PONAD PRAWEM

O aferze Rywina nasze media aż huczą. W końcu tytułowa persona to nie byle cieć czy osiedlowy menel ale osoba z pierwszych stron gazet. Po drugie zasięg afery i jej podteksty dotyczą i nas samych, przeciętnych zjadaczy chleba i - a może - przede wszystkim wyjątkowo wielkich pieniędzy. I władzy.

Jednak jak zawsze w tego typu historiach mamy do czynienia z jawną i ciągle towarzyszącą nam manipulacją. Bo oto już samo nazwanie sprawy „aferą Rywina” jest dość stronniczą interpretacją. W końcu głównym bohaterem tego skandalu jest Adam Michnik. Jest on tu zarazem i uczestnikiem, i świadkiem, i stroną, i ujawniającym, i prokuratorem. Czemu więc nie nazwać tego „aferą Michnika”?

A czemu nie nazwać tego po prostu „aferą łapówkarską”, albo „aferą ciemnej strony polskich mass mediów”? Lecz w sumie jest to tylko batalia słów o słowa. Bo głęboki sens tej sprawy w całym tym bełkotliwym hałasie gdzieś uchodzi, zanika. Być może ukrywany celowo, być może nieświadomie. Bo czyż prawdziwym, najważniejszym sensem całej tej sprawy nie jest POGARDA DLA PRAWA?

Proponuję ponowną lekturę prawdopodobnego zapisu z rozmowy Rywin – Michnik, proponuję następnie lekturę oświadczeń Michnika, Rywina, Kwiatkowskiego i pozostałych osób wymienianych przez media. O czym tak naprawdę te osoby i w jaki sposób mówią?

Za kogo uważa się Adam Michnik i jego kolesie kiedy świadomie podejmują rozmowy z domniemanym łapówkarzem? Graczami politycznymi? Poszkodowanymi? Czy wspólnikami w planowanym przestępstwie?

Za kogo się ma Adam Michnik i jego kolesie podejmując swoiste „śledztwo dziennikarskie”? Za „bicz boży”? Społecznych prokuratorów? A może chcą tylko sprawdzić wiarygodność partnera ?

Kim stał się Adam Michnik i jego kolesie kiedy nie ujawnili próby przekupstwa? Czyżby nie stali się w tym momencie wspólnikami w planowanym przestępstwie? Bo jeśli nie powiedzieli ani tak, ani nie, a tym bardziej nie ujawnili tego faktu to znaczy, że przyjęli to zdarzenie jako coś oczywistego, naturalnego. Czyli współuczestniczenie w łamaniu prawa dla nich było czymś codziennym i naturalnym?

Kim jest Adam Michnik i jego kolesie ogłaszając w swej gazecie jako nowość coś co zdarzyło się pół roku temu? Szantażystami? Graczami politycznymi? Poszkodowanymi?

Powiedzmy sobie jasno i precyzyjnie – obowiązujące prawo dotyczy wszystkich. Bez wyjątku. Jak sądzicie – jak w podobnej sytuacji prawo potraktowałoby przeciętnego ciecia? Ja sądzę, że cieć będący obiektem próby przekupstwa a nie składający odpowiedniego o tym doniesienia do prokuratury, w pierwszej kolejności wyleciałby z pracy prosto do aresztu śledczego. Na dodatek właściwe organy nie traktowałyby go ulgowo wypuszczając z aresztu za kaucją. Równocześnie media ruszyłyby do ataku na ciecia, który wiedział a nie powiedział czyli, że był łapówką zainteresowany. Czyli że jest moralnym zerem. Cykle artykułów zniszczyłby ciecia jako obywatela i człowieka. I nawet jeśliby w końcu sąd orzekł o jego niewinności to i tak wszyscy dzięki mediom wiedzieliby swoje. Że cieć to skończona menda. No tak – to spotkałoby zwykłego ciecia. Ale w końcu Adam Michnik nie jest zwykłym cieciem. On jest znanym obywatelem Polski.

To ponoć symbol. Więc jemu wolno?

A kolejne osoby związane z tą sprawą?

