INTERPRETACJA

Najniebezpieczniejszym przyzwyczajeniem w uprawianiu zawodu polityka jest przyjmowanie jednej, jedynej, wersji wydarzeń za ostateczne i obowiązujące. Ułatwia to niewątpliwie życie gdyż pomaga w szybkiej i uproszczonej ocenie rzeczywistości lecz niestety bardzo często prowadzi do kompromitujących pomyłek wynikających z błędnych założeń.

Takie przyjmowanie „wierzchniej” warstwy wydarzeń najczęściej jest efektem działań dezinformujących służb specjalnych zamieszanych w opisywane wydarzenia a korzystających z mediów które „żyją” z „jednodniowych”, „prawdopodobnych” sensacji. Warto więc, za każdym razem, zanim przyjmie się propagowane przez mass media interpretacje jako jedyne i wystarczające, rozważyć prawdopodobieństwo wyjaśnień wydarzeń, które w pierwszej chwili mogą wydawać się nam nieprawdopodobne.

Po tym być może zbyt rozdętym wstępie proponuję trochę inne odczytanie i wzajemne powiązanie ostatnich wydarzeń w Madrycie (11 marca) oraz w Moskwie (14 marca). Chodzi mi oczywiście o wybuch bomb w pociągach w Madrycie oraz o pożar wieczorem, w niedzielę, na Placu Maneżowym w Moskwie.

Punktem wyjścia przy próbie powiązania obu tych wydarzeń jest stwierdzenie faktu, iż oba te wydarzenia wyraźnie odbiegają od im podobnych. Ten w Madrycie ze względu na ilość zabitych i brak wyraźnych śladów oraz ten w Moskwie z powodu braku ofiar, a także wszelkich śladów.

W sprawie Madrytu najistotniejsze dla mnie jest stwierdzenie iż:

- w wybuchach nie zginął śmiercią samobójczą żaden z zamachowców;

- zamachy były wręcz perfekcyjnie zaplanowane i bezbłędnie wykonane wykazując na doskonałe przygotowanie zamachowców.

Wniosek – zamachu dokonali zawodowcy, więc na pewno nie byli to przeszkoleni fanatycy, czyli na pewno nie była to żadna organizacja arabsko-muzułmańska w stylu Al Kaida preferująca nie dość że śmierć samobójczą to na dodatek pozostawiająca z braku profesjonalizmu wiele śladów po sobie.

Dalej:

- zamachu z pełną premedytacją dokonano 11 marca (nawiązując do 11 września);

- do zamachu w pierwszej chwili nie przyznała się żadna organizacja;

- zamachu z pełną premedytacją dokonano tuż przed wyborami, których wynik w sondach przedwyborczych nie był jednoznaczny.

Wniosek – celem zamachu było wpłynięcie na wyborców, poprzez zasugerowanie im, iż przyczyną ataku terrorystycznego (i być może dalszych zamachów) są decyzje polityczne ekipy rządzącej Hiszpanią, która zdecydowała się na wysłanie wojska do Iraku.

Niestety zamach w Madrycie osiągnął swój cel – ludność zagłosowała za partią, która jest przeciwko udziałowi Hiszpanii w interwencji w Iraku. Nie dość że osłabia to siły sprzymierzone z USA w kontrolowaniu Iraku, to na dodatek rozbija jedność w obozie sojuszników. Nie zmieni to na pewno układu sił i na pewno USA nie wycofają się z Iraku lecz niewątpliwie utrudni to sytuację obecnego prezydenta i dyplomacji amerykańskiej.

Mówiąc obrazowo, był to policzek dla polityki USA. I ostrzeżenie. W końcu to USA wykorzystując rozpad ZSRR i osłabienie Rosji rozpoczęło penetrację i zabezpieczanie pól naftowych w Azji, kontynencie do niedawna kontrolowanym przez dawny ZSRR. Niewątpliwie obecność wojsk amerykańskich w Iraku, a wcześniej w Afganistanie i kontrola złóż naftowych jest dla obecnej Rosji problemem bytu jako mocarstwa.

Sytuacja po opanowaniu Iraku i sugerowaniu przez USA dalszych uderzeń uprzedzających „światowy terroryzm” stało się dla obecnej Rosji ostatnim momentem aby nie tylko zostać ale bronić swej mocarstwowości. Stąd takie działania jak mordowanie przywódców czeczeńskich żyjących poza granicami Czeczenii i prawdopodobnie zamach w Madrycie.

Warto też zwrócić uwagę na fakt nie liczenia się z ilością ofiar w wypadku bomb w Madrycie, fakt który bardzo przypomina sposób działania służb specjalnych Rosji w ostatnim okresie. Przypomina to i okupację teatru na Dubrowce, a także tzw. „zamachy bombowe”, w wyniku których ponoć bojownicy czeczeńscy podkładali bomby w wieżowcach w Rosji.

Wybory w Hiszpanii okazały się idealnym momentem na atak. Wykorzystując zbieżność dat (11 marca i 11 września) i podsycaną przez rząd USA psychozę zagrożenia ze strony terrorystów, zamachowcy w Madrycie uzyskali:

- radykalną zmianę polityki Hiszpanii (antyamerykanizm);

- wzrost nastawienia antywojennego w Europie, a co za tym idzie zmniejszenie poparcia dla polityki USA interwencji zbrojnej w Azji;

- niechęć do terroryzmu arabskiego;

- osłabienie pozycji USA jako żandarma świata.

Przecież każdy z tych punktów to kolejna cegiełka odbudowująca potęgę Rosji. Atak w Madrycie powinien być dla wszystkich sygnałem, iż Rosja przystępuje do kontrofensywy. Do odzyskiwania utraconych terenów. I wpływów.

O tym, iż rząd USA trafnie odczytał prawdziwych sprawców zamachu w Madrycie są według mnie wydarzenia w Moskwie. Otóż od początku istnienia Rosji w tak policyjnym mieście jak Moskwa nie wydarzyła się tak zaskakująco precyzyjnie – przypadkowo – absurdalna sprawa jak pożar na Placu Maneżowym. Nastąpił on dokładnie tuż przed rozpoczęciem transmisji zgromadzonych w Moskwie ekip telewizyjnych z całego świata, które miały o godzinie 18 podać pierwsze informacje z wyborów prezydenckich. Co więcej – pożar wybuchł w miejscu, które od lat stanowi tło dla wszelkich relacji dziennikarzy zachodnich, a na dodatek graniczy z murami Kremla. Zbieżność miejsca i czasu takiego pożaru nie mogła być w tak policyjnym mieście jak Moskwa przypadkowa. I warto sobie zapamiętać – nie był to wybuch bomby (czyli nie byli to „separatyści” ani „czeczeńcy”) lecz tylko wielki pożar. Prawdopodobnie pożar – ostrzeżenie. Może miał znaczyć tyle co:

„Sygnał z Madrytu zrozumieliśmy i ostrzegamy, my też mamy długie ręce”?

Czy układanka ta się zgadza?

Czy stanowi możliwą całość?

Czy w nią uwierzyliście?

Wszystko w polityce „być” „może”. Wbrew temu co piszą mass media świat nie jest taki prosty jak chcielibyśmy żeby był.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010