzona w Leszka Millera. - "Wszyscy ci, którzy dziś oskarżają premiera Millera o to, że utajniał tę sprawę, postępują niegodziwie. Przecież premier jako pierwszy premier III Rzeczypospolitej zgodził się potwierdzić okoliczności całego zdarzenia dziennikarzowi naszej gazety" - mówił. (Swoją opinią na ten temat nie omieszkał podzielić się z telewidzami prowadzący rozmowę Kamil Durczok: - "Żeby nie było wątpliwości, zgadzam się z panem, że ci, którzy oskarżają premiera, postępują niegodziwie."). Na lidera SLD jednak spada fala krytyki za to, że nie powiadomił o akcji Rywina organów ścigania (niezależnie już od tego, czy wiedzę o misji Lwa R. posiadał). Charakterystyczne pytanie zadaje „Trybuna”: "Czy redaktor naczelny w swej przenikliwości nie przewidział tego? A może wręcz przeciwnie?" Zadziwia bezradność i brak wyobraźni dziennikarzy GW. A przecież niemal wszystko, także ich teksty, wskazują na SLD, lub jakąś jego część, jako mocodawców Rywina. Opowiada Rapaczyńska: "Zadzwonił do mnie Lew Rywin. Powiedział, że chce pomóc przy zawarciu kompromisu, a z prośbą o mediacje zwróciła się do niego >>druga strona<<." Nie trudno się domyślić, o kogo chodzi. Przecież "drugą stroną" w konflikcie o projekt ustawy o mediach są ludzie z SLD zaangażowani w pomysły Czarzastego i Kwiatkowskiego. Tymczasem dziennikarze GW twierdzą, że kilkumiesięczne śledztwo nic nie dało. Trudno uwierzyć, żeby nie dało się nic ustalić w takiej sprawie. Prędzej można przyjąć, że takiego dochodzenia w ogóle nie było. Dlaczego opisu tego śledztwa zabrakło w GW? Taktyka „Gazety” sprawia wrażenie, że chodzi jedynie o maksymalne zamieszanie, zaangażowanie w sprawę mediów i uwagi opinii publicznej. Służą temu sprzeczne wypowiedzi na temat celu, jaki GW chce osiągnąć, ujawniając sprawę. Nie wskazuje podejrzanych, rozmaicie interpretuje też sam fakt propozycji Rywina. Na konferencji prasowej przedstawicieli GW Michnik raz mówi: - "...dla mnie wizyta Lwa Rywina w ogóle nie miała żadnego związku z rozmowami na temat ustawy. Takie rozmowy były i takie rozmowy prowadziła pani prezes Rapaczyńska i pani prezes Łuczywo. Dla mnie wizyta Rywina od początku do końca była, jak mówię, albo próbą wyłudzenia pieniędzy, albo prowokacją polityczną, albo jakąś mitomanią. Natomiast przez jeden moment nawet nie traktowałem tego jako propozycji rozmowy o kształcie ustawy [?]." Słyszymy jednak i taką deklarację, gdy mówi o komisji śledczej: - "Jeżeli czegoś bym mógł życzyć jej członkom, to żeby maksymalnie odpolitycznili całą tę sprawę. Odpolitycznili, dlatego że politycznie ona będzie tylko gmatwana. Tu nie mamy do czynienia z polityką, tu mamy do czynienia z korupcją." Wygląda wszakże na to, że sprawa Rywina wymknęła się redaktorowi „Gazety Wyborczej z rąk." Że rozwija się ona w innym kierunku, niż sądził. Potwierdzają to jego własne słowa na wspomnianej konferencji prasowej: - "Gdybym miał dzisiejszą świadomość skutków zwłoki w publikacji tego tekstu, możliwych interpretacji i dezinterpretacji [czyli odczytania całej sprawy nie tak, jak sobie życzył redaktor Adam - A.R.], to już wtedy [czyli w lipcu] - poszedłbym do prokuratora". Szefowie Agory i GW nieswojo czują się pod czujnym okiem innych mediów i opinii publicznej. "Od ujawnienia przez Gazetę próby wyłudzenia od Agory gigantycznej łapówki przez Lwa Rywina dzieje się coś zdumiewającego. Liczni politycy oraz dziennikarze z zapałem zajmują się szefami Gazety i Agory oraz premierem Millerem, a nie Lwem Rywinem."