Czyż dla zachowania choćby resztek pozorów że PRAWO w Polsce obowiązuje WSZYSTKICH, nie powinni być pociągnięci do odpowiedzialności prawnej wszyscy ci, którzy o sprawie tej wiedzieli i milczeli?

Bez względu na sprawowane przez nich funkcje. Bo przecież w ramach tego PRAWA zostali oni wybrani, powołani między innymi po to aby utrwalać i bronić tego PRAWA!!!

Jak więc mogą, i to właśnie oni, łamać to Prawo? Obrońcy Prawa łamiący Prawo?

Inaczej stworzymy grupę „tych ponad prawem”, stworzymy także oficjalnie precedens istnienia „nietykalnych”.

Nie reagując na publiczne wypowiedzenie wiarygodności działań Prokuratury, a przecież takim czymś było prowadzenie w tajemnicy „własnego śledztwa” przez Adama Michnika, podważamy sens istnienia tej instytucji.

Bo jeśli Adam Michnik uważa, iż działa on lepiej niż Prokuratura, że dla niego Prokuratura nie istnieje (bo nawet po pół roku nie złożył on doniesienia w prokuraturze lecz tylko wydrukował w swej gazecie artykuł), to znaczy że UWAŻA SIEBIE SAMEGO I SWOJĄ GAZETĘ ZA INSTYTUCJE, KTÓRYCH PRAWO NIE OBOWIĄZUJE.

Mówiąc inaczej, uważa, że jest kimś lepszym niż my, kimś kogo prawo już nie dotyczy.

Nie chcę tego komentować. Nawet porównywać.

Warto w tym miejscu przytoczyć list, jaki napisała i opublikowała Rada Etyki Mediów. Przytaczam jego pełny zapis:

30.12.2002

Do redaktora naczelnego

„Gazety Wyborczej”

Adama Michnika

Rada Etyki mediów ze zrozumiałym poruszeniem przyjęła opublikowane na łamach „Gazety Wyborczej” informacje o korupcyjnej propozycji złożonej Panu przez p. Lwa Rywina. Zapoznaliśmy się również z ogłoszonymi w mediach wypowiedziami o przyczynach niepodawania tego faktu do publicznej wiadomości przez długi czas.

Nie trafia nam do przekonania stwierdzenie, że dziennikarze „Gazety” sami (od lipca do grudnia br.) próbowali rozpoznać wszelkie okoliczności tej sprawy. Dziennikarstwo śledcze nie może, naszym zdaniem, zastępować organów państwowych powołanych do ścigania przestępstw, a mamy tu, jak się zdaje, do czynienia z przestępstwem niemałej wagi, w które mogą być zamieszane osoby publiczne.

Opinii publicznej – raczonej wiadomości o pracach nad nowelizacją ustawy o radiofonii i telewizji, głosami toczącej się na ten temat dyskusji, komentarzami o sytuacji prywatnych mediów elektronicznych itp. – należała się wcześniej informacja i o tej bulwersującej sprawie, niezależnie od dalszego rozwoju wypadków. Jeśli jakieś przyczyny, nieznane nam, uzasadniają zwłokę prosimy o wyjaśnienie.”

W odpowiedzi Adam Michnik wydrukował „pełny zapis” rozmowy z Lwem Rywinem, który okazał się jednak niepełny. Okazało się bowiem przypadkowo, że przed przedstawioną nagraną rozmową panowie ci rozmawiali w innym pomieszczeniu, lecz ten fragment rozmowy nie został już ponoć nagrany. Więc nie może być przedstawiony. Czyli go nie ma. A jak nie ma to znaczy, że nie było, czyli należy, czytelniku przyjąć, że rozmowy wcześniejszej nie było. Chociaż obiektywnie rzecz biorąc była. Ale nie dla nas, nie dla naszej wiedzy.

Teraz już wiadomo kto ustala i decyduje w Polsce o tym co jest „pełnym zapisem” a co „niepełnym”. Kto ustala co jest prawem a co bezprawiem. Chyba nie macie już teraz złudzeń co do tego, kto ma odpowiadać za swe uczynki według obowiązującego prawa.

Adam Michnik & Company czy my?

Czy Polska to „my” czy „Adaś Michnik & Company i my”?

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010