KRASNOLUDKI Z ABW

Agenci służb bezpieczeństwa w strukturach firm działających w warunkach konkurencyjnego rynku – to zdawać by się mogło rzeczywistość znana przedsiębiorcom w Chinach, Iranie czy Libii. Tymczasem, ci którzy otarli się o którąkolwiek z dużych korporacji państwowych, ale także, co zdumiewa, prywatnych, wiedzą, że w Polsce to także zjawisko jak najbardziej normalne. Bezpieczniej jest powiedzieć: spotykane u nas na co dzień.

Normalne z punktu widzenia logiki współczesnego biznesu ono oczywiście nie jest i należałoby je określić jako absolutnie naganne. Polska jest jednak takim krajem, w którym pieniądz i kariera rozwijają się na styku państwa z gospodarką, a służby specjalne są narzędziem sprawowania władzy zarówno politycznej, jak i biznesowej.

O tym, że obecność agentów służb specjalnych, w przedsiębiorstwach jest zjawiskiem oczywistym i logicznym próbuje przekonać płk Jerzy Stachowicz, dyrektor Departamentu Przeciwdziałania Korupcji, Terroryzmowi i Przestępczości Zorganizowanej Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w wywiadzie dla dziennika Parkiet – Gazeta Giełdy z 28 lipca 2003 r. Okazuje się bowiem, że skala zjawiska jest tak wielka, że nie sposób uznać go za nienormalne, ponieważ stało się normą samą w sobie
.
Płk Stachowicz twierdzi, że agenci służb specjalnych mają np. w spółkach państwowych „zajmować się ochroną interesów Skarbu Państwa”. Tymczasem polskie prawo taki obowiązek nakłada na ministra skarbu, a ten wypełnia go poprzez wlane zgromadzenia, rady nadzorcze i zarządy. Można zatem wywnioskować, że oficerowie ABW mają za zadanie kontrolować organy spółek, a co za tym idzie – wywierać wpływ, żeby nie powiedzieć presję na podejmowane w nich decyzje. Teza płk. Stachowicza daje się wobec tego obronić tylko wówczas, jeśli przyjmie się, że ABW wypełnia misję zastrzeżoną dla innych instytucji i organów. Przekracza tym samym swoje uprawnienia i nie wypełnia swoich prawdziwych celów.

Przyłapany na tym przez dziennikarza płk Stachowicz dodaje: „tylko monitorujemy pewne rzeczy, przyglądamy się różnym sytuacjom”. Wówczas można mniemać, że ABW naraża Skarb Państwa na straty, ponieważ żaden podmiot gospodarczy nie może sobie pozwolić na zatrudnianie ludzi, których praca ma polegać na „przyglądaniu się”, gdyż są to koszty, które się nie zwracają. Zatem agenci pobierają pensję za „przyglądanie się”.

Ciągnięty za język płk Stachowicz przyznaje, że jego koledzy współpracują jednak z zarządami firm, w których są zatrudnieni. Precyzuje wręcz, że „w tych przypadkach, które uważamy za uzasadnione, prowadzimy rozmowy z kadrą zarządzającą tymi spółkami”. Rozmowy czyli pytania, sugestie czy też perswazje, tak często spotykane w biznesowych negocjacjach.

Do innych czynności podejmowanych przez funkcjonariuszy ABW zatrudnionych w strukturach przedsiębiorstw należy zakładanie podsłuchów, a w sytuacjach, kiedy nie będzie na to zgody sądu (tylko za jego zgodą można to zrobić) stosuje się „inne metody”, czytaj: zakładanie podsłuchów bez zezwolenia. Ponadto agenci proponują strategicznym pracownikom podejmowanie współpracy ze specsłużbami. To wszystko płk Stachowicz opowiada z zachowaniem pełnej powagi.

A jakie są rezultaty wysiłków ABW w obronie interesów skarbu państwa? Otóż kilka przykładów doskonale to obrazuje. Na początku 2002 r. SLD-owski minister skarbu Wiesław Karczmarek nie był w stanie odwołać zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem prezesa PKN Orlen Andrzeja Modrzejewskiego. Potrzebował do tego zgody rady nadzorczej, która jednak nie miała zarzutów wobec pracy prezesa. Znalazł się jednak sposób: w dniu posiedzenia rady nadzorczej funkcjonariusze ABW i Centralnego Biura Śledczego bezpodstawnie zatrzymali Modrzejewskiego (ma on na to orzeczenie sądu), aby za chwilę go wypuścić i nigdy więcej nie niepokoić. Informacja na ten temat obiegła jednak Polskę, dotarła do rady nadzorczej, a ta sądząc zapewne, że prezes coś przeskrobał, odwołała go ze stanowiska.

PKN Orlen jest ulubionym polem działania dla specsłużb. Niedawno „ktoś ze spółki” podał do Polskie Agencji Prasowej nieprawdziwą informację, że unieważniono przetarg na sprzedaż udziałów w Rafinerii Gdańskiej, o które starał PKN Orlen. Rezultaty tej prowokacji były dwa. Pierwszy – to spadek kursu akcji płockiej firmy, zatem jeśli ktoś je wówczas kupił, dziś może sprzedać z dużym zyskiem. Drugi – to wywarcie presji lub raczej szantaż wobec ministerstwa skarbu, aby bardziej przychylnie patrzyło na PKN Orlen przy prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej, gdyż „ktoś” może wywołać nieobliczalne skutki. Obie sprawy w ABW stanowią przedmiot tajemniczych dochodzeń, których efektów jak dotąd nie widać.

Nasze tajne służby potrafią też działać bardziej otwarcie. Do niedawna prezesem PZU był niejaki Zdzisław Montkiewicz, który dorobku na niwie ubezpieczeń nie miał żadnego, ale za to nie ukrywał, że jest majorem dawnych Wojskowych Służb Informacyjnych w stanie spoczynku. Montkiewicz w PZU wsławił się tym, że zatrudnił brytyjski bank, aby skupował akcje firmy od zachodnich udziałowców. Gdyby operacja się udała prezes sam sprawowałby kontrolę właścicielską nad PZU, co wygląda ciekawie w połączeniu z faktem, że o mianowanie Montkiewicza na fotel szefa ubezpieczalni zabiegał Leszek Miller.

Inna ciekawostka pochodzi również z PZU. Przed sądem okręgowym w Warszawie toczy się proces przeciwko byłemu prezesowi PZU Życie, Grzegorzowi Wieczerzakowi. Pani prokurator, która prowadziła dochodzenie nie jest w stanie, jak twierdzą obserwatorzy udowodnić Wieczerzakowi jakiegokolwiek przestępstwa, ponieważ sama nie ma bladego pojęcia o finansach i biznesie, na czym z kolei oskarżony zna się doskonale. W jaki zatem sposób prokurator zgromadziła kilkudziesięciotomowy materiał dowodowy? Zapewne podrzuciły jej krasnoludki.

Krasnoludki to dobre określenie na agentów służb specjalnych działających w biznesie i władzy. Dowiódł tego Juliusz Machulski w filmie „Kingsajz”. Niestety inwigilacja (bo tak chyba należy to zjawisko nazwać) biznesu przez specsłużby, to nie bajka. Skutki są takie, że gospodarka jest daleka od wolnej konkurencji, a bliższa centralnemu planowaniu lub lepiej: podglądaniu i w razie potrzeby interweniowaniu.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010