- żali się Juliusz Rawicz. To między innymi dzięki wścibskim dziennikarzom okazało się, że nie całe spotkanie z Rywinem w lipcu 2002 zostało nagrane. W grudniu „Gazeta” napisała, że rozmowa nagrywana była na magnetofonie cyfrowym, który naczelny postawił na półce za książkami. Potem okazało się, że spotkanie rejestrowały dwa magnetofony: jeden (analogowy) stał za książkami, ale nic nie nagrał, bo się zepsuł, drugi (cyfrowy) Michnik umieścił w kieszeni marynarki wieszącej na krześle. On również nie zarejestrował w całości spotkania Michnika z Rywinem, bo marynarka została w pokoju, kiedy naczelny oprowadzał Rywina po tarasach siedziby redakcji. Według Michnika rozmowa na tarasie nie dotyczyła już sprawy łapówki. Czy można mu wierzyć? Środowisko „Gazety” zwłokę w publikacji materiału tłumaczy dobrem kraju (J. Kuroń: "Była wszak kwestia pertraktacji z Unią Europejską w Kopenhadze. Gdyby te negocjacje się nie udały, to oczywiście winien byłby Michnik, który opublikował materiał o korupcji. Przedtem były wybory samorządowe, więc bardzo łatwo byłoby można odczytać ten tekst jako głos poparcia Gazety dla którejś ze stron"). Czy to prawdziwy powód milczenia? Oto kolejny fragment wspomnianej wyżej konferencji prasowej: Korespondent Dow Jones Newswires: - "Czy pan może dać nam takie zapewnienie, że z podobnych powodów strategicznych - powiedzmy - chociażby z powodu referendum, że w tej chwili „Wyborcza” nie siedzi nad drugą bombą polityczną, której nie chce w tej chwili wypuścić z powodów ogólnospołeczno - politycznych? Michnik: - "Pan przecież doskonale wie, że my, dziennikarze, w takie gwarancje nie wierzymy. Jedyną gwarancją, którą ja mogę dysponować, to jest kształt gazety, którą redagujemy. Jeżeli ja panu coś powiem na słowo, że ja panu gwarantuję, pan nie ma prawa w to wierzyć. Więc trzymajmy się tego, co robimy, a nie co gwarantujemy." Wymijająca odpowiedź Michnika potwierdza, coraz popularniejszy w środowisku dziennikarskim pogląd, że Rywingate jest, z jednej strony, klasyczną "ucieczką do przodu", a z drugiej, wstępem do dużo większej afery, która wstrząsnąć może, jeśli nie podstawami państwa, to z pewnością jednością obozu postkomunistów i ich socliberalnych sojuszników. Tyle, że tym razem karty może rozdawać druga strona, czyli tajemniczy mocodawcy Rywina. Kto wysłał Rywina Michnik, pytany, komu mogło zależeć na kompromitacji „Gazety”, odparł: " - Zadawaliśmy sobie to pytanie przez pięć miesięcy i nie potrafię na nie odpowiedzieć. Sprawa jest zbyt poważna, by snuć domysły. Ale trzeba zapytać, kto może mieć w tym interes i jaki. Pod tym kątem można przeanalizować reakcje rozmaitych ludzi i środowisk na publikację Gazety." Pomijając kwestię, kto kogo chciał skompromitować, można niemal na pewno stwierdzić, że "partnerem" Agory w całej sprawie jest grupa polityków SLD bliskich Millerowi. "Ta grupa trzyma w rękach władzę"- mówi o swoich mocodawcach Rywin. Afera ochrzczona jego nazwiskiem to tylko element walki o media, w której dużo zamierzają dla siebie ugrać ludzie z frakcji SLD związanej z premierem. Choć GW nikogo wprost nie oskarża i usprawiedliwia premiera, reakcja mediów bliskich rządowi, z „Trybuną” i „NIE” na czele, jednoznacznie świadczą o tym, że lojalni wobec Millera działacze Sojuszu publikację GW potraktowali jako uderzenie w ich pryncypała. I nie pozostaną dłużni. Na razie nie było jakiegoś poważniejszego rewanżu, nie licząc pojedynczych wypowiedzi w obronie premiera. Tradycyjnie natomiast Miller wypuścił na przeciwnika swojego psa łańcuchowego - Samoobronę. Poseł Stonoga oskarżył w piśmie złożonym w prokuraturze Michnika o to, że namawiał go [tzn Stonogę] do sporządzenia za pieniądze artykułu kompromitującego Leszka Millera. Inny ślad wskazujący na zaangażowanie premiera w walkę o kontrolę nad mediami ujawniła już wcześniej stacja RMF FM. Prywatna rozgłośnia ujawniła nagranie, z którego wynika, że Miller osobiście zaangażował się w decyzję o odebraniu jej prawa do rozszczepiania czasu antenowego. Jeśli