"WOLĘ BYĆ PATRIOTĄ-IDIOTĄ, NIŻ KOSMOPOLITĄ-NAJMITĄ",

Czyli o prasie "narodowej" uwag kilka

Jaki jest styl prasy "narodowej" w Polsce? To styl prostackiego populizmu i bezdennej demagogii. Styl, który niestety święci ostatnio sukcesy (vide wyborcze rezultaty LPR i Samoobrony, PSL i SLD i obecne sondaże) i doskonale sprawdza się w pozyskiwaniu wyborców. Autorzy tekstów w "Naszym Dzienniku", "Myśli Polskiej" czy "Naszej Polsce" na wszystko mają proste odpowiedzi. Nie dbając o sprawy zasadnicze skupiają uwagę słuchaczy na szczegółach.

Odwołują się nie do rozumu, a grają na uczuciach i instynktach, nawet tych najniższych. Przenoszą politykę w świat symboli i haseł, prostych (co nie znaczy, że logicznych) i łatwo trafiających do czytelnika. Tak też piszą o tym wszystkim, o czym polityka winna zajmować się pragmatycznie i z dużą dozą realizmu - polskiej ziemi, przemysłu, pieniądza itd. Proste opisywanie rzeczywistości łączy "narodowo-katolickie" media z postkomunistycznym "betonem" i radykałami z "Samoobrony". Opisują rzeczywistość i wyjaśniają (element edukacyjny jest w tym wypadku niezwykle ważny) przy pomocy zaklęć o międzynarodowym spisku, wyprzedaży narodowego majątku, biologicznej zagładzie lub nawet dokonywanym obecnie holokauście na narodzie polskim, tajemniczych i złowrogich siłach, które dawno już rozkradły nasz kraj.

Dzisiejsi narodowo-socjalistyczni radykałowie odwołują się niemal na każdym kroku do spuścizny Romana Dmowskiego, nie dość, że wybiórczo, to prawie w każdej sprawie nierzetelnie i z przekłamaniami i nadinterpretacją. Piszą, że chcą przywrócić bardzo ważne przed wojną idee narodowo-demokratyczne. Tymczasem swoimi tekstami kompromitują ideę narodową, a także to wszystko, co do tradycji narodowej należy i z nią jest związane. Dotyczy to również debaty europejskiej. Swoją argumentacją i hałaśliwym zachowaniem nie tylko kompromitują w Polsce pojęcie eurosceptycyzmu, ale w ogóle uniemożliwiają prowadzenie rzeczowej dyskusji na ten temat. W przeciwieństwie do Dmowskiego brak im realizmu w poglądach na politykę zagraniczną. Dmowski wybierał między Niemcami i Austro-Węgrami a Zachodem i Rosją, bo taka była konieczność, wymóg chwili dziejowej, innego sensownego wyjścia nie było. Dzisiejsi "endecy" krzyczą o zachowaniu równego dystansu wobec Wschodu i Zachodu, mimo, że orientacja zachodnia jest z oczywistych względów najkorzystniejsza dla Polski. Pomysły radykałów z "Naszej Polski" itp. musiałyby się zakończyć zależnością od Wschodu. Faktycznie więc walczą o utrzymanie Polski w "szarej strefie", poza bezpiecznym i zorganizowanym obszarem Europy (NATO plus UE).

Kto jest politycznym wrogiem prasy narodowej? Obóz liberalny, a więc SLD, UW (dziś Platforma Obywatelska), część b. AWS. "Narodowcy" nie mogą wybaczyć AWS, a zwłaszcza jej liderom z Krzaklewskim na czele, że zawarła "pakt z diabłem", czyli Balcerowiczem i realizowała "politykę ultraliberalną" oraz "zgubne procesy prywatyzacyjne". "Nasza Polska" z upodobaniem i przy każdej możliwej okazji atakuje polityków tzw solidarnościowych. "Opozycja sejmowa, szczególnie ta z PiS i PO, wchodząca w ubiegłym czteroleciu w skład AWS, jest sama sobie winna"- pisze "Nasza Polska" przy okazji debaty nad odwołaniem Pola. "Gdyby rozliczyła wówczas komunistów, a nie uznała ich za demokratycznego partnera, gdyby rządziła dla ludzi, a nie przeciw nim, to SLD byłoby dziś bezradną opozycją, która może sobie co najwyżej pogadać w Izbie." (Nasza Polska z 1.X.2002). Gwoli wyjaśnienia - "rządzić przeciw ludziom", to reformy podjęte w celu usunięcia przynajmniej części przeżytków PRL, a totalnie atakowane i obrzydzane ludziom przez ówczesną opozycję. W tym rzucaniu kłód pod nogi "narodowo-katolicka prawica" stała bynajmniej nie w ostatnim szeregu. Szczególnie dziwnie na łamach prasy związanej z ludźmi, którzy jako pierwsi opuścili AWS i zajadle go atakowali, a jeszcze wcześniej od wewnątrz niszczyli tworzące się na tak zwanej polskiej prawicy inne ugrupowania, jak choćby ROP, brzmi stawiany innym "prawicowym" środowiskom zarzut "wrodzonej anarchii i warcholstwa". Związany z LPR "Nasz Dziennik" wciąż wypomina AWS wewnętrzne podziały, rozbicia itp. Tymczasem ignoruje oczywiste analogie pomiędzy tymi dwiema siłami, i nie są to tylko kwestie personalne. Liga też została zwołana jako pospolite ruszenie przed wyborami, też jej powstanie i (na razie) względną organizacyjną jedność zapewnia silny ośrodek, jakim jest Radio Maryja z Ojcem Dyrektorem na czele. Różnica polega na tym, że AWS skupiła się pod sztandarem odbicia państwa "komuchom", a LPR konsekwentnie stawia na tematykę europejską.

