KRÓTKI PODRĘCZNIK AMERYKAŃSKIEJ DEMOKRACJI

Chociaż Stany Zjednoczone są bardziej wolne i bardziej demokratyczne niż wiele innych krajów, to nie są one wcale - jak sądzę - ani tak wolne, ani tak demokratyczne jak oczekuje się od nas byśmy wierzyli, że jesteśmy i stają się takimi coraz mniej. Wydajemy się być naprawdę specjalistami w zachowywaniu pozorów. Oto parę spostrzeżeń dotyczących techniki tego procesu.

1) Wolność słowa nie istnieje w Ameryce. Wszyscy wiemy czego nie wolno nam powiedzieć i o kim nie wolno nam tego powiedzieć.

2) Demokracja w wydaniu dwu ledwo co różniących się partii faktycznie nie jest demokracją. Demokracja parlamentarna zezwala na wyrażanie całego wachlarza opinii: kandydat ekologiczny może być wybrany obok komunisty, separatysty rasowego i libertariana. Zapewni to, że ich idee będą przynajmniej słyszane. W przeciwieństwie do tego, dwupartyjny system zapobiega wyrażeniu jakichkolwiek idei, które obie partie zgodzą się stłumić. Jak dużo otwartej dyskusji słyszy się podczas wyborów prezydenckich na temat np. ras, imigracji, aborcji, kontroli posiadania broni i trwającej abolicji chrześcijaństwa? Dla większości ludzi to sprawy najwyższej wagi, a mimo to są tłumione. Wybory dają jednak społeczeństwu poczucie uczestnictwa, podczas gdy ich polityczne znaczenie równe jest finałowi meczu amerykańskiego footballu.

3) Wielkie jednostki administracyjne (stany) zniechęcają do autonomii. Gdyby np. polityka edukacyjna była formułowana w małych jednostkach administracyjnych, takich jak miasta czy powiaty, to można by przypilnować burmistrza i mieć realne perspektywy wpływania na szkoły dla dzieci. Jeśli polityka ustalana jest na szczeblu stanu, to wtedy chcąc ją zmienić trzeba rzucić pracę, zorganizować szeroką kampanię kosztującą fortunę i stworzyć komitety w dziesiątkach miast. To jest niepraktyczne. W Ameryce władze lokalne ustanawiają podatki od nieruchomości i przepisy parkowania samochodów. O wszystkim co ważne decyduje się zdalnie.

4) Gdzieś daleko - olbrzymie, bezduszne biurokracje służą jako polityczne koła zamachowe i izolują wybranych dygnitarzy od zachcianek motłochu. Spróbuj zadzwonić z Wyoming do Departamentu Edukacji. Pracownicy są anonimowi, opłacani regularnie, nie odpowiedzialni przed nikim, nie można ich usunąć i nic ich nie obchodzisz. Wśród nich, więcej osób niż nawet jesteś w stanie uwierzyć, zatrudnionych zostało w ramach programu preferencji dla wszystkich z wyjątkiem białych i prawdopodobnie nie wie jak przeliterować nazwę Wyoming. Nie jesteś w stanie wpływać na nich w żaden sposób, a jednak oni oddziałują na ciebie.

5) Dla naszego wzrastająco scentralizowanego i arbitralnego rządu wyeliminowanie potencjalnie konkurencyjnych ośrodków władzy było i jest kluczowe. Właśnie to jest jedną z przyczyn wspomnianego wyżej osłabiania Kościołów. Wierni uznają wyższą moc stojącą ponad państwem i mogą zdecydować się słuchać właśnie jej, a nie Waszyngtonu. Szczególnie Kościół Katolicki ze swą nieodłączną organizacją był niegdyś potężny.

Podobnie eliminacja praw stanowych - dziś już prawie zupełna - zlikwidowała kolejne potencjalne źródło opozycji. Przemysł - w czasach J. P. Morgana - politycznie potężny, został okiełznany przez przepisy i kontrakty federalne. Siły zbrojne w Stanach Zjednoczonych nigdy nie były aktywne politycznie. Jedyną dostępną opcją jest rząd.

6) Paradoksalnie - wzmacnianie siły grup, które nie są w stanie zagrozić rządowi wzmacnia go. Grupy te służą jako przeciwwaga dla tych, którzy mogliby rzucić wyzwanie władzom centralnym. Na przykład biała i zdominowana przez mężczyzn kultura Stanów Zjednoczonych, choć nie ucieleśniona w żadnej dającej się zidentyfikować organizacji, przez pewien czas pozostawała silna. Zachęcanie do sporów przez propagowanie poczucia pewności siebie Murzynów, feministek i homoseksualistów oraz import nie dających się zasymilować mniejszości etnicznych, osłabia to co niegdyś stanowiło główny nurt kultury.

