"HISTORYCZNA NEKROFILIA" - J. Glazov rozmawia z J. Haynesem i H. Klehrem

Kilka tygodni temu w amerykańskich księgarniach ukazała się książka Johna Earl Haynesa i Harveya Klehra „In Denial: Historians, Communism and Espionage”. Obaj panowie są naukowcami specjalizującymi się w najnowszej historii komunizmu i zimnej wojny. Opublikowali również: “Venona: Decoding Soviet Espionage in America” (2000), “Red Scare or Red Menace?: American Communism and Anticommunism it the Cold War Era” (1996), “The Secret World of American Communism” (1996), “The Soviet World of American Communism” (1998). Poniżej przedstawiamy naszym Czytelnikom wywiad z autorami przeprowadzony przez historyka Jamiego Glazova, zastępcę redaktora magazynu www.Frontpagemag.com

Glazov: Muszę przyznać, jako gentlemen, że „In Denial” dotknął czegoś bardzo głęboko osobistego dla mnie. Wybaczcie mi, ponieważ zacznę wywiad troszeczkę inaczej, niż zwykło się to robić, ale być może będzie to służyło dobremu zrozumieniu naszej dyskusji.

Jako emigrant ze Związku Sowieckiego, gdzie moi rodzice byli dysydentami prześladowanymi przez KGB, dorosłem w społeczeństwie kompletnie oszołomionym i ogłupionym przez lewicę. Już w bardzo młodym wieku wstrząsnęło mną to, jak lewicowcy pomniejszają zło komunizmu i malują obraz świata, w którym czerwoni nie są tacy źli, co więcej nie gorsi niż ich przeciwnicy z okresu Zimnej Wojny.

Przez całe moje życie, starałem się przekonać niezliczoną ilość lewicowców o prawdziwej naturze komunizmu, próbowałem przekonać ich, jako osoba "stamtąd". Podczas moich uniwersyteckich lat, jako wykładowca czegoś, co można nazwać odkłamywaniem historii Zimnej Wojny, odbyłem niezliczoną ilość debat z moimi kolegami i studentami, o tym kto był cały czas odpowiedzialny za napięcia w stosunkach międzynarodowych. Oczywiście koledzy wykładowcy, zawsze wyśmiewali mnie i podważali moje wystąpienia.

Do dziś pamiętam, jak w sposób niebywale zapamiętały wyśmiewali popularne określenie Związku Sowieckiego jako "imperium zła". Ja zastanawiałem się z kolei, co jest śmiesznego w nazwaniu tak państwa, które zamordowało dwóch moich dziadków i 100 milionów innych obywateli. W chwili, gdy upadł Związek Sowiecki i archiwa zostały otwarte dla badaczy, z pożądaniem pożerałem wszystkie dostępne dokumenty do tej chwili utajnione, a opisujące niegodziwość sowieckich urzędników. Wszystko to, co przez lata mówili konserwatyści - podpowiadał to również zdrowy rozsądek - że obywatele ZSRS są zastraszeni, głodni i zbydlęceni, okazało się prawdą.

Poszedłem do moich kolegów i pokazałem im dokumenty na temat wojny koreańskiej, Berlina, sowieckiego wywiadu, amerykańskich komunistów, ustroju sowieckiego i powiedziałem, że przez tyle lat, to ja miałem rację. I zamiast usłyszeć mea culpa, zobaczyć w ich oczach żal i zrozumienie dla tak bolesnej lekcji, spotkałem się z druzgocącą obojętnością i lekceważeniem. Kilku moich kolegów wypowiedziało trochę niezrozumiałych usprawiedliwień, inni bardzo szybko zmienili front i przyjęli pozy odwiecznych antykomunistów.

Wszyscy oni problem komunizmu zaczęli traktować, jak zamierzchłą przeszłość, taką jakąś starożytność i ponownie zaczęli traktować mnie z arogancją i pogardą, jako tego, który ściga "stare duchy" i zajmuje się "historyczną nekrofilią". Oni też, jak ja byli historykami.

Wtedy też postanowiłem opuścić świat akademicki. Odszedłem wstrząśnięty i rozgniewany. Miałem wrażenie, że zostałem oszukany, otruty. Nie do końca zrozumiałem co się stało. Nie zrozumiałem tego systemu i tych ludzi.