Charakterystyczna cechą, niejako znakiem firmowym rzeczonych tytułów prasowych jest ideowa bliskość z Radiem Maryja i konsekwentne zwalczanie "modernistycznych tendencji" w Kościele katolickim Polski. To środowiska i prasa liberalna dążą do rozbicia jedności Kościoła, podsycając konflikt między Glempem a Rydzykiem. "Nasza Polska" tłumaczy niecne zamiary wrogów "polskiego katolicyzmu", którzy liczą "na wewnętrzne skłócenie Kościoła polskiego oraz na np. nieposłuszeństwo wiernych, zebranych w Rodzinach Radia Maryja, wobec hierarchii kościelnej, podczas akcji obrony biur toruńskiej rozgłośni, co w gruncie rzeczy prowadziłoby do utraty przez Kościół zawsze silnego autorytetu w sprawach wiary, moralności i patriotyzmu." Czytelnicy nie powinni się jednak martwić, ponieważ "Radio Maryja, o czym wielokrotnie pisaliśmy na naszych łamach, działało, działa i będzie działać dla dobra Polski i Narodu." (Nasza Polska z 1.X.2002).

"Narodowa" prasa charakteryzuje się bezwarunkowym, wyjątkowo agresywnym odrzuceniem właściwie wszystkich reform, jakie próbowano realizować po 1989r. Przebija w tej dziedzinie nawet "Trybunę". Pseudoendeckim publicystom wydaje się, że wystarczy pozostałości peerelowskiego systemu, balast ekonomiczny ciążący gospodarce III RP, wypełnić treścią narodową, dyktaturę proletariatu i sojusz robotniczo-chłopski zastąpić korporacjonizmem i narodowym solidaryzmem, a zacznie on wspaniale funkcjonować. W swoim myśleniu posługują się pojęciami wtłoczonymi do głowy przez peerelowską szkołę. Wydaje im się, że Polska będzie silna wtedy, jeśli upaństwowi banki i przemysł, zamknie granice i obciąży podatników kosztem utrzymania archaicznego, rozdrobnionego rolnictwa. Pisząc o głośnej sprawie porozumienia z Węgrami o handlu produktami rolnymi, Wiesława Mazur w "Naszej Polsce" (z 24.09.2002) straszy zalaniem naszego rynku przez pszenicę, "która im pięknie rośnie i rodzi na zalanej słońcem Nizinie Węgierskiej". Autorka przyznaje, że na porozumieniu skorzystaliby co prawda nasi eksporterzy słodyczy, ale.. "największe firmy, które słodycze u nas produkują, należą do zagranicznych koncernów - zatem dobrodziejstwa umowy obejmą przede wszystkim korporacje międzynarodowe". "Narodowa" prasa sojuszników w walce z liberałami i Brukselą upatruje w PSL-u. Marzy im się powtórka z Chjeno-Piasta, choć i ludowcy nie ci, i endecja jakby nie ta... Mimo świeżej lekcji z lat 1993-97 i obecnie, wciąż śnią o ludowcach obrotowych, skorych do wejścia w "narodowo-katolicki" sojusz. Bliski jest im ideowo socjalistyczny trybun ludowy Pęk.

Marzy im się polski cukier i polskie huty, polskie stocznie i polskie rolnictwo dotowane przez polski rząd. Spece od gospodarki "Naszego Dziennika", "Myśli Polskiej" czy "Naszej Polski" albo są kompletnymi idiotami i ekonomicznymi dyletantami, albo z premedytacją ogłupiają swoimi pomysłami czytelników. A przychodzi im to o tyle łatwo, że wielu "obywateli III RP", swoją wiedzę i poglądy, zwłaszcza na gospodarkę, czerpie z epoki peerelowskiej. I na pewno wielu z nich, czy ten przedwojenny endek, czy ten ogolony na pałę skin-narodowiec, nie zdaje sobie sprawy z tego, że realizacja pomysłów naszych radykałów spod znaku "Naszego Dziennika" et consortes oznaczałaby ekonomiczna katastrofę i triumf populizmu - a za tym szybki powrót Polski do rosyjskiej strefy wpływów.

