BGŻ – PAŃSTWOWA CZARNA DZIURA

Bank Gospodarki Żywnościowej pochłania miliardy złotych z państwowej kasy, przeznaczonych na restrukturyzację tej instytucji. Większość tych środków idzie na lukratywne pensje, luksusowe samochody oraz inne rarytasy dla władz banku. Proces restrukturyzacji to jedynie pobieżny „lifting”. W rzeczywistości BGŻ ma na celu bycie jedną z „przechowalni” dla ludzi zaprzyjaźnionych z władzą.

Czy w kraju, gdzie ponoć panuje wolny rynek, były premier komunistycznego rządu, który zwalczał wolnorynkowe idee, może dziś zasiadać w radzie nadzorczej jednej z największych spółek skarbu państwa? Okazuje się, że może. Funkcję członka rady nadzorczej banku BGŻ pełni Zbigniew Messner, premier rządu w latach 1985 – 88, co dla władz tej instytucji jest powodem do szczególnej dumy. Chwalą się tym między innymi na swojej stronie internetowej.

A Messner, niegdyś zasłużony aparatczyk, to dziś także nie byle kto. Należy do grona cenionych (oczywiście dla tych, którzy nie wstydzą się tego mówić głośno) ekonomistów. Ma tytuł profesora nauk ekonomicznych. Zasiada w senacie Akademii Ekonomicznej im. Karola Adamieckiego w Katowicach. Jest przewodniczącym Komitetu Standardów Rachunkowości, autorem licznych publikacji w tej dziedzinie, zapraszanym na rozmaite sympozja, konferencje i odczyty. Ostatnio podczas IV Konferencji Naukowej nt.: "Budżetowania działalności jednostek gospodarczych", organizowanej przez Katedrę Zarządzania Finansami Wydziału Zarządzania Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie zasiadał w jej radzie programowej.

Messner w latach 80-tych był jednym z ważniejszych partyjnych kacyków PZPR. W latach 1981 – 88 członek Biura Politycznego KC PZPR, 1982 – 83 I sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach. Wicepremier w latach 1983 – 85, premier w latach 1985 – 88. Jako szef rządu nie wykazał się szczególnymi sukcesami na płaszczyźnie gospodarczej. Zjednywał sobie natomiast wiele osób, obdarowując funkcjami państwowymi.

Na stanowisko ministra pracy powołał na przykład Ireneusza Sekułę, który później w warunkach nowej Polski nie potrafił się odnaleźć i popełnił samobójstwo. Jako powód oficjalnie podano związki ze światem przestępczym i długi. Wiadomo jednak, że Sekuła był zamieszany w największe afery. Handlował z Bagsikiem, któremu m.in. sprzedał apartament przy al. Róż. W kwietniu 1990 roku Sekuła założył wspólnie z Mieczysławem Wilczkiem polsko-japońską spółkę Polnippon Company, która miała zajmować się transportem lotniczym i handlem z Japonią. We wrześniu 1994 r. warszawski Sąd Gospodarczy ogłosił upadłość Polnipponu, który każdy rok obrachunkowy kończył stratą. W międzyczasie Sekuła chciał pozbyć się tych udziałów. Zaproponował je np. spółce Fintrade, w której prokurentem była Janina Chim, jedna z oskarżonych w aferze FOZZ.

Tyle o Sekule, specjaliście od bezrobocia (którego, jak przekonują dziś ogłupieni i łatwowierni komunosentymentaliści lub lewaccy demagodzy, przed 89 rokiem nie było) w rządzie Messnera.

Messner wszedł do rady nadzorczej BGŻ w okresie, kiedy ministrem skarbu był Sławomir Cytrycki. To on nakazał umieszczenie dawnego funkcjonariusza PZPR-owskiego aparatu w tym organie. Nic dziwnego albowiem Cytrycki, kiedy Messner był premierem, należał do grona rządowych doradców ekonomicznych. Wtedy też został tajnym współpracownikiem służb bezpieczeństwa.