Przepracowałem jako naukowiec wiele lat i ostatecznie, proszę mi wierzyć, że moje obserwacje na temat świata akademickich historyków nadają się na dużą konferencję psychiatryczną. Niestety ona nigdy się nie odbyła. Wy za to napisaliście swoją książkę. Więc na czas tego wywiadu ustalmy, że jesteście moimi psychoanalitykami i że ja przyszedłem do was leczyć się po tamtych doświadczeniach. Musicie mi udzielić odpowiedzi; czy taka sytuacja zdarzyła się tylko mnie? Czy to czym zajmowałem się przez lata nie miało sensu? Czy marnowałem czas na dyskusje z nimi? Na koniec, kim są ci ludzie, którzy mi to zrobili?

Haynes: Jamie, wielu z tych ludzi, o których mówiłeś żyje w innej rzeczywistości niż większość z nas. Psychologicznie oni nie są w stanie zobaczyć tego, co ty widzisz. Oni widzą przeszłość i teraźniejszość przez specjalną soczewkę. Dla nich jest zupełnie naturalne, że ideologia, w którą wierzą i wierzyli stworzy utopijny kolektyw, gdzie nie będzie podziałów klasowych, wyścig karier zostanie wyeliminowany, usunięte zostaną nierówności ekonomiczne, międzynarodowe braterstwo zastąpi konflikty, gospodarka planowa stworzy obfitość i dostępność towarów bez marnotrawstwa i zanieczyszczenia środowiska. Wierzący w tę wizję przyszłości nienawidzą realnej teraźniejszości.

W Sołówkach, w jednym z najwcześniej zbudowanych Gułagów, sowieccy administratorzy wywiesili transparent, określający komunistyczną ideologię: "Żelazną Pięścią, będziemy prowadzili Ludzkość do Szczęścia." Z tamtego sloganu biła mordercza natura utopijnej wizji twardego komunizmu.

Jamie, ty patrząc na sowiecką historię widzisz Gułag, terror, szerzący się ucisk, i ekonomiczne niepowodzenie. Lewicowcy nie dostrzegają tego. Oni widzą komunizm, jako tę ideologię, która odpowiadała ich wizji przyszłości i która miała zniszczyć społeczeństwa i instytucje, jakie znienawidzili. Oni nie chcą widzieć dramatu, jaki komunizm faktycznie stworzył. Wiedzą o zbrodniczej naturze sowieckiego komunizmu, ale starają się zobaczyć coś jeszcze co usprawiedliwi ich wizję i to całe zło, które jest poza ludzkim zrozumieniem. Niemiecki Komunistyczny dramaturg Bertolt Brecht, kiedy powiedziano mu, że tysiące niewinnych zostało wysłanych przez Stalina do Gułagu, odpowiedział: "Im bardziej są niewinni, tym bardziej zasługują na śmierć." Dla ciebie lub mnie taka uwaga absolutnie zniechęca do systemu, ale dla twardego komunistycznego ideowca jest zrozumiałe, że trzeba zamordować iluś tam niewinnych lub winnych ludzi by zbudować lepszą przyszłość.

Wyidealizowana przyszłość jest bardziej rzeczywista i bardziej ważna dla nich, niż fakt czy przyszłość rzeczywiście się wydarzy. Ponieważ wyobrażona sobie przyszłość jest bardziej rzeczywista i ważna dla nich, niż to co mogą znaleźć w przyszłości historii. W „Roku 1984” George Orwell opisał totalitarne Ministerstwo Prawdy, którego zadaniem było poprawianie historii. Orwell uważał, że ten kto kontroluje historię, kontroluje teraźniejszość i co się z tym wiąże przyszłość. Ci naukowcy z lewicy sądzą, że przeszłość jest zamazana i niejasna i sądzą, że w ten sposób można zidentyfikować obecną politykę, jak i utopijną przyszłość.

Ty nie dostaniesz kilka mea culpas od tych naukowców, ponieważ oni nie czują się winni. Ty myślisz „oni powinni żałować fałszowania faktów historycznych”. Oni nie troszczą się wcale o fakty historyczne, jedynie o politykę przyszłości. Czują, że prowadzą właściwą politykę i mea culpa tobie się nie należny.

Fakty historyczne dotyczące zła tego systemu, historycy ci mogą zracjonalizować, przedefiniować, zmniejszyć by podporządkować to wyidealizowanej przyszłości. Ty nie potrafisz zrozumieć, jak historycy, którzy wiedzą co znajduje się w otwartych archiwach sowieckich, twierdzą że jest to bezużyteczne, a ci, którzy się tym jeszcze zajmują nazywani są przez nich obraźliwie „nekrofilami”. Jednak ci, którzy tak mówią nie są zainteresowani faktami, to propagandziści utopii, w kamuflażu historyków. Oni są zainteresowani przeszłością, o ile może ona być im pomocna w dążeniach do utopijnej przyszłości. Dlatego oni definiują zagadnienia sowieckiego komunizmu, jako „starożytność”.