7) To co wydaje się być rządem, rządem w rzeczywistości nie jest. Faktyczna władza w Ameryce znajduje się w rękach - jak to określił niegdyś George Will - „permanentnej klasy politycznej,” której formalny rząd jest podporządkowany. Klasa ta to „profesoriat”, dziennikarze, politycy, zmieniający się jak w karuzeli dygnitarze z nominacji i wysokiej rangi biurokraci. To właśnie oni - posługując się wcześniejszym przykładem edukacji - tworzą podręczniki dla waszych dzieci, decydują jak historia powinna być napisana na nowo i ustalają normy akademickie - wszystko bez zwracania jakiejkolwiek uwagi na was. Nic nie jesteście w stanie w tej sprawie zrobić.

8) Rządy w USA sprawowane są przez pięć rodzajów władzy. Wg rangi ważności są to: Sąd Najwyższy, media, prezydent, biurokracja i Kongres. Funkcją Sądu Najwyższego, któremu nie można się sprzeciwić i który nie jest odpowiedzialny przed nikim, jest narzucanie rzeczy, których Kongres boi się tknąć. Jest to ustanawianie programów pożądanych przez rządzącą klasę polityczną, których nie miałyby szansy wprowadzenia drogą demokratyczną. Chociaż formalnie jest to organ sądowniczy, to w rzeczywistości Sąd jest naszym ministerstwem kultury i obyczajów. Ustanawia on politykę dotyczącą integracji rasowej, aborcji, pornografii, praktykowania religii, decyduje które grupy otrzymają specjalne przywileje i jaka forma wypowiedzi powinna podlegać karze.

9) Media mają dwa cele w rządzeniu. Pierwszym jest zapobieganie dyskusji i w miarę możności blokowanie wiedzy o tematach objętych tabu. Drugim jest wpajanie za pomocą nie kończących się okrężnych metod, wartości i przekonań permanentnej klasy politycznej. Informuje się zatem szeroko np. o okrucieństwach rasowych popełnianych przez białych wobec czarnych, podczas gdy podobne czyny jakich dopuszczają się czarni wobec białych są zatajane. Większość ludzi wie o tym przynajmniej mgliście. Niewielu wie o stopniu zarządzania informacją.

10) Kontrola telewizji sprowadza się do kontrolowania społeczeństwa. To jest magia. Jest to taki truizm, że nie zawsze dostrzegamy jak jest on prawdziwy. Skrzynka ta jest wszechobecna, nie można przed nią uciec. Papla do nas w barach, restauracjach, mieszkaniach i podczas długich lotów samolotem. To jest nasza narodowa niańka. Większość Amerykanów każdego dnia wpatruje się w nią godzinami.

Kluczem do kulturalnej kontroli jest zapewne to, że ludzie nie potrafią nie patrzeć na ekran. Prawdą jest chyba, że głupi ludzie nie będą oglądać inteligentnej telewizji, ale jest z pewnością prawdą, że inteligentni ludzie będą oglądać głupią telewizję. Wygląda na to, że jakakolwiek telewizja preferowana jest zamiast zupełnego jej braku. W czasach gdy ludzie czytają coraz mniej, skrzynka ta nabywa nieomal wyłącznych praw do ich umysłów.

Telewizja nie mówi ludziom co mają robić. Ona im to pokazuje. Ludzie potrafią się opierać namowom, ale jeśli widzą coś powtarzającego się raz po razie, całymi miesiącami, jeśli widzą te same wartości ukazywane aprobująco, to przyjmą te zachowania i wartości. To zabiera lata, ale działa. Żeby się upewnić, że to działa sadzamy nasze dzieci przed telewizorem od niemowlęctwa.

11) Na koniec, ludzie nie chcą wolności. Chcą wygody, dwustu kanałów telewizji kablowej, seksu, narkotyków, rock-and-rolla, łatwej pracy i aut sportowych. Żaden kraj z prawdziwie wyszukanym domowym centrum tv nie zerwał się do buntu. Ogromna ilość ludzi w skrytości lubi by mówić im co mają robić. Bylibyśmy chyba szczęśliwsi z królem.

20 stycznia 2004

Autor publikacji
Archiwum ABCNET 2002-2010