JAK PREPAROWAĆ ŻYCIORYSY?

Kto chce kontrolować przyszłość musi najpierw kontrolować przeszłość. Wiedzione tą znaną maksymą Orwella środowisko „Wybiórczej” spłodziło piórem Witolda Beresia obowiązującą wersję wydarzeń politycznych z lat 1989-1999.1/ Autor nie tylko ustala raz na zawsze, co powinniśmy zapamiętać o pierwszej dekadzie III Rzeczpospolitej, ale także daje nową i odtąd obowiązująca wersję wielu biografii. Przypatrzmy się tylko, jak na podstawie noty o Jacku Kalabińskim, środowisko „Wybiórczej” przerabiając życiorys partyjnego propagandysty na biografię opozycjonisty, dba by jej ludzie wchodzili do historii.

„JACEK KALABIŃSKI (1938-98). Wybitny dziennikarz, obdarzony świetnym głosem, kilkanaście lat pracował w Polskim Radiu. Potem wybitny komentator Radia Wolna Europa i - do końca - BBC.

Aktywny działacz Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w okresie „solidarnościowego” przełomu 1980--81, wybrany na prezesa warszawskiego oddziału, potem w podziemnym SDP. Jeden ze stałych komentatorów podziemnego "Tygodnika Mazowsze", podpisywał się "Kassandra" lub "Kass". Profesjonalista, gotów z tekstem na czas i "na wymiar", co w tamtych warunkach miało szczególne znaczenie.

Długo pracował w "Gazecie Wyborczej". W latach 1989-97 był korespondentem w USA.

Potrafił zdobyć każdą informację w Senacie i Białym Domu. Przedstawiał wyrazisty obraz amerykańskiej polityki, pisał o niej z tą samą pasją, co wcześniej o polskiej. O sobie: "W zasadzie to ja jestem reporterem". W ostatnich dwóch latach korespondent "Rzeczpospolitej" w Waszyngtonie. Ciężko chorował, ale pracował do końca.” (s. 64).

Z biogramu dowiadujemy się więc, że Jacek Kalabiński był wybitnym dziennikarzem, zapewne zepchniętym na margines, skoro w okresie legalnej „Solidarności” został działaczem SDP, a następnie pisał do podziemnego „Tygodnika Mazowsze”.

Co jednak mają zrobić czytelnicy, którym pamięć płata figle; walą się po głowie i walą, a ona cały czas pamięta. Nie chce zapomnieć np. artykułów w „Nowych Drogach”, chociaż nie były podpisywane: „Kassandra”, ani „Jedynki”. Audycji współautorstwa Jacka Kalabińskiego, której głównym celem było przyciągnięcie młodzieży za pomocą atrakcyjnej muzyki by mogła następnie usłyszeć jego wywody jakim potworem są Stany Zjednoczone, prześladujące „miłujący pokój Związek Radziecki”. W nowomowie Beresia Kalabiński po prostu „pisał z pasją o polityce amerykańskiej, dając jej wyrazisty obraz”.

Kalabiński jako specjalista od sączenia nienawiści do wolnego świata w głowach młodzieży miał w latach stalinizmu swego ojca duchowego w postaci Stefana Martyki. Jak wspomina Hłasko: „Niejaki Stefan Martyka, aktorzyna trzeciorzędny, który prowadził w Polskim Radiu audycję pod tytułem „Fala 49”. Bydlę to włączało się przeważnie w czasie muzyki tanecznej, mówiąc: „Tu Fala 49, tu Fala 49. Włączamy się”.

Na Martyce wyrok wykonała w 1951 roku organizacja podziemna „Kraj”. Duchowy synuś Martyki miał już więcej szczęścia, bo po okresie kwarantanny w „Tygodniku Mazowsze” udał się zarabiać do znienawidzonej Ameryki, gdzie TW „Zapalniczka” zaofiarował mu stanowisko wicedyrektora Rozgłośni Polskiej RWE. Zapewne zadecydował, jakby napisał Bereś, „prawdziwy profesjonalizm” Kalabińskiego.

2 października 1985 roku reżymowa TV nadała reportaż z Nowego Jorku ukazując jak Jacek Kalabiński razem z korespondentem TVP Tadeuszem Zakrzeskim drwili z emigrantów demonstrujących przeciwko wizycie Jaruzelskiego w USA. Czyżby „Kassandra” wiedziała już, że „okrągły stół” się zbliża i zajęła prawidłowe stanowisko wobec generała? A może po prostu wykonała zadanie?

Warszawski komentator nazwał wówczas Kalabińskiego „wicedyrektorem Rozgłośni Polskiej RWE”. Skąd Warszawa wiedziała o poufnej propozycji TW „Zapalniczki” (w życiu prywatnym: Zdzisław Najder) przed jej ogłoszeniem? Są możliwe tylko trzy wersje: wiadomość przekazał tajny informator, sam Kalabiński lub TW „Zapalniczka”.

Dodajmy, że pracownicy polskiej sekcji RWE, gdy się dowiedzieli, kto ma nimi kierować, zbuntowali się i uniemożliwili awans Kalabińskiego. Późniejszy „korespondent „Gazety Wyborczej” musiał więc zadowolić się tylko stanowiskiem korespondenta RWE w Nowym Jorku, co niewątpliwie jest dowodem jego patriotycznej martyrologii.

Jeśli przypomnimy, co Adam Michnik napisał w wydanej we Francji książce pt.: "Wojciech Jaruzelski. Łańcuchy i schronienie. Wspomnienia. Zakończone rozmową z Adamem Michnikiem", na temat współpracowników „Tygodnika Mazowsze”, rola „Kassandry” zaczyna się wyjaśniać. "...był moment, kiedy większość osób pracujących w tym tygodniku to byli wasi agenci. Spytajcie Zbyszka Bujaka.” (s. 385).

Wydaje się, że już czas by otwarcie przyznać, iż bezpieka stanowiła najbardziej postępową grupę komunistycznej nomenklatury, dążącą do wyjścia z komunizmu. Jej agenci zasługują zatem na szacunek i podziw. Niestety, tu i ówdzie agentom bezpieki przeszkadzali zoologiczni antykomuniści, niepodległościowcy i inni frajerzy, co opóźniło zmiany, ale na szczęście nie przeszkodziło w realizacji jej planów. Mamy więc nareszcie Polskę bezpieczniackiej elity i tylko jeszcze trzeba dorobić jej odpowiednia legendę przeszłości.

Dla Witolda Beresia widzę duże możliwości pracy w roli orwellowskiego Smitha wyrywającego z „Nowych Dróg” artykuły Kalabińskiego-Kassandry i wymazującego taśmy w Polskim Radiu. Niewątpliwie w III Rzeczpospolitej byłaby to najbardziej poszukiwana profesja.

1/ Witold Bereś, Czwarta władza. Najważniejsze wydarzenia medialne III RP, Pruszyński i S-ka, Warszawa 2000, s.428.

Autor publikacji
Ubekistan
Archiwum ABCNET 2002-2010