Przepisuję ci w takim razie książkę Aileen S. Kraditor "Jimmy Higgins: The Mental World of the American Rank-and-File Communist, 1930-1958" tak, abyś w pełni zrozumiał rzeczywistość zamieszkałą przez komunistów i radykalnych lewicowych partyzantów.

Klehr: Jamie, myślę że twoi koledzy potrzebują więcej terapii niż ty. W kawałku historii, jaki opisaliśmy w naszej książce, to wszystko zostało ujęte za okres ostatnich trzydziestu lat. Pośród historyków Związku Sowieckiego istniała zawsze grupa "rewizjonistów", próbujących normalizować sowiecki ustrój. To było pomniejszanie ilości ofiar leninizmu i stalinizmu lub zaprzeczanie jakiemukolwiek terrorowi. Inni usprawiedliwiali Stalina i przypisywali zbrodnie biurokracji i brakowi kontroli. Byli też tacy, którzy usprawiedliwiali masowe mordy koniecznymi ofiarami procesu modernizacji.

My dyskutujemy o tych trendach w naszej książce i przyglądamy się amerykańskim historykom komunizmu, których teraz demokraci próbują rehabilitować, jako ofiary niesprawiedliwych prześladowań reakcyjnego rządu i społeczeństwa.

Wielu z tych ludzi, to weterani Nowej Lewicy, którzy w aktywny sposób próbowali przekształcić amerykańskie społeczeństwo w kierunku lewicowym w latach 1960 i 1970-tych. Ich wysiłki szły w stronę rehabilitacji wcześniejszych radykalnych, lewicowych tworów politycznych. To dzieci lub wnukowie działaczy Komunistycznej Partii USA więc, gdy piszą oni historię, to jest to też ich historia rodzinna.

Dlaczego oni to wszystko robią? Dlaczego tak troszczą się o to, by wykazać, że szpiedzy tacy jak Rosenbergowie, Albert Hiss, Lauchlin Currie i Harry White byli niewinni? Ponieważ, oni nauczają w szkołach średnich i uniwersytetach i chcą wykazać studentom, że przeszłość ich kraju nie jest taka jasna.

Weźmy chociażby Joe McCarthyego. On jest takim sztandarem radykalnego antykomunizmu, jaki prowadził do prześladowań po II wojnie światowej. Jeszcze kilka lat temu w dokumentach Narodowych Standardów Historycznych dla Szkół Wyższych poświęcano mu więcej miejsca, niż jakiemukolwiek innemu człowiekowi tego okresu.

McCarthy był demagogiem. Jednak ilu naszych studentów rozumie, iż wielu amerykańskich komunistów szpiegowało dla Związku Sowieckiego, i tak naprawdę poważnym problemem było wtedy realne zagrożenie obalenia naszej demokracji.

Opinie lewicowych historyków dotyczą nie tylko samej historii. Wielu z nich recenzując naszą książkę twierdzi, że chcemy indoktrynować nowe pokolenie studentów, aby stworzyć nowy radykalny konserwatyzm.

Popatrz, jak łatwo można przeprowadzić analogię pomiędzy wojną z terrorem, a jakimś rodzajem McCarthyzmu. Historia może być wykorzystana przez nich we współczesnej walce ideologicznej.

Jamie, to oni potrzebują psychiatry. Dla tych historyków dyskusja jest rozłączna z rzeczywistością. Oni niechętnie zajmują się dowodami i zatrudniają do swych prac logikę. Zamiast tego wycofują się do świata fantazji.

Rzeczywisty świat jest zbyt nieprzyjemny - Związek Sowiecki upadł i przegrał Zimną Wojnę, system polityczny, jaki oni podziwiali załamał się, ich bohaterowie okazali się być szpiegami, a dokumenty uważają za sfałszowane. Kiedyś rozmawiałem z jednym z nich i zapytałem "jaki mam dać ci dowód, że Albert Hiss był winny". On odpowiedział "jeżeli by mi to powiedział sam Albert i tak bym w to nie uwierzył".