nie dojdzie do zaostrzenia rywalizacji "na górze", Millerowi najprawdopodobniej nic się nie stanie. Na razie wszystko idzie w kierunku ukręcenia łba sprawie. Prokuratura - wiadomo, minister Kurczuk, podwładny Millera. Komisję śledczą parlamentu kontrolują posłowie Sojuszu i ich sprzymierzeńcy. Widząc, że powołania komisji nie da się uniknąć, posłowie SLD wystąpili z własnym projektem jej kształtu i przeforsowali go. Na tym odcinku nie powinno się więc nic złego "mocodawcom Rywina" stać. Zwłaszcza, że trwa kampania dyskredytacji komisji. Podaje się w wątpliwość sens jej istnienia. Niektórzy publicyści, jak Jacek Żakowski w „Polityce”, kwestionują jej przydatność dla demokracji, nazywając jej pracę spektaklem służącym realizacji najniższych instynktów. Prokuratura nie zdobyła dotychczas wystarczających dowodów - ani wykluczających, ani potwierdzających istnienie jakiejś grupy politycznej stojącej za Rywinem. Zapowiada jednak zakończenie śledztwa. Oznacza to, że prokuratorzy zamierzają oskarżyć go tylko o płatną protekcję, pozostawiając wyjaśnianie politycznych wątków komisji śledczej. - "Przeradza się to jednak w sprawę jednej osoby. Już nie ma podejrzenia wielkiej afery korupcyjnej. To budzi nasz szalony niepokój" - mówił Ludwik Dorn (PiS). Z kolei komisja nie zaczyna przesłuchań bo, jak powiedział jej szef Tomasz Nałęcz - "Nie chcemy pokrzyżować taktyki prokuratorom prowadzącym śledztwo". Kończąc wątek zleceniodawców Lwa R., nie sposób nie wspomnieć o dwóch osobach wymienionych przez filmowca, jak się okazuje nie tylko podczas konfrontacji u premiera, ale także podczas rozmowy w Agorze. Nazwisko Andrzeja Zarębskiego, doradcy mediów prywatnych w pracach nad kształtem ustawy o mediach, może świadczyć, że rozmowy Rywina z szefami Agory to nie było jednostronne wyjście z propozycją kręgów SLD, ale fragment zaawansowanych wielostronnych negocjacji i targów nad kształtem ustawy o mediach. „Rzeczpospolita” napisała, że "według Rywina, inicjatywa lobbingu na rzecz Agory w sprawie noweli ustawy o radiofonii i telewizji wyszła od Andrzeja Zarębskiego i Wandy Rapaczyńskiej, prezes Agory". Zarębski, były członek KRRiTV, skromnie zapewnia: - "Moja rola w tej sprawie jest żadna." Z pewnością nie może tego powiedzieć drugi człowiek, którego nazwisko miał podać Rywin, zapytany przez Millera, kto go wysłał do Agory. Kolega Robert i wirus Czarzasty W styczniu 2002 Robert Kwiatkowski mówi nieoficjalnie redaktorowi Makarence z GW, że kupno Polsatu przez Agorę oznaczałoby "znaczącą dekompozycję rynku medialnego". Niedługo potem wybucha "wojna o ustawę o mediach". 15 stycznia 2002 r. KRRiT kończy prace nad projektem ustawy. Postuluje on m.in. wprowadzenie zapisu mówiącego o tym, że koncesji na telewizję nie może dostać właściciel dziennika o zasięgu ogólnokrajowym (Agora nie może kupić telewizji Polsat). Miller decyduje, że projekt Rady będzie projektem rządowym. Ustawa uderza w media prywatne i faworyzuje media publiczne. Ostry konflikt rządu z mediami prywatnymi trwa kilka miesięcy. Ekipę SLD ostro atakuje „Wyborcza”. Rządowy projekt krytykuje prezydent. Rząd przegrywa medialną wojnę na argumenty - nie potrafi przekonać do swoich argumentów opinii publicznej i to jest jednym z głównych powodów spadku jego notowań. Tak przynajmniej „Gazeta” uzasadnia nieoczekiwany zwrot w sprawie. Rząd wycofuje bowiem z projektu ustawy niektóre zapisy godzące w media prywatne, m.in. ten uniemożliwiający Agorze kupno Polsatu. Jak miała powiedzieć Jakubowska Rapaczyńskiej "zlecenie się skończyło, nadszedł czas na porozumienie." Swoją rolę odgrywają prezydent i jego ludzie (m.in. w TVP). Przekonują obóz Millera do zakopania topora wojennego. Nie o sprawę kupna Polsatu tutaj tak naprawdę chodzi. Wystarczy spojrzeć na daty. 26 czerwca Miller i Jakubowska spotkali się z nadawcami prywatnymi, by wysłuchać ich zastrzeżeń do ustawy. Na polecenie premiera Jakubowska redaguje autopoprawkę rządu. Punkty dotyczące możliwości kupienia Polsatu przez Agorę Jakubowska pisze de facto wspólnie z Rapaczyńską. 