NA DWÓCH FORTEPIANACH

W wyniku wyborów samorządowych wrze w szeregach wszystkich partii politycznych, prześcigających się nawzajem w opiewaniu własnego zwycięstwa. Rozpoczyna się rozgrywka o dominację na obu skrzydłach sceny politycznej. Rosnące w siłę ugrupowania radykalne, jeszcze kilka miesięcy temu uważane za „niedotyaklne” – dzisiaj stały się łakomym, kąskiem politycznym...

Po ogłoszeniu przez Państwową Komisję Wyborczą wyników wyborów jasnym stało się, że polska scena polityczna nadal przekształca się w kierunku, jaki wyznaczyły wyniki wyborów parlamentarnych roku 2001. Wybory samorządowe wprowadzają nową jakość nie tylko dlatego, że bardzo dobry wynik Lecha Kaczyńskiego w Warszawie, Jerzego Kropiwnickiego w Łodzi, czy prezydentów Trójmiasta: Adamowicza w Gdańsku, Karnowskiego w Sopocie i Szczurka w Gdyni ożywił ducha szeroko pojętej prawicy. Również nie dlatego, że mocno podcięte zostały skrzydła Leszka Millera, co pozwolił sobie dyskretnie skomentować rugając go nawet raz po raz prezydent Aleksander Kwaśniewski. Zanosi się na to, że będąca naturalną konsekwencją polityki Sojuszu Lewicy Demokratycznej koalicja pomiędzy postkomunistami, a lepperowską Samoobroną wywoła spore przegrupowania na politycznej scenie Polski. Znamy już wyniki drugich z rzędu wyborów, w których bardzo dobry wynik zanotowały nowe ugrupowania, które pojawiły się w parlamencie w roku 2001 – Liga Polskich Rodzin oraz Samoobrona. „Stare” elity polskiej sceny politycznej po wyborach podjęły próbę zagospodarowania elektoratów jednej oraz drugiej partii. Należy spodziewać się nowych sojuszy zarówno po lewej, jak i po prawej stronie politycznego spektrum. Charakter tych sojuszy może mieć istotny wpływ na obraz polskiej sceny politycznej w nadchodzących latach.

Dialektyka Janika

Odkąd Leszek Miller objął władzę w Polsce mija już ponad rok. Zsumowane wyniki wyborów do sejmików wojewódzkich pozwalają odnieść się do wyników, jakie Sojusz Lewicy Demokratycznej uzyskał rok temu. Spadek poparcia dla tej partii o blisko jedną trzecią jest czytelnym znakiem, jakie daje rządzącej ekipie coraz bardziej zmęczone społeczeństwo. Przedłużający się kryzys gospodarczy, ciągle pogłębiające się bezrobocie, oraz obciążające ekipę rządzącą spektakularne awantury o podtekście gospodarczym (vide: Odra i Stocznia w rządzonym przez SLD Szczecinie) stoją w jawnej sprzeczności z obrazem rzeczywistości malowanym przez przedstawicieli rządu. Mocno zgrana przez pierwsze pół roku propagandowa karta, której symbolem stała się „dziura budżetowa”, została zastąpiona nową - iście gierkowską propagandą sukcesu. Zarówno jedna, jak i druga pomocne są w rządzeniu. Trudno ocenić wpływ takiej polityki „informacyjnej” na notowania rządu, ale spadek notowań Sojuszu jest wyraźny. Tak wyraźny, że aby go przedstawić w korzystnym świetle Krzystof Janik musiał wspiąć się na wyżyny dialektyki, zauważając w „Salonie Politycznym Trójki”: „ W wyborach do rad gmin i miast – myślę, że jesteśmy największą formacją, ale też nie można tu mówić o jakiejś spektakularnej porażce”. Być może gdyby nie owa jednolita działalność „informacyjna” spadek notowań sojuszu byłby jeszcze wyższy. Dotychczasowe desperackie pomysły finansowe (winiety, czy podatek od zysku z lokat), zestawione z serią kontrowersyjnych zagrań prywatyzacyjnych w sposób ewidentny obnażają skalę problemów, przed jakimi stoi firmujący rządzącą koalicję Sojusz Lewicy Demokratycznej. Problematyczne będzie dla tej ekipy utrzymanie wysokiego poziomu poparcia społecznego do wyborów parlamentarnych. Tym bardziej, że wyniki uzyskane przez Samoobronę i Ligę Polskich Rodzin - ugrupowania, które wydają się być jedynymi prawdziwymi zwycięzcami wyborów samorządowych wprowadzają niemało zamieszania w koalicyjne klocki po jednej jak i po drugiej stronie sceny politycznej. Z punktu widzenia Sojuszu problemem ważniejszym jest Samoobrona.

Pokażemy im jak się rządzi!