Glazow: To wszystko co mówicie, może doprowadzić do depresji. Pamiętam, kiedy upadł ustrój komunistyczny w ZSRS i spadły z cokołów posągi morderców, ja, moja rodzina, przyjaciele i inni dysydenci wpadliśmy w krótkotrwały zachwyt. Naiwnie wierzyliśmy, że teraz nastanie sprawiedliwość. Ośmieliliśmy się spodziewać, że uczczona zostanie pamięć milionów torturowanych i zabitych w Gułagach, zagłodzonych na śmierć, zniewolonych w taki sposób, że ludzka racjonalność nie może sobie tego wyobrazić. Dla mojej rodziny ważne było zobaczyć twarze oprawców i publicznie wymierzyć sprawiedliwość. Ale to się nigdy nie zdarzyło.

Kaci Hitlera zostali osądzeni, projektanci sowieckiej maszyny terroru nie. Dlaczego? Może dlatego po części, że zachodnia lewica kontrolująca kulturę w społeczeństwie, była w stanie zablokować te idee. To rozczarowanie, że nie odbyło się nic na podobnego, jak Norymberga, gdzie mieszkańcy ZSRS mogliby zdyskredytować całą tą imaginację i przerażające historyczne fakty. Czy wtedy twoi adwersarze zrobiliby mniej szkód, zaprzeczając Gułagom opisywanym w twojej książce? Co ty na ten temat myślisz?

Klehr: Zgadzam się, że jakiś rodzaj prawnego rozrachunku powinien nastąpić. Wielu sprawców jest oczywiście martwych i starych, ale starość nie utrudniała szukania i stawiania przed sądem nazistowskich zbrodniarzy. Jeden przykład; w naszej książce wspominamy o masakrze w Lesie Katyńskim; w końcowych latach swojej władzy Gorbaczow postanowił wydać sprawozdanie o tym wydarzeniu, kaci zostali ujawnieni, a szczegółowe informacje mordu na oficerach wojska polskiego zostały odtajnione. To była zbrodnia wojenna i Polska, czy też ONZ ma moralne prawo domagać się stworzenia trybunału do ukarania ludzi, którzy popełnili zbrodnię na obywatelach polskich.

Albo inny przykład opisany w naszej książce - zabicie tysiąca amerykańskich Finów w Karelii, w późnych latach trzydziestych. Oni byli obywatelami USA, fałszywie oskarżonymi o szpiegostwo i sabotaż. Mamy listę nazwisk tych ludzi - mężczyzn, kobiet, dzieci. Dlaczego rząd amerykański nie wymógł nigdy, aby ujawniono odpowiedzialnych tych zbrodni? Czy postąpiono by podobnie, gdyby za masakrę odpowiedzialni byli Libijczycy lub naziści?

Haynes: Jamie, dla wszystkich byłych społeczeństw komunistycznych byłoby dobrze, gdyby odpowiedzialność dosięgnęła oprawców lub chociażby powstały komisje z prawdziwego zdarzenia, w których ci ludzie mogliby się wyspowiadać, szczerze wyznać zbrodnie i oczekiwać na wyrok sprawiedliwości. Ale, jak sam dobrze wiesz, poważne ściganie zbrodniarzy zostało ograniczone. Jakieś pojedyncze przypadki w Niemczech i Polsce. Proces oczyszczenia z komunistycznych urzędników, funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa, policji i wojska został przeprowadzony ze znacznym sukcesem w RFN i Czechach, w innych państwach już nie.

To pewna odpowiedzialność społeczeństw byłego bloku wschodniego, że ograniczono wymierzanie sprawiedliwości i nie mówiono całej prawdy o komunistycznym ustroju w okresie, kiedy chce się od tego jak najszybciej uciec. Ale tymczasowe zamykanie drzwi przed przeszłością, w dłuższej perspektywie nie jest społecznie i politycznie zdrowe. Po tylu latach dopiero "Memoriał" chce zbudować muzeum terroru i głodu.

Na Zachodzie także nie było zainteresowania dla wymierzenia sprawiedliwości komunistom, zwłaszcza wśród środowisk i liderów liberalnych, oni nadal są przeciwni jakiemukolwiek "oczyszczeniu". Czytałem więcej niż jeden artykuł w naukowych periodykach potępiający wyłączenie z życia publicznego komunistycznych aparatczyków, czy nawet pracowników służb bezpieczeństwa. To tak, jak gdyby tortury i okrucieństwa były wymysłami wyobraźni, a nie rzeczywistością.