5 lipca autopoprawka trafia do Kancelarii Premiera. Wanda Rapaczyńska, i Adam Michnik wiedzą, że zapis, o który walczyli, mają już w kieszeni. Tymczasem 15 lipca Rywin przychodzi do Rapaczyńskiej ze znaną ofertą. 22 lipca rozmawia z Michnikiem. Rywin chciał więc sprzedać Agorze to, co już od kilkunastu dni miała. Nie o Polsat więc chodzi. Chodzi o porozumienie mające o wiele większy zakres. Dochodzi być może do wstępnego porozumienia o podziale wpływów na rynku mediów (Agora dostaje wolną rękę, w zamian nie atakuje Millera i przymyka oko na zabiegi Kwiatkowskiego wokół TVP i medialne ambicje Czarzastego). Właśnie wtedy dochodzi do spotkań Rywina z szefami Agory. Choć to tylko część negocjacji z udziałem przedstawicieli obozów premiera i prezydenta. Dyskutuje się nie tylko o ekspansji Agory, ważną rolę zajmuje kwestia przyszłości TVP, jej rola w budowie medialnej potęgi SLD. W siedzibie Agory nie raz pojawia się Nina Terentiew, szefowa TVP2. Złagodzeniu linii GW wobec rządu sprzyja końcówka negocjacji akcesyjnych i związane z tym różne wydarzenia, sztucznie przez „Gazetę” rozdmuchiwane do rozmiarów niemal być albo nie być dla przyszłości Polski (referendum w Irlandii). Rozmowy trwają, z pewnością także za wiedzą Millera. Jakubowska wciąż poprawia interesujące Agorę zapisy ustawy. W projekcie, który rząd wysłał wiosną do Sejmu, zapis antykoncentracyjny głosił, że można mieć tylko jedno medium ogólnopolskie. Więc jeżeli się miało ogólnopolską gazetę, nie można było posiadać ogólnopolskiej stacji radiowej albo telewizyjnej. W pierwszej wersji autopoprawki, którą Jakubowska przesłała 5 lipca do rządu, złagodzono ten zapis. Ogólnopolska gazeta mogła mieć ogólnopolską telewizję, pod warunkiem że jej udział w rynku nie przekracza 20%. Jednakże okazało się, że udział „Gazety Wyborczej” w rynku dzienników ogólnopolskich wynosi 47%. Dlatego Jakubowska zmieniła stosowny zapis, wprowadzając pojęcie "rynku gazet codziennych", czyli ogólnopolskich i regionalnych razem wziętych. Pisała o tym 19 lipca GW: "Porozumieliśmy się w tej sprawie z nadawcami - cytowała słowa Jakubowskiej. - Chcemy wprowadzić barierę 30%, ale liczoną w udziale w całym rynku dzienników, a więc bez dzielenia na regionalne i ogólnopolskie". Ta poprawka praktycznie finalizowała przyjętą na przełomie czerwca i lipca decyzję premiera, że nowa ustawa o radiofonii i telewizji nie będzie barierą dla zakupu przez Agorę Polsatu. Czy jednak na dalszą metę mogło to usunąć obawy Agory? Autopoprawkę rządu mogli odrzucić w czasie dalszych prac legislacyjnych posłowie czy senatorowie. W Sejmie powstała koalicja antymichnikowa. A Anna Sobecka z Ligi Polskich Rodzin zgłosiła poprawkę, która wprowadza rygorystyczne przepisy antykoncentracyjne mające uniemożliwić Agorze kupno Polsatu. Za tą poprawką będzie LPR, Samoobrona, pewnie PSL, zapewne część SLD. A pozostaje jeszcze PiS. Dochodzi więc do zerwania cichej umowy Agora - grupa SLD. Konferencja prasowa nadawców prywatnych (17 grudnia) kończy się apelem do premiera, by zaniechał prac nad ustawą. Występująca w imieniu nadawców Rapaczyńska mówi, że jest to dla nich "sprawa życia i śmierci". Zapowiada też, że będzie walczyć przeciwko nowelizacji ustawy "wszelkimi dopuszczalnymi w cywilizowanym społeczeństwie środkami". A czasu na tę walkę nie było zbyt wiele - bo w Sejmie prace nad nowelizacją ustawy dobiegały końca, w styczniu miała być głosowana, a wejść w życie miała