MAJCHEREK PRZEPRASZA WSZYSTKICH ZA POLSKĘ

Polemika z tekstem Janusza A. Majcherka zamieszczonym w Rzeczpospolitej z dnia 14 września 2004 roku, pt. „Pułapki polityki historycznej”.

Nie trudno o irytację czytając polską prasę. W szczególności gdy poglądy swe prezentują znani lewicowo-liberalni publicyści (tych niezmiennie od czasu gdy nauczyłem się czytać nie trawię) i tzw. „autorytety moralne”. Oczywiście prym wiodą tu autorzy publikujący w „Gazecie Wyborczej”, której redaktor naczelny jest przecież „autorytetem dla wszystkich autorytetów moralnych” i wszelkich innych (na jakich w danym czasie jest społeczne zapotrzebowanie). Jednakże GW nie ma wyłączności na tego rodzaju teksty i pojawiają się one i w innych tytułach. Tych szczególnie wrażliwych na wszelkie zagrożenia dla demokracji i ludzkości w ogóle, najprościej poznać po ich notorycznej antypolskości, niezmiennie krytycznym podejściu do naszej historii i społecznej teraźniejszości, zmuszaniu nas do ciągłego bicia się w piersi i powtarzania jacy jesteśmy nieudani, zacietrzewieni, ciemni i pełni obyczajowej hipokryzji.

Ostatnio jednemu z niestrudzonych poprawiaczy wszystkiego co polskie, łam udzieliła „Rzeczpospolita”. Janusz A. Majcherek w tekście „Pułapki polityki historycznej” przekroczył bardzo wiele granic, profanując polskich bohaterów oraz prezentując jawnie i ostro antypolską postawę w kontekście wysuwanych pod adresem Polski roszczeń niemieckich „wypędzonych”. Z tekstu Pana Majcherka wynika, iż albo jest on „w kieszeni” jakiegoś obcego państwa i zajmuje się manipulacją albo cierpi na zoologiczny antypolonizm, bądź też jest niedouczonym ćwierćinteligentem.

Już sam tytuł jego artykułu („Pułapki polityki historycznej”) narzuca czytelnikowi mylne interpretacje, w kontekście sejmowej uchwały domagającej się reperacji wojennych od Niemiec. Mówiąc o „renesansie polityki historycznej” [w Polsce] Sugeruje on, że to Polska prowadzi politykę w oparciu o doświadczenia historyczne podczas gdy jest zupełnie odwrotnie, a uchwała polskiego sejmu [dotycząca reparacji wojennych ze strony Niemiec na rzecz Polski] jest jedynie reakcją na nasilające się roszczenia niemieckie. Kto tego nie zauważa jest ślepy bądź kłamie.

Autor pisze w sposób skandaliczny o obchodach 60-tej rocznicy Powstania Warszawskiego, przedstawiając tę rocznicę jako przejaw „polityki historycznej”. Powiadam więc Panu, że obchody 60-tej rocznicy wybuchu Powstania to po prostu obchody 60-tej rocznicy Powstania, notabene po raz pierwszy obchodzone z należytą dla tego heroicznego wydarzenia oprawą.

Dalej czytamy „Nie oznacza to jednak bynajmniej, że to historyczne wydarzenie stanie się odtąd czymś więcej niż pojedynczym i mało znaczącym epizodem II wojny światowej. Niezależnie od (a nawet pomimo) heroizmu i tragedii powstańców ich wysiłek nie miał znaczenia militarnego w skali ogólnoświatowego teatru wojennego”. Tu widać, chce Pan na siłę zdeprecjonować Powstanie Warszawskie i wykazać naiwność tych, dla których jest ono świętością (i to nie z powodów militarnych, choć i te zasługują na podkreślenie w obliczu walki prawie nieuzbrojonych cywilów z regularną armią przez ponad dwa miesiące). Powszechnie jest przecież wiadomym, że w lipcu 1944 roku Armia Czerwona dotarła do Wisły, a dopiero w połowie stycznia 1945 roku ją przekroczyła. Czy gdyby ofensywa sowiecka, wstrzymana ewidentnie również ze względu na wybuch powstania w Warszawie nie ruszyła wcześniej to NRD nie kończyłoby się na Renie? Nie istniałyby wówczas Niemcy Zachodnie i silna pozycja USA w Europie powstrzymująca Związek Sowiecki od dalszej ekspansji w czasie zimnej wojny.