Bogate liberalne fundacje dadzą granty na wszystko, byle tylko nie na Muzeum Terroru czy Memoriał, który szuka dokumentów monstrualnych zbrodni Stalina. Fundacje te, preferują badania nad komunistami-reformatorami, którzy to z oczywistych przyczyn chcą zaciągnąć zasłonę na to wszystko, co działo się przed 1989 czy 1991 rokiem. Obojętność Zachodnich liderów wynika także z tego, że oni sądzą, iż dekomunizacja nie jest potrzebna do budowy nowych demokratycznych społeczeństw, a może doprowadzić do reaktywacji byłych, starych komunistów.

Więc, czy te wszystkie informacje nie przygnębiają. Myślę, że takie Muzea Terroru miałyby na celu uniemożliwienie powrotu komunistom reformatorom do władzy, tak jak to miało miejsce w ostatnich wyborach na Węgrzech, pomimo posądzeń, że zdefraudowali oni w niedawnej przeszłości państwowe pieniądze. W Rosji, pomimo tych wszystkich przeciwności, grupy młodych historyków piszą książki o ucisku, zbrodniach i niepowodzeniach komunizmu. Najgorsze jest to, że nie są oni tłumaczeni na język angielski i mało kto o nich wie na Zachodzie. Młodzi Rosjanie znają jednak te książki. Ci młodzi rosyjscy historycy są, jak się domyślasz, arogancko traktowani przez amerykańskich historyków-rewizjonistów, ale to nie będzie trwać wiecznie.

Ci nowi rosyjscy historycy opanowali nasz język, rozumieją kulturę i mają daleko większy dostęp do dokumentów na temat panującego na Zachodzie rewizjonizmu. Oni rozumieją, że duża część naszego świata naukowego to głupcy, albo szarlatani, którzy kroczą własną drogą historii komunizmu. Teraz jest czas, aby badania i publikacje rosyjskie przytłoczyły i zniszczyły pro-komunistycznych historyków-rewizjonistów. To się odbędzie w krótkim czasie.

Jestem optymistą w tych sprawach. Dobrze pamiętam, jak w późnych latach 1980-tych nie spodziewałem się upadku sowieckiego komunizmu za mojego życia. Nie wyobrażałem sobie, że będą mógł usiąść w archiwum w Moskwie i czytać tajne zapiski Kominternu, czy KP USA. Sytuacja dzisiaj jest zdecydowanie lepsza, niż dwadzieścia lat temu. Nie można na to patrzeć w ten sposób, że szklanka jest w połowie pełna lub w połowie pusta. Zimna Wojna została wygrana

Glazow: Na polu badań historycznych też prowadzimy "Zimną Wojnę". Czy wasza książka zniszczy "berliński mur". Czy tego się spodziewacie? Co chcecie osiągnąć? Destalinizację, czy może już głasność w środowiskach historyków rewizjonistów?

Klehr: Myślę, że za wcześnie jest o tym mówić. Jak dotąd jestem rozczarowany, że takie gazety jak „New York Times” unikają recenzowania jej, ale może się mylę i tekst jest w opracowaniu. Jeśli liberalni „gatekeepersi” w profesjonalnych dziennikach i środkach przekazu zignorują książkę, to byłbym nieszczęśliwy i zmuszony potwierdzić twoje główne tezy. Poświęca się tyle uwagi Holokaustowi i jego zbrodniom i karci wszystkie próby zaprzeczenia jego istnieniu, z drugiej strony toleruje się apologizację sowieckiego ustroju, umniejszając jego równie zbrodnicze oblicze.

Jednym ze skandali w amerykańskim szkolnictwie wyższym jest przetrzymywanie więcej niż kilku naukowców, którzy bronią Stalina i masowych morderstw lub ignorują lub zniekształcają dowody historyczne. Oni nauczają cały czas na uniwersytetach, a ich koledzy to ignorują, zamiast traktować ich jako moralnych pariasów, jakimi powinni być. Wyobraź sobie trzęsienie ziemi do jakiego by doszło, gdyby na jakimś uniwersytecie znalazł się historyk mówiący, że ofiary nazizmu były konieczne, a cudowne osiągnięcia hitleryzmu nie powinny być przeoczone.

John Haynes i ja chcemy zwrócić uwagę, że dużo, za dużo rewizjonistów wykłada historię komunizmu. Oni muszą zdecydować, czy są historykami, czy ideologami. Jeżeli oni podważają dokumenty i dowody z amerykańskich, czy rosyjskich archiwów, to powinni być uznani przez środowisko akademickie za niekompetentnych historyków. Oni zniekształcają przeszłość i robią przerażające moralne szkody. To nie jest zdrowa sytuacja.