w lutym. Publikacją artykułu o Rywinie Agora osiąga swój cel. Pomaga w tym marszałek Borowski, zamrażając prace nad ustawą na miesiąc - ma być ona przejrzana i pewnie w niektórych punktach zmieniona. Dlaczego Agora zaatakowała ustawę, skoro większość jej postulatów została spełniona? Dostała prawie wszystko, co chciała. Zagrożenie dla projektu w parlamencie tez chyba nie było tak duże (ostatecznie jest na końcu podpis prezydenta). Być może poczuła, że można ugrać więcej. Przede wszystkim, wyeliminować wszelkie zapisy o koncentracji, bo Agora planuje nie tylko kupno stacji TV. Ale przede wszystkim osłabić pozycję telewizji publicznej, której nowa ustawa dawała najwięcej. Może skłonić ją do większych ustępstw w innej, kluczowej sprawie. Czy bowiem rzeczywiście chodzi tutaj o kupno Polsatu? Na dobrą sprawę ta stacja nawet nie jest na sprzedaż, nie wiadomo też, czy Agora byłaby w stanie ją kupić. Kondycja finansowa wydawcy "Gazety Wyborczej" znacznie się pogorszyła w ciągu minionego roku. Prezes koncernu Wanda Rapaczyńska zapowiedziała spadek przychodów i zysków firmy, co odbiło się na notowaniach akcji Agory. A negocjacje Zygmunta Solorza na temat sprzedaży stacji są próbą sprawdzenia, ile Polsat jest naprawdę wart i kto chciałby go kupić. Właściwa gra dotyczy prywatyzacji TVP 2, którą część polityków SLD chce wyprowadzić z TVP. Robert Kwiatkowski (prezes telewizji publicznej), chciał – tak sugeruje Rywin – „układu”, który pozwoliłby mu łatwo sprywatyzować i przejąć drugi program telewizji publicznej, zaś Włodzimierz Czarzasty (członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz jeden z głównych autorów projektu nowelizacji ustawy) chciałby utworzyć własny prasowy koncern medialny, konkurujący na rynku z Agorą. 29 października 2001 r. na posiedzeniu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji związany z SLD, wpływowy sekretarz Rady Włodzimierz Czarzasty proponuje, by w opracowywanej nowelizacji ustawy znalazł się zapis o prywatyzacji jednego z programów TVP. W głosowaniu pomysł przepada jednym głosem. Ale Czarzasty nie rezygnuje. SLD-owscy ludzie od mediów mają do wyboru dwa warianty przejęcia części mediów publicznych. Pierwszy, lansowany przez Czarzastego, opiera się na konfrontacji z mediami prywatnymi, w tym Agorą. Kwiatkowski bliższy jest innemu rozwiązaniu: dogadaniu się z Agorą i wspólnemu "ustawieniu" rynku mediów. Pierwsza połowa 2002 roku, ostry konflikt w sprawie ustawy o mediach, to realizacja wariantu nr 1. W lipcu przewagę zdobywa wariant nr 2. Doskonałym emisariuszem jest Rywin, dobrze ustosunkowany zarówno w TVP, jak i w Agorze. - "Jego interesuje prywatyzacja Dwójki, ale on z tego chce zrobić życiową szansę dla siebie. A nie wie, czy ty mu to gwarantujesz"- mówi o Kwiatkowskim Rywin. Michnik sugeruje, że sam też jest zainteresowany Dwójką, a nie Polsatem. Na to Rywin: - "Nie wpadło mi w ogóle do głowy, że może być taki wariant - dajecie sobie spokój z tym [chodzi o Polsat - A.R.] w ogóle i ty się łączysz z nim w Dwójkę. Muszę pomyśleć, może to jest najinteligentniejsze rozwiązanie. Moim zdaniem, nawet tańsze." Michnik pyta się, skąd nagle chęć Kwiatkowskiego porozumienia się: - "...co w tym wszystkim oznacza całe postępowanie Roberta. Dlatego, że ja z nim miałem relacje dobre, koleżeńskie i przy tej ustawie nagle coś się rypło. I teraz: ja miałem kilka interpretacji. Jedną z interpretacji może być po prostu ten wirus Czarzasty." Rywin tłumaczy: - "Oni się dawno już pożarli. Czarzasty mu tę ustawę pilotował." Michnik: "Pilotował, no to po coś? Trzeba mieć wspólny interes". Rywin: - "Moim zdaniem, oni nie dopuszczą tego Czarzastego do tego". Warto przypomnieć, że to nie pierwsza próba sprywatyzowania publicznego programu i