Szef lubelskiej Samoobrony – poseł Jóżef Żywiec w wywiadzie, jakiego udzielił „Gazecie Wyborczej” jasno deklaruje: „Wkrótce w sejmikach wojewódzkich w całej Polsce może być większościowa koalicja SLD-UP i Samoobrony. Chcemy wziąć władzę na własne barki, wtedy pokażemy im, jak się rządzi”. Żywiec co prawda nie identyfikuje „ich”. Nie wiadomo, komu chce pokazać jak się rządzi. Pozostaje mieć nadzieję, że nie chodzi o wyborców. Niezależnie od tego, do kogo adresowana jest ta wypowiedź, jasno wynika z niej, że polityka oswajania i cywilizowania Leppera osiągnęła swój następny etap. Należy zakładać, że ciche poparcie Leppera, jakim cieszy się Miller przełoży się w najbliższym czasie, na serię bliższych porozumień. Jaskrawym tego dowodem jest właśnie koalicja w sejmiku lubelskim. W komentarzach z początku nieco zażenowanych polityków lewicy (z Marszałkiem Borowskim na czele), przewijała się głównie argumentacja, zgodnie z którą jakiekolwiek inne porozumienie w sejmiku województwa lubelskiego byłoby niemożliwe. Otóż z oficjalnych wyników wyborów wynika coś wręcz odwrotnego. Polskie Stronnictwo Ludowe – ogólnopolski koalicjant SLD-UP uzyskał w tym województwie najlepszy wynik w kraju, zdobywając tam bez mała dwadzieścia procent głosów, tracąc do ugrupowania posła Żywca ledwie dwa procent. Niezależnie od tego czy w koalicji z SLD grać będzie PSL, czy Samoobrona – i tak przewaga będzie po stronie pozostałych ugrupowań. Rozwiązaniem byłaby koalicja SLD-UP, PSL oraz Samoobrona (jakże daleko do „koalicji proeuropejskiej”). Niestety, taki układ nie odpowiada Samoobronie. Poseł Żywiec zapytany o stosunki z lubelskim PSL odpowiada: „W ogóle nie planujemy [ułożyć sobie stosunków z PSL – MR]. Władzy im się chce! Tym kilku cwaniakom, którzy się podorabiali. Choćbym miał nawet zrzec się mandatu posła, tu w naszym województwie z PSL nie widzę szans na współpracę”. Należy zakładać, że PSL nie będzie miało żadnego interesu w firmowaniu koalicji ze swoim śmiertelnym wrogiem. Taki układ idealnie pasuje za to Sojuszowi. Grzegorz Kurczuk decydując się na błyskawiczna lokalną koalicję z Samoobroną wysyła jasny sygnał: wobec partii chłopskich Sojusz stosował będzie zasadę „dziel i rządź”. Ta swoista gra na dwóch fortepianach służyć ma przede wszystkim zdyscyplinowaniu chłopskiego – sejmowego koalicjanta. Silniejsza niż rok temu Samoobrona zagroziła istnieniu PSL, jako partii o bardzo ściśle określonej klienteli i to w województwie, które od lat było bastionem ludowców. Prztyczek w nos, jaki otrzymał PSL nie zaowocuje siniakiem (koalicja w sejmiku wojewódzkim nie ma strategicznego znaczenia), ale zostanie zapamiętana i na pewno nie wzmocni pozycji Jarosława Kalinowskiego i innych zwolenników koalicji z Sojuszem.

Istotny wydaje się jeszcze jeden, szerszy aspekt trwającego już od kilku lat, a od roku rozgrywającego się na poziomie parlamentarnym flirtu lewicy z Samoobroną. Warto zwrócić uwagę na optykę, jaką proponuje Lech Mażewski („Konkurencja z lewej strony”, Rzeczpospolita nr 265). Twierdzi on, że wciągnięcie Samoobrony do władz lokalnych jest w istocie próbą kolonizacji elektoratu Leppera. Wyborcy, którzy odeszli od SLD po roku rządów oddali w dużej części głos na Samoobronę (bądź zostali w domach). Próba odzyskania tych głosów może oprzeć się na podobnym mechanizmie, jaki zadziałał przy „pacyfikacji” innej lewicowej alternatywy dla SLD – Unii Pracy. Skoro raz się udało, dlaczego nie ma udać się znowu? Dotychczasowe relacje między szeroko pojętą lewicą (w tym również prezydentem) a obozem Leppera pozwalają na przyjęcie takiego rozwoju wypadków za prawdopodobny, kluczowe głosowania w sprawie budżetu czy nowelizacji ustawy lustracyjej niech będą tego przykładem. W takim kontekście nawoływanie do „wielkiej koalicji sił pro-europejskich”, jakie dało się krótko słyszeć tuż po wyborach można chyba na dobre włożyć między bajki.