Nasi radykałowie unikają raczej otwartej pochwały władzy ludowej. Robią to wybiórczo i w zawoalowanej formie. Powszechnie używają natomiast innej metody. Ostry, nieustanny i niewybredny w formie atak na wszystko niemal, co łączy się z III RP, wybiela jednocześnie to, co było przed, co stoi tak jakby na przeciwnym biegunie. Dla przeciętnego czytelnika "Naszego Dziennika" jest to logiczne. Jeśli prywatyzacja, bezrobocie, pauperyzacja społeczeństwa, Żydzi, masoni i niemieccy bauerzy to jedno pasmo nie kończących się nieszczęść, to automatycznie PGR-y, "czy się stoi, czy się leży", fucha na boku i wczasy pod gruszą oraz świadomość, że sąsiad też musi stać w kolejce po baleron i papier toaletowy, nie były aż tak złe, jak to od ponad dekady próbują nam wcisnąć liberalne media. Przykładem ambiwalentnej postawy wobec komunistycznej przeszłości jest stosunek skrajnie narodowej prasy do instytucji IPN. Oni Instytutu Pamięci Narodowej nie znoszą. Tego samego IPN-u, o którym, wydawałoby się, główny wróg ideowy - "Gazeta Wyborcza" tak pisała, gdy powstawał: "Czeka nas wkrótce nowa lustracyjna przygoda pod rządami ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. Myślę nawet, że to, co oglądamy dziś, to wolne żarty w porównaniu z tym, co nadejdzie. Obywatele zwykli i obywatele politycy rozpoczną pielgrzymki do IPN, by pooglądać swoje teczki. Następnie pójdą w miasto, do Sejmu, gazet, radia i telewizji poopowiadać, kto, gdzie, kiedy, z kim i na kogo. Never ending story." (A. Domosławski, Lustracja realna, GW z 01.08.2000). Jaki z tego wniosek? Dla naszych "antykomunistów" i patriotów z "Naszego Dziennika" i "Naszej Polski" dekomunizacja i lustracja są mniej ważne od obrony Ojczyzny przed Żydami, którym rzekomo wysługuje się Kieres. Ujawnianie zbrodni stalinowskich to nic w porównaniu ze śledztwem w Jedwabnem. K. Bogomilska w "Naszej Polsce" z 1 października 2002 pisze, że IPN chce w przyszłym roku otrzymać dodatkowe pieniądze z budżetu na uruchomienie dwóch oddziałów, w Koszalinie i w Olsztynie. Autorka nie pozostawia wątpliwości, że będą to pieniądze podatników "w większości wyrzucone w błoto". Skąd taki ton wobec organu, który zajmuje się między innymi rozliczaniem PRL-owskiej przeszłości? Kolejne zdanie wszystko wyjaśnia - "Wystarczy przypomnieć Jedwabne, żeby zrozumieć, że IPN nie spełnia swojej roli, solidaryzując się z atakami na Polskę i Polaków, a jedynie w minimalnym procencie spraw próbuje wyjaśnić ludobójstwo dokonane na Polakach przez Niemców, Sowietów i agenturę komunistyczną." Autorka pomija oczywiście fakt, że, przynajmniej jeśli chodzi o zbrodnie niemieckie, zrobiono już stosunkowo dużo za czasów "ludowej demokracji" (bo ten wróg był wówczas ideologicznie słuszny).

Związana z LPR i radykalnymi środowiskami "narodowymi" prasa wpisuje się w realizację, być może w części nieświadomie, scenariusza pisanego prze rosyjskie służby specjalne. Scenariusza zakładającego oderwanie od Zachodu i przyłączenie Polski do szarej strefy à la Łukaszenko. O stosunku do UE wiele mówi tytuł krótkiej notatki: "Zboczeniec propagował Unię". O aresztowaniu "maltańskiego Wiatra" tygodnik "Nasza Polska" (nr z 24.09.2002) pisał z gorzką satysfakcją - "fakt, że to właśnie pedofil popiera integrację z Unia Europejską, w której promuje się różnego rodzaju dewiacje, nie powinien nikogo dziwić". Ulubionym, powszechnie stosowanym przez narodowych socjalistów zabiegiem propagandowym jest stawianie znaku równości między Sowietami i Unią Europejską. Do takiej symetrii ucieka się w "Naszym Dzienniku" z 28 sierpnia 2002 Stanisław Krajski - "Rządy PRL utrzymywały Polskę w poddaństwie strukturom zła, które panowały na Wschodzie. Rządy dzisiejsze prowadzą Polskę w kierunku poddaństwa strukturom zła, które panują na Zachodzie." Taki manipulacyjny zabieg działa w dwie strony. Z jednej strony zohydza się Brukselę i straszy utrata suwerenności i wszystkimi negatywnymi aspektami, które wiązały się z istnieniem PRL - satelity Moskwy. Z drugiej, i to jest nawet bardziej istotne - wybiela się, paradoksalnie, rządy od Bieruta po Jaruzelskiego. No bo jeśli nawet ktoś nie złapie się na tekst o "imperium zła" ze stolicą w Brukseli, ba, jest wręcz odmiennego zdania, to wówczas i PRL, zrównany z Unią, staje się jakiś taki normalniejszy, bliższy.