nie pierwsze próby współpracy kontrolowanej przez postkomunistów TVP z Agorą. Co ciekawe, za każdym razem ważną rolę odgrywał Rywin. W latach 80. Rywin przyszedł na Woronicza z Interpressu. Ściągnął go do telewizji ówczesny szef Radiokomitetu gen. Wojciechowski. W 1989 r. Lew Rywin, wówczas wiceprezes Komitetu ds. Radia i Telewizji, przygotował plan prywatyzacji Dwójki. Pomysłowi temu sprzeciwiły się związki zawodowe, a Rywin wkrótce odszedł z telewizji. Drogi Rywina, TVP i Agory skrzyżowały się też pod koniec lat 90. W materiale „Gazety” Lew R. przedstawiany jest jako osoba mało znana szefom Agory i „Gazety Wyborczej”, wręcz obca. Tymczasem parę lat temu Rywin, będąc wówczas szefem polskiego Canal+, oddał Agorze sporą przysługę. Zaangażowała się ona kapitałowo w medialną spółkę TKP (m.in. Canal+ Polska, Cyfra+). Dobrze układała się także współpraca z TVP. Niezwykle ważną sprawą dla utrzymania się Canal+ na polskim rynku było zachowanie faktycznej wyłączności na transmitowanie za pośrednictwem cyfrowej platformy Cyfra+ programów telewizji publicznej. Było to możliwe dzięki życzliwości ludzi rządzących na Woronicza. Konkurencyjna platforma Wizja TV (już nie istniejąca) nie otrzymała takiej możliwości, chociaż zabiegała o nią od początku swojego istnienia. Tak samo powstała platforma cyfrowa Zygmunta Solorza spotkała się z kategorycznym "nie" ze strony Zarządu TVP SA. Pojawił się pomysł wspólnej platformy cyfrowej Canal+ i TVP, przy kapitałowym udziale Agory. Oznaczałoby to zmonopolizowanie dziedziny przekazu, która w niedalekiej przyszłości będzie jedyna formą przekazu. Rozwijającą się współpracę Canal+ i TVP przerwało orzeczenie sądu, który wykluczył możliwość udziału kapitału publicznego (TVP) w przedsięwzięciu prywatnych podmiotów. Do tego w latach 1997-98 firma Rywina przyniosła poważne straty. Agora postanowiła więc wycofać zainwestowane pieniądze. I wtedy bardzo pomógł jej Lech Rywin, który w Canal+ był najpierw szefem zarządu, a potem prezesem rady nadzorczej. To dzięki niemu Agora mogła wycofać się z przynoszącego straty przedsięwzięcia nie tylko bez szwanku, ale nawet z finansową korzyścią. Szanse, że dochodzenie w sprawie Rywina odsłoni ten kontekst afery, są nikłe. Wyłączenie z prac komisji głosami SLD problemu prywatyzacji telewizji publicznej oraz próby podporządkowania mediów prywatnych KRRiTV, ograniczają możliwości dochodzenia przez nią prawdy. Potwierdzają też, że wszyscy uczestnicy Rywingate mają do ukrycia przed opinią publiczną, opozycją i innymi mediami prywatnymi niewygodny fakt tajnych rozmów na temat podziału i monopolizacji rynku mediów. Druga Wojna Na Górze W jednym czasie trzy główne pisma postkomunistycznej lewicy - „Trybuna”, tygodniki „Nie” i „Przegląd” - w różny sposób, ale jednoznacznie postawiły tezę, że publikacja „Gazety” o Rywinie to początek akcji mającej na celu obalenie Leszka Millera. Zdaniem Urbana w gabinecie Millera, zaraz po konfrontacji Michnika z Rywinem, zapadła decyzja o zachowaniu całej sprawy w tajemnicy. Według naczelnego „Nie” ludzie Agory ów niepisany układ złamali i ujawniając sprawę, otworzyli drogę do dymisji premiera za niepowiadomienie prokuratury o próbie korupcji. Taki zarzut postawiła prawicowa opozycja, od razu domagając się powołania komisji śledczej. Także Janusz Wojciechowski, prominentny polityk PSL, szybko wyraził opinię, że obowiązkiem premiera było powiadomienie prokuratury. Jak zwykle ludowcy postanowili skorzystać z okazji i "wyszarpnąć" coś od koalicjanta. PSL zażądało po wiceministrze w MSZ i Ministerstwie Kultury. No i wpływu na nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji. Natomiast celem prawicowej opozycji jest, rzecz jasna, obalenie Millera. Wygląda na to, że opozycja ma potężnego sojusznika. W osobie prezydenta. 