Skarb państwa ma prawie 70 proc. udziałów w BGŻ. Reszta należy do banków spółdzielczych. Od decyzji ministra skarbu zależy więc, kto będzie zasiadał we władzach banku. Dlatego właśnie Cytrycki nie miał wątpliwości w kwestii obsady swojego kolegi w radzie nadzorczej. Tego rodzaju obdarowywanie państwowymi posadami czy dobrami publicznymi to znana praktyka stosowana przez tych panów. Uczył ich tego zresztą m.in. sam Messner.

Z dokumentów Gospodarstwa Pomocniczego Kancelarii Rady Ministrów wynika, że w 1988 r., kiedy premierem był Zbigniew Messner, podsekretarz stanu w URM, Zdzisław Drozd hojnie przydzielał mieszkania na stałe. Wśród obdarowanych pracowników KC PZPR, urzędników ministerialnych i działaczy kółek rolniczych znalazł się pewien reżyser filmowy, dziennikarka oraz syn Józefa Czyrka, ówczesnego sekretarza KC PZPR.

W radzie nadzorczej BGŻ zasiada także parę innych osób związanych z obecnym i dawnym, PZPR-owskim aparatem władzy. Należy do nich Ireneusz Sitarski, do niedawna wiceminister skarbu, zastępca Wiesława Kaczmarka. Pracownikiem resortu jest też zasiadający w radzie banku Józef Marian Mikosa, pełniący funkcję dyrektora generalnego ministerstwa. Oprócz nich w członkiem rady jest Elżbieta Chojna – Duch z otoczenia prezydenta.

Ciekawie prezentuje się również skład zarządu BGŻ. Do końca sierpnia 1998 r. prezesem BGŻ był Kazimierz Olesiak, były szef ZSL, wicepremier w rządzie Mieczysława Rakowskiego. Następnie przez półtora roku szefem tego banku był Michał Machlejd, były działacz kółek rolniczych, pracownik BGŻ od 1985 r., w zarządzie od 1989 r. Obecnie szefem banku jest Jacek Bartkiewicz, który w początkowym okresie funkcjonowania koalicji SLD – PSL był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów, sprawującym nadzór nad instytucjami finansowymi i rachunkowością, odpowiedzialnym za politykę regionalną oraz rolnictwo.

Wiceprezesem BGŻ jest Henryk Pietraszkiewicz, w latach 73 – 92 zastępca dyrektora ds. pracowniczych, zastępca dyrektora ds. ekonomicznych, dyrektor ds. rozwoju i wykorzystania majątku w INCO - VERITAS Sp. z o. o. Ponadto w zarządzie banku zasiada Henryk Antosiak, dawny prezes Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa za poprzedniej kadencji rządu SLD-owsko, PSL-owskiej koalicji. W latach 1986 – 89 był wojewodą sieradzkim, a wcześniej wiceprezesem zarządu ds. obrotu rolnego wojewódzkiego Związku Gminnych Spółdzielni "Samopomoc Chłopska" w Sieradzu.

BGŻ przez lata był bowiem łupem polityków związanych z PSL. Część warszawskiej siedziby partii przy ul. Grzybowskiej w Warszawie jest podnajmowana temu bankowi. PSL otrzymuje z tego tytułu kilka milionów złotych rocznie. Kolejne kilka milionów pochodzi z podnajmowania lokali w terenowych siedzibach partii. W 1998 r. dochody PSL z wynajmu lokali wyniosły 8,7 mln zł, co stanowi ponad 82 proc. wszystkich dochodów partii. Co ciekawe, budynek przy ul. Grzybowskiej formalnie nie należy do PSL - jest on własnością gminy Warszawa Centrum. Ludowcy uparcie twierdzą jednak, że nieruchomość jest ich własnością i co jakiś czas składają wnioski o przekazanie jej partii.

PSL doprowadził też do dokapitalizowania banku pieniędzmi z budżetu państwa. Do 1996 r. BGŻ został zasilony 2,5 mld zł! Pieniądze te można jednak uznać za wyrzucone w błoto, ponieważ procesu restrukturyzacji nie przeprowadzono do dziś, a modernizacja banku to jedynie fasada. Najistotniejszą funkcją banku jest bowiem „przechowywanie” dawnych aparatczyków.

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010