Ale Panu jest jeszcze mało. Musi mieć Pan pewność, że „uziemi” polskie podziemie wojenne ostatecznie pisząc, iż „wysiłek polskiego podziemia w okresie okupacji hitlerowskiej miał znaczenie drugorzędne i nie wytrzymuje porównana np. z partyzantką jugosłowiańską...”. Powyższe wydaje się być arcybełkotem z czasów stalinowskiej propagandy. Po pierwsze „drugorzędne” w stosunku do czego pytam Pana? Polskie Państwo Podziemne było fenomenem w Europie okupowanej przez Hitlera, z własna armią, edukacją, a nawet wymiarem sprawiedliwości. Nikt tu też nie chce się ścigać z rzeczywiście wspaniałą partyzantką jugosłowiańską, która notabene działała w górach i liczyła mniej ludzi niż polskie podziemie. Poza tym co oznacza ten krótki a jakże wredny skrót „np.”? Z kim jeszcze polskie podziemie nie wytrzymuje porównania Panie Majcherek? Może z francuskim Résistance? Albo z niemieckimi spiskowcami generała hrabiego von Stauffenberga, któremu jeśli udałoby się zabić Hitlara w Wilczym Szańcu w 1944 roku, to z pewnością miałoby to większe znaczenie militarne dla losów wojny. Czy oznaczałoby to jednak, że niemieckie podziemie antyhitlerowskie było znaczniejsze niż polskie? A dostarczenie przez Polaków planów i pocisków V2 do Londynu to mało? O tym Pan nie wie?

Dalej kolejny kwiatek, a mianowicie zdanie: „Zresztą cały militarny udział Polaków w II wojnie światowej nie daje podstaw do szczególnego wyróżnienia”. Naprawdę trzeba mocnych nerwów aby czytając ten artykuł nie cisnąć gazety w kąt. Bestialsko okupowane państwo, które kończy wojnę, z czwartą co do wielkości armią sojuszniczą, której żołnierze przelewali krew na wszystkich (poza Pacyfikiem) frontach II wojny światowej to nie powód do wyróżnienia? Aż nie chce się z takim absurdem polemizować. W kolejnym zdaniu pisze Pan, że „Przecież dziś z RPA czy Nowej Zelandii albo Nepalu nie płyną żadne rewindykacje polityczne powołujące się na udział nowozelandzkich czy południowoafrykańskich lotników i żołnierzy czy słynnych oddziałów Ghurków w działaniach II wojny światowej.” Czy nie wie Pan, że nikt bestialsko nie napadł, nie okupował przez prawie 6 lat, nie grabił i nie mordował milionów ich obywateli? Oto różnica drogi Panie, której jakoś dziwnie Pan nie dostrzega. Ponadto, o czym Pan widać nie wie, służący dla Wielkiej Brytanii Ghurkowie do dziś domagają się lepszego traktowania i opieki ze strony rządu brytyjskiego, takiej jaka przysługuje brytyjskim weteranom wojennym. Ze słabymi widać w tym świecie nikt się nie liczy, ale Panu to wyraźnie nie przeszkadza.

Kilka akapitów dalej następuje stwierdzenie, które musi się programowo znaleźć w każdym tekście oświeconych: „W obliczu powstańczej hekatomby trudne jest zestawienie jakichkolwiek bilansów, ale przecież nic nie pomniejszy ani nie zagłuszy zagłady Żydów jako największej ofiary tej wojny.” A co z tym wszystkim mają wspólnego Żydzi drogi Panie? Przecież nikt nie neguje ich ofiary i to w szczególności my Polacy, którzy byliśmy też ofiarami i świadkami ich zagłady, zagłady milionów przecież naszych obywateli! Dlaczego stosuje Pan tu kryteria etniczne? Zamordowani w czasie II wojny światowej Żydzi w większości byli obywatelami Polski.

Pisze Pan dalej, że „W gruzach legły Hiroszima i Nagasaki, Drezno i Hamburg, Stalingrad i Mińsk.... Nie oczekujmy więc rekompensat politycznych, ani nawet materialnych za zniszczenie stolicy, lecz zapewnijmy jej i innym polskim miastom coraz lepsze warunki rozwoju.” I znów nie dostrzega Pan, pewnie umyślnie, różnicy. Wszystkie te miasta zostały zniszczone z przyczyn militarnych, a ponadto mogły ich bronić regularne armie. Warszawa była zniszczona w trakcie nierównej walki cywilów z wojskiem, a potem przez długi czas metodycznie burzona, co było aktem szaleńczej nienawiści. A to wszystko na oczach stacjonującej dwieście metrów dalej Armii Czerwonej „wyzwalającej Polskę” jak Pan twierdzi. Tak Pana zdaniem wygląda wyzwalanie? Można by polemizować ze stwierdzeniem czy Armia Czerwona rzeczywiście Polskę wyzwoliła. Abstrahując od tego co stało się z nami po owym „wyzwoleniu” wiadomo, że do Berlina najszybciej z Moskwy przez Warszawę, a nie np. przez Helsinki.