Lustrzane odbicie

Po przeciwnej stronie sceny politycznej, gdzie na nowo rozbłysła gwiazda braci Kaczyńskich i PiSu odbywają się podchody w gruncie rzeczy bardzo podobne. Wzrost nastrojów radykalnych zauważył nie tylko Leszek Miller. Trochę chyba przedwczesny optymizm zapanował na prawicy. Świetny wynik Kaczyńskiego w Warszawie z pewnością predestynuje go do roli lidera sił prawicy w całym kraju. Pierwsze ruchy polityczne, jakie wykonał nowo wybrany prezydent Warszawy przypominają lustrzane odbicie sytuacji z lewej strony sceny. Swego rodzaju „zaklinanie” prawicowego odpowiednika Samoobrony – Ligi Polskich Rodzin na dobre zaczęło się z chwilą, gdy Jarosław Kaczyński oznajmił osłupiałym wyborcom, że do Unii Europejskiej wcale nie należy się spieszyć. Gra, którą podejmuje PiS jest ryzykowna i o wiele trudniejsza, niż gra Leszka Millera z Lepperem. O ile Sojusz działający z pozycji siły w stosunku do dwóch jednak dużo słabszych partnerów może pozwolić sobie nawet na polityczny afront, jakim było zaproponowanie koalicji Samoobronie zamiast PSL, o tyle w wypadku formacji Prawo i Sprawiedliwość sytuacja nie jest już tak jasna. Koalicja POPiS nie była w czasie tych wyborów koalicją z prawdziwego zdarzenia. W zasadzie miejscami nie była w ogóle koalicją. Walka wyborcza w okręgach przekonała o tym przedstawicieli zarówno jednej jak i drugiej partii. PiS chyba jednak nie może jeszcze pozwolić sobie na próbę przejęcie elektoratu (choćby tego umiarkowanego) Ligi, nie zrażając przy tym do siebie umiarkowanych zwolenników i samej partii Kaczyńskich i Platformy Obywatelskiej.

Ugrupowanie braci Kaczyńskich szybko wykorzystało jednak zamieszanie na lubelszczyźnie. W połowie listopada jasnym stało się, że w województwie pomorskim (i w kilku innych z pewnością też) powstaną koalicję wojewódzkie, w których uczestniczyć będą przedstawiciele Ligi, Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej. Jedynie w województwie pomorskim świetny wynik POPiS daje podstawy do spokojnego administrowania województwem. Trzydzieści procent głosów, jakie udało się zebrać w wyborach do sejmiku wojewódzkiego (najlepszy wynik tej koalicji w kraju) pozwala utrzymać kontrolę na dużo słabszym koalicjantem, który zdobył w województwie dziesięć procent głosów. Jednak brudna i brutalna kampania, jaka rozegrała się między kandydatem Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Gdańska – Grzegorzem Strzelczykiem, a kandydatem Ligi - Jackiem Kurskim nie wróży takiej konstelacji najlepiej.

W stronę dwóch bloków

W wyniku wyborów samorządowych na polskiej scenie politycznej dał zauważyć się po raz kolejny w odstępie kilku lat trend, który może w przyszłości zaowocować dwublokowym systemem parlamentarnym. Niewątpliwie przedwcześnie pogrzebany podział partii według klucza: lewica – prawica ciągle ma bardzo mocne podstawy. W tej chwili poglądy wyborców dzielą się również według stopnia akceptacji dotychczasowego establishmentu politycznego, jednak ten podział również ma w swoim tle klasyczną polityczną dychotomię. Wyborcy nie akceptujący skompromitowanych według nich elit politycznych dzielą się w tej chwili na zwolenników Samoobrony i Ligi. Ci pierwsi bliżsi są lewicy, ci drudzy prawicy. Należy się spodziewać, że zarówno politycy jednej, jak i drugiej partii szybko przestaną być postrzegani, jako „ludzie spoza układu” i sami staną się częścią establishmentu, co nastąpi tym szybciej im szybciej politycy pozostałych ugrupowań przestaną ich izolować. Proces ten właśnie się rozpoczął, a czerstwa postać posła Żywca zasiadającego za stołem prezydialnym po prawicy ministra sprawiedliwości Grzegorza Kurczuka świadczy o tym najdobitniej. Samoobrona nie jest już dzisiaj zwartym klubem anonimowych posłów, Liga nigdy nim nie była. Zarówno z lewej jak i z prawej strony należy spodziewać się pasjonującej próby kolonizacji elektoratów tych ugrupowań. Od sprawności politycznej dużych graczy zależeć będzie efekt tej rozgrywki.

*Michał Paweł Rachoń – student specjalizacji samorządowo – ustrojowej V roku politologii na Uniwersytecie Gdańskim, ma 24 lata. Jest współzałożycielem inicjatywy Studenci Przeciw Prostactwu „Kontratak”, zrzeszającej studentów trójmiejskich uczelni, zwalczających kpiną polityczny lepperyzm. Zajmuje się kreowaniem wizerunku osób publicznych.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010