Haynes: Jamie, za wcześnie jest sądzić, czy nasza książka będzie miała jakieś znaczenie. Na razie ukazały się recenzje tylko w konserwatywnych dziennikach. Żadne liberalne pismo, czy dziennik nie zajęło się tym tematem.

Debata na te tematy w środowisku naukowym jest bardzo ograniczona. Dwa podstawowe czasopisma historyczne „Journal of American History” i „American Historical Review” postanowiły na nie nie dyskutować. W ostatnich trzydziestu latach na łamach JAH i AHR ukazał się jeden artykuł krytyczny, na temat amerykańskiego ruchu komunistycznego i jeden życzliwy na temat amerykańskiego antykomunizmu. Podczas tych trzydziestu lat ukazały się tysiące tekstów życzliwych dla KP USA i przedstawiających odmienną rewizjonistyczna rzeczywistość. Nie było prowadzona żadna debata, tylko głoszona jedna „słuszna linia”. Kilka mniej prestiżowych i bardziej wyspecjalizowanych pism podziela stanowisko Klehra lub Teodora Drepera. W innych rewizjoniści starają się wpływać na elitę historyków-profesjonalistów, tak aby zniszczyć odmienne stanowiska i trwa to od dłuższego czasu.

Byłoby dobrze, gdyby odbyła się szersza debata na temat rewizjonizmu. Ale większość jest temu niechętna. Historycy spoza naszej tematyki przychylili się do weta rewizjonistów, aby tego nie robić i szersza dyskusja jest niemożliwa. Rewizjonizm jest używany, jako tajna broń. Jesteśmy w przededniu ustalenia, czym jest profesjonalizm historyka na bazie podejścia do rodzimego komunizmu i antykomunizmu. Obecna sytuacja jest intelektualnie chora.

Im dłużej zajmuję się tym tematem, tym więcej mam powodów do optymizmu. Jesteśmy w intelektualnej ofensywie. Rewizjoniści mają znaczny stan liczebny i znaczne wpływy w instytucjach akademickich, ale w ich tekstach pojawiają się obronne tony i opuszczają powoli bardziej oburzające tezy. Młodzi historycy są coraz bardziej niezadowoleni z rewizjonizmu i coraz mniej są w stanie zaakceptować przemilczanie niektórych intelektualnych wyzwań. Daleko bardziej są też w stanie przyjąć alternatywne, poważne interpretacje historii, niż ich starsi koledzy.

Ufam, że nawet jeżeli starsi historycy odmawiają debaty nad tymi sprawami i udają, że "In Denial" nie istnieje, młodsze pokolenie historyków będzie ją czytać i rozważać problemy, jakie podnosimy. Przy okazji zauważam, że na polu historii Związku Sowieckiego i Zimnej Wojny nie jest tak źle, jak w pracach na temat rodzimego komunizmu i antykomunizmu. Postępy są szybsze, gdy dotyczą historii zewnętrznej nie wewnętrznej.

Dodatkowo z biegiem czasu liczba udostępnianych archiwów będzie większa. Waga dowodów wzrośnie, dwuznaczność upadnie, intelektualne oszustwo i moralne bankructwo stanie się przytłaczające, oczywiste dla świata akademickiego. Dobrzy nauczyciele, bez względu na ich zapatrywania polityczne nie będą się musieli martwić o jakieś historyczne "rewelacje". Historia nie jest nauką teoretyczną. To jest empiryczna umiejętność zdobywania dowodów i użycia logiki i zdrowego rozsądku. Nowe dowody gromadzą rzeczywistych historyków, dopasowujących jego rozumienie i interpretację do istniejącej wiedzy. Nowe dowody na pewno pozwolą nam na poszerzenie horyzontów.

Prawdziwi historycy nie mogą być niewolnikami przyszłości oni muszą rozumieć przeszłość. Historycy nie są prorokami i nie są żołnierzami walczącymi o przyszłość. Historycy powinni znać przeszłość i dlatego wiodą w niej intelektualne życie, aby ją zrozumieć. Karol Marks napisał "Filozofowie interpretowali świat na różne sposoby, aby go zmieniać". Zbyt wielu naukowców przyjęło ten pogląd, interpretując świat do ich wizji przyszłości. Robiąc tak porzucili wiedzę, robiąc z niej niewolnika dla szczególnej, ideologicznej wizji. Aktualny establishment będzie wyśmiany, nim przeminie jedna generacja.

Opracował i przetłumaczył S.R

Archiwum ABCNET 2002-2010