Ale zostawmy szczegóły, bo kilka akapitów dalej znów Pan manipuluje na dużą skalę pisząc: „Jeśli wypominamy innym, że nie pomogli Powstaniu Warszawskiemu, tak jak mogliby, to przeanalizujmy też czy polskie państwo podziemne, którego potęgę wysławiamy, a zwłaszcza społeczeństwo, którego heroizm wychwalamy, uczyniło wszystko co mogło, by pomóc powstańcom z warszawskiego getta.” Oj, nie lubi Pan tych Polaków, czuć to nawet przez deskę. Oczywiście, że można było zrobić więcej. Uratowanie każdego życia ludzkiego było dużym osiągnięciem w tamtym czasie. Lecz ciągle porównuje Pan rzeczy, których porównać nie sposób. Powstaniu Warszawskiemu bowiem można było pomóc. Mogli zrobić dużo więcej Sowieci, ale także i zachodni alianci, którzy patrzyli przez palce na grę Stalina. Powstaniu w Getcie nie można było skutecznie pomóc i dobrze Pan o tym wie. Czy ludzie gołymi rękoma mieli walczyć z Niemcami? Czy fakt, że tego nie zrobili obciąża ich winą w takim samym stopniu jak Armię Czerwona, która umyślnie czekała aż Warszawa padnie, a potem pozwoliła na jej zniszczenie? Czy zapomniał Pan o Żegocie i tysiącach Polaków ratujących Żydów ryzykujących śmiercią swoją i swoich najbliższych? Za to nie zapomina Pan o Jedwabnem, którego przypomnienie pozwala Panu w manipulatorskim zapędzie uznać nas en masse jako jednych ze sprawców zbrodni tej wojny. Fakt dokonania zbrodni w czasie wojny przez grupę kilkudziesięciu osób polskiej narodowości na kilkuset Żydach jest rzeczą okropną, ale w żaden sposób nie może to uzasadniać twierdzenia o zbiorowej winie Polaków jako narodu. Zbrodnia ta nie była wpisana w politykę państwa polskiego ani żadnej polskiej organizacji politycznej. To był czyn konkretnych osób i tylko one ponoszą zań odpowiedzialność. Czy fakt mordowania przez żydowskiego pochodzenia funkcjonariuszy UB akowców (znacznie większej ich liczby niż Żydów w Jedwabnem) czyni z Żydów oprawców tej wojny?

Jako wzorowy wróg Polaków zabrania nam też Pan mieć pretensje do Rosjan o napaść na Polskę w porozumieniu z Hitlerem 17 września 1939 roku. Pisze Pan: „Jeśli chcemy Rosjanom wypominać cios w plecy zadany 17 września 1939, to powinniśmy być gotowi przyjąć odpowiedzialność za dokonanie tego samego wobec Czechów rok wcześniej”. Delikatnie mówiąc to totalna przesada i demagogia. Zajęcie Zaolzia przez oddział pułkownika Bortnowskiego w 1938 roku gdy Czechy szantażowane przez Hitlera oddały III Rzeszy Sudety, rzeczywiście nie powinno mieć miejsca. Pamiętać jednak trzeba, że Czesi zajęli zdradziecko Zaolzie kiedy Polska walczyła o być albo nie być z Armią Czerwoną w 1920. Ponadto jest zwykłą manipulacją porównywanie zajęcia połowy terytorium ówczesnej Polski, wywiezienia ok. 2 mln. Polaków na Syberię, zamordowania prawie 22 000 oficerów i dziesiątek tysięcy żołnierzy polskich przez Armię Czerwoną z zajęciem, w zasadzie bez strzału obszaru wielkości powiatu.

Twierdzi Pan w końcu: „Nie pomoże przywoływanie ustaleń poczdamskich czy wcześniejszych wypędzeń dokonywanych przez Niemców podczas okupacji. W dzisiejszych kategoriach było to zło, które Polaków obciąża współodpowiedzialnością... Suma historycznych roszczeń wobec Polaków ze strony bliższych i dalszych sąsiadów może dorównać wielkości polskich rewindykacji historycznych, a przynajmniej je nadszarpnąć w historycznym bilansie...”.

Myślę, że te argumenty są tak dalece nieprawdziwe, że nie trzeba specjalnie z nimi polemizować. Dość powiedzieć, że Polska po 1945 roku nie była suwerennym państwem i decyzje tego rodzaju podejmował ZSRS. Dlaczego tu nie wspomina Pan o „normalnej”, okrutnej logice i następstwach wojny jak robi to Pan w przypadku zniszczenia Warszawy?

Kończąc swój tekst apeluje Pan o pozostawienie historii „poza polityczną grą” sam będąc mistrzem w tej dziedzinie. Proszę stanąć przed lustrem i spojrzeć sobie w oczy.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010