POPATRZ, POSŁUCHAJ, PÓJDŹ SWOJĄ DROGĄ

Zaczyna się.

Znowu zaczyna się manipulowanie elektoratem na potęgę. A to dopiero przygrywki.

Dobór zdjęć i rozmówców w wywiadach. Giertych – obiektywnie w końcu przystojny, kulturalny dryblas – zawsze w TV ponury, zgarbiony i spode łba. Jarosław Kaczyński zawsze w towarzystwie, podobnie jak Ziobro, bo warto ograniczyć im czas wypowiedzi (ach, ten wkręcający się w uszy, nieustępliwy sznapsbaryton posłanek z SLD!). Dornowi warto posadzić do towarzystwa kogoś, kto przerywa, bo czasem się trochę zacina i wtedy mu jeszcze trudniej, może straci wątek. Lech Kaczyński niech się kłóci z rozmówcą-prowokatorem, to się nazywa „równowaga informowania”, a telewizja już tak go sfilmuje, żeby wyglądało, że ma wielki brzuch i ledwie gramoli się zza biurka. Nawet pragmatyczny Komorowski musi być rozrzedzony Dyduchem. Kiedyś nie mogłam uwierzyć własnym oczom – premier Buzek, 183 cm wzrostu jak obszył, był w dzienniku telewizyjnym niższy od naszego prezydenta, sto sześćdziesiąt parę cm na wysokich obcasach! Oto, co może nowoczesna technika, światło i dobre kamery, a przede wszystkim „nasi” kamerzyści.

Mogą znacznie, znacznie więcej, szczególnie, jak im przyjdą w sukurs wyszkoleni starannie dziennikarze i zręczni politycy strony przeciwnej.

Wyprowadzanie z równowagi – Wałęsa w programie Lisa tak wymyślał Jarosławowi Kaczyńskiemu, że ten zagroził wyjściem z planu. Ale audycja była... nagrywana i montowana. Ktoś to tak zmontował i tak puścił, że widz miał szanse zobaczyć Wałęsę w niewłaściwym występie i usłyszeć inwektywy pod adresem Kaczyńskiego.

Nie tylko politycy są na widelcu manipulatorów. Również informacje. W tej kampanii ulubiony chwyt to zasłanianie istotnej informacji jakimś bzdetem i owijanie jej problemami „etyki i moralności” (a propos – masło maślane). Zestawia się ważną informację z plotkami obyczajowo-towarzyskimi (dodajmy – z bardzo marnego towarzystwa). Np. ile było gadania o niczym w dniu, gdy komisja śledcza przesłuchiwała chronionego przez Niemców Andrzeja Czyżewskiego, który naprawdę miał coś do powiedzenia o aferach w sferach SLD! Sławne dziennikarki w sławnych audycjach poświęcają bezcenny czas rozważaniom, czy „ładnie postąpił, czy nieładnie” ten lub ów, co coś powiedział, albo coś komuś zarzucił. Nie ma informacji, co właściwie powiedział i co zarzucił, i czy zarzut jest prawdziwy. Nie, ważne jest zachowanie, mówienie, siadanie, krawaty itp. Bicie piany, widz coraz mniej rozumie. Czas ucieka, wyborca powoli zamienia się w jelenia.

Manipulują politycy, ba, posłowie. Granda w sprawie Orlenu, jaka wyłania się z przesłuchań komisji, nie jest doceniana przez publiczność, znudzoną już, bo źle informowaną. Na wtorkowym (17 maja) przesłuchaniu granda odbywała się również podczas przesłuchania, na sali sejmowej. Przesłuchiwany Andrzej Modrzejewski. To w końcu jego bezprawne aresztowanie przez UOP, z helikopterem, kominiarkami, bronią gotową do strzału i udaremnienie dalszej kariery, jest przedmiotem badań komisji, to jego nazwisko figuruje w jej nazwie. Poseł przewodniczący ograniczył Modrzejewskiemu czas wystąpienia, chyba jedyny taki przypadek w historii komisji śledczych. Przerywał mu, strofował, kwestionował kolejne zdania, zarzucał nierzeczowość itp. Co tak zdenerwowało przewodniczącego? Otóż Modrzejewski, za pomocą licznych dokumentów, również z NIK i zagranicznych instytucji finansowych, obalał zarzuty i pomówienia, stawiane mu swobodnie przez rok przez przesłuchiwanych polityków. Oni twierdzili, że Modrzejewski to zwykły nauczyciel, amator, postawiony przez szaleńców z AWS nie-wiadomo-czemu na synekurze na czele ogromnej spółki Orlen, którą rychło doprowadził do upadku, wysysając z niej pieniądze (52 mln zł inwestycyjnych) na znienawidzoną Telewizję Familijną.

Modrzejewski, absolwent amerykańskich studiów MBA (podyplomowe zarządzanie), przedstawiał dyplomy, dokumenty, wykresy, wyniki kontroli, nagrody międzynarodowe, wykazując bezpodstawność zarzutów i znakomite efekty działania spółki za swej kadencji. Wszystko przy akompaniamencie zniecierpliwień i popędzań ze strony posła prowadzącego.

Jeden z przesłuchujących uciekł się do innego chwytu. Zadawał pytania z szybkością karabinu maszynowego. To wytrawna, wymagająca wprawy metoda manipulowania przeciwnikiem. W czasie rozmowy manipulator dostraja tempo oddechu i mówienia (również gesty) do oddechu i mówienia rozmówcy, który się również bezwiednie dostosowuje do niego. Tak robią ludzie, którzy się lubią, dogadują, dobrze współpracują. I wtedy nagle manipulator łamie rytm, zaczyna szybko oddychać, szybko – albo bardzo wolno – mówić. Rozmówcę wytrąca to z równowagi, nie wie, co się stało, traci wątek, plącze się, wreszcie zacina. Tę metodę często obserwujemy w popularnych tok-szołach telewizyjnych, szczególnie prowadzonych przez wytrawnych manipulatorów.

Czy że poseł słabo wyszkolony, czy że Modrzejewski szkolony lepiej – manipulacja nie udała się, przesłuchiwany ani na jotę nie zmienił tempa. Manipulacja była tak jawna, że poseł Wassermann zaproponował Modrzejewskiemu swój czas na dokończenie oświadczenia.

Komentatorzy z prasy nie zauważyli manipulacji. Ruszyła orkiestra i pudła rezonansowe. Komentatorzy narzekali, że po co ten Modrzejewski, po co to całe przesłuchanie. Gołym okiem i uchem widać i słychać było, jak im jest niewygodne to, co powiedział Modrzejewski.

To na razie.

A do wyborów będzie gorzej.

18 maja 2005

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010