17 stycznia afera Rywina wzbogacona została o kolejny element - publiczną polemikę między prezydentem i premierem. Aleksander Kwaśniewski w radiowych "Sygnałach dnia" powiedział: - "Czy nie należało wtedy, w momencie, kiedy informacja dotarła, natychmiast uruchomić prokuratora? Sam premier dzisiaj mówi, że oczywiście jest mądrzejszy o to doświadczenie, ale trzeba pamiętać, że właśnie ta rozmowa odbyła się w gronie ludzi, którzy się znali, więc istnieje coś takiego jak postawa dżentelmeńska wobec ludzi". Na tę wypowiedź zareagował szef rządu. - "Błąd popełnili wszyscy, którzy o tej sprawie wiedzieli, a wiedziało setki ludzi" - powiedział. W tym również prezydent Aleksander Kwaśniewski, który przyznał, gdy sprawa stała się głośna, że o propozycji byłego szefa Canal + wobec Agory dowiedział się "już jakiś czas temu". Kwaśniewski nie krył nigdy swojego krytycznego stosunku do rządowych pomysłów na ustawę o mediach. Krytykując rządowy projekt występował, zwłaszcza na łamach GW, w szatach obrońcy wolności mediów. Tak naprawdę walczy o interesy jednego prywatnego medialnego potentata w Polsce - Agory. "Bo jeśli ci, którzy mają pieniądze w Polsce, zgodnie z tą ustawą nie będą mogli kupić, to kto jest w stanie kupić taką telewizję jak Polsat?"- pyta retorycznie w "Sygnałach Dnia" (I PR). Kiedy Aleksandra Jakubowska została szefem gabinetu politycznego premiera, Kwaśniewski zasugerował, że powinna przestać prowadzić w imieniu rządu prace nad najgłośniejszą nowelą ostatnich miesięcy - o radiofonii i telewizji. - "Mogłoby to spowolnić prace nad nowelą ustawy"- odpowiada Jakubowska. Premier jest podobnego zdania. Także Jerzy Jaskiernia, szef klubu SLD. Spór o media pogłębił podziały wśród postkomunistów. Prezydenta i jego sojuszników coraz otwarciej krytykują nie tylko „Trybuna”, czy „Nie”. Nie uzgodniona decyzja Borowskiego (po okresie chłodnych stosunków, ponownie stał się bliższy Pałacowi Namiestnikowskiemu) o wstrzymaniu prac parlamentarnych nad ustawą o mediach wywołał potężną burzę w klubie poselskim SLD. Kwaśniewski bez skrupułów wykorzystuje aferę Rywina do osłabienia Millera. - "Będzie komisja sejmowa; nie mam żadnej wątpliwości, że zostanie stworzona, więc będziemy mieli kilka miesięcy politycznej batalii w tej komisji i nicowania rządu na wszystkie możliwe strony" - mówił Kwaśniewski. - "Myślę, że premier będzie przesłuchany w tej sprawie i przez prokuratora, i przez komisję sejmową." Obóz premiera nie pozostaje dłużny. Może liczyć na Samoobronę, która wykorzysta zapewne do "mokrej roboty". Lepper otwarcie mówi, że afera Rywina jest prowokacją wymierzoną w rząd. Kłopotliwe dla Aleksandra Kwaśniewskiego ujawnienie przez Trybunę, że w dniu imienin, 12 grudnia, gościł zarówno szefa Wyborczej, jak i Lwa Rywina, to ostrzegawczy sygnał, który prezydent na pewno potraktował bardzo serio. Konflikt osiągnął już taki stopień, że Kwaśniewski w wywiadzie dla IAR zdecydował się na deklarację, że "żaden plan przeciwko temu rządowi czy jakiemukolwiek rządowi nie płynie z Pałacu Prezydenckiego". Wyciągnięty nagle przed całą opinię publiczną konflikt prezydent - premier skonfundował TVP, zwłaszcza na odcinku Rywingate. Żaden dziennikarz "Wiadomości" TVP nie podpisał się pod relacją z pierwszych posiedzeń komisji śledczej. Wszystko dlatego, że nikt nie obsługiwał tego wydarzenia - materiały, które widzieliśmy wieczorem, powstawały na podstawie zdjęć, które zarejestrowali operatorzy, bez reportera telewizyjnego. A to dlatego, że rozgorzał spór o to, kto ma się tym tematem zajmować Początkowo wydawca "Wiadomości" przydzielił ten temat Katarzynie Kolendzie-Zaleskiej. Jeszcze tego samego dnia Piotr Sławiński, szef "Wiadomości" zmienił