"Narodowa" prasa odrzuca bezwarunkowo UE, ale nie ma eurorealistycznego programu, wskazówek, co robić, kiedy Polska w Unii się znajdzie. Zresztą w Unii nie przeszkadza im protekcjonizm i biurokracja, ale to, że jest to europrotekcjonizm i eurobiurokracja, a nie nasz, polski, socjalizm. Socjalizm narodowy.

Kto tak naprawdę jest największym wrogiem polskiego narodu według narodowo-socjalistycznych mediów? Rzecz jasna - Żyd. Ale trudno do takiego mianownika sprawdzać wszystkie zagrożenia czyhające na Ojczyznę. Na szczęście jest jeszcze "masoneria" - eufemizm, pod którym kryje się Europa, Zachód, Ameryka, Nowy Jork, Paryż, Bruksela, NATO, Pentagon, Wall Street itd. "Nasz Dziennik" i podobne tytuły wszędzie tropią spiski, najlepiej żydomasońskie. Zresztą nie trzeba wprost tego mówić. Wystarczy małe niedopowiedzenie, takie "perskie oczko" puszczone do czytelnika. Jak choćby w artykule M. Prałata (Nasz Dziennik z 29.03.2002). "Jednak przy okazji poszukiwań prawdy (sic!) o 11 września wydało się, że jest w strukturach władzy Stanów Zjednoczonych specjalna >>komórka do okłamywania ludzi na całym świecie. Pokazywano tajemnicze zdjęcie jakiegoś nieznanego samolotu, który leci na gmach... tyle że wykonane kilka dni po 11 września. I tak 11 września 2001 staje się jeszcze większą zagadką, niż myśleliśmy. Poczekajmy - prawda wyjdzie na jaw, i to pewnie wcześniej, niż by chcieli sprawcy. Kimkolwiek są."

Opisując to, co większość mediów na świecie i w Polsce zaproponowała widzom 11 września, narodowo-radykalne gazety nie odczuwały wstrętu, by przyłączyć się do tych głosów krytyki, które pojawiły się na przykład w tradycyjnie antyamerykańskich tytułach francuskich. "To, co zaproponowała TV 11 września w Polsce - i nie tylko w Polsce - prasa francuska określiła jako znane w psychiatrii zjawisko >>narkomanii maniakalno-masochistycznej, która objawiła się w pokazywaniu przeciętnie co 6 minut rozpadających się wieżowców w Nowym Jorku" - napisała w tygodniku "Nasza Polska" Magdalena Chadaj (nr z 24.09.2002). Zdecydowane działania Amerykanów w walce z terroryzmem oburzają "narodowych" publicystów. To kolejny, ich zdaniem, objaw bezczelnego wykorzystywania przez Waszyngton pozycji faktycznego hegemona na świecie. Pisząc o przetrzymywaniu schwytanych talibów w Guantanamo, S. Krajski odmawia Amerykanom de facto prawa do obrony i wdaje się, co typowe, w rozważania nad niższością amerykańskiej kultury masowej. "Czy przypadkiem kultura, której symbolami są coca-cola, hamburgery oraz Hollywood, promujący wciąż, przede wszystkim, seks, brutalność i zbrodnie, nie jest po prostu niejako naturalnym źródłem nowego barbarzyństwa, skrywanym pod cienką warstwą światowych manier, ujawniających się, gdy tylko ktoś taki czy inny, a szczególnie w bolesny sposób, zrobi im krzywdę?" (Nasz Dziennik z 17.01.2002). Planowaną operację w Zatoce nazywa "ND" agresją ("ND" z 28.08.2002, Wiceprezydent wzywa do agresji). Działania przeciwko terrorystom nazywa "tak zwaną kampanią antyterrorystyczną" ("ND" z 12.09.2002), a wydarzenia z 11 września ujmuje w cudzysłów: "atak na Amerykę". ("ND" z 12.09.2002) .

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010