decyzję i zlecił przygotowanie relacji innej dziennikarce - Monice Kaniewskiej - ale ta odmówiła. Relacje Kolendy-Zaleskiej były dla Sławińskiego zbyt nieprzychylne opcji rządzącej. Miała w nich mylić się dwa razy. Raz, mówiąc, że większość w komisji śledczej należy do SLD (w rzeczywistości, większość ma cała koalicja rządowa - zauważa Sławiński) oraz, że to największa afera korupcyjna ostatnich lat (tymczasem w grę wchodzi próba płatnej protekcji - Sławiński). To wystarczyło. Wiadomo, że ze Sławińskim nie zgadzają się m.in. Grzegorz Kozak i Jolanta Pieńkowska. Sprawę komplikuje fakt zamieszania w aferę Kwiatkowskiego, szefa TVP. Ostatecznie do zajmowania się sprawą Rywina oddelegowano Monikę Kaniewską i Mariusza Rudnika, znanego człowieka od "zadań specjalnych". Rywalizacja Leszka Millera z Aleksandrem Kwaśniewskim nie przybierała dotąd ostrzejszych form. Jednakże wraz ze zbliżaniem się wyborów prezydenckich i parlamentarnych, które wypadają w 2005 roku, sytuacja się zmienia. Obóz lewicy musi najpóźniej do połowy tego roku zdecydować się na jednego kandydata na prezydenta. Tylko to może mu zapewnić skuteczną i zwycięską kampanię. W połowie tego roku odbędzie się kongres SLD. Także Aleksander Kwaśniewski, jeśli chce naprawdę utworzenia partii centrowej, to ma czas na decyzję do przyszłego roku. Finał "wojny na górze" powinniśmy poznać więc najpóźniej za rok. Skutki afery Rywina mogą wpłynąć znacząco na ostateczny wynik tej rozgrywki. Walka o kształt ustawy o mediach i związana z tym Rywingate świadczą o tym, że wchodzimy w ostatni, decydujący etap konfliktu w postkomunistycznym obozie. Stosunki premiera z prezydentem pogarszają się z tygodnia na tydzień. Kwaśniewski i Michnik konsekwentnie realizują plan budowy nowoczesnej socjaldemokracji, odrzucającej historyczne podziały i nie obciążonej bagażem przeszłości, zarówno z jednej strony, jak i drugiej. Sam Kwaśniewski nie ma może zbyt wielkich uprawnień, jednak nieformalne wpływy i prawo weta to też dużo. Zwłaszcza, jeśli można liczyć na tak wpływową grupą lobbującą, jak Michnik i GW. Środowisko to nie zdołało wprawdzie zapobiec uchwaleniu ustaw lustracyjnych, ale przecież GW skutecznie przyczyniła się do ukształtowania złej atmosfery wokół lustracji. To ułatwiało działania SLD. Teraz przyszedł czas na krok następny, rozbicie Sojuszu i budowa w dużej mierze na jego gruzach nowoczesnego centrum, przy zepchnięciu na margines starych aparatczyków, zbyt mocno identyfikowanych z PZPR. Teraz, gdy prezydent nie musi już zabiegać o elektorat (a może właśnie dlatego) jego stosunek do lewicy, jej lidera i rządu wyraźnie się zmienił. Pod koniec ubiegłego roku, nie bacząc na skutki budżetowe, odesłał do Trybunału Konstytucyjnego ustawę o abolicji i oświadczeniach majątkowych, która zresztą ostatecznie przepadła w Trybunale. Jeszcze wcześniej bronił niezawisłości Rady Polityki Pieniężnej, gdy koalicja żądała od niej obniżenia stóp procentowych i groziła poszerzeniem Rady o nowych, bardziej życzliwych rządowi ludzi. Kwaśniewski krytykował też rządowy projekt noweli ustawy o radiofonii i telewizji, przeciwko któremu protestowali prywatni nadawcy. Prezydent już na samym początku prac legislacyjnych sugerował, że zawetuje ustawę, choć zwykle takich zapowiedzi nie czyni, gdy nie ma w ręku dokumentu. Sprawa Rywina uderza już bezpośrednio w premiera. Wywołuje wzburzenie w szeregach Sojuszu. Jednak Kwaśniewski nie szuka dróg załagodzenia sytuacji. Wręcz przeciwnie, wetuje ustawę o biopaliwach, której odrzucenie może zaważyć na sytuacji w koalicji, ze względu na determinację PSL w tej sprawie. Może w efekcie zaważyć nawet na losach gabinetu Millera.

Autor publikacji
Ubekistan: materiały i opracowania
Archiwum